Jak kalendarz z półnagimi modelkami stał się instytucją świata fotografii i mody?
Kalendarz Pirelli przeszedł już do historii
Kiedy naprawdę narodził się kalendarz Pirelli? Zdania są podzielone. Niektórzy za jego początek uznają rok 1963, kiedy to w angielskiej filii włoskiej marki Pirelli powstał pomysł, by wyjątkowym klientom wręczać artystyczny kalendarz z obnażonymi dziewczynami. Inni utrzymują, że niesłychana kariera The Cal, bo tak bywa nazywany, zaczęła się rok później, gdy zamiar ten wcielono w życie. Tak czy inaczej, kalendarz Pirelli skończył już pięćdziesiąt parę lat.
Jego tytuł Wieczne piękno jest jednak mylący. Nic chyba bardziej niż ten liczący ponad pół wieku kalendarz wydawany przez firmę produkującą opony nie pokazuje, jak zmienne i podlegające upływowi czasu są nasze kanony piękna, mody i upodobania. Lepiej od autorów albumu naturę jego fenomenu zrozumiał chyba prezes Pirelli, Marco Tronchetti Provera, który powiedział: „Wydajemy nasz kalendarz, by zademonstrować, że czas nie stoi w miejscu”. A jak się wkrótce przekonamy, w ostatnich latach nawet bardzo przyspieszył.
Kalendarz? Skąd masz?
Początki kalendarza Pirelli nie przedstawiały się specjalnie zachęcająco. Był to po prostu jeden z wielu erotycznych kalendarzy, które nie wiedzieć czemu ze szczególnym upodobaniem wydawały firmy motoryzacyjne i budowlane. W prawie każdym warsztacie samochodowym w różnych zakątkach świata wisiał podobny. Nawet w siermiężnym PRL-u nie był to rzadki widok, o czym upewnia nas kultowy film Stanisława Barei Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz („Kalendarz? Skąd masz?”, „Jeden dyrektor rozdaje!”). Z tym że w ówczesnej Polsce taki raz zdobyty kalendarz wisiał na ścianie całymi latami.
Tym, co w pewien sposób wyróżniało wydawnictwo marki Pirelli, był jednak fakt, że jego twórcy nie musieli specjalnie liczyć się z kosztami. Tak więc pierwsze sesje odbywały się w malowniczych i często egzotycznych lokalizacjach: na Majorce, Seszelach czy w Kalifornii. Wydawcy nie ingerowali też w koncepcję fotografów i byli skłonni podejmować ryzyko. Bez wątpienia było nim na przykład zatrudnienie już w 1972 roku pierwszej fotografki. A trzeba tu przypomnieć, że w tamtych czasach kobiety z aparatem widywano głównie na rodzinnych przyjęciach. Odwaga zaprocentowała, bo Sarah Moon stworzyła zdjęcia wyjątkowe. Jej kadry przypominały malarskie sceny z damskiej garderoby, w jakich lubowano się na przełomie XIX i XX wieku.
Proza życia dopadła jednak nawet posiadającą nieograniczony budżet promocyjny firmę Pirelli. W roku 1974 z powodu kryzysu paliwowego zawieszono wydawanie kalendarza.
Narodziny legendy
Po 10 latach kryzys w końcu minął, a włoski producent opon samochodowych odzyskał dawny animusz. Można nawet powiedzieć, że po dekadzie przerwy jego strategia zaczęła działać ze wzmożoną siłą. Doceniono w końcu fakt niespotykanej ekskluzywności The Cal. Jest to bowiem jedno z niewielu dóbr materialnych, których nie można kupić, a jedynie dostać. Szczęście to spotyka zaledwie 20 tysięcy osób na całym świecie (w Polsce jest ich 150). Podobno jako pierwsza nowy kalendarz Pirelli otrzymuje królowa Elżbieta II. Reszta egzemplarzy wędruje do wyróżniających się klientów marki, gwiazd, artystów, ludzi mody i mediów. I dopiero kiedy któraś z tych osób się nim znudzi lub pragnie podreperować swój domowy budżet, można kupić kalendarz z drugiej ręki.
Wydajemy nasz kalendarz, by zademonstrować, że czas nie stoi w miejscu
Pirelli umiejętnie podsyca atmosferę oczekiwania. Zdjęcia powstają w tajemnicy. Nie wiemy, kto stanie za i przed obiektywem następnej edycji. Ujawnienie tych informacji wywołuje co roku wielkie poruszenie w świecie fotografii i mody. Nie ma się co oszukiwać, autorowi zdjęć bardzo się zazdrości. Dlaczego? Według nieoficjalnych informacji budżet na produkcję sesji wynosi aż dwa miliony dolarów. Nic dziwnego, że możliwość wykorzystania takich środków skusiła największych współczesnych fotografów. Byli wśród nich między innymi: Annie Leibovitz, Helmut Newton, Steven Meisel, Peter Lindbergh, Patrick Demarchelier… Przed ich kamerami stanęły wszystkie najwspanialsze modelki świata. Wymienianie ich nazwisk nawet nie ma sensu, bo lista ciągnęłaby się bez końca. Powiedzmy tylko, że były wśród nich trzy Polki: Małgorzata Bela, Magdalena Frąckowiak i Anja Rubik. Ta ostatnia ma zresztą na swym koncie nie lada osiągnięcie. Jako chyba jedyna w historii odmówiła udziału w sesji dla Pirellego, której autorem miał być okryty dziś niesławą Terry Richardson. Jak się okazało, Anja Rubik wiedziała, co robi. Z przyjemnością za to pozowała rok później, gdy za aparatem stanął Karl Lagerfeld.
Modelki za pozowanie otrzymywały i otrzymują sowite honorarium. A co z aktorkami, które również z czasem skusiła sława kalendarza? Tu sprawa nie jest do końca jasna. W przygodę z The Cal zaangażowały się jednak między innymi: Monica Bellucci, Jessica Chastain, Penélope Cruz, Whoopi Goldberg, Nicole Kidman, Sophia Loren, Julianne Moore, Charlotte Rampling, Uma Thurman, Naomi Watts i Kate Winslet. Chciałoby się zakrzyknąć: co za obsada!
Wszystko się zmienia
Może to wielki budżet? A może brak ograniczeń nakładanych na jego twórców? Tak czy inaczej kalendarz Pirelli jest doskonałym barometrem trendów i zmian, które zachodzą w zachodnich społeczeństwach. Zaczynamy mówić na poważnie o równouprawnieniu? W kalendarzu na rok 1998 obok kobiet pojawiają się również mężczyźni: Ewan McGregor, Kris Kristofferson, B.B. King, Bono i Robert Mitchum (choć trzeba przyznać, że w większości ubrani). Modne stało się zaangażowanie społeczne? W 2013 roku zdjęcia do The Cal w Rio de Janeiro zrealizował fotoreporter wojenny Steve McCurry. Pozowały mu między innymi aktorka Sônia Braga i będąca właśnie w ciąży modelka Adriana Lima. Wybrano je, ponieważ każda prowadziła… działalność charytatywną. Edycja ta mogła być też sporym szokiem dla właścicieli warsztatów samochodowych, bo panie były w pełni ubrane.
Idźmy dalej. Kiedy nasila się krytyka nierealistycznych ideałów piękna promowanych przez świat mody, w wydaniu z 2015 roku pojawia się pierwsza w historii kalendarza Pirelli modelka plus size Candice Huffine. „Moja obecność w tym najbardziej ekscytującym na świecie projekcie to znak, że wszystko się zmienia”, mówi potem dziennikowi Daily Mail. A gdy zaczyna się walka z dyskryminacją ze względu na wiek, czyli ageizmem, na zdjęciach Annie Leibovitz mogliśmy podziwiać legendy: 82-letnią wówczas wokalistkę i performerkę Yoko Ono i 68-letnią ikonę rocka Patti Smith.
Piękno bez retuszu, a nawet bez makijażu było z kolei tematem zdjęć Petera Lindbergha. „Sprzeciwiamy się terrorowi perfekcji, bo ta jest niemożliwa do osiągnięcia. Poza tym nie ma piękna bez prawdy. Zaproponowałem: »Zaprośmy najlepsze aktorki na świecie!«. Wszystkie się zgodziły”, opowiadał ten wielki niemiecki fotograf na planie kalendarza Pirelli na rok 2017.
Z tą edycją wiąże się też inna historia. Okazuje się, że promowała nie tylko naturalność. Oprócz wielkich aktorek na stronach kalendarza znajdziemy bowiem niejaką Anastasię Ignatovą. Jakim cudem ta wykładowczyni w Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych znalazła się pośród gwiazd filmu? Początkowo usiłowano tłumaczyć, że to sam Lindbergh, który przypadkiem poznał Ignatovą, uległ tak silnej fascynacji, że zażądał jej obecności na planie. Zanim jednak ktokolwiek zdążył uwierzyć w tę bajeczkę, wyszło na jaw, że Rosjanka jest synową prezesa firmy Rostec, a firma ta posiada znaczne udziały w przedsiębiorstwie Pirelli Tyre Russia. Zdjęcie synowej obok podobizn Nicole Kidman, Robin Wright i Kate Winslet z pewnością się prezesowi spodobało.
Twarze piękna
Za najbardziej rewolucyjne w historii kalendarzy Pirelli uchodzi jednak wydanie tegoroczne, w którym fotograf Tim Walker z pomocą redaktora naczelnego angielskiego „Vogue’a” Edwarda Enninfula stworzył zwariowaną wersję „Alicji w Krainie Czarów”. Na planie było bardzo wesoło. „Obcinam ludziom głowy i… bardzo to lubię”, mówiła rozbawiona Naomi Campbell, wcielająca się w rolę królewskiego kata. Katem był również Sean „Diddy” Combs, modelka Duckie Thot została Alicją, Whoopi Goldberg księżną, a Sasha Lane – Marcowym Zającem. Ikonie modowego feminizmu Adwoa Aboah przypadła rola Dyludyludam, zaś sławny drag queen RuPaul z wdziękiem wcielił się w Królową Kier. Krótko mówiąc, wszyscy bohaterowie tej wersji opowieści Lewisa Carolla mieli ciemny kolor skóry. Modelka i prawniczka Thando Hopa (Dama Kier) tak podsumowała to przedsięwzięcie: „Zajęłam się modą, by pokazać, że świat jest różnorodny i nawet osoba cierpiąca na albinizm, tak jak ja, może zostać modelką. To daje inspirację i motywuje. Poza tym każda dziewczynka, czy ma skórę czarną, czy żółtą, zasługuje na to, by być bohaterką własnej baśni”. Świat mody z prawdziwym entuzjazmem przyjął projekt Tima Walkera. Mało kto jednak pamięta, że pierwszy kalendarz Pirelli z wyłącznie ciemnoskórą obsadą powstał już w roku… 1987. Wystąpiła w nim na przykład 16-letnia Naomi Campbell. I właśnie ta sesja odmieniła jej karierę. W grudniu tego samego roku pojawiła się bowiem na okładce brytyjskiej edycji „Vogue’a”. I była to pierwsza okładka z ciemnoskórą modelką od roku 1966. Rok później zaś Campbell zagościła na okładce amerykańskiej edycji „Vogue’a”. Po raz pierwszy w historii ciemnoskórą modelkę umieszczono na pierwszej stronie wydania wrześniowego, które uchodzi za najważniejsze w roku. Efekt Pirelli działa! W przyszłym roku na ścianach 20 tysięcy wybranych zawiśnie zaś kalendarz będący dziełem 75-letniego fotografika Alberta Watsona. Jest on jednym z najbardziej uznanych artystów swego pokolenia. Zasłynął zarówno okładkami „Vogue’a”, jak i portretami na przykład Alfreda Hitchcocka z martwą gęsią. Jaki pomysł na kalendarz na 2019 rok miał Watson? „Nie chciałem zabierać modelek na egzotyczną plażę i prosić, by zdjęły staniki. Te czasy bezpowrotnie minęły. Bardziej interesowało mnie opowiedzenie historii czterech różnych kobiet”, opowiada. W projekcie Alberta Watsona wystąpiły między innymi: aktorka Julia Garner, modelki Laetitia Casta i Gigi Hadid, projektant Alexander Wang oraz tancerze Misty Copeland i Sergei Polunin. Jak napisał „New York Times”, kalendarz Pirelli na rok 2019 będzie edycją epoki #MeToo, w której „w końcu kobiety przestaną być przedmiotami, a staną się podmiotami”. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od zdjęć modelek z odciskami opon samochodowych na pośladkach!
Tekst ukazał się w magazynie VIVA! Moda 01/2018
1 z 7
Świat mody z prawdziwym entuzjazmem przyjął projekt Tima Walkera. Mało kto jednak pamięta, że pierwszy kalendarz Pirelli z wyłącznie ciemnoskórą obsadą powstał już w roku… 1987. Na zdjęciu kadr z kalendarza Pirelli „Alicji w Krainie Czarów” Tima Walkera, 2018.
2 z 7
Piękno według Pirelli: Daria Werbowy jako grecka bogini w obiektywie Karla Lagerfelda, 2011.
3 z 7
Z czasem kalendarze Pirelli zaczęli tworzyć najwięksi fotografowie naszych czasów. Na przykład w 1997 roku podziwialiśmy zdjęcia Richarda Avedona.
4 z 7
To zdjęcie modelki Alek Wek autorstwa nieżyjącego już Herba Rittsa przeszło do historii fotografii, 1999.
5 z 7
Kalendarz Pirelli na rok 2017 autorstwa Petera Lindbergha był pochwałą naturalnego piękna. Wielkiemu fotografowi pozowała między innymi Julianne Moore.
6 z 7
Kalendarz Pirelli „Alicji w Krainie Czarów” Tima Walkera, 2018.
7 z 7
Kalendarz Pirelli skończył 55 lat. I ten fakt uświetnia wydany w tym roku pokaźnych rozmiarów album „Eternal Beauty: Over 50 Years of the Pirelli Calendar”.