Co dziś robi Michał Piróg?
– Kim jesteś? Tancerzem? Choreografem? Pisarzem?
Jestem tym, kim chcę. Zawsze starałem się odpowiadać sobie na pytanie: czego chcę? Teraz chciałem napisać książkę, która jest między innymi odpowiedzią na listy czytelników, które trafiły do mnie po pierwszej książce „Chcę żyć”.
Pisali do mnie, że mają problemy i chcą je rozwiązać, tak jak ja. Ale ja nie mogłem im pomóc, bo przecież oni nie są mną. A liczyli na gotowe odpowiedzi. Ale jest również książką dla każdego, kto zapomniał dać sobie komfort na obcowanie ze sobą samym. Ta książka jest próbą odpowiedzi na pytanie, jak każdy z nas, indywidualnie i w zgodzie ze sobą, walczy o samorealizację.
– Jak Ty walczyłeś?
Rzeczy, które chciałem robić, zazwyczaj nie szły w parze z oczekiwaniami ludzi, którzy żyli ze mną, którzy mieli wpływ na ukształtowanie mojej osoby. Oni mówili: „Zrób tak i tak”, a ja myślałem: Dobra, to ja tak nie zrobię.
– To zdaje się nie było podyktowane mądrością, tylko przekorą.
Oczywiście! Czasem to była przekora, ale częściej intuicja. Jednak w sumie na końcu uzyskiwałem to, co chciałem. I każdy może to zrobić.
– Do tego, żeby się zbuntować, potrzebna jest odwaga.
Raczej wsparcie. Człowiek potrzebuje dowodów potwierdzających regułę, że jeżeli 40 osobom udało się spełnić swoje marzenia, stawiając na swoim, to znaczy, że jemu też może się udać. Gorzej jest być pionierem, ale ja na szczęście nie jestem. Za to jestem jednym z setek, o ile nie tysięcy aktualnie żyjących ludzi, którzy totalnie postawili na siebie.
– To się nazywa egoizm.
Nie, bo stawiając na siebie, nie krzywdzę wszystkich dookoła. Chodzi o to, że nie pozwalam innym ludziom wpływać na to, co się stanie ze mną. A jeśli komuś to nie pasuje, to się rozstajemy.
Michał Piróg – poszukiwacz doznań
– Tak łatwo przychodzi Ci rozstawanie się z przyjaciółmi, kochankami, kolegami?
A po co trzymać kogoś na siłę? Mam być z kimś, kogo nie kocham, tylko dlatego, że jest mi w miarę wygodnie i bezpiecznie? Nie chcę się godzić z losem, tylko go kształtować. Takie jest życie – wszystko się zmienia. Nie interesują mnie rytuały w typie – mam przyjaciół od lat to raz w miesiącu spotykam się z nimi na kawę i pogaduszki. Nie! One tylko zapełniają poczucie pustki i dają poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa.
Narzucamy sobie pewnego rodzaju schematy, które dają nam poczucie, że nasze życie jest pełne i ułożone. Dla mnie to samoograniczanie się. Można na całe życie zamknąć się w pewnej grupie osób, z którymi czujesz się bezpiecznie, i definiować ich jako swój świat. Można i tak.
– Nie jesteś wierny.
Jeśli nie masz na myśli monogamii, to faktycznie można powiedzieć, że nie jestem. Wolę jeździć w różne miejsca, spotykać nowych ludzi, którzy otworzą mi oczy na zupełnie nowe rzeczy, o których wcześniej miałem prawo nie wiedzieć. A może właśnie są moim przeznaczeniem?
– I Ty tak podróżujesz i szukasz przeznaczenia?
Przecież samo mnie nie znajdzie! Prawda też mnie nie znajdzie. To ja muszę znaleźć ją. Bywa i tak, że trzeba iść na koniec świata, żeby znaleźć to, co się miało na wyciągnięcie ręki. Ale podróż odbyć trzeba, bo jak by się siedziało na miejscu, to może nigdy w życiu nie spojrzałoby się na tę jedną osobę. Jest tyle rzeczy, które chciałbym robić w życiu i je robię.
Michał Piróg – człowiek orkiestra
– Piszesz książki, grasz w serialu, czyli łapiesz dziesięć srok za ogon…
Czy to jest złe?
– Nie, ale czy chociaż jedną z tych rzeczy robisz dobrze?
Nigdy niczego nie robię na pół gwizdka. Jeśli stwierdzam, że na przykład pójdę na siłownię, ale okazuje się, że będę miał czas, żeby pochodzić przez trzy tygodnie, a potem już nie, to nie idę w ogóle, bo po co? Jeżeli nie mogę się czymś zająć w stu procentach, to poczekam na moment, kiedy będę mógł. Widocznie to nie był ten moment. Wolę łapać nawet tysiąc srok za ogon, bo choć to zabiera mi pewnego rodzaju stabilizację, nie ogranicza mnie. A ja nie chcę się godzić z losem, chcę, jak już mówiłem, sam go kształtować.
– Mam wrażenie, że jesteś jak dziecko, które znudziło się jakąś zabawką, rzuca ją w kąt i sięga po następną.
To, że nie tańczę, nie oznacza, że mi się znudziło. Nie tańczę, bo miałem kontuzję kręgosłupa. Zacząłem więc szukać innych aktywności. Trafiłem do telewizji, a teraz próbuję swoich sił w serialu „Wmiksowani.pl.”. Ale ja nie chcę od razu grać Hamleta. Po prostu zawsze chciałem spróbować aktorstwa, a teraz nadarzyła się okazja, więc ją wykorzystałem.
Mnie nie dziwi, że Robert Kupisz był tancerzem, a teraz projektuje ciuchy. Albo Edyta Herbuś, która zaczynała też jako tancerka, a teraz sprawdza się na deskach teatru. Oboje, muszę dodać, robią te nowe rzeczy z powodzeniem. A wiesz, co ich i mnie łączy?
– Kielce, wasze miejsce urodzenia? (śmiech).
Co Michał Piróg myśli o zawodzie tancerza?
Zawód – tancerz. Kiepsko opłacany, krótkotrwały i na dokładkę bez emerytury. Pracujesz jak wół, nabawiasz się kontuzji i nie masz nic oprócz satysfakcji. A satysfakcją rachunków nie opłacisz. Ale to też zawód kreatywny. Jak robisz spektakl, masz wpływ na wszystko: scenariusz, choreografię, scenografię, oświetlenie, kostiumy.
Nie dziwi mnie więc, że tancerz został projektantem albo aktorem. To, czy zrobię choreografię i przełożę ją na język ruchowy, czy opiszę, nie ma znaczenia. Cały czas to jest jeden zawód – artysta. Nie zmieniam zawodu, tylko szukam innej formy komunikacji. Dlatego jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. Mam w głowie nowe projekty.
– Po prostu człowiek orkiestra!
O tak! Mam miliony pomysłów. Szkoda tylko, że nie mam wrodzonego talentu do realizacji tego, co wymyślę. Realizacja mnie po prostu nie interesuje. Mnie kręci proces twórczy. Wymyślam jakiś projekt i przestaje mnie on już dalej interesować. To można by nazwać brakiem konsekwencji. Nie lubię siebie za to.
– A za co się lubisz?
Za odwagę właśnie. Za odwagę w braniu losu w swoje ręce. Za to, że udało mi się osiągnąć taki stan, że naprawdę robię to, na co mam ochotę. To jest największe szczęście.
– Kto w Ciebie wierzy najbardziej?
Michał Piróg wierzy w siebie
Ja sam. To ja sam mam w siebie wierzyć, a nie inni ludzie.
– Co Ci daje tę wiarę?
Doświadczenie, które mówi mi, że warto zaufać sobie. Im mam więcej lat, tym mi jest łatwiej. Poza tym to właśnie doświadczenie nauczyło mnie, że jednak najlepiej uczę się na własnych błędach. Teraz wiem, że rzeczy, które kiedyś rozpatrywałem w kategorii porażki, wcale nią nie były.
– Tylko czym?
Są składnikiem wygranej w przyszłości. Studia filozoficzne nauczyły mnie takiego analitycznego podejścia. Jak się wydarza jakieś nieszczęście, nie obrażam się na los i nie wietrzę spisku iluminatów przeciwko mnie. Zamiast pytania „dlaczego?”, zadaję sobie pytanie „po co?”. Przecież wszystko dzieje się po coś.
– To po co była Ci kontuzja kręgosłupa?
Po to, żeby przestać tańczyć i skupić się na innych rzeczach. Może właśnie po to, żeby pisać książki? Kariera tancerza trwa krótko. Skoro do 27. roku życia nie załapałem się do Metropolitan Opera, to pewnie już bym się nie załapał. Czasami mi tańca brakuje, czasami się wnerwiam, że jak poszaleję za bardzo na imprezie, to czuję się potem, jak bym miał 100 lat i zapomniał zabrać ze sobą chodzika.
Dzięki tej kontuzji i rezygnacji z tańca musiałem zmienić swoje życie, poznać nowych ludzi, pójść w innym kierunku. Chyba dobrym. W sumie to jest niesamowite. Coś się skończyło, żeby coś innego mogło się zacząć. W życiu na wszystko jest miejsce.
Michał Piróg o szczęściu
– Jesteś szczęśliwy?
Nie mam powodu mówić, że nie jestem… Po głębszym zastanowieniu mogę ci powiedzieć, że jestem. Chociaż urodziłem się w Polsce, gdzie każdego dnia powinienem znajdować przynajmniej jeden powód do tego, żeby nie być zadowolonym. Ale mam inną naturę.
Skoro na przykład wiem, że będę wkurzony, że jest brzydka pogoda, postaram się tak zorganizować sobie czas, żeby przynajmniej na chwilę polecieć tam, gdzie jest słońce. I spotkać nowych fantastycznych ludzi.
– Jesteś obywatelem świata.
Powiedziałbym raczej, że kolekcjonerem chwil. Głównie tych pozytywnych. To, co się w moim życiu dzieje dzisiaj, to wypadkowa spontanicznie podejmowanych decyzji w przeszłości. Jeżeli spontanicznie decyduję się na miesiąc wyjechać do Australii i wrzucić telefon do szuflady, to przewiduję, że stracę to, to i to. I to mi się podoba, wiem, co stracę, ale co zyskam? To niespodzianka. Bardziej niż świadomość straty kręci mnie niepewność tego, co się wydarzy.
– Przeszedłeś długą drogę, żeby osiągnąć taki stan, żeby widzieć szklankę zawsze do połowy pełną.
Sądzę, że los był dla mnie łaskawy. Owszem, często miałem pod górkę, ale w porównaniu z innymi to ja może miałem do zdobycia jakiś pagórek w Bieszczadach, podczas gdy inni muszą zdobyć potrójny Mount Everest.
Michał Piróg: „Wszystko jest po coś”
– Z Twojej książki „Wszystko jest po coś” wynika, że jesteś odważny, prawy, opiekuńczy, za to nie jesteś mściwy, że zjadłeś wszystkie rozumy i jesteś chodzącym ideałem.
Tak! To ja! I mało kto umie to docenić.
– Wierzysz w to, że jesteś doskonały?
Nie, nie jestem doskonały. Staram się zrozumieć to, co się dzieje wokół mnie, i to, co się dzieje ze mną. Dlaczego podejmuję takie, a nie inne decyzje. Staram się nie patrzeć stereotypowo, nie oceniać sztampowo. Spędziłem dużo czasu, żeby znaleźć odpowiedź na to, kim jestem i czego chcę od życia.
– Kim więc jesteś?
Jestem sobą. Można powiedzieć, że jadę pociągiem, który pędzi w nieznane. Bacznie się rozglądam i zapamiętuję obrazy, ale wciąż czekam na niespodzianki, by potem poskładać te kawałki niczym puzzle w jedną całość, w obraz, który będzie świadectwem naszego życia.
Rozmawiała Katarzyna Piątkowska