Spełnienie największego marzenia przypłacił życiem. Tomasz Mackiewicz na zawsze pozostał na Nanga Parbat
„Gdy usłyszałam, że nic nie widzi (...) zaczął dusić mnie strach. Pod oszronionymi rzęsami Tomka widziałam przerażone oczy przyjaciela”
Mija sześć lat od tragicznej śmierci Tomasza Mackiewicza na Nanga Parbat. Góra, która była jego ogromnym marzeniem, stała się jednocześnie jego grobem... Udało mu się je spełnić, ale z powodu choroby wysokościowej nie był w stanie się tym cieszyć, ani celebrować tej doniosłej chwili. O jego życie rozpaczliwie walczyła towarzyszka wspinaczki, Elisabeth Revol. Niestety na próżno. Tę dramatyczną batalię opisała w swojej książce „Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat”. Jak wyglądały ostatnie chwile Czapkinsa? „Jego oczy już mnie nie widziały”, mówiła jego towarzyszka w rozmowie z Krystyną Pytlakowską dla „VIVY!”.
Tomasz Mackiewicz zdobył wymarzoną górę
Zdobycie Nanga Parbat zimą było marzeniem Tomasza Mackiewicza, które, choć przekładane, w końcu się ziściło. Niestety miało tragiczne konsekwencje... Czapkins, jak go nazywano, nie zdążył się nim nacieszyć, ani nawet zobaczyć zapierającego dech w piersiach widoku, jaki rozpościerał się ze szczytu. Podczas schodzenia z Zabójczej Góry rozpoczęła się dramatyczna walka o przetrwanie i życie, jaką toczył wraz ze swoją towarzyszką, Elisabeth Revol. Tomek mierzył się z chorobą wysokościową, a na skutek śnieżnej ślepoty przestał widzieć.
„Gdy usłyszałam, że nic nie widzi, nawet mojej czołówki, to zrobiło mi się niedobrze, zaczął dusić mnie strach. Pod oszronionymi rzęsami Tomka widziałam przerażone oczy przyjaciela. Byliśmy razem na 8135 m i oboje byliśmy zdruzgotani”, relacjonowała w swojej książce „Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat”. Eli była przerażona stanem przyjaciela, jednak podjęła heroiczną próbę sprowadzenia go na dół, a tym samym walkę o jego życie. „Wiedziałam, że za wszelką cenę muszę sprowadzić nas na dół. Tylko to się dla mnie liczyło. Rozmawiałam z nim o tyle, o ile pozwalała mi droga”, czytamy w książce Elisabeth Revol.
Eli krok po kroku, powoli sprowadzała Tomka z góry, byle znaleźć się niżej, gdzie będzie odrobinę bezpieczniej, a także możliwe będzie dotarcie jakiejkolwiek pomocy. Oddała mu swoje rękawiczki, starała się, by było mu choć odrobinę cieplej. „Ostra choroba wysokogórska, wysokościowy obrzęk płuc? Co dokładnie jest Tomkowi? Nie wiem, ale widzę, że jest bardzo źle (…) Obrzęk oznacza stan najwyższego zagrożenia, trzeba jak najszybciej zejść niżej, z nadzieją, że jeszcze nie jest za późno – ponieważ gdy dochodzi do obrzęku, mózg czy płuca zostają jakby utopione. Nie mamy przy sobie tlenu, który mógłby spowolnić nieuchronną retencję płynów i wzrost ciśnienia w płucach Tomka”, opisywała w książce „Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat”.
Czytaj też: Wielki tancerz Michaił Barysznikow uciekał z ZSRR w dramatycznych okolicznościach. Biegłem po życie, mówił
Tomasz Mackiewicz
Tomasz Mackiewicz
Heroiczna walka o życie Tomasza Mackiewicza
Elisabeth Revol wiedziała, że tylko od niej i jej wysiłku zależy, czy uda im się zejść. Za nic nie chciała zostawić przyjaciela na szczycie, a on sam nie był w stanie schodzić. „Starałam się przede wszystkim zapanować nad lękiem. Podeszłam do Tomka i przytuliłam go. Zrozumiałam, że muszę być dla Tomka nie tylko przewodnikiem, ale i oczami. Próbowałam go pocieszyć, chociaż sama umierałam z przerażenia”, relacjonowała. Cały czas nawiązywała kontakt z Tomkiem Mackiewiczem, opowiadała mu, że niebawem zobaczy się z ukochaną Anną i trójką swoich dzieci. Nie wie jednak, czy jej słowa docierały do Czapkinsa. W pewnym momencie zaczął jej odpowiadać już tylko sylabami, narzekał na przenikliwe zimno, nie mógł oddychać.
„Tomek walczy. Jego wyczerpany, udręczony wysokością i mrozem organizm z minuty na minutę traci resztki sił. Gdy otwiera usta, zamarza mu język. Kiedy próbuje oddychać, lodowate powietrze pali jego płuca i gardło. Przygniata mnie żal, jego ból przeszywa mi serce. Jego ciało jest już tylko cierpieniem, a ja nie mogę nic zrobić, żeby mu w tym ulżyć”, pisze Elisabeth Revol w swojej książce. Stan Tomasza Mackiewicza z każdą chwilę się pogarszał... „Oświetlam Tomka moją czołówką. Ma zupełnie biały, pokryty szronem nos. Z ust cieknie mu krew. Ta krew mnie przeraża. W oczach wyczerpanie, cierpienie, strach. Wstrząśnięta, nie jestem w stanie już nic więcej powiedzieć. Pokazuje mi ręce, palce ma rozcapierzone jak szpony. "Éli! Nie mogę ich złożyć!". Myślę, że oboje zdajemy sobie sprawę, że jego dłonie są stracone”, czytamy.
Elisabeth Revol zdecydowała się złamać ich wspólne zasady i wezwała pomoc. Tomek nie miał najmniejszych szans na samodzielne schodzenie, a na jej barkach spoczywała odpowiedzialność za życie ich obojga. „Jeśli nie zorganizuję dla niego pomocy, zamarznie tutaj uwięziony na Nandze. Zawsze radziliśmy sobie sami, świadomi ryzyka, jakie podejmowaliśmy, wybierając styl alpejski, idąc na lekko. Ale teraz nie dbam o nasze zasady, po prostu muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby go wyrwać ze szponów tej góry”, zwierza się w książce „Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat”. Ekipa ratunkowa wyruszyła im na pomoc, jednak oni wciąż byli za wysoko, by można było do nich dotrzeć śmigłowcem. Eli wiedziała, że muszą zejść niżej, ale nie było możliwości, żeby Tomek dał radę. Jego stopy i dłonie całkowicie odmówiły posłuszeństwa.
Zobacz także: Wiele zawdzięcza ojcu, ale jedną rzecz gorzko wspomina. Tego błędu Dominika Kulczyk nie chce powtarzać
Tomasz Mackiewicz
Tomasz Mackiewicz
Tomek Mackiewicz: na zawsze został na Nanga Parbat. Tak brzmiały jego ostatnie słowa
Choć pomoc była już w drodze, to wszyscy mieli świadomość tego, że Eli i Tomek znajdowali się za wysoko, by im pomóc. Radzono Elisabeth Revol, żeby schodziła sama. Ona jednak nie chciała słyszeć o pozostawieniu przyjaciela. W końcu, po kolejnych bezskutecznych próbach przejścia kawałek dalej, dotarło do niej, że nie dadzą rady zejść razem... „Z najwyższym trudem unosi głowę [Tomek, przyp. red.]. Strużka zamarzniętej krwi zwisa z dolnej wargi i osiada czerwonawymi kryształami na brodzie. Czas się zatrzymuje. Każda sekunda trwa wieczność. Serce wali mi tak, że aż dudni w uszach. Kucam obok Tomka (…) Przyciągam jego głowę do mojej, czołem opieram się na jego kapturze. Milczę przerażona – sytuacja jest upiorna. Spomiędzy skamieniałych od mrozu szczęk Tomka wydobywa się szept: "Éli, już nie mogę, muszę się zatrzymać. Muszę odpocząć"”, relacjonowała Francuzka.
W swojej książce Elisabeth Revol tak opisywała rozstanie z przyjacielem: „Jego twarz, dłonie, stopy skamieniały z mrozu. Twarz zastygła, zamieniła się w upiorną maskę. Tomek dawno przekroczył granicę. Nie mogłam tego znieść (...) Położyłam go na plecaku, założyłam mu kaptur na głowę i zmartwiałą twarz. Nie mogłam znieść widoku jego twarzy. Jego odmrożonego nosa, krwi płynącej z jego ust. Nie chciałam myśleć, co będzie z nim za kilka godzin. Ze zgryzoty nie mogłam zmrużyć oka (...) Gdy go zostawiłam na dobre i zeszłam szukać obozu IV, dałam mu nadzieję, że helikopter przyleci po niego z kilka godzin. Teraz muszę z tym żyć. Mając w pamięci jego ostatni obraz, jego ochrypły głos i nadzieję, którą mu zostawiłam, odchodząc. To było straszne”.
Ekipa ratunkowa nie dała rady wrócić po Tomka Mackiewicza z powodu fatalnych warunków pogodowych... „Mieliśmy świadomość, że ona nie zejdzie sama. Miała odmrożone ręce. Stanęliśmy więc przed wyborem: zostawić Elisabeth i iść w górę, nie mając żadnej pewności, że Tomasz Mackiewicz żyje, czy schodzić z Elisabeth i uratować chociaż ją”, wyjaśnił potem w rozmowie z WP Denis Urubko, jeden z himalaistów, którzy brali udział w akcji ratunkowej. Czapkins na zawsze więc został w ukochanych górach, na zabójczej górze Nanga Parbat, którą siedmiokrotnie próbował zdobyć. Udało mu się spełnić marzenie, został pierwszym Polakiem, który dokonał tego czynu zimą. Miało ono jednak tragiczne konsekwencje i najwyższą możliwą cenę...
Czytaj również: Po latach walki odzyskał spadek po Krystynie Sienkiewicz. Ukochaną ciocię upamiętnił w wyjątkowy sposób
Tomasz Mackiewicz