Paulina Młynarska: „Już nie szukam mężczyzny za wszelką cenę”. Co się zmieniło w jej życiu?
Paulina Młynarska: „Już nie szukam mężczyzny za wszelką cenę”. Dziennikarka przez lata była bohaterską prasy plotkarskiej, sypały się jej związki i kolejne małżeństwa, co odreagowywała złością i depresją. Teraz już wie czego chce i odzyskała kontrolę nad swoim życiem emocjonalnym i zawodowym. Właśnie ukazała się jej książka „Jeszcze czego” - bardzo osobista, o związkach i walce ze wszechobecną w naszej kulturze pogardą wobec kobiecości. Dlaczego mówi publicznie o swoich doświadczeniach? „Chcę motywować kobiety do zmiany siebie. Żeby zapytały siebie w końcu: czego chcę od życia?” - wyznała Tamarze Wilk w wywiadzie do najnowszego numeru „Urody życia”. Jaka była kiedyś, a jaka jest teraz?
Dlaczego Paulina Młynarska zmieniła swoje życie?
- Kim byłaś na „starym oprogramowaniu”?
Paulina Młynarska: Kobietą, która w dorosłe życie weszła z przekonaniem, że aby być szczęśliwą, musi „być przy mężczyźnie”. Przez 20 lat byłam absolutnie przekonana, że związek jest najważniejszy w życiu i wszystko trzeba mu podporządkować. W dodatku nie miałam wobec mężczyzn żadnych wymagań. Tylko przeświadczenie, że kiedy jakiś ON mnie zechce, to będziemy żyli długo i szczęśliwie. I tyle. Taka naiwna, idylliczna bajka. A było tak, że kiedy miałam 22 lata, zostałam sama z kilkumiesięcznym dzieckiem. I poczuciem, że to tylko mój problem.
- Radykalne zderzenie z rzeczywistością coś w tobie zmieniło?
Paulina Młynarska: Wtedy nie. Nadal żyłam w przekonaniu, że wszystko się ułoży, jak tylko znajdę mężczyznę. Według mnie to powszechna wśród kobiet postawa: dopóki nie mamy JEGO, czujemy, jakbyśmy niczego nie osiągnęły. (…)
- Nie masz dziś poczucia, że którąś z twoich relacji z mężczyznami warto było ratować? Że „trzaskałaś drzwiami” za często, za szybko?
Paulina Młynarska: Nie żałuję żadnego z moich trzaśnięć drzwiami, bo problem nie polegał na tym, że nie potrafiłam pracować nad relacjami. Ja po prostu uparcie, za każdym razem wiązałam się z mężczyznami, którzy w ogóle się do bliskiej relacji nie nadawali. Mieli nierozwiązane problemy: nałogi, skłonność do przemocy i manipulacji. Ale ja też nie nadawałam się wtedy do związku! I za każdym razem następowała reakcja wybuchowa: efekt zderzenia dwóch niedojrzałości. Pytasz, czy nie za szybko trzaskałam drzwiami, a ja myślę, że w ogóle nie powinnam wchodzić do tych pomieszczeń.
Zobacz także
- Co skłoniło cię do tego, żeby w końcu zmienić wszystko?
Paulina Młynarska: Któregoś dnia dotarło do mnie, że albo wrzeszczę, albo płaczę, albo jestem nieszczęśliwa i się użalam. Że bywam nie do zniesienia dla wszystkich: dziecka, współpracowników, przypadkowych ludzi. I pomyślałam: „O co tu chodzi? Czy tak ma wyglądać moje życie?!”. Ale nic nie odbyło się ani łatwo, ani szybko. To było 12 lat intensywnej psychoterapii, medytowania i konfrontacji z własnym wewnętrznym śmietnikiem. Przy okazji odkryłam, że za wiele moich problemów odpowiedzialny jest wzorzec kobiecości obowiązujący w naszej kulturze i wynikająca z niego pogarda do tego, co kobiece. (…)
Paulina Młynarska, "Uroda Życia" lipiec 2016.
Polecamy też: Młynarska też krytykuje akcję "Nie odkładaj macierzyństwa na potem": Debilna kampania.
- Co takiego zmieniło się w twoim świecie, że nagle moc zaczęła być z tobą?
Paulina Młynarska: Czytałam niedawno biografię Simony Kossak, która badała życie zwierząt w Puszczy Białowieskiej. Opisała taką prawidłowość: to nie najsilniejszy zwycięża, tylko zwycięzca staje się najsilniejszy. Organizm zwierzęcia, które raz „wygrało”, zaczyna wydzielać więcej hormonów odpowiedzialnych za szybkość reakcji, rozwój mięśni i inne cechy, dzięki którym zwierzę może znowu zwyciężać. Myślę, że Simona miała rację, a to prawo dotyczy również ludzi.
Paulina Młynarska - niezależna w pracy i w życiu
- W książkach piszesz, że nie miałaś dobrego wzorca kobiecości, że weszłaś w życie z niskim poczuciem wartości. A jednak osiągnęłaś zawodowy sukces – jak to tłumaczysz?
Paulina Młynarska: Wcześnie zbuntowałam się przeciwko temu wzorcowi. Wyszłam, a właściwie uciekłam z domu rodzinnego, mając 16 lat. Wyjechałam do Francji, gdzie mogłam polegać wyłącznie na sobie, żeby przetrwać. Potem musiałam utrzymać dziecko i siebie. Przetrwałam wiele trudnych sytuacji bytowych, zawodowych i ludzkich. Pytasz, skąd wziął się mój sukces, myślę, że z bardzo intensywnej pracy – również nad sobą.
- Jest coś, co dawniej w twoim życiu się zdarzało, a dziś, po „zmianie oprogramowania”, nie miałoby już szans się zdarzyć?
Paulina Młynarska: Nikt na pewno nie wymusi na mnie czegoś, na co nie mam ochoty. Czy to będzie przyjęcie, na którym nie chcę być, seks, na który nie mam nastroju, czy potrawa, której nie lubię. Nie zmieniam zdania pod czyjąś presją. Przestałam się radzić innych ludzi, a robiłam to przez lata. Efekt był zawsze taki sam. Każdy mówił co innego, a ja tkwiłam w niepewności, jeszcze bardziej zdezorientowana.
- A mężczyźni? Twój stosunek do nich się jakoś zmienił?
Paulina Młynarska: Dzisiaj w ogóle nie ma możliwości, żeby moje zainteresowanie wzbudził agresywny typek, alkoholik albo narkoman. Ja już nawet takich mężczyzn nie zauważam. Czas, gdy przyciągałam do swojego życia partnerów już na starcie gwarantujących katastrofę, skończył się bezpowrotnie.
- W pracy też odczułaś skutki tej zmiany?
Paulina Młynarska: Jeszcze jak! Przez lata, odgadywałam życzenia szefów i zadawałam w studiu pytania, których oczekiwali, nawet gdy wydawały mi się głupie albo agresywne. Nie było mi z tym dobrze i żałuję, że na to pozwalałam. Dziś nie ma już takiej opcji. A mimo to mam co robić i z czego żyć.
Polecamy też: Młynarska i Wellman. Samice alfa w jednej klatce?
Cały wywiad z dziennikarką w najnowszej "Urodzie Życia". Od 10 czerwca w kioskach.