„Ciało albinosa warte jest ok. 75 tys. dolarów”. Wojciechowska i Kabula we wspólnym wywiadzie
Przypomniały historię poznania
To była naprawdę piękna i wzruszająca wizyta. W ubiegłym tygodniu do Polski przyleciała Kabula! Adoptowana córka Martyny Wojciechowskiej, która choruje na bielactwo przypomniała Wysokim Obcasom historię poznania jej z mamą. Dziewczynka była nieufna do Wojciechowskiej, dopiero dwa lata później nastąpił przełom w ich relacji. Jak do tego doszło? I ile warte jest ciało albinosa? Przeczytajcie!
Martyna Wojciechowska i Kabula o początkach ich relacji
Martyna Wojciechowska Kabulę po raz pierwszy spotkała w lipcu 2014 roku. „Do klasy weszła nauczycielka i powiedziała, że mam wracać do ośrodka, bo przyjechali goście i chcą ze mną rozmawiać. Wolałam dokończyć lekcje. Dlaczego to takie ważne, że muszę wyjść z zajęć w środku dnia? Nie pierwszy raz do Buhangija przyjechali zagraniczni dziennikarze. Wiedziałam, że zwykle z tych odwiedzin nic nie wynika. Ot, zapytają o coś, porobią zdjęcia i znikną, jak zwykle”, przypomniała początki Kabula.
Dodała, że w tamtym momencie życia nie chciała z nikim rozmawiać. Jedynie z Bogiem. „Nie obchodziło mnie, kim jest ta dziennikarka, która na mnie czeka. Ani czego chce”, powiedziała.
„Kiedy Kabula do mnie podeszła, nawet nie starała się być miła. Była obrażona, opryskliwa. Ale nie dziwiło mnie to. Wiedziałam, że przeszła bardzo dużo i że zrealizowanie tego tematu nie będzie łatwe. Kabula była zła na cały świat za to, co ją spotkało. I na mnie, że zawracam jej głowę. Niewiele mówiła. Bardzo mi zależało na tej rozmowie, byłam ciekawa, kto się kryje za tym pancerzem”, mówiła Martyna Wojciechowska.
Dziennikarka historię dziewczynki znała już wcześniej. Podczas ich pierwszego spotkania nie wiedziała jeszcze, że Kabula może zostać wspaniałą reprezentantką osób cierpiących na bielactwo w Tanzanii. Bo Tanzania do najgorsze na świecie miejsce do życia dla albinosów. Ci każdego dnia mogą zostać ofiarami polowania...
Wojciechowska powiedziała, że pierwsza rozmowa z Kabulą była najgorsza jaką dotychczas przeprowadziła. Poczuła, że zawiodła jako dziennikarka i nie dała rady podołać tematowi. Wywiad „przerósł” ją. Nie udało jej się nawiązać głębszej relacji z dziewczynką.
Dopiero dwa lata później w 2016 roku Kabula zmieniła zdanie o podróżniczce. Wojciechowska podczas swojej kolejnej wizyty u niej spytała dziewczynkę, czy ta nie chciałaby zobaczyć swojej mamy, której nie widziała od czasu ataku, w którym straciła rękę.
„Po prostu wsiadłyśmy w samochód i pojechałyśmy. Zostałam przy samochodzie i czekałam na to, co się wydarzy. Ona przywitała się z rodziną. Nie było to zbyt wylewne, bo my, ludzie Zachodu, jesteśmy przyzwyczajeni do innego okazywania sobie emocji, niż mają w zwyczaju mieszkańcy Afryki. Kabula po prostu dygnęła grzecznie przed mamą, ukradkiem wytarła łzy”, powiedziała Wysokim Obcasom Martyna.
„Po emisji odcinka Kobiety na krańcu świata z Tanzanii uznaliśmy, że mamy szansę zrealizować pełen film dokumentalny, więc wróciłam do Kabuli i do Tanzanii kilka miesięcy później. Po filmie Ludzie duchy posypały się wyróżnienia, zrobiło się o nim głośno, ludzie zaczęli pisać do mnie i do redakcji, że chcą pomóc, przekazać pieniądze, malować ściany w ośrodku, cokolwiek. Błyskawicznie zebraliśmy 100 tys. zł i dzięki temu Kabula mogła zamieszkać w prywatnej szkole z internatem w Mwanzie na północy kraju. Nareszcie bezpieczna”, mówiła Wojciechowska.
Dziennikarka już po pierwszym spotkaniu wiedziała, że chce zaopiekować się Kabulą. „Mówiła, że chce studiować prawo, była bardzo zdeterminowana. Miała w sobie ten rodzaj siły i wyjątkowości, który sprawia, że nie masz wątpliwości, że to zrobi”, powiedziała.
Kwestie formalne pomógł załatwić jej ks. Janusz Machota ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich, który mieszka w Tanzanii od 20 lat. Martyna odpowiedzialna jest za finansowanie i edukację Kabuli, ale prawa rodzicielskie zostały przy jej biologicznej matce. Dziewczynka mamę ostatnio widziała dwa lata temu. Ma też trzech braci i siostrę, ale każde z nich ma swoje życie.
„Czasem któreś o mnie zapyta, jak się mam, jak sobie radzę”, powiedziała Kabula. I dodała, że wracanie myślami do tamtego czasu jest trudne. Bo to „dwa różne życia”, a tamto nazywa „życiem w ciemności”.
Kabula o ataku
„Kiedy się urodziłam, ojciec powiedział mamie, że nie chce w domu takiego dziecka. Oddali mnie do babci. Spędziłam u niej trzy-cztery lata. Gdy mama chciała mnie zabrać, tata zdecydował, że w takim razie on się wyprowadzi. Odszedł i nigdy go potem nie widziałam. Gdybym dziś minęła tego człowieka na ulicy, nawet nie wiedziałabym, że jest moim ojcem”, przypomniała swoją historię. Dodała, że do czasu ataku żyła normalnie. Bawiła się z rodzeństwem na podwórku, jednak gdy mama wychodziła z domu zamykała ją na klucz. Kabula wtedy nauczyła się wychodzić oknem. Uważała, że nie jest zwierzęciem, aby ją zamykać.
Dziewczynkę napadło trzech mężczyzn. Wcześniej często jej się przyglądali.„ Tydzień przed tym, jak zostałam napadnięta, jeden z nich obrzucił mnie takim spojrzeniem, że pamiętam ten wzrok do dziś. Zapytałam siostrę: „Co mu zrobiłam, że tak na mnie patrzy?”. Trzy dni przed atakiem stało się coś podobnego. Tym razem to był obcy mężczyzna, którego widziałam po drodze do sklepu. Czułam, że mnie obserwuje. Aż wreszcie razem z sąsiadem i trzecim mężczyzną pojawili się u mnie w domu w nocy i maczetą odrąbali mi rękę. Zrozumiałam, że to zaplanowali”, powiedziała córka Martyny.
Sprawców spotkała na sali sądowej. Rozpoznała ich bez trudu, choć twarzy trzeciego mężczyzny nie widziała. Ale pamięta jego głos. Mężczyźni nie zostali ukarani.
„Według oficjalnych danych tylko 10 procent sprawców zostaje zatrzymanych, ale sądy nie działają dobrze, więc wyroki zapadają bardzo rzadko. Większość ataków nawet nie jest zgłaszana, bo często w zbrodnię zaangażowani są sąsiedzi lub nawet ktoś z rodziny. Zdarza się, że kiedy rodzice dowiadują się, że ich dziecko ma bielactwo, zabijają je zaraz po urodzeniu. Najczęściej ojcowie, którzy sprzedają je handlarzom. Gdyby wycenić ciało albinosa na czarnym rynku, warte jest około 75 tysięcy dolarów”, przypomniała Wojciechowska.
„Gdyby rzeczywiście moje ręce i nogi były takie cenne, to sama powinnam być bogata, prawda? Ale jakoś się to magicznie nie dzieje”, dodała Kabula.
Wojciechowska przypomniała, że ludzie w Tanzanii wciąż wierzą, że ciało albinosa jest cenne. Rząd we wschodniej Afryce w 2014 i 2015 roku próbował ukrócić proceder handlu, jednak podobno zatrzymano tylko 80 osób i na tym się skończyło. Po nagłośnieniu sprawy przez mediów handel wcale nie zniknął. Dziś po prostu się o nim nie mówi...
„Około 80 osób zostało zamordowanych od 2000 roku” – podają. „Około”? Jak można mówić o liczbie zamordowanych w zaokrągleniu? W Tanzanii ponad 90 procent ludzi wierzy, że amulety zrobione z części ciał albinosów zapewnią im powodzenie i bogactwo. Najwyraźniej są wśród nich także politycy. Bo przecież nieprzypadkowo ataki wzmagają się tuż przed wyborami”, tłumaczy Martyna.
„Możemy sobie myśleć, że to ciemnota, że to brak edukacji i że korzystają na tym szamani. Ale kogo stać na taki amulet? Biednych rybaków? Chodzi raczej o ludzi bogatych i często całkiem dobrze wykształconych. Niejednokrotnie przed chatami szamanów ustawiają się w kolejce panowie w garniturach i ze skórzanymi teczkami”, podsumowuje.