NOWY NUMER

„Dowiedzieliśmy się kto ich zabił”. Krzesimir Dębski opowiada VIVIE! o dziadkach zamordowanych podczas Rzezi Wołyńskiej

Katarzyna Przybyszewska 15 grudnia 2016 07:15

Tego dnia, nazwanego po latach Krwawą Niedzielą, nacjonaliści z UPA zaatakowali Polaków zgromadzonych na mszach w kościołach. Jego rodzicom udało się ocaleć z pogromu, dziadków uprowadzono i zabito. Wszelkie przejawy polskości zniszczono. Polaków na Wołyniu miało nie być. Już nigdy. Dlaczego więc tak ciągnie go w te strony? Czy wciąż rozpamiętuje rodzinną traumę? Czy wciąż czegoś szuka? Do Kisielina z Krzesimirem Dębskim, kompozytorem, autorem książki „Nic nie jest w porządku. Wołyń. Moja rodzinna historia” pojechała Katarzyna Przybyszewska. Oto fragment poruszającego reportażu, który publikujemy w najnowszej VIVIE.

 

- Udało się ojcu trafić na ślad rodziców albo chociaż ich morderców?

Był taki jeden „kolega”, mienił się przyjacielem ojca. „Sławik”, mówił do niego. „Sławik”, tak pieszczotliwie. Obiecywał się czegoś dowiedzieć, ale kiedy już po śmierci ojca pojechaliśmy do Kisielina z ekipą filmową nakręcić film, mówił do kamery: „Na co wy to robicie? Po co wyciągacie z grobów martwych? Komu to potrzebne?”. Po latach przyniósł nowinę, że może jednak wie, gdzie pochowano dziadków, ale nie wie, czy nadal tam leżą. Kręciliśmy się w koło bezradni, chcąc za wszelką cenę dokonać misji ojca. Gdzie leżą, nie dowiedzieliśmy się, za to udało się odkryć, kto zabił.

 

Kto?

Człowiek, którego dzieci i wnuki gościły wielokrotnie w domu mamy. On nigdy nie przyjechał. Może z poczucia winy, może z lęku, że się wyda.

 

A jak się wydało?

Zmowę milczenia przerwało małżeństwo, koledzy szkolni mamy. Ich syn, mój równolatek, milicjant, został zabity w miejscowych porachunkach. Żeby go rozpoznać, trzeba było pobrać DNA, bo jego ciało było tak zmasakrowane, podrzucone rodzicom w plastikowym worku. Zmieniły się czasy, ale metody mordowania ludzi pozostały takie same. Okrucieństwo band UPA nie miało granic. Świadkowie zdarzeń z 1943 roku pamiętali przecież rozłupywanie głów siekierą, rozpruwanie kobiet w ciąży, nadziewanie noworodków na płoty czy podpalanie dzieci. Więc to zmasakrowane ciało… Powrót do przeszłości. Rodzice tego milicjanta chyba pod wpływem szoku powiedzieli nam, kto zabił.

 

Inaczej baliby się…

Kiedy kręciliśmy film „Oczyszczenie”, syn tego mordercy, który był hołową wsi, zawsze chodził za nami i pilnował, żeby nikt nic nie powiedział. Kiedy ktoś zaczynał mówić, zaraz mu przerywał. I to widać na filmie Agnieszki Arnold. Wyjechaliśmy wtedy, zastanawialiśmy się, co robić, ale ten człowiek zmarł. Zresztą, jak go spotkaliśmy ostatni raz, wyglądał strasznie. Chyba trawiła go jakaś choroba. Wciąż powtarzał: „Po co wracać do tego? Po co wracać?”. Był świadomym manipulatorem prawdy, gazety rozpisywały się o nim jako o bohaterze, bojowniku UPA, a on powtarzał, że w Kisielinie to Polacy mordowali. Raz jeden, wydaje mi się, że byliśmy o krok od odkrycia, gdzie leżą dziadkowie. Był człowiek, który pamiętał, jak wywozili lekarza w brązowym garniturze, z żoną. I już miał powiedzieć, gdy ten mu przerwał. I koniec. Ten zmarł…

 

– …a ten, który pamiętał?

Zniknął. I znów nikt nic nie powiedział. A przecież to niemożliwe, by w takim miasteczku ludzie nie wiedzieli, co się dzieje. Wiedzieli wszystko. Kto z jakiego domu co ukradł, kto jaką bluzeczkę zdarł z dziewczyny, by potem ją zabić, i kto potem w tej bluzeczce chodził. Kiedy wracaliśmy do Kisielina po raz kolejny i kolejny, ci, którzy z nami rozmawiali, nie pozwalali nam nawet przejść przez płot. Nigdy nie otwierali domów, nie zapraszali. Nic dziwnego. W ich domach stały meble i sprzęty zrabowane z domu dziadków. Bali się, że mama mogłaby je rozpoznać. Przecież moi dziadkowie, uciekając z rzezi, zostawili wszystko. Nie zostało nic. Żadna pamiątka, żadne zdjęcie. Nic.

 

To skąd są zdjęcia, które pojawiły się w Twojej książce „Nic nie jest w porządku. Wołyń. Moja rodzinna historia”?

Są od krewnych, znajomych. Niektórzy Wołyniacy, uciekając, ratowali zdjęcia, bo w nich była pamięć.

 

Dlaczego napisałeś tę książkę? Też miałeś misję jak Twój ojciec?

Poruszył mnie fakt, że na Ukrainie odradza się i kultywuje UPA, z morderców robi się bohaterów. Że fałszuje się historię, pojawiają się kłamliwe książki, Stepanowi Banderze stawia się pomniki. O rzezi na Wołyniu pisze się „bratobójcza walka”. Jaka walka? Czy walczy się z dziećmi, starcami, kobietami w ciąży? Moja książka nosi tytuł „Nic nie jest w porządku”, bo rzeczywiście nic nie jest w porządku.

 

Polecamy też: Tylko VIVIE! obiecali ujawnić całą prawdę! O czym mówią Barbara i Jerzy Stuhrowie w pierwszym wspólnym wywiadzie?​

 

Więcej w najnowszym numerze VIVY!

 

Ewa i Jerzy Stuhrowie
Fot. Robert Wolański

 

W numerze także: 
- Pierwszy w historii wspólny wywiad Barbary i Jerzego Stuhrów  
- Halina Mlynkova o życiu w Pradze
- Melody i Tomasz Gudzowaty - pierwsza gwiazdka z córeczkami 

 

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

„Miałem szczęście do kobiet”… Jerzy Stuhr o mamie i babci w ostatnim wywiadzie dla VIVY.pl

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

KATARZYNA SKRZYNECKA I MARCIN ŁOPUCKI o tym, jak przez 15 lat budowali związek, w który weszli z bagażem doświadczeń. JERZY STUHR: odszedł legendarny polski aktor. Jaki był na scenie i poza nią? PAT BOGUSŁAWSKI święci triumfy jako reżyser ruchu na pokazach mody światowych projektantów. HALINA FRĄCKOWIAK: charyzmatyczna piosenkarka niezwykle szczerze opowiada o 60 latach kariery.