Keith Haring
Fot. Raphael GAILLARDE/Gamma-RaphoGetty Images
VIVA! Tylko u nas

Keith Haring jeden z czołowych twórców street artu i pop-artu zmarł na AIDS

Urodził się by rysować. Tworzył sztukę zaangażowaną społecznie. Zmarł mając 32 lata. Oto jego historia.

Katarzyna Piątkowska 7 października 2023 13:28
Keith Haring
Fot. Raphael GAILLARDE/Gamma-RaphoGetty Images

Urodził się, żeby rysować. Sławę zyskał dzięki postaciom rysowanym kredą na tablicach reklamowych w nowojorskim metrze. Uważany za jednego z czołowych twórców street artu i pop-artu, tworzył sztukę zaangażowaną społecznie. Artysta z Klubu 57. Ofiara AIDS. Człowiek legenda. Keith Haring. Wierzył, że sztuka jest dla wszystkich.

Śmierć Keith'a Haringa

Był zbyt słaby, by utrzymać w ręce flamaster.
Ale ciągle próbował.
Ostatkiem sił lepił z gliny wielkoformatową rzeźbę, tryptyk „Życie Chrystusa”, który później odlano w brązie i pokryto białym złotem i platyną. Udało mu się skończyć dzieło, ale dwa tygodnie później, 16 lutego 1990 roku, Keith Haring zmarł w swoim nowojorskim mieszkaniu na Greenwich Village. Artysta, tak jak wielu z jego przyjaciół, był ofiarą epidemii AIDS, która pod koniec lat 80. i w latach 90. zbierała śmiertelne żniwo, głównie wśród homoseksualistów. O chorobie lekarze mówili wtedy „gay syndrome”, a Keith Haring był zadeklarowanym homoseksualistą. Przede wszystkim jednak był artystą, dla którego sztuka była całym życiem. Gdy dwa lata wcześniej dowiedział się, że jest chory na AIDS, mówił: „Objawy już mam… moje dni są policzone. Teraz jest ważne, żeby zrobić jak najwięcej, jak najszybciej. (…) Praca to wszystko, co posiadam, a sztuka jest ważniejsza niż życie”.
 
Keith Haring w Art Gallery of NSW
Fot. Getty Images/Stuart William Macgladrie/Fairfax Media

Wirujący derwisz

Młody mężczyzna w dżinsach i w koszulce z raczkującym dzieckiem bez twarzy, za to z promieniami naokoło, maluje bardzo szybko. Używa białej kredy, którą wyciąga z kieszeni. Przed chwilą wyskoczył z pociągu metra, podbiegł do czarnej tablicy na reklamę i szybkimi ruchami rysował różne postaci. Promieniujące dziecko, psa, UFO… A potem wskoczył do kolejnego pociągu i pojechał na następną stację, by tam kontynuować swoją działalność. Chyba że go zaaresztowano.
Tony Shafrazi, właściciel galerii, w której zatrudnił się Keith Haring i w której odbyła się jego pierwsza nowojorska wystawa, tak na łamach „The Guardian” określał jego styl: „Był jak wirujący derwisz, nieustannie w ruchu, o niezwykle atletycznym i wydłużonym ciele. (…) Nie wiedzieli, jak to nazwać, więc nazwali to graffiti. Ale to nie było graffiti. Różne obrazy, różne tożsamości, różne narracje, różna symbolika zastosowana do narracji… to było o wiele bardziej złożone”. Keith Harring z szacunku do twórców sztuki ulicznej (termin street art powstał dopiero w 1985 roku) nigdy nie nazwał swojej sztuki „graffiti”. Ale też chciał być inny niż oni. W 1980 roku zapoczątkował projekt „Subway”, metro zainspirowało go natychmiast, jak tylko przybył do Nowego Jorku, i w ciągu pięciu lat namalował blisko 10 tysięcy obrazków. Powstawały szybko, w kilka minut. Czasem jednak zbyt wolno, by uniknąć czającej się za jego plecami nowojorskiej policji. Wiedział, co może się wydarzyć, a jednak rysowanie było silniejsze. W internecie można znaleźć archiwalne filmy nakręcone w metrze. Jest też książka „Art in Transit” wydana w 1984 roku i zawierająca zdjęcia prac artysty zrobione przez Tseng Kwong Chi, z którym znali się ze słynnego Klubu 57.
 

Miasto Strachu

Nowy Jork w latach 70. i 80. XX wieku nie był wymarzonym miejscem do życia. W 1975 roku podróżni przybywający do miasta dostawali broszurę wydaną przez Departament Policji zatytułowaną „Witamy w Mieście Strachu”. Radzono, by nie korzystać z metra, nie wyjeżdżać poza Manhattan, a tam znowu nie wychodzić po godzinie 18, bo można zostać napadniętym, a nawet zamordowanym. Prezydent Gerald Ford odmówił ratowania miasta, które stało na skraju bankructwa. Zmniejszono liczbę policjantów i strażaków, co spowodowało wzrost liczby przestępstw i pożarów. Ludzie, których nie było stać na utrzymanie kamienic, po prostu je podpalali, by otrzymać odszkodowanie. Miasto opanowała epidemia heroiny. Park Bryant na Manhattanie, obok którego miał niebawem zamieszkać Haring, nazywano „parkiem igieł”. Wagony metra stały się jeżdżącymi galeriami, bo młodzi ludzie zaczęli je zamalowywać od góry do dołu, wyrażając tym samym swój sprzeciw wobec tego, co się działo w Wielkim Jabłku.
Takie oto miejsce do życia wybrał 20-letni Haring.
I uparcie twierdził, że Nowy Jork jest jedynym miastem, do którego chce się udać.
Po marzenia. Po sławę. Po życie.

Zmiana wszystkiego

Wcześniej mieszkał z rodziną w Reading, w stanie Pensylwania, i od najmłodszych lat wiedział, że zostanie artystą. Wychowany w holenderskiej rolniczej społeczności w Kutztown, naprawdę miał obsesję na punkcie rysowania. Jeden z jego pierwszych nauczycieli sztuki mówił, że dla Keitha było to coś, z czym się po prostu urodził. „Zanim Keith skończył rok, miał zwyczaj, że po kolacji siadał na kolanach taty i rysował swoimi ukochanymi kredkami”, opowiadała mama artysty Joan. To ojciec nauczył go, jak rysować kółka, potem robić z nich balon, a potem twarze. Dzięki ojcu pokochał bohaterów stworzonych przez Walta Disneya i Brunona Schulza. Początkowo przerysowywał Charliego Browna i Myszkę Miki, ale to go nie zadowalało.
„W Keitcie zawsze było coś interesującego. To był sposób, w jaki się ubierał, w jaki mówił, w jaki się uśmiechał i przewracał oczami. To sposób, w jaki potrafił wydostać się z kłopotów tak szybko, jak się w nie pakował. W każdym razie Keith i ja zawsze byliśmy znani jako artyści w szkole. Obaj mieliśmy bzika na punkcie rysowania”, mówił jego przyjaciel ze szkolnych lat Kermit Oswald.
Pewnego razu podczas wycieczki do Waszyngtonu Haring odwiedził Hirshhorn Museum w Instytucie Smithsona. Wtedy po raz pierwszy zetknął się z pracą Andy’ego Warhola. Podobno przyglądał się twarzy Marilyn Monroe przez długi czas, bo uderzyły go mocne płaskie obrazy. Zafascynowała go. Już wtedy wiedział, że sztuka będzie jego życiem.
Keith Haring podczas pracy w Zachodnim Berlinie w 1986 roku
Fot. Getty Images/ Stiebing/ullstein bild

Po szkole zaczął studiować sztukę komercyjną w Ivy School of Professional Art w Pittsburghu, jednak jej nie ukończył. Widział, że jego koledzy niezwykle się męczą, tworząc na zamówienie, by zarobić na życie, a prawdziwą sztukę, tę płynącą prosto z serca, robią po godzinach. On chciał tworzyć sztukę na pełny etat.
W 1978 roku zapisał się więc do School of Visual Arts w Nowym Jorku. Tam uczył się pod okiem świetnych wykładowców, którzy pozwalali na twórcze eksperymenty. W porównaniu z innymi studentami Haring tworzył naprawdę ekscentryczne prace. W 1979 roku malował na podłodze w swoim studio w szkole. Pracę nazwał „Painting Myself into a Corner”. Stworzył gąszcz czarnych linii, które w rezultacie zapędziły go do rogu. Eksperymentował z wideo i performance’em.
Odnalazł swój styl.
Pomiędzy rysowaniem w metrze i performance’ami Haring pracował jako kelner, organizował pokazy sztuki undergroundowej, a także pracował w galerii Tony’ego Shafrazi. I to tam zaczął sprzedawać swoje prace. Wkrótce okazało się, że nadają się, by zorganizować wystawę. Pierwsza odbyła się w październiku 1982 roku i od razu stała się wielkim sukcesem. Obejrzało ją ponad cztery tysiące osób, a krytycy określili ją jako „olśniewającą”. Nazwisko Haringa zaczęto wymieniać wśród nazwisk największych nowojorskich artystów awangardowych. Wywiady z nim ukazywały się w gazetach i magazynach, a on sam stał się rozpoznawalny. Ludzie podchodzili do niego na ulicy i mówili: „Wow! To ty jesteś Keithem Haringiem! Podpiszesz to?”. Nie odmawiał. Każdemu, kto poprosił, rysował „Radiant baby”, dziecko bez twarzy, z promieniami dookoła, które stało się jego najsłynniejszym rysunkiem, a nawet znakiem firmowym. „Radiant baby” uznano później za symbol walki z AIDS, zawsze też pozostał symbolem czystości, niewinności i nadziei. Haring twierdził, że sztuka ma być nie tylko atrakcyjna wizualnie, ale powinna nieść ważne przesłanie. Jego prace poruszały tematy takie jak: miłość, wojna, seksualność, technologia i niesprawiedliwość społeczna.
Praca Keith'a Haringa
Fot. materiały prasowe

Artystyczny raj

Częścią drogi Keitha do niezależności i wyzwolenia ze wszelkiego rodzaju konwenansów było zaakceptowanie faktu, że jest gejem. „Byłem szczęśliwy, bo nagle odkryłem, że moja sztuka, podobnie jak moja seksualność, rozkwita, a możliwości wydają się na wyciągnięcie ręki”. To dlatego Nowy Jork był dla niego miejscem idealnym pod każdym względem. Po pierwsze, mógł zamieszkać w dzielnicy, która stała się ostoją ludzi LGBTQ, w której mogli czuć się względnie bezpiecznie. Po drugie, artystyczne życie Wielkiego Jabłka było naprawdę imponujące. O swoich początkach w tym mieście mówił: „Wszystko było bardzo ekscytujące – życie w Greenwich Village, posiadanie własnego mieszkania i chodzenie do szkoły”. W szkole Keith poznał między innymi malarza Kenny’ego Scharfa, a w Klubie 57 artystę Jeana-Michela Basquiata. Podobno Basquiat sprzedawał wówczas swoje rysunki za parę dolarów, dzisiaj te rysunki osiągają zawrotne sumy na aukcjach. Jeden z nich wylicytowano nawet za 49 milionów dolarów. Wtedy też Keith poznał Andy’ego Warhola, który początkowo był wobec niego nieufny: „Czuł się niezręcznie w towarzystwie kogoś, kogo nie znał. Potem poszedł na wystawę w Fun Gallery, która odbyła się wkrótce po wystawie w Shafrazi. Był bardziej przyjazny. Zaczęliśmy rozmawiać, wspólnie wychodzić”. Zaprzyjaźnili się. To przez Warhola Keith poznał Grace Jones, na ciele której robił później swoje rysunki, a ona cieszyła się, że jest „niesamowitą chodzącą rzeźbą”, także Yoko Ono czy Niki de Saint Phalle. Przyjaźń z mistrzem pop-artu miała na niego wielki wpływ. Warhol był obecny nie tylko w życiu Haringa, ale i w jego pracach. W zabawny sposób przedstawił Andy’ego Warhola jako Myszkę Miki, którą w 2022 roku sprzedano za blisko 215 tysięcy funtów. W książce „The Authorized Biography” Haring wyznał: „Widzisz, cokolwiek bym zrobił, nie byłoby to możliwe bez Andy’ego. Gdyby Andy nie złamał koncepcji tego, czym powinna być sztuka, po prostu nie byłbym w stanie istnieć”. Sophie Cavouluacos, kuratorka wystawy w MoMa poświęconej Klubowi 57, mówiła: „Nowy Jork podnosił się po kryzysie finansowym, awarii zasilania i zmierzchu disco. Nowe pokolenie młodzieży – szczególnie studentów sztuki – gromadziło się w okolicy East Village”, a performerka Katty Kattelmann dodawała: „Urządziliśmy sobie kiedyś piknik w parku, w okolicy moich urodzin. Keith Haring robił mi zdjęcia, wyszły bardzo nietwarzowo. Przerobił je na prace, które są częścią wystawy. Nie są utrzymane w typowym dla niego stylu – przechodził wtedy przez swoją fazę Warhola”.
Dwudziestoletni, niezbyt atrakcyjny, ale za to uroczy chłopak szybko stał się jednym z najważniejszych nowojorskich artystów tamtej epoki. 
 
Cały tekst przeczytasz w wydaniu specjalnym VIVA! Moda
Andy Warhol i Keith Haring
Fot. East News

 

TAGI #sztuka

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Oscary 2022: oto 5 filmów nominowanych za kostiumy!

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

Odkrywamy zaskakującą szafę Małgosi Kożuchowskiej
Supermodelka Anna Jagodzińska i jej szaleństwa