Agnieszka Barjasz wspomina ciężkie czasy, gdy jej matka pracowała w Panoramie i „była gwiazdą”. Miały problemy finansowe, Agnieszka musiała zmienić szkołę...
– Agnieszko, kiedy mama w latach 90. prowadziła telewizyjną „Panoramę”, to był bardzo trudny dla Ciebie czas. Zaczęły się kłopoty w szkole.
Krystyna Czubówna: Aga nawet mnie prosiła, żebym nie przychodziła na wywiadówki. Mówiła: „Przecież ja się nazywam inaczej i nikt nie musi wiedzieć, że ty jesteś moją mamą”.
Agnieszka: Ale to zawsze i tak wychodziło. Pamiętam te komentarze, śmiechy dzieci: „O, pani z telewizji”. Przypięli mi łatkę „córka gwiazdy”. Obrywało mi się i bardzo się przeciwko temu buntowałam.
– Był taki moment, że Agnieszka musiała zmienić szkołę.
Krystyna: To było w liceum. Aga miała fantastyczną wychowawczynię, ale dwóch nauczycieli strasznie ją tępiło.
Agnieszka: Na każdym kroku próbowali mi udowodnić, że jestem głupia, nic nie umiem, a wszystko, co mam, zawdzięczam znanej mamie.
Krystyna: Rozmawiałam z wychowawczynią, z panią psycholog. Obie uznały, że problem jest nie w domu, tylko w szkole. Zaczęłam szukać innej szkoły. I to było kolejne zderzenie czołowe, tylko w drugą stronę. Od nowej pani dyrektor dowiedziałam się, że ma w tym roku sporo młodych ludzi, którzy nie byli w stanie wytrzymać w innych liceach i że zbuduje z nich nową klasę. Cudowna kobieta. Uczyła Agnieszkę polskiego i filozofii. Dała jej wszystko to, czego ja nie zdążyłam.
Agnieszka: Pedagog, nauczyciel, przewodnik po życiu – pani Jolanta Kwaśniewska, ale to przypadkowa zbieżność imion i nazwisk z byłą panią prezydentową. Jest dla mnie do dzisiaj wielkim autorytetem.
– Czasem mogłaś pani dyrektor powiedzieć więcej niż mamie?
Agnieszka: Mama mnie zawsze stawiała do pionu swoimi hasłami w stylu: „Ale cóż to jest wobec kosmosu” (śmiech) albo: „Co ty mi tu narzekasz, lepiej pomyśl o biednych dzieciach w Afryce, one to dopiero mają problem”.
– Traktowałaś Agnieszkę jak w pełni dojrzałą osobę. A była tylko dzieckiem…
Krystyna: Dziś rozumiem, że musiało ją to wtedy bardzo boleć, jakbym lekceważyła jej problemy. A to nie tak. Miałyśmy bardzo pod górkę. Mimo że dużo pracowałam, to się nie przekładało na pełną kieszeń. Wiecznie borykałyśmy się z problemami finansowymi. Mieszkałyśmy w maleńkim mieszkanku, nie miałyśmy telefonu, ale byłam gwiazdą. Dzisiaj brzmi to nieprawdopodobnie. A to rzeczywistość zaledwie sprzed 20 lat. Decyzje podejmowałam jednoosobowo, sama zmagałam się ze światem i jego przeciwnościami. Aga zawsze była dla mnie bardziej partnerką niż dzieckiem. I w tym cały problem.
– Agnieszko, czułaś się niezrozumiana? Oddalałyście się od siebie?
Krystyna: Na pewno buntu na pokładzie nie było.
Agnieszka: Zawsze byłyśmy bardzo blisko. Jestem taką osobą, która sobie wszystko sama przetrawia, układa, tłumaczy. Nigdy nie myślałam, że jestem biedna, samotna, nieszczęśliwa, a moja mama „gwiazda” taka okropna (śmiech).
Polecamy także: „Istnieje inny wymiar niż tylko ciało”. Jak wypadek zmienił życie Doroty Choteckiej i Radosława Pazury?