TYLKO W VIVIE!

Muzyka była mu pisana, zakochał się w niej jako kilkulatek. Marcin Masecki szczerze o swoim dzieciństwie

„W odpowiednim momencie ta materia mnie zafascynowała”

Katarzyna Piątkowska 19 stycznia 2024 07:52

Pianista. Kompozytor. Aranżer. Muzyk. Mąż. Ojciec. Marcin Masecki, laureat Orła za muzykę do filmu „Powrót do tamtych dni”, w rozmowie z Katarzyną Piątkowską dla magazynu VIVA! opowiada o swoich największych miłościach, życiu w dwóch miastach naraz, ogniu, który w nim płonie oraz dzieciństwie, które go ukształtowało.

Muzyka była Ci pisana?

Są ludzie, którzy rodzą się w rodzinach muzycznych, a muzykami nie zostają. I na odwrót – są supermuzykalni ludzie z rodzin niemuzycznych. U nas w domu akurat było dużo muzyki i w odpowiednim momencie ta materia mnie zafascynowała. Ojciec zaczął ze mną robić ćwiczenia muzyczne, jak miałem trzy lata. Gdy jako siedmiolatek usiadłem do instrumentu, miałem już sporą wiedzę teoretyczną i znałem muzyczny język. A rok później się w muzyce zakochałem.

[…]

Dzięki tacie muzykowi dzieciństwo spędziłeś w Kolumbii.

W 1982 roku mama i tata byli świeżutkim małżeństwem. Jak wiele młodych osób szukali sposobu, żeby wyjechać z Polski. I wtedy pojawiła się oferta z Kolumbii, z uniwersytetu w średniej wielkości miasteczku Popayán. Rodzice zdecydowali się na ten odważny krok. Wtedy leciało się tam trzy doby, a gdy tam dotarliśmy, trzęsienie ziemi niemal zrównało miasto z ziemią. Pierwsze, co moi rodzice tam zobaczyli, to gruzy. A przecież mieli bilet tylko w jedną stronę, 100 dolarów w kieszeni i mnie. Miałem wtedy sześć miesięcy. Najpierw zamieszkaliśmy więc w jakimś ledwo stojącym hotelu, potem w klasztorze, tam przyjęli nas dominikanie. Zanim tata zajął się tym, co potrafił najlepiej, uczył na przykład języka francuskiego, nie znając go zbyt dobrze. Ostatecznie po paru miesiącach miasto się podniosło, a tata zaczął pracę na uniwersytecie. Spędziłem w Kolumbii siedem lat naprawdę błogiego dzieciństwa. Wspaniały klimat, umiarkowane lato, dni spędzane z dzieciakami z sąsiedztwa na ulicach. Rodzice dużo czasu spędzali w domu i dali mi dużo bliskości i ciepła. Zresztą Kolumbijczycy są bardzo rodzinni i dużo rzeczy dzieje się właśnie na ulicy, w tłumie ludzi. Mimo tego, że jestem jedynakiem, nigdy nie byłem sam. Zawsze z chmarą dzieci i znajomych, cioć, wujków.

Czytaj też: Joanna Kulig będzie decydować, kto otrzyma Oscara. Aktorka nie kryje ekscytacji!

Marcin Masecki, Viva! 1/2024
Fot. Magdalena Hueckel

Marcin Masecki w sesji dla magazynu VIVA!, 2024 rok

[…]

Ale bajka się skończyła?

Rodzice się rozwiedli i z mamą pojechaliśmy do San Francisco, gdzie mieszkał jej nowy chłopak. A ponieważ tata też zawsze marzył o Ameryce, wylądowaliśmy tam wszyscy razem. W wyniku różnych perypetii rodzinnych po półtora roku wróciliśmy do Polski.

Jak się odnalazłeś w ojczyźnie?

Mówiłem po polsku, więc nie było problemu.

Miałeś nie tylko błogie, ale też nietypowe dzieciństwo jak na polskie dziecko.

To prawda. Dzięki temu jestem otwarty na świat. Mogę mieszkać wszędzie, bo dzieciństwo uwrażliwiło mnie na różne kultury. Ale wiadomo, zawsze brakuje tego, czego się nie ma.  

Zobacz także: „Kiedy Jeremiasz był mały, dużo pracowałem". Teraz Paweł Małaszyński nadrabia stracony czas, w pełni poświęcił się rodzinie

Marcin Masecki, Viva! 1/2024
Fot. Magdalena Hueckel

Marcin Masecki w sesji dla magazynu VIVA!, 2024 rok

Cały wywiad do przeczytania w nowym numerze VIVY! Magazyn jest dostępny w punktach sprzedaży od czwartku, 18 stycznia 2024 roku.   

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale szybko zamieszkali razem. Teraz czeka ich wielka zmiana!

Akcje

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MARYLA RODOWICZ o poczuciu zawodowego niedocenienia, związkach – tych „gorszych, lepszych, bardziej udanych” i swoim azylu. KAROLINA GILON I MATEUSZ ŚWIERCZYŃSKI: ona pojechała do pracy na planie telewizyjnego show, on miał przeżyć przygodę życia jako uczestnik programu… MAREK TORZEWSKI mówi: „W miłości, która niejedno ma imię, są dwa kolory. Albo biel, albo czerń. A ja mam tę biel, a to wielkie szczęście…”.