Urodził się, żeby rysować. Sławę zyskał dzięki postaciom rysowanym kredą na tablicach reklamowych w nowojorskim metrze. Uważany za jednego z czołowych twórców street artu i pop-artu, tworzył sztukę zaangażowaną społecznie. Artysta z Klubu 57. Ofiara AIDS. Człowiek legenda. Keith Haring. Wierzył, że sztuka jest dla wszystkich.
Śmierć Keith'a Haringa
Ale ciągle próbował.
Ostatkiem sił lepił z gliny wielkoformatową rzeźbę, tryptyk „Życie Chrystusa”, który później odlano w brązie i pokryto białym złotem i platyną. Udało mu się skończyć dzieło, ale dwa tygodnie później, 16 lutego 1990 roku, Keith Haring zmarł w swoim nowojorskim mieszkaniu na Greenwich Village. Artysta, tak jak wielu z jego przyjaciół, był ofiarą epidemii AIDS, która pod koniec lat 80. i w latach 90. zbierała śmiertelne żniwo, głównie wśród homoseksualistów. O chorobie lekarze mówili wtedy „gay syndrome”, a Keith Haring był zadeklarowanym homoseksualistą. Przede wszystkim jednak był artystą, dla którego sztuka była całym życiem. Gdy dwa lata wcześniej dowiedział się, że jest chory na AIDS, mówił: „Objawy już mam… moje dni są policzone. Teraz jest ważne, żeby zrobić jak najwięcej, jak najszybciej. (…) Praca to wszystko, co posiadam, a sztuka jest ważniejsza niż życie”.

Wirujący derwisz
Tony Shafrazi, właściciel galerii, w której zatrudnił się Keith Haring i w której odbyła się jego pierwsza nowojorska wystawa, tak na łamach „The Guardian” określał jego styl: „Był jak wirujący derwisz, nieustannie w ruchu, o niezwykle atletycznym i wydłużonym ciele. (…) Nie wiedzieli, jak to nazwać, więc nazwali to graffiti. Ale to nie było graffiti. Różne obrazy, różne tożsamości, różne narracje, różna symbolika zastosowana do narracji… to było o wiele bardziej złożone”. Keith Harring z szacunku do twórców sztuki ulicznej (termin street art powstał dopiero w 1985 roku) nigdy nie nazwał swojej sztuki „graffiti”. Ale też chciał być inny niż oni. W 1980 roku zapoczątkował projekt „Subway”, metro zainspirowało go natychmiast, jak tylko przybył do Nowego Jorku, i w ciągu pięciu lat namalował blisko 10 tysięcy obrazków. Powstawały szybko, w kilka minut. Czasem jednak zbyt wolno, by uniknąć czającej się za jego plecami nowojorskiej policji. Wiedział, co może się wydarzyć, a jednak rysowanie było silniejsze. W internecie można znaleźć archiwalne filmy nakręcone w metrze. Jest też książka „Art in Transit” wydana w 1984 roku i zawierająca zdjęcia prac artysty zrobione przez Tseng Kwong Chi, z którym znali się ze słynnego Klubu 57.
Miasto Strachu
Takie oto miejsce do życia wybrał 20-letni Haring.
I uparcie twierdził, że Nowy Jork jest jedynym miastem, do którego chce się udać.
Po marzenia. Po sławę. Po życie.
Zmiana wszystkiego
„W Keitcie zawsze było coś interesującego. To był sposób, w jaki się ubierał, w jaki mówił, w jaki się uśmiechał i przewracał oczami. To sposób, w jaki potrafił wydostać się z kłopotów tak szybko, jak się w nie pakował. W każdym razie Keith i ja zawsze byliśmy znani jako artyści w szkole. Obaj mieliśmy bzika na punkcie rysowania”, mówił jego przyjaciel ze szkolnych lat Kermit Oswald.
Pewnego razu podczas wycieczki do Waszyngtonu Haring odwiedził Hirshhorn Museum w Instytucie Smithsona. Wtedy po raz pierwszy zetknął się z pracą Andy’ego Warhola. Podobno przyglądał się twarzy Marilyn Monroe przez długi czas, bo uderzyły go mocne płaskie obrazy. Zafascynowała go. Już wtedy wiedział, że sztuka będzie jego życiem.

Po szkole zaczął studiować sztukę komercyjną w Ivy School of Professional Art w Pittsburghu, jednak jej nie ukończył. Widział, że jego koledzy niezwykle się męczą, tworząc na zamówienie, by zarobić na życie, a prawdziwą sztukę, tę płynącą prosto z serca, robią po godzinach. On chciał tworzyć sztukę na pełny etat.
W 1978 roku zapisał się więc do School of Visual Arts w Nowym Jorku. Tam uczył się pod okiem świetnych wykładowców, którzy pozwalali na twórcze eksperymenty. W porównaniu z innymi studentami Haring tworzył naprawdę ekscentryczne prace. W 1979 roku malował na podłodze w swoim studio w szkole. Pracę nazwał „Painting Myself into a Corner”. Stworzył gąszcz czarnych linii, które w rezultacie zapędziły go do rogu. Eksperymentował z wideo i performance’em.
Odnalazł swój styl.
Pomiędzy rysowaniem w metrze i performance’ami Haring pracował jako kelner, organizował pokazy sztuki undergroundowej, a także pracował w galerii Tony’ego Shafrazi. I to tam zaczął sprzedawać swoje prace. Wkrótce okazało się, że nadają się, by zorganizować wystawę. Pierwsza odbyła się w październiku 1982 roku i od razu stała się wielkim sukcesem. Obejrzało ją ponad cztery tysiące osób, a krytycy określili ją jako „olśniewającą”. Nazwisko Haringa zaczęto wymieniać wśród nazwisk największych nowojorskich artystów awangardowych. Wywiady z nim ukazywały się w gazetach i magazynach, a on sam stał się rozpoznawalny. Ludzie podchodzili do niego na ulicy i mówili: „Wow! To ty jesteś Keithem Haringiem! Podpiszesz to?”. Nie odmawiał. Każdemu, kto poprosił, rysował „Radiant baby”, dziecko bez twarzy, z promieniami dookoła, które stało się jego najsłynniejszym rysunkiem, a nawet znakiem firmowym. „Radiant baby” uznano później za symbol walki z AIDS, zawsze też pozostał symbolem czystości, niewinności i nadziei. Haring twierdził, że sztuka ma być nie tylko atrakcyjna wizualnie, ale powinna nieść ważne przesłanie. Jego prace poruszały tematy takie jak: miłość, wojna, seksualność, technologia i niesprawiedliwość społeczna.

Artystyczny raj
Dwudziestoletni, niezbyt atrakcyjny, ale za to uroczy chłopak szybko stał się jednym z najważniejszych nowojorskich artystów tamtej epoki.
