JG 19 marca 2016 17:40
1/8
Varanasi, "Viva!" marzec 2015
Copyright @Artur Rozbiewski
1/8

Ganges. To tu codziennie mieszkańcy Waranasi, najstarszego miasta w Indiach, zaczynają swój dzień. Jedni przychodzą na poranne ablucje, inni modlą się, ktoś robi pranie… Pierwsze promienie wschodzącego nad zamglonym horyzontem słońca witają zgromadzonych nad rzeką Hindusów, dla których to miejsce ma szczególne znaczenie. To tu wszystko się zaczyna. I wszystko się kończy.

 

Zobaczcie przepiękne zdjęcia znad Gangesu i przeczytajcie relację z pobytu w Waranasi, świętego miasta w Indiach. Gdzie codziennie życie i śmierć spotykają się nad brzegiem rzeki.
 

ZDJĘCIA: Art Rozbiewski, TEKST: Małgorzata Germak
 

Polecamy także: Etiopia, Sudan, Kenia. Warsztaty z portretu - Afryka oczami Marcina Kydryńskiego.

 

 

2/8
Varanasi, "Viva!" marzec 2015
Copyright @Artur Rozbiewski
2/8

Świta. 5.30. Jeszcze przed wschodem słońca wsiadamy do drewnianej łodzi i ruszamy na spływ Gangesem. Jest ciemno i chłodno, ale na monumentalnych schodach prowadzących z miasta w dół do rzeki (ghaty) już można dostrzec mieszkańców Waranasi. To najstarsze miasto w Indiach, znane też jako Benares. „Starsze niż historia, starsze niż tradycja, starsze nawet niż legenda – dwukrotnie starsze niż one wszystkie razem wzięte”, tak mówił o nim pisarz Mark Twain. Nie wiadomo dokładnie, kiedy powstało, ale znane było w V wieku p.n.e. jako Kaśi, czyli jasny. To najstarsze zamieszkane miasto na świecie. Liczy ponad trzy miliony mieszkańców. Leży nad Gangesem, który jest ucieleśnieniem bogini oczyszczenia – Gangi. Wyznawcy hinduizmu wierzą, że obmywanie się i picie wody z tej rzeki oczyszcza ich z grzechów. Ablucja w Gangesie zwiększa szanse na lepsze życie w następnym wcieleniu. Według Hindusów sama śmierć w Waranasi umożliwia dostąpienie mokszy, czyli wyzwolenia, oświecenia. Pielgrzymi więc zjeżdżają tu z całych Indii, a rzekę nazywają swoją „matką Gangą”.

 

Polecamy także: W górę rzeki, w głąb duszy. Kongo oczami Marcina Kydryńskiego.

3/8
Varanasi, "Viva!" marzec 2015
Copyright @Artur Rozbiewski
3/8

Płyniemy wzdłuż pałaców, świątyń i tarasów połączonych z rzeką kamiennymi schodami. Nasz wioślarz i przewodnik jednocześnie, bezzębny Hindus, łamanym angielskim opowiada o mijanych ghatach. I tak jest Ghat Asi, gdzie rzeka Asi wpada do Gangesu, Tulsi Ghat nazwany na cześć XVI-wiecznego poety Tulsidasa, dalej na północ jest Hanuman Ghat – legendarne miejsce narodzin Wallabhy, filozofa i świętego wisznuickiego. Jest też jeden z ważniejszych – Harishchandra Ghat. To jeden z dwóch kremacyjnych ghatów nad Gangesem. Drugi, większy, to Ghat Manikarnika, znany z XVIII-wiecznego obserwatorium ufundowanego przez maharadżę Jaipuru. W leżącym na północy Lalita Ghat znajduje się natomiast świątynia nepalska, gdzie można obejrzeć kolekcję rzeźb erotycznych.

 

Życie nad Gangesem

Między zabytkami i świątyniami od rana toczy się zwykłe życie. Mijamy mężczyznę, który robi pranie, rytmicznie i z pluskiem raz po raz uderzając koszulą o kamień, a stos kolorowych mokrych ubrań powiększa się sukcesywnie. Kilkanaście metrów dalej myją się dwie starsze kobiety w tradycyjnych sari. Złote cekiny na ich ramionach mienią się oświetlone blaskiem wschodzącego słońca. Płyniemy dalej. Kilku Hindusów w jasnych szatach stoi w rzece po pas. Obmywają się. Niektórzy mają zamknięte oczy. Modlą się. To rytuał pudźa – zaczyna się krótką modlitwą, po której następuje złożenie ofiary: z kwiatów, owoców, słodyczy – w zależności od zwyczaju. Napotykamy joginów w skupieniu oddających się swojej praktyce. 

 

Polecamy także: Podróże Marka Niedźwieckiego: "Australia to mój nałóg. Chcę tam wrócić"

4/8
Varanasi, "Viva!" marzec 2015
Copyright @Artur Rozbiewski
4/8

Z następnych ghatów słychać dzwonki i śpiew modlitw, unosi się dym, w powietrzu czuć zapach kadzidełek. Ludzie gęsto wypełniają schody. Słońce zaczyna leniwie wznosić się nad linią wody. Promienie wypełniają ciepłem twarze modlących się. Teraz dopiero można zobaczyć, jak wszyscy są barwnie ubrani i jak kolory tańczą na brzegu w rytm modlitw.

 

Ganges - początek i koniec

Choć Ganges to jedna z najbardziej zanieczyszczonych rzek na świecie, mieszkańcy Waranasi chętnie jedzą złowione w niej ryby. W rzece każdego dnia kąpie się kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Piją z niej wodę, załatwiają potrzeby, myją bydło, wyrzucają zwłoki i popioły po zmarłych. Do Gangesu trafiają też toksyczne odpady pompowane do rzeki przez fabryki.
 

Polecamy też: Australia kamperem? Znamy najlepsze miejsca kempingowe polecane przez Aussie. Relacja z podróży

5/8
Varanasi, "Viva!" marzec 2015
Copyright @Artur Rozbiewski
5/8

Po porannych rytuałach, modlitwach, praniu i myciu się ludzie wycofują się znad rzeki w górę, do miasta. To czas na czaj, czyli indyjską herbatę z tłustym ciepłym mlekiem, i śniadanie. Na ulicach roi się od sprzedawców gotujących i smażących tutejsze specjały. Hindusi najczęściej jedzą samosy (trójkątne pierożki przyrządzane na głębokim oleju, wypełnione ostro przyprawioną masą warzywną, czasami też serem indyjskim, czyli paneer) i inne smażone placki lub ciasta. Poza tym na ulicach Waranasi serwuje się ryż, warzywa, gotowane jajka, naleśniki z mąki kukurydzianej, napój lassi na bazie jogurtu na słodko lub słono. Na każdym rogu można kupić świeże owoce i warzywa i ugasić pragnienie napojem z trzciny cukrowej.

 

Świątynie w Waranasi

Po tradycyjnym śniadaniu labiryntem wąskich, zatłoczonych uliczek starego miasta ruszamy szlakiem świątyń. Jedna z ważniejszych to Złota Świątynia, poświęcona Wiśweśwara-Śiwie, władcy wszechświata. Zburzona przez muzułmanów, w XVIII wieku powstała na nowo w tym samym miejscu. Maharadża Lahaur miał gest – ufundował pokrycie jej wież złotem. Świątynia ta dla wyznawców hinduizmu jest najważniejszym miejscem w Waranasi. My, jako turyści, możemy ją, niestety, obejrzeć tylko z zewnątrz.

Po długim marszu w upale dochodzimy do nowoczesnej świątyni Bharat Mata. W środku rzecz niezwykła: ogromna, wyrzeźbiona w marmurze mapa subkontynentu indyjskiego i Wyżyny Tybetańskiej. Zaznaczono na niej góry, rzeki i święte miejsca. Obchodzimy ją dookoła, a potem wspinamy się na pierwsze piętro, skąd kolosalną mapę możemy podziwiać w całości.
Kilka kilometrów dalej znajduje się świątynia Durgi. Nazywa się ją świątynią Małp, ponieważ licznie zamieszkują ją te często agresywne zwierzaki. Do jej wnętrza wpuszczani są tylko wyznawcy hinduizmu. Nie szkodzi. Ten mieniący się piękną czerwienią kompleks świątynny i tak najlepiej podziwiać z daleka.

Waranasi słynie z produkcji jedwabiu. Przemierzając uliczki, można trafić na niejeden zakład tkacki. I nie ma wyjścia! Trzeba go zobaczyć, bo każdy turysta obowiązkowo jest zaczepiany i prowadzony do sklepu z jedwabnymi wyrobami.

 

Polecamy także: Katarzyna Zielińska na Bali. "Nigdzie na świecie kwiaty nie pachną tak pięknie".

6/8
Varanasi, "Viva!" marzec 2015
Copyright @Artur Rozbiewski
6/8

Po kilku godzinach wracamy nad Ganges do jednego z kremacyjnych ghatów, gdzie wcale nie jest spokojniej niż o świcie. Co kilka chwil schodami z góry, z miasta, schodzi kondukt. Na przodzie na bambusowych noszach niosą zwłoki kogoś bliskiego. Ciało, natarte olejkami, zawinięte jest w białe płótno i ozdobione kolorowymi kwiatami. Twarze rodziny nie zdradzają emocji. Potem dowiaduję się od 60-letniego Mantru, mistrza ceremonii pogrzebowych, że podczas pogrzebu nie można uronić łzy, bo dusza zmarłego nie odbędzie ostatniej wędrówki. Z tego też powodu w ceremonii kremacji nie biorą udziału kobiety. Są zbyt emocjonalne. Mantru wspomina jedną z historii, kiedy kobieta z rozpaczy za zmarłym mężem rzuciła się w płonący stos… Takie okazywanie emocji w kulturze hinduskiej nie jest dobrze widziane. Od dawna więc przyjęło się, że kobiety zostają przed domami, ciało zmarłego ubierają w kwiaty i tam cicho go opłakują. Wcześniej, dobę przed pogrzebem, cała rodzina pości, żeby po kremacji łatwiej oddać się medytacji.

 

Polecamy także: Patricia Kazadi: "Nie mogę uwierzyć, że w Afryce znają mnie i moją muzykę!".

7/8
Varanasi, "Viva!" marzec 2015
Copyright @Artur Rozbiewski
7/8

Zaniesione nad Ganges ciało najpierw obmywane jest z grzechów w świętej wodzie rzeki. W tym czasie przygotowywany jest stos z drewna. Zmarli z wyższych klas, o lepszym statusie społecznym, są paleni na specjalnym wzniesieniu, dodatkowo dekorowanym kolorowymi farbami i kwiatami. Pozostali są paleni poniżej – między pasącym się bydłem i bawiącymi się latawcami dziećmi a rzeką.
Po umyciu ciała w świętym Gangesie umieszcza się je na stosie, a następnie stos podpala najbliższa osoba dla zmarłego. Mężczyźni z bliskiej rodziny golą głowy i zakładają białe szaty. W Indiach biały jest dla mężczyzn kolorem żałoby, dla kobiet jest to czerwony.

 

Rytualne palenie zwłok nad Gangesem

Patrzymy właśnie, jak młody mężczyzna próbuje podpalić jeden ze stosów. Ale drewno jest zbyt wilgotne. Trochę to trwa, robi się dużo dymu, ale wreszcie udaje się. Mężczyzna z zadumą na twarzy żegna brata. Nie płacze, nie wpada w histerię. Ma jedynie martwy wzrok utkwiony w palącym się stosie. Mantru mówi, że Hindusi prawdziwie płaczą w sercu, w środku.
Kiedy zwłoki się spalą, co może trwać nawet kilka godzin, popioły i resztki wrzucane są wprost do nurtu Gangesu. To zgodnie z wierzeniami gwarantuje mokszę – uwolnienie się z cyklu reinkarnacji, kiedy po śmierci człowiek rodzi się w kolejnych wcieleniach, zależnych od jego postępowania, czyli karmy. Śmierć w Waranasi oznacza uwolnienie się z tego cyklu i osiągnięcie nirwany.
Mantru opowiada, że takiej publicznej kremacji nie mogą być poddane kobiety w ciąży, dzieci, trędowaci, homoseksualiści i ukąszeni przez węże. W takich przypadkach ciała zawijane są w płótno i przywiązywane do kamienia, który ma ściągnąć je na dno rzeki.
 

Polecamy: Norwegia, czyli królestwo polarnej zorzy.

 

8/8
Varanasi, "Viva!" marzec 2015
Copyright @Artur Rozbiewski
8/8

Cała ceremonia palenia zwłok przyprawia o ciarki. Gdzieś w tej codziennej krzątaninie nad Gangesem ktoś odchodzi. Jednak dookoła dalej, jak gdyby nigdy nic, toczy się życie – dzieci grają w piłkę, kobiety robią pranie, obok kozy i krowy jedzą śmieci. Ale tu, nad świętą rzeką w świętym mieście, ogień żałobny nigdy nie gaśnie.

 

Tekst: Małgorzata Germak. Zdjęcia: Art Rozbiewski. Więcej zdjęć z Indii i Waranasi na stronie Arta Rozbiewskiego.

 

Polecamy także: Andora - zimowe księstwo w Pirenejach. Na narty z VIVĄ!

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Maciej Musiał zadzwonił do Dagmary Kaźmierskiej z przeprosinami. Wcześniej zamieścił w sieci niestosowny komentarz

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MAŁGORZATA ROZENEK-MAJDAN: czy tęskni za mediami, kiedy znowu… włoży szpilki i dlaczego wpada w „dziki szał”, gdy przegrywa. MICHAŁ WRZOSEK: kiedyś sam się odchudził, dziś motywuje i uczy innych, jak odchudzać się z głową. EWA SAMA swoje królestwo stworzyła w… kuchni domu w Miami. ONI ŻYJĄ FIT!: Lewandowska, QCZAJ, Steczkowska, Chodakowska, Klimentowie, Jędrzejczyk, Danilczuk i Jelonek, Paszke, Skura…