Hipnotyzowała głosem, sceniczną osobowością, urodą. Tak było, kiedy w latach 50. zaczynała karierę, i tak jest do dziś, bo niedawno wróciła do koncertowania. Skąd ta decyzja? Sława Przybylska opowiada Krystynie Pytlakowskiej o dzieciństwie, „śpiewającym genie”, swoich historiach romansowych i osobistym pomniku, który buduje od lat.

Reklama

Sława Przybylska o śmierci męża, odchodzeniu i... tańcu

Przyroda daje Ci wsparcie nawet w poczuciu samotności? Twój mąż nie żyje od kilku miesięcy.

Rano zwykle mam najgorszy nastrój i czuję osamotnienie. Wtedy te brzozy dają mi siłę, bo ja na nie patrzę, rozmawiam z nimi i tańczę. Są wiecznie piękne. A tańczyłam i śpiewałam już w przedszkolu i podczas wojny w ochronce, którą prowadziły siostry zakonne.

Czytaj też: Martyna Wojciechowska: „Jestem stworzona z porażek, z tego, co mi w życiu nie wyszło”

Warszawa 18.03.12. Sława Przybylska z mężem Janem

Eugeniusz Helbert / Forum

Poczucie osamotnienia uwiera wielu ludzi, także tych żyjących w małżeństwie.

I dlatego znowu zaczęłam śpiewać i koncertować. Chciałam być między ludźmi, by zapomnieć o moim osamotnieniu i pustce po śmierci Jana. Byliśmy ze sobą bardzo długo. Sześćdziesiąt lat. Potrafił nawet po mojej minie odczytać, czy coś poszło źle, czy dobrze. Mimo że był zamknięty w swojej miłości do mnie i nie umiał wyrażać czułości i empatii. Empatia i czułość są dla związków między ludźmi najważniejsze. To one zostają, gdy wypali się już pożądanie.

Zobacz także

[…]

Gdy występujesz, nie czujesz się już sama?

Nie łączę śpiewania z życiem realnym. Nie mogłabym przecież śpiewać „Taka jestem zakochana”, gdy mój mąż nie żyje. Oddzielam to od siebie. Mąż jest ze mną w innych momentach. Na przykład przy śniadaniu, gdy widzę go za stołem. Mam w sobie dużo radości, gdy słyszę w telewizji dobrą muzykę i oglądam balet, to tańczę z nim, a gdy powtarzają moje piosenki, przypominam sobie na przykład „Pamiętasz, była jesień”. Kiedyś w Tarnowie wchodziłam do hotelu, a pan z recepcji woła: „To ja jestem ten staruszek, co z uśmiechem podał klucz”. Powiedziałam: „Ale klucza mi pan jeszcze nie podał”.

[…]

Piotr Porębski

Kiedy tańczysz, nie myślisz o odchodzeniu, o śmierci?

Ja się śmierci nie boję. Uważam, że i tak za długo żyję. Ale dopóki żyję, każdy dzień musi mnie cieszyć. Czesław Miłosz napisał, że „innego końca świata nie będzie”. Nie będę więc siedziała i myślała, że odejdę. Koniec i tak przyjdzie dla każdego. Moja mama odeszła, mając 92 lata, i nie wiem, czy ją przeżyję. Jem dużo ziaren dyni, słonecznika i orzechów pekan. Dzięki nim nie mam osteoporozy. Poza tym każde ziarno to sens życia. Mój lekarz powiedział: „Nie bierz prochów, tylko tańcz, tańcz i tańcz”. Ludzie mówią, że czas płynie, ale to abstrakcja. To nie czas, to my płyniemy od narodzin i to my przemijamy, a nie czas. On jest stały i to wielka jego tajemnica. Moja wierna wielbicielka napisała do mnie: „Niech pani śpiewa do późnej starości”. A ponieważ mam dobre kontakty z boginią Hebe, więc śpiewam do wiecznej młodości.

Cały wywiad dostępny w nowej VIVIE!. Magazyn pojawi się w punktach sprzedaży od czwartku, 31 sierpnia. W środku znajdziecie także rozmowy z piosenkarką Anią Karwan, podróżniczką Martyną Wojciechowską i aktorem Mirosławem Baką.

Reklama

Sprawdź też: Odarto ją z prywatności i sprawiono przykrość. Martyna Wojciechowska o cieniach pracy w show-biznesie

Mateusz Stankiewicz/SameSame
Reklama
Reklama
Reklama