WYWIADY VIVY!

Joanna Horodyńska: „Idealna modelka to taka, która ma interesującą twarz, dobrą duszę i mądrą głowę”

„Postrzegam modę w szerszej perspektywie”

Katarzyna Sielicka 28 maja 2020 06:17

W ramach cyklu Archiwum VIVY!: wywiady przypominamy rozmowę Katarzyny Sielickiej z Joanną Horodyńską. Wywiad ukazał się w marcu 2015 roku w magazynie VIVA!.

Magazyn VIVA! Joanna Horodyńska wywiad

Kiedy ocenia styl gwiazd, jest bezwzględna. Kiedy sama jest oceniana… w ogóle się tym nie przejmuje. „Jestem dziwakiem”, mówi o sobie i dodaje: „Chcę taka być. Nic tego nie zburzy”. Skąd wie, że się zna na modzie, dlaczego zawsze idzie pod prąd i czego jeszcze brakuje jej w życiu, Joanna Horodyńska – dziennikarka, stylistka i modowa wyrocznia – opowiada Katarzynie Sielickiej.  

Piszą o Tobie: modelka, dziennikarka, stylistka. Czym właściwie się zajmujesz?

Oczywiście modą. Moja mama często mówi: „A co ty, dziecko, robisz? Wybierasz ciuchy, pakujesz do tych toreb i co dalej?”. Długo nie potrafiła w tę moją pracę uwierzyć.

 Pochodzisz z Tychów. Jak to się stało, że zostałaś modelką najpierw w Niemczech, potem w Paryżu?

Miałam 16 lat. Pewnego dnia patrzę, a w magazynie „Dziewczyna” jest moje zdjęcie w bikini. Stoję w ogródku między patykami od pomidorów. Okazało się, że koleżanki wysłały moje zdjęcie na konkurs „twarz na okładkę”. Zaprosili mnie na casting do Poznania czy Wrocławia, nie pamiętam. 

 A co na to rodzice?

Pojechali ze mną. Musieli wszystko sprawdzić. Mama jest profesorem, pracownikiem naukowym, tata – inżynierem. Dla nich show-biznes to zupełnie inny świat.

Mama nie wpadła w przerażenie?

Jeszcze wtedy nie. Chodziło o kontrakt z niemiecką agencją. Myślała, że jeśli wyjadę, pójdę do szkoły za granicą. Miała taką wizję, a ja po prostu szłam w nieznane. Nie sądziłam, że coś z tego wyjdzie, i zazwyczaj nie wierzę, że spotka mnie coś pozytywnego. Jestem pesymistką. Ale dziś już nie traktuję tego jako coś złego, przyzwyczaiłam się do swoich czarnych myśli.

 Ale wtedy się udało.

Tak. Wygrałam ten konkurs. Pojechałam do Hamburga, zrobili mi portfolio, poszłam tam do szkoły. Ale z pracą szło mi kiepsko. Chyba do końca nie miałam urody na niemiecki rynek. Tam, wiadomo, woleli blondynki z niebieskimi oczami, wiotkie. A mnie urósł biust, szybko zrobiłam się kobieca. Mama powiedziała: „To nie ma sensu. Wracaj i rób maturę”. Wróciłam i jako modelka zaczęłam pracować na Śląsku. Pamiętam, że po szkole wpadałam do Tomka Ossolińskiego, który miał wtedy swoje atelier przy moim liceum. Po maturze chciałam studiować historię sztuki w Warszawie, ale nie dostałam się. 

Joanna Horodyńska, VIVA! czerwiec 2016
Fot. Piotr Porebsky/ Metaluna

 Jednak przeniosłaś się do Warszawy.

Kiedy załamana wracałam pociągiem z egzaminów, spotkałam kolegę z agencji Foto Kino Film, obecnie Model Plus. Zaproponował mi pracę w Warszawie. Mama zapisała mnie do prywatnej szkoły na wydział marketingu i zarządzania. Nudy na pudy. Studiowałam i dużo pracowałam, wyjeżdżałam za granicę z Agnieszką Martyną, Agnieszką Maciąg.

 To była dla Ciebie praca marzeń?

Pamiętam, że Agnieszka Maciąg była dla mnie boginią. Marzyłam, żeby mieć taką pozycję jak ona. Widziałam swoją przyszłość w modelingu. Kiedyś na ulicy zahaczyła mnie Jola Bernard, agentka skout
z Paryża. Powiedziała, że mam szansę tam zaistnieć. Pojechałam z ojcem, zamieszkaliśmy w pensjonacie Polskiej Akademii Nauk. Trafiłam do agencji Ford i mnie przyjęto. Pracowałam dla Soni Rykiel, Thierry Muglera. Mówili mi, że przypominam Helenę Christensen. 

Studia po drodze rzuciłaś?

Nie. Wszystko skończyłam w terminie wyobraź sobie! Książki przysyłała mi mama w paczkach, uczyłam się, przyjeżdżałam i zdawałam.

 Mama Cię pilnowała?

Mama mnie zawsze pilnowała. Mówiła, że nauka jest najważniejsza. I dzisiaj jej za to dziękuję. Nie straciłam ani jednego roku nauki.

 Nie chciałaś zostać w Paryżu? Pracować, może wyjść za mąż?

Prawdę mówiąc, myślałam, że tak będzie. Ale nie powiodło mi się uczuciowo. Rozstaliśmy się z moim chłopakiem Francuzem, chociaż mieszkaliśmy już razem. Wszystko mi się pogmatwało. Wróciłam do Polski na wakacje i zadzwoniła koleżanka. Powiedziała, że szukają prezenterki do Atomic TV. Przyjęli mnie.

 Zrezygnowałaś z pracy modelki? 

Zastanawiałam się dwa dni. Kiedy stałam przed kamerą, coś mnie zafascynowało, wciągnęło. Na początku byłam beznadziejna, cztery razy chcieli mnie wyrzucać, miałam trzy miesiące na poprawę. W dodatku miałam śląski akcent. Chodziłam do logopedy, żeby się go pozbyć. Potem Atomic TV przekształciło się w MTV. A program, który prowadziłam – „Pieprz” – był dobrze oceniany, więc został.

 Prowadziłaś go w wannie. Nago.

Zupełnie. Joanna z wanny. Taką miałam ksywę przez parę lat. 

 Wszyscy Cię tam oglądali.

Ale ja zawsze miałam świadomość swojego ciała. Prowadziłam program i musiałam się jakoś przemieścić z tej wanny pod prysznic czy do garderoby. Nie było czasu na to, żeby się ubierać, więc po prostu owijałam się ręcznikiem. Nigdy nie miałam problemu z nagością, byłam na trzech okładkach „Playboya”. Pokazywanie ciała było dla mnie czymś naturalnym, tej otwartości nauczył mnie modeling. Lubię swoje ciało, jakiekolwiek ono jest. 

Joanna Horodyńska, VIVA! czerwiec 2016
Fot. Piotr Porebsky/ Metaluna

 Kiedy pracowałaś jako modelka nie miałaś wrażenia, że to głupie zajęcie?

Dzisiaj myślę, że to jest trochę głupie zajęcie. Każda dziewczyna myśli, że zrobi karierę. Ja wchodziłam w modeling ze świadomością swoich ograniczeń. Obserwowałam, wiedziałam, że są dziewczyny lepsze ode mnie. Chyba podchodziłam do tego z taką mądrością, którą wyniosłam z domu, czyli rób to, w czym jesteś najlepsza. Wydaje mi się, że teraz jest więcej niezbyt bystrych modelek. Ale to widać w oczach. Pustkę zawsze zobaczysz. Jest też dużo mądrych, bo mądrość w tym zawodzie jest bardzo potrzebna.

 A na czym polega mądrość w tym zawodzie?

Ty uważasz, że nie ma mądrości? Tu nie chodzi tylko o urodę. Dla mnie idealna modelka to taka, która ma interesującą twarz, dobrą duszę i mądrą głowę. Postrzegam modę w szerszej perspektywie. Moda to sztuka. Kiedy patrzę na takie zjawiska, jak Tilda Swinton, to wiem, że istnieje coś więcej. Ale jak widzę Kim Kardashian, to już zaczynam się zastanawiać…

 Jak to się stało, że w końcu zostałaś stylistką?

Po ośmiu latach przed kamerą poczułam, że trzeba się na czymś skupić. Zaczęłam stylizować prezenterów do programu. Muszę przyznać, że w tej dziedzinie jestem samoukiem. Studiowałam zarządzanie i marketing, a później dziennikarstwo i sztuki audiowizualne w Krakowie, ale nie skończyłam żadnej szkoły stylizacji. Zrobiłam dwa wakacyjne kursy na Saint Martins w Londynie. Chciałam się kształcić dalej, ale nie było czasu. Nie wykluczam, że jeszcze to zrobię. „Papier jest ważny”, jak mawia moja mama. 

 A skąd Ty wiesz, że się znasz na modzie?

Dobre pytanie. Mam intuicję, a ona jest najważniejsza. Kiedy mi się coś podoba, czuję, że to jest to. A kiedy coś nie jest dobre, czuję, że to nie jest dobre.

W ocenach jesteś bardzo kategoryczna.

Jestem. Ale wyobraź sobie, gdybym nie była. Czy ktoś by to czytał? Czy ktoś by się w ogóle tym zajmował? Cytował mnie?

 Krytykujesz, żeby Cię cytowali?

Nie, ale krytykuję też po to, żeby rubryka czy program miały widzów i czytelników. To jest mimo wszystko show-biznes! Niczego nie robię wbrew sobie. Wiadomo, że podkręcam swoje wypowiedzi, używając wyrazistego języka, ale jakbym napisała po prostu „góra sukienki skraca szyję”…

 …to byłoby nudne!

No widzisz. Sama mówisz, że to by było nudne.

 Bywasz okrutna. W swojej książce napisałaś o Kindze Rusin: „Muskularna sylwetka, mały biust, brak wcięcia w talii…”.

Ale potrafi się ubrać, wydobyć atuty, a zakryć drobne niedoskonałości. Zresztą ona wie, jaką ma sylwetkę. Dzisiaj wygląda lepiej niż kiedykolwiek! Jest piękną kobietą.

 Napisałaś też, że ludzie łatwiej zniosą zarzut, że nie myślą, niż że nie potrafią się ubrać.

Myślę, że strasznie boją się tej krytyki, a przecież to jest tylko ubranie. Dlaczego tak jest? Ciągle się nad tym zastanawiam.

Ludzie Cię za to nie lubią.

Wiem. Czytam to w komentarzach. Ale wiesz co, wolę być wyrazista niż nijaka. To mój wybór. Lubię być zawsze przed szeregiem, nie iść z innymi. Od wielu lat mam tych samych przyjaciół. Nie potrzebuję dokładać do tego grona nikogo nowego.  

 Skrytykowana przez Ciebie Edyta Górniak stwierdziła, że brakuje Ci seksu.

Tak. Odpowiedziałam jej, że to niemożliwe, bo seks odchudza, a ja ostatnio schudłam.

Joanna Horodyńska, VIVA! czerwiec 2016
Fot. Piotr Porebsky/ Metaluna

 Po co Ci takie afery?

Przyznam, że trochę żałowałam, że odpowiedziałam. Trzeba to było zostawić. 

 Zarzuciłaś jej brak klasy.

A uważasz, że diwa powinna tak wychodzić na scenę? Wizerunek to nieodłączna część zawodu osoby publicznej. Tak nie wypada gwieździe. Budowałam swoją pozycję przez wiele lat i może jestem już na tyle silna i wiarygodna, że mogę napisać to, co uważam. OK, dla wielu ubieram się dziwnie. Jestem takim dziwakiem, który odnalazłby się pewnie za granicą, a nie odnajduje się tutaj. 

 Uważasz, że się nie odnajdujesz?

A dlaczego co roku ląduję na portalach jako najgorzej ubrana?

 Przejmujesz się tym?

Nie. Ja wiem, że chcę taka być. Nic nie zburzy tego myślenia. Mój przyjaciel Tomek Jacyków mówi: „To, co o nas piszą, jest mało istotne. Bo kto nas tu może ocenić?”.

 A kto jest Twoim autorytetem?

Niewiele jest takich osób. Agnieszka Ścibior, redaktor naczelna „Vivy! Mody”, Krystyna Kaszuba, która stworzyła miesięcznik „Twój Styl”, moi przyjaciele, projektanci Ilona i Rafał z MMC, Tomek, stylista Krzysztof Łoszewski.

 Dużo wydajesz na ciuchy?

Czasem wydaję więcej, czasem mniej. To zależy od mojego nastroju, od tego, czy coś potrzebuję kupić na imprezę. Żyję modą, funkcjonuję w tym świecie. Nie wyobrażam sobie, żebym nie inwestowała w modę. Nie kupiła torebki sezonu. Robię dwa programy o modzie, piszę felietony do gazet i na portale. Oczekuje się ode mnie czegoś więcej niż tylko sukienki i pantofli, czyli schematu polskich ulic. 

Zawsze byłaś dziwakiem?

Zawsze się dziwnie ubierałam. W szkole nosiłam wzorzyste legginsy z za dużymi swetrami. Legginsy były w kropki, a sweter był w paski. Nikt się tak nie ubierał. Nosiłam na przykład męskie lakierowane buty, bo miałam bardzo dużą stopę, i do tego białe skarpetki.

Ale koleżanki Cię podziwiały?

Inspirowały się mną. Pamiętam taką historię z Renią Gabryjelską, znaną modelką z lat 90. Kiedyś byłyśmy razem w Paryżu, ja wracam z zakupów w nowych rzeczach, a ona patrzy na mnie i mówi: „Asia, czy ja mogłabym kupić to samo, co ty masz na sobie?”. I później w Warszawie spotykam ją na przejściu dla pieszych, a ona jest dokładnie tak ubrana. To było miłe.

Kiedy czytasz o sobie komentarze internautów, boli Cię to?

Boli mnie, kiedy dotyczą rzeczy osobistych. Na przykład: „Stara, nie ma dziecka, na pewno jest samotna”. Rzeczy, których nie wiedzą, a wymyślają.

Zbliżasz się do czterdziestki. I jak się z tym czujesz?

Czuję się bardzo młodo. Myślę, że to mój najlepszy czas. Zawodowo robię bardzo dużo. Napisałam książkę, myślę o drugiej. Nie miałam w życiu lepszego momentu. Dobrze się czuję ze sobą, ćwiczę jogę, nie jem mięsa ani nabiału.

 Zawodowo jesteś spełniona. A prywatnie? Nie chciałabyś już mieć rodziny?

Jest taka presja, prawda? Nie chcę tak myśleć. Każdemu inne rzeczy w życiu się przytrafiają. Jeśli nie jest mi pisane urodzić dziecko, może będę mogła je mieć w inny sposób. Był czas, gdy zazdrościłam ludziom rodziny, dzieci. To nie jest zawiść, po prostu chciałam też to poczuć. 

 Mówiłaś o adopcji.

Tak i nie zamierzam więcej mówić. Za dużo było o tym w mediach. Chciałabym urodzić dziecko. Ale jestem osłabiona przez różne zdrowotne sytuacje, do tego dochodzi wiek. To się może okazać niemożliwe. 

A miłość?

Myślę, że nigdy nie jest się ze swoją największą miłością. Ja miałam swoją największą miłość. Byłam z nim wiele lat. Ale emocje były tak duże, że nie jesteśmy razem. Widzę to też u różnych moich przyjaciółek. Miłość największa to często nie ta na całe życie.

Przyjaźnisz się ze swoimi rodzicami, szczególnie z mamą?

Tak. Ale ponad rok temu, w święta Bożego Narodzenia, mój tata bardzo się rozchorował. Teraz na szczęście jest lepiej. Na wiele tygodni przeprowadziłam się do Tychów, żeby się nim opiekować, kiedy leżał w szpitalu. Myślałam, że nie wrócę do show-biznesu. 

 Co zamierzałaś zrobić?

Myślałam, że tam zamieszkam i będę się zajmować firmą ojca. Uciekłam od mody, wycofałam się z różnych projektów. Ale ojciec poczuł się lepiej, to był jakiś cud i wróciłam. Zaczął się program i wszystko rozkręciło się na nowo. Ale był moment zawieszenia, kiedy nie wiedziałam, co zrobię.

Miałaś depresję?

Nie. Po prostu wiedziałam, że muszę pomóc.

Musisz być bardzo związana z ojcem.

Tak, jestem z nim bardzo związana, martwię się o niego i często go odwiedzam. Czasami, kiedy mam dużo pracy, tata przyjeżdża na kilka dni do Warszawy, żeby ze mną pobyć. Opiekujemy się sobą nawzajem. Mama jest moim kompanem w różnych podróżach, łączy nas miłość do opery. Przed nami kolejna wspólna podróż, tym razem Japonia. Mama jest ostra i wymagająca. Zawsze mówi: „Musisz być najlepsza. Bo ty jesteś najlepsza”.

To Cię motywuje czy wręcz przeciwnie?

Chyba motywuje. Chociaż kiedy coś nie wychodziło, myślałam: Kurczę. Jednak nie jestem najlepsza. A później szłam i byłam najlepsza. Tak było w szkole i teraz też tak jest. Mama na pewno jest ze mnie dumna, ale cały czas mi mówi, że muszę walczyć. Że ani na chwilę nie mogę się zatrzymać.

Nie masz dość?

Nie, bo w sumie jaką walkę ja toczę? Może z tymi opiniami o mnie, ale tego nie zmienię. Jeśli nie mam na coś wpływu, nie warto się tym przejmować.

Ostatnio często pokazujesz się z mamą. Zaakceptowała Twoją pracę?

Ostatecznie tak, bo widzi, że mnie to bardzo cieszy, a po drugie przynosi profity. Nie wiem, co będę robiła za pięć, dziesięć lat, ale widzę siebie jako redaktor naczelną jakiegoś magazynu. Nie mogę przecież do końca życia prowadzić programu, w którym krytykuję styl gwiazd. To też się kiedyś skończy. Muszę mieć jakiś backup. Boję się, że kiedyś wszystko padnie i że nie będę miała pracy. Ten lęk towarzyszy mi od 20 lat. Paradoksalnie zawsze mam pracę i dodatkowo jakieś projekty, które się toczą obok. I zawsze jestem przepracowana. Widzę przyszłość w czarnych barwach. Pewnie dlatego, że jestem pesymistką. 

Ciągle o tym mówisz, ale wcale nie wyglądasz na pesymistkę. Jesteś energetyczna, promienna, przebojowa.

Jestem przebojowa. Przebojowa pesymistka. Można tak? 

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale szybko zamieszkali razem. Teraz czeka ich wielka zmiana!

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MARYLA RODOWICZ o poczuciu zawodowego niedocenienia, związkach – tych „gorszych, lepszych, bardziej udanych” i swoim azylu. KAROLINA GILON I MATEUSZ ŚWIERCZYŃSKI: ona pojechała do pracy na planie telewizyjnego show, on miał przeżyć przygodę życia jako uczestnik programu… MAREK TORZEWSKI mówi: „W miłości, która niejedno ma imię, są dwa kolory. Albo biel, albo czerń. A ja mam tę biel, a to wielkie szczęście…”.