Reklama

Na ekranach kin, nie tylko polskich zresztą, możemy zobaczyć aż sześć filmów z udziałem Piotra Adamczyka! Jego kariera przyspiesza. Sam się śmieje, że pędzi zawodową autostradą. Kończy jedną rolę, zaczyna pracę nad następną, z próby na nagrania, z nagrań na zdjęcia, jego kalendarz pęka. I to wszystko sprawia mu ogromną satysfakcję. Ale z drugiej strony ma świadomość, że warto czasem się zatrzymać i pomyśleć o innych sprawach niż role, w które się wciela. Każdy ma takie chwile retrospekcji, a zwłaszcza facet po czterdzieste. W „Sztuce kochania” o Michalinie Wisłockiej w reż. Marii Sadowskiej wcielił się w męża głównej bohaterki. To najbardziej oczekiwana premiera sezonu!

Reklama

Polecamy też: Jak oni się kochają czyli o najgorętszych parach na premierze „Sztuki kochania” i nie tylko

- Kiedy w Meksyku pracowałeś nad główną rolą animowanym filmie „Max and Me” o życiu Maksymiliana Kolbe jadłeś grillowane larwy. Za to na planie „Sztuki kochania” czekały schabowe z kartofelkami i mizerią.

Życie kulinarne mojego bohatera nie było tak bogate, jak jego życie seksualne. Moja ogromna radocha, że po wielu komercyjnych, komediowych rolach Marysia Sadowska i Maciej Pieprzyca dali mi szansę zagrać role o innym ciężarze. Zresztą i mój Stępski, który jest śliskim, nieprzyjemnym gościem czasami potrafi rozbawić widzów, co sprawdziłem oglądając film z Gdyni. Jak będzie odebrany Wisłocki zobaczymy.

- Wszyscy znamy Michalinę Wisłocką jako wyjątkową kobietę.

Osobowościowego ptaka, który mówi co myśli i często zawstydza bardzo odważnym opiniami o seksie, ale powszechnie nie znamy jej prywatnego życia, które okazało się genialnym tematem filmowym. Dość powiedzieć, że mieszkamy we trójkę, żyjemy we trójkę. Bardzo przyjemne sceny grałem, bo dwie kobiety zajmowały się moją postacią!

- Jak czuje się mężczyzna, którym czule i namiętnie opiekują się dwie kobiety?

Nie wiem. Ja tylko grałem takiego mężczyznę.

- To zapytam inaczej. Jak czuje się aktor, który grał tego mężczyznę?

(śmiech) Czuje się zestresowany. Widzom wydaje się, że sceny erotyczne to sielanka, a najczęściej to jest ogromny stres. Ja osobiście angażuję się w sprawienie, żeby kobieta, z którą w tym łóżku „baraszkuję” była jak najmniej zażenowana, skrępowana tą sytuacją. Los łaskawie sprawił, że wiele takich scen już miałem w życiu więc zdobyłem pewnego rodzaju doświadczenie. Nie zapomnę takiej krótkiej sceny, kiedy Chopin obmacywał piersi służącej. Bardzo długo czekano na to, żebym ze starego Chopina zrobił się znowu młodym Chopinem, dziewczyna grająca ten epizod już dawno leżała w łóżku, już światło zdążyli ustawić, już czekają. „Chopin! Kiedy przyjdzie Chopin?” cały czas wszyscy z ekipy krzyczeli, więc jak wbiegłem na plan, od razu położyłem się na tej biednej dziewczynie i powiedziałem: „Cześć. Jestem Piotrek, miło mi, że będziemy pracować razem” i... rzuciłem się na jej piersi. Nie zdążyła mi nawet odpowiedzieć kiedy już rozpoczęła się akcja. Tak wygląda czasami ta nasza praca.

- Michalina Wisłocka lubiła powtarzać „Ślepy o kolorach nie napisze” dlatego w książkach czerpała ze swojego bujnego życia erotycznego, o którym wtedy mało kto wiedział. Zagrałeś tu scenę, która przejdzie do historii filmu jako anegdota?

Takim przekroczeniem moich ograniczeń było granie nago, w obrosłym rzęsą stawiku przy całej ekipie i dwóch aktorkach, które wpatrywały się w moje przyrodzenie. Na domiar złego sam sobie wymyśliłem, że będę mówił w tej scenie po niemiecku. Już nawet nie wiem co dla mnie było bardziej stresujące, czy to, że mówię po niemiecku czy, że mówię stojąc nago. Mój bohater był pół Niemcem. Jest taka scena kiedy nad stawem niespodziewanie pojawiają się spragnieni kąpieli żołnierze Wermachtu. Gdyby nie biegle mówiący po niemiecku Staszek być może cała ta sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej i Michalina nie miałaby szansy napisać swojej książki. Reżyserowała Marysia Sadowska, w głównych rolach Magda Boczarska i Justyna Wasilewska więc to jest bardzo kobiece kino. Myślę, że to świetny pomysł, żeby kobieta wyreżyserowała film o tej wspaniałej kobiecie.

- Czujesz różnicę kiedy reżyseruje Cię kobieta?

Byłem kiedyś na planie u Agnieszki Holland, od tamtej pory mam wrażenie, że czasami bardziej stanowczą ręką trzymane są te plany na których reżyseruje kobieta. To jest kwestia zawodowstwa. Bardzo lubię pracować z kobietami, mam wrażenie, że są niezwykle obowiązkowe. Jest coś takiego, że jak mężczyźni pracują ze sobą to od razu wychodzi z nas nasze męskie ego, ten samiec alfa. Zaczynamy udawać przed sobą, stroszyć piórka, wkraczać na wojenne ścieżki, zwłaszcza kiedy w okolicy są kobiety. A w towarzystwie kobiecym, mężczyźnie jest łatwiej.

- To jak ci się grało w towarzystwie Magdy Boczarskiej i Justyny Wasilewskiej?

Wielu mężczyzn pewnie marzyłoby o takiej sytuacji, kiedy się żyje pod jednym dachem z dwoma kobietami w pełnej swobodzie seksualnej. Istnieją aktorzy, którzy grają i aktorzy, którzy są. W wypadku Justyny i Magdy miałem tę ogromną przyjemność, że kiedy padało słowo akcja, mieliśmy takie momenty „zapomnienia” o planie, ekipie filmowej, technicznych uwagach reżysera i przez chwilę siedziałem tam przy stole, pogrążony w gorącej dyskusji ze swoją kochanką i swoją żoną. Najbardziej kocham takie momenty w swojej pracy.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama