Witold Gruca był jednym z najwybitniejszych i najpopularniejszych tancerzy i choreografów w historii polskiego baletu. Jego role były wydarzeniami, elektryzował publiczność. Jak napisał we wspomnieniu Witold Sadowy: „Natura obdarzyła Go ogromnym talentem i pięknymi warunkami zewnętrznymi. Wszystkie Jego kreacje baletowe były jednocześnie wspaniałymi rolami dramatycznymi lub komediowymi”. Na Międzynarodowym Konkursie Tańca w Vercelli otrzymali z Barbarą Bittnerówną najwyższą nagrodę - Primo Premio Assoluto - oraz zaproszenie na występy zagraniczne. W Londynie tańczył przed rodziną królewską w Covent Garden.
Ostatnia aktualizacja tekstu: 31.10.2023 r.
Witold Gruca: śliczny chłopiec z lokami
Witold Gruca urodził się w sierpniu 1927 roku w Krakowie. Pochodził z rodziny zamożnej i bardzo otwartej, nawet ekscentrycznej. Jego mama poszła do ślubu w krótkiej sukience, obcięta na chłopczycę, co w tamtych czasach było ewenementem. Z kolei mały Witold nosił sukienki swoich sióstr i miał długie loki, bo bał się fryzjera. „Często przebieraliśmy się i robiliśmy różne ad hoc wymyślane przedstawienia. Uwielbiałem się przebierać, szczególnie w pasujące na mnie sukienki sióstr. Dopiero później dziewczyny wytłumaczyły mi, że jestem chłopakiem i powinienem chodzić w portkach. Kiedyś ojciec dał mi na urodziny w prezencie kamerę filmową i dzięki temu byłem pierwszym aktorem filmowym na podwórku”.
Był ładnym dzieckiem, wystąpił nawet w reklamie czekolady Optima. „Bez przerwy w coś się przebierałem, coś tańczyłem i od dziecka taniec tkwił we mnie jako istotny element życia”, opowiadał. W szkolnych przedstawieniach grał zawsze główne role. Uczył się na tajnych kompletach. Przez wiele lat był solistą Teatru Wielkiego w Warszawie, a potem jego choreografem. Jego najsłynniejsze role baletowe to Romeo w „Romeo i Julii” Prokofiewa, u boku wielkiej Barbary Bittnerówny, Arlekin w balecie Schumana, Sancho Pansa w „Don Kichocie”.
Fot. Wielka miłość Witoda Grucy - aktor Jerzy Pietraszkiewicz, fot. EAST NEWS/POLFILM -
Witold Gruca nigdy nie ukrywał swojego homoseksualizmu
Witold Gruca nigdy nie ukrywał swojej orientacji, co w PRL było odwagą. Każda inność była bowiem piętnowana i wyszydzana. Jego wieloletnim partnerem był starszy o 10 lat aktor Jerzy Pietraszkiewicz. W latach 50. i 60. uchodził za bardzo popularnego aktora, był ulubieńcem dwóch wielkich aktorek i zarazem rywalek: Niny Andrycz i Ireny Eichlerówny. Jerzy Pietraszkiewicz zobaczył Witolda Grucę w Operze Poznańskiej. Zachwycił się. Gruca nie tylko pięknie tańczył, mówiono, że był poetą tańca. Był także pełnym uroku człowiekiem – dowcipnym, inteligentnym, z ogromną charyzmą. Spodobali się sobie nawzajem. Witold Gruca tak opowiadał o pierwszym spotkaniu z Jerzym: „Był pięknym, wysokim mężczyzną, w którym bez pamięci się kochałem. Rozbudził mnie intelektualnie. Prowadzał po różnych teatrach”, wspominał w książce „Grand jété, czyli wielki skok”.
Gdy w latach 50. Jerzy Pietraszkiewicz dostał ofertę przeniesienia się z Poznania do Warszawy. Witold Gruca pojechał razem z nim bez chwili wahania. Zamieszkali razem na Saskiej Kępie. Byli znaną i lubianą parą w środowisku. „Przygarniali mnie czasem, gdy w moim życiu przychodził ten moment, kiedy musiałem wyjść z domu ze szczoteczką do zębów w kieszeni. Tworzyli udany, wieloletni związek, byli z sobą szczęśliwi. Wielka klasa” - opowiadał o nich Tadeusz Pluciński w wywiadzie-rzece „Na wieki wieków amant”.
Kochał Jerzego, ożenił się z Aliną. Płakał, że nie urodziła dziecka
Witold Gruca miał do ukochanego żal, że nie jest dla niego jedyny. Sam też nie był święty. Romansował z wpatrzoną w niego wybitną śpiewaczką Aliną Bolechowską. To był trójkąt wybitnych ludzi. Alina Bolechowska należała także do zespołu Teatru Wielkiego, była jego solistką i słynnym sopranem. Karierę zaczęła brawurowo, zastąpiła w partii „Madame Butterfly” Pucciniego koleżankę, która nagle zaniemogła. Alina Bolechowska dowiedziała się o tym zastępstwie dwie godziny przed spektaklem. To był nie lada wyczyn. Mówiła, że nie miała czasu, żeby się bać. Jak ktoś napisał - miała sopran liryczny rzadkiej piękności i szczere spojrzenie dużych, niebieskich oczu. Była wielka postacią i wielką damą teatru.
Fot. Sopranistka Alina Bolechowska, fot.NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE -
Alina zaszła w ciążę. Skończyło się fatalnie
W dniu ślubu Jerzy Pietraszkiewicz czekał na parę młodych przed urzędem Stanu Cywilnego. „Kiedy wyszliśmy, szarpnął mną, wpakował do czekającej taksówki i wywiózł do mieszkania na Saską Kępę” – wspominał Witold Gruca. Małżeństwo z Bolechowską trwało krótko, bo chyba inaczej być nie mogło. Sam Witold Gruca mówił, że nie było szans na ułożenie sobie wspólnego życia. Artysta wrócił do partnera na Saską Kępę. Ale jego życie z Pietraszkiewiczem było burzliwe. Schodzili się i rozstawali. Dość powiedzieć, że Witold Gruca ponownie wziął ślub z Aliną Bolechowską. Żona zaszła w ciąże, Gruca bardzo cieszył się że zostanie ojcem, ale sprawy potoczyły się nie po jego myśli.
„Skończyło się to fatalnie. Pojechałem na konkurs tańca do Moskwy, a jak wróciłem, Alina leżała w łóżku i wyznała, że właśnie jest po zabiegu. Na aborcję namówiła ją największa lesbijka w Polsce, do której zjeżdżały się różne, czasami wybitne, czasami bardzo znane kobiety. Zabrałem swoje rzeczy. Powiedziałem Alinie, że nie mogę być z morderczynią mojego dziecka” – wspominał Gruca.
Prosto od Aliny Witold pojechał... na Saską Kępę, gdzie cały czas był zameldowany! Jerzy Pietraszkiewicz był już wtedy w związku z innym mężczyzną. Pokazał mu drzwi... Witold Gruca miał potem wielu partnerów, m.in. młodszego od niego Lilka, którego poznał na wieczorku spirytystycznym. Mieszkał na Mokotowie, w Alei Niepodległości, można go tam było zobaczyć na spacerach z psem Merdkiem. Alina Bolechowska zamieszkała na ulicy Oleandrów w Warszawie.
Zobacz też: Ponad 50 lat bliskości i wsparcia. Historia miłości Aleksandry i Leszka Millerów
Fot. Jan Rozmarynowski/FORU
Spotkanie w Skolimowie, dobra i zła starość
Gruca miał ze sobą problemy. Pił – jak sam mówił – popadł w alkoholizm. „Ta choroba była paskudna! Nawet nie wiem, jak się zaczęła. Straciłem jakieś pięć lat. Tylko tego żałuję. Teatry zamknęły się przede mną, bo byłem pijakiem. Nie rozróżniali choroby od pijaństwa. Nigdy – jak wielu aktorów to robi – nigdy nie wychodziłem na scenę podpity. Jeśli nachodził mnie okres picia, zostawałem z flaszką w łóżku. Kiedy się budziłem, pociągałem dalej. Nie rozrabiałem, nie włóczyłem się”. Ale mimo choroby alkoholowej masę pracował, robił choreografie do baletów, spektakli, widowisk. Był uczynnym, miłym człowiekiem.
Po latach Jerzy Pietraszkiewicz i Witold Gruca spotkali się w Domu Artysty Weterana w Skolimowie. Miłość minęła, ale została sympatia, chcieli razem przeżyć dobrą starość. Jerzy zmarł w 2005 roku. Witold Gruca – schorowany, chodzący o balkoniku, zmarł w 2009 roku.
Czytaj także: Andrzej Kopiczyński i Ewa Żukowska – to miała być miłość na zawsze, ale pojawiła się inna kobieta
Korzystałam z książki Jana Stanisława Witkiewicza „Grand jete, czyli wielki skok. Rozmowa z Witoldem Grucą”. Iskry. Warszawa 2004.