Jessica Chastain, Antonina Żabińska, Uroda Życia, luty 2017
Fot. Teresa Zawadzki i Ryszard Żabiński/materiały prasowe
NOWY NUMER „URODY ŻYCIA”

Historia o tym, jak w warszawskim zoo ratowano Żydów posłużyła za scenariusz hollywoodzkiego filmu

Konrad Szczęsny 10 stycznia 2017 21:15
Jessica Chastain, Antonina Żabińska, Uroda Życia, luty 2017
Fot. Teresa Zawadzki i Ryszard Żabiński/materiały prasowe

„Ojciec wyciągał ludzi z getta” – mówi Teresa Żabińska-Zawadzki – matka dawała im azyl w naszym domu”. Historia Antoniny Żabińskiej, dzięki której w warszawskim zoo podczas okupacji udało się uratować życie kilkudziesięciu osób, powraca w wielkim hollywoodzkim stylu w filmie „Azyl” („The Zookeeper's Wife”). Jego premiera jest przewidziana na 24 marca 2017 r.

Polecamy też: Czy film o Polakach podbije USA? Wyjątkowa historia państwa Żabińskich

Teresa Żabińska-Zawadzki o Antoninie Żabińskiej

Kiedy zaczyna się wojna, Jan Żabiński, dyrektor zlikwidowanego właśnie warszawskiego ogrodu zoologicznego, zatrudnia się w Instytucie Higieny, a po pracy uczy na tajnych kompletach i angażuje się w działalność konspiracyjną. W domu w ciągu dnia go nie ma, wraca do willi przed północą i wyznacza żonie zadania. „Mój ojciec był w domu dowódcą – mówi dziś córka Teresa Żabińska-Zawadzki. – To jest tak jak wśród zwierząt, w stadzie jest hierarchia. Matka robiła, czasem nie wnikając w szczegóły konspiracji, to, o co prosił ojciec, niektórych rzeczy tylko się domyślała, o niektórych w ogóle nie wiedziała, ale tak samo, jak tata ratowała ludzi. Ojciec wyciągał ludzi z getta, a potem uciekinierzy trafiali do nas, pod skrzydła mamy”.

Jak Antonina Żabińska pomagała Żydom

Życiem domu i organizacją schronienia na terenie zoo dowodzi więc Antonina. W pustych szopach, stajniach, budkach, ukrytych wiosną i latem w gęstych krzakach, oraz w dyrektorskiej willi – w schowkach, skrytkach i pokojach – znajdują dach nad głową Żydzi i inni ludzie uciekający przed gestapo. Jedzenie zanosi im pani domu lub kilkuletni Ryś. Z wyżywieniem nie ma problemu, na terenie zoo działa tuczarnia świń, obsługiwana przez personel zoo, która zgodnie z pomysłem Jana Żabińskiego ma zapewnić jako takie przetrwanie ogrodu. Antonina robi też weki z gawronów, na które polują Niemcy na terenie zoo, a które udają potem na stole kuropatwy. Hoduje króliki, uprawia warzywa, podwiązuje pomidory – tym karmi rodzinę oraz przewijających się przez dom licznych gości. Willa jest jednak jak tykająca bomba. Wszyscy ukrywający się wiedzą, że gdy z fortepianu, przy którym zasiądzie Antonina, popłyną wesołe dźwięki kupletu „Jedź na Kretę” z „Pięknej Heleny” Offenbacha, należy schować się w swojej skrytce, bo zbliża się niebezpieczeństwo. W każdej chwili może się coś wydarzyć, tym bardziej, że na lwiej wyspie Niemcy na początku wojny urządzili jeden ze składów odebranej Polakom broni. Trzymają tam wartę, a do niektórych budynków żołnierze przyprowadzają w letnie wieczory na siano panienki.

Teresa Żabińska-Zawadzki o Janie Żabińskim

„Mój ojciec był człowiekiem przewidującym i świetnym psychologiem – mówi Teresa Żabińska-Zawadzki. – Zakładał, że Niemcy nigdy nie wpadną na to, że w środku okupowanej Warszawy, w zoo pełnym spacerowiczów, czyli w miejscu publicznym, może się ktokolwiek ukrywać. Jedni ukrywający się nie wiedzieli o drugich. Matka na wszelki wypadek nadawała im imiona od nazw zwierząt. Magdalena Gross, żydowska rzeźbiarka, nosiła na przykład pseudonim Szpak, a rodzina Kenigsweinów została nazwana rodziną Soboli. W domu wywoływało to nieraz pomieszanie z poplątaniem i wątpliwości, kim jest naprawdę bażant – czy zwierzakiem, który ostał się obok willi, czy konspiratorem noszącym taki pseudonim. To dlatego Magdalena Gross nazywała w czasie okupacji naszą willę »domem pod zwariowaną gwiazdą«”. Kiedyś na terenie zoo, w pobliżu niemieckich magazynów wojskowych, wybucha pożar. Antonina wybiega z domu i odgrywając teatralną scenę, przekonuje żandarma, że to na pewno niemieccy żołnierze zaprószyli papierosem ogień, bo przychodzą tu na siano z „dziewczynkami”. Żandarm, zaskoczony rubaszną odpowiedzią, śmieje się zgodnie z przewidywaniami, odpuszcza, zmienia temat i zaczyna wypytywać o ogród. Żydowskiemu małżeństwu Reginie i Samuelowi Kenigsweinom i ich dzieciom organizuje w 1943 roku nocleg. Najpierw umieszcza ich w podziemnym korytarzu obok starej lwiarni, tam, gdzie kiedyś mieszkały zwierzęta futerkowe. Kilka dni później Kenigsweinowie, całą siedmioosobową rodziną, zostają przez Żabińską zakwaterowani na kolejne noce w piwnicy willi. W tym pomieszczeniu, które w czasie wojny służy jako schron, nie ma okien, ale jest toaleta i jest ciepło, dochodzą tam rury centralnego ogrzewania. W ciągu dnia Regina Kenigswein z dziećmi przebywa na piętrze „domu pod zwariowaną gwiazdą”. Jej mąż wychodzi o świcie w grubym futrze i filcowych butach do woliery – bażanciarni, gdzie siedzi do wieczora zamknięty od zewnątrz na kłódkę. Klucze ma gospodyni willi. Samuela Kenigsweina Antonina zna sprzed wojny, z czasów, kiedy dostarczał im wiśnie, jabłka czy czereśnie dla zwierząt. Syn Żabińskich nosi całej rodzinie Soboli talerze z jedzeniem. Gosposia, na wszelki wypadek niewtajemniczona w sprawę, nie ma pojęcia o nowej rodzinie w domu i dziwi się, że nagle domownicy nabrali apetytu.

Ilu osobom pomogli Żabińscy?

Przez willę Żabińskich takich osób jak Kenigsweinowie przewija się podczas okupacji kilkadziesiąt. Zatrzymują się w domu na jedną noc, na miesiące czy lata Rachela Auerbach, Maurycy Fraenkel, Róża Anzelówna, Irena Mayzel, Lonia Tenenbaum i inni. Nie zawsze są to znajomi Żabińskich, czasem tylko znajomi znajomych. Antonina boi się o życie swojej rodziny, ale nie wyobraża sobie, by mogła nie pomóc i nie ocalić innych. „Nie ma innego wyjścia – mówi. – Trzeba to robić. Każdemu człowiekowi, który znajdzie się w takiej sytuacji, należy pomóc”. Antonina, osierocona w dzieciństwie najpierw przez matkę, a potem przez ojca, musiała wiedzieć, co to znaczy zaopiekować się kimś, uratować mu życie. „Ogarniało mnie piekące uczucie wstydu za własną bezsilność i własny lęk” – pisała po wojnie o tych krótkich momentach, kiedy miała w ogóle czas na to, by się bać, bo większość energii wkładała w codzienne działanie zapewniające bezpieczeństwo jej samej, rodzinie i swoim podopiecznym.

 

Tekst: Anna Kamińska

Cały wywiad przeczytacie w nowym numerze „Urody Życia”, dostępnym w kioskach i dobrych salonach prasowych od 13 stycznia.

Aleksandra i Magdalena Popławskie, Uroda Życia, luty 2017
Fot. Adam Pluciński/MOVE

Polecamy też: „Była bardzo chora. Całe życie było ustawione pod nią”. Natalia Kukulska o śmierci ukochanej babci

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale szybko zamieszkali razem. Teraz czeka ich wielka zmiana!

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MARYLA RODOWICZ o poczuciu zawodowego niedocenienia, związkach – tych „gorszych, lepszych, bardziej udanych” i swoim azylu. KAROLINA GILON I MATEUSZ ŚWIERCZYŃSKI: ona pojechała do pracy na planie telewizyjnego show, on miał przeżyć przygodę życia jako uczestnik programu… MAREK TORZEWSKI mówi: „W miłości, która niejedno ma imię, są dwa kolory. Albo biel, albo czerń. A ja mam tę biel, a to wielkie szczęście…”.