Dzięki programowi „Warto rozmawiać” oraz audycji „Bliżej” pokochali go widzowie i słuchacze. Ale Jan Pospieszalski to nie tylko dziennikarz, lecz także utalentowany kompozytor i publicysta. Choć wielu zna go ze szklanego ekranu, on rzadko opowiada o swoim życiu prywatnym. A w nim doznał bolesnych ciosów, zwłaszcza jednego... 23 lata, 7. sierpnia 1999 roku na oczach mężczyzny wydarzyła się niewyobrażalna tragedia. Na zawsze odmieniła ona los dziennikarza i jego bliskich. W wyniku dramatycznego wypadku zginął jego czteroletni wówczas synek Antoni. Po tym wydarzeniu Jan Pospieszalski zbliżył się do Boga i uratował swoje małżeństwo.
Jan Pospieszalski o śmierci synka. Antoni zginął na łódce
Dziennikarz i artysta przed laty przeżył ogromną tragedię. Był siódmy sierpnia 1999 roku, środek lata. Wraz z rodziną odwiedzali znajomego Jana Pospieszalskiego. W upalny dzień wybrali się na przejażdżkę sześciometrową motorówką po jeziorze Dadaj pod Biskupcem. Korzystali z pięknej pogody, wygrzewali się. Za sterami siedział przyjaciel rodziny i właściciel łódki, który zabrał na pokład swoją pięcioletnią córeczkę.
„Nie przewentylowałem silnika. Jak przyśpieszę, sam się przewentyluje”, powiedział mężczyzna i dodał gazu. A to było najgorsze, co mógł zrobić... Nikt nie przewidział, że dojdzie do eksplozji motorówki, która rozerwie łódź. Jej przyczyną były rozgrzane upałem opary benzyny w baku.
Niestety czteroletni synek muzyka – Antoni – i dziewczynka nie przeżyli. Wydarzenie na zawsze zmieniło Jana Pospieszalskiego. I chociaż z domu wyniósł głęboką wiarę, to po utracie syna jeszcze bardziej zbliżył się do Boga. „Poczułem moc, jakiej wcześniej nie miałem. Dał mi ją Bóg. To było doświadczenie, które bardzo mnie do Niego zbliżyło”, wspominał artysta [cytat za pomponik.pl].
Czytaj także: Piotr Gąsowski wciąż odczuwa brak Zbigniewa Wodeckiego. „Pusto tu bez Ciebie Zbysiu…”

Rodzinna tragedia przewartościowała życie Jana Pospieszalskiego
Przed tragedią Jan Pospieszalski miał zupełnie inne priorytety, był innym człowiekiem. Występował w wielu zespołach. Współpracował z duetem Marek i Wacek, grupą Woo Boo Doo czy zespołem VooVoo, był też związany z Czerwonymi Gitarami. Poświęcał się karierze, a częste wyjazdy nie wpływały dobrze na jego relacje z żoną Marią, z którą ślub wziął w 1978 roku. Planował rozwieść się z ukochaną. I jak podawał portal pomponik.pl, ich małżeństwo scalała jedynie miłość do trójki pociech: Franciszka, Barbary i Antoniego.
Po stracie synka i tragicznym wypadku artysta całkowicie przewartościował swoje życie. Przeszedł również przemianę duchową: odstawił używki, zrezygnował z imprezowania. Skupił się na tym, co najważniejsze... Rodzinna tragedia zbliżyła go z ukochaną żoną. „W doświadczeniu gigantycznego bólu doznałem jednocześnie jakiejś wielkiej mocy”, przyznał w jednym z wywiadów. „Po wypadku moja wiara jest żarliwsza, żywsza, uświęcona przez krzyż i cierpienie, które niosę”, dodał wtedy. Zaczął o wiele więcej czasu poświęcać dwójce pozostałych dzieci, przestał tak gonić za karierą i kolejnymi sukcesami.
Zaczął również działać na rzecz innych. Zaangażował się w prowadzenie scholi w jednej z warszawskich parafii. Organizuje także warsztaty muzyczne, koncerty i festiwale.
Jan Pospieszalski nie ukrywa, ze wiara dodaje mu siły w najtrudniejszych momentach. „To jak lina ratunkowa dla alpinisty. Gdy jest ciężko, chwytam za różaniec. Tą modlitwą można wybłagać cuda”, mówił o różańcu, z którym nigdy się nie rozstaje. A jego znajomi dodają, że jest przykładem na to, że nawet z największej życiowej tragedii można wyjść silniejszym – pomimo niewyobrażalnego bólu...
Zobacz także: Katarzyna Wodecka-Stubbs wzruszająco o zmarłym ojcu: „Jest jakiś poziom niewiary w nas, że go nie ma”
Źródło: Pomponik.pl
