Krystyna Cierniak-Morgenstern, VIVA! 5/2020
Fot. Olga Majrowska
Tylko u nas

"Nigdy nie oglądaliśmy z mężem okrutnych kryminałów. Zawsze wybieraliśmy filmy ludzkie"

Krystyna Cierniak–Morgenstern opowiada o mężu Januszu Morngensternie, nagrodzie jego imienia i filmie dokumentalnym

Katarzyna Piątkowska 15 kwietnia 2022 18:15
Krystyna Cierniak-Morgenstern, VIVA! 5/2020
Fot. Olga Majrowska

Wybitny reżyser Janusz Morgenstern zmarł 6 września 2011 roku. W tym samym roku jego żona Krystyna Cierniak–Morgenstern postanowiła go upamiętniać przyznając co roku nagrodę debiutującym reżyserom. Laureatami nagrody Perspektywa im. Janusza „Kuby” Morgensterna, przyznawanej za najbardziej obiecujący debiut dla reżysera, którego twórczość posiada wielki potencjał i perspektywę rozwoju na przyszłość, byli między innymi Bodo Kox, Adrian Panek, Ewa Bukowska, Marysia Sadowska, Jan Holoubek, Łukasz Kośmicki, Katarzyna Jungowska, Julia Kolberger. W tym roku statuetkę zaprojektowaną przez profesora Adama Myjaka otrzymał Bartosz Blaschke za film „Sonata”. Wręczenie nagrody jest zawsze dużym wydarzeniem. Odbywa się w warszawskim kinie Kultura, a przybywają na nie wszyscy znajomi i przyjaciele Janusza Morgensterna. Kilka dni po tym wydarzeniu spotykam się na rozmowę z Krystyną Cierniak–Morgenstern, która zaprasza mnie do swojego domu na warszawskim Żoliborzu. Jestem pod wrażeniem, bo przecież to jest miejsce doskonale znane w świecie filmowym i w ogóle w Warszawie. To tutaj toczyło i toczy się życie kulturalne stolicy. Krystyna i Janusz Morgensternowie stworzyli salon towarzyski, i urządzali przyjęcia, które Kazimierz Kutz nazywał „balami w księstwie Warszawskim”.

Krystyna Cierniak-Morgenstern I Janusz Morgenstern, Viva! listopad 2010
Fot. Radek Polak
fot. Krystyna Cierniak–Morgenstern i Janusz "Kuba" Morgenstern w sesji do VIVY! z 2010 roku.

Czytaj też: On - słynny reżyser, ona - reżyserka życia. Krystyna i Janusz Morgenstern przeżyli razem 50 lat

Spotkanie na Żoliborzu

Gdy zjawiam się na ulicy, wzdłuż której stoją maleńkie białe domy, czuję się jakbym z tętniącego życiem miasta trafiła do innego świata. Jak do filmu. Moja rozmówczyni już na mnie czeka, proponuje czekoladki (koniecznie te większe) wypełniające kryształową bombonierkę. Siadamy przy okrągłym stole, na którym piętrzą się… kasety video. Czuję się jakbym cofnęła się w czasie, przecież taki widok, jest dzisiaj czymś niecodziennym. „Wczoraj był tu reżyser Marcin Strauchold, który będzie kręcił film dokumentalny o moim mężu. Przekazałam mu różne materiały”, mówi Krystyna Cierniak–Morgenstern widząc jak przyglądam się kasetom. Zaczynamy więc naszą rozmowę od filmu, który dopiero ma powstać. „Porządkując dom razem z Danielem, moim asystentem, odnaleźliśmy między innymi nagrania zawierające sceny z życia mojego męża. Pomyślałam, że szkoda, żeby się zmarnowały. Powiedziałam producentowi Michałowi Kwiecińskiemu i reżyserowi Jackowi Bromskiemu, że szkoda je tak zostawić zapomniane, bo to są bardzo fajne filmiki”. Obaj potwierdzili, że wspaniale byłoby je wykorzystać w filmie poświęconym wybitnemu reżyserowi.

Pomocna dłoń

Janusz Morgenstern, przez bliskich i przyjaciół zwany Kubą, miał wielkie serce dla debiutantów. Może dlatego, że sam wiedział jak trudno jest przebić się w świecie filmu? Przez wiele lat pracował jako asystent, potem jako drugi reżyser u Andrzeja Wajdy, a własny film „Do widzenia do jutra” zrobił dopiero, gdy miał 40 lat, w 1960 roku. „To było 61 lat temu. Dopiero co się poznaliśmy. Widziałam wtedy, jak mu zależy, żeby zrobić dobry film. Pomyślałam, że jego przyszłość jest właśnie w filmie”. Nie pomyliła się, bo Janusz Morgenstern szybko stał się bardzo cenionym reżyserem, a jego filmy, między innymi „Życie raz jeszcze” z 1964 roku, „Trzeba zabić tę miłość” z 1972 roku, czy seriale „Stawka większa niż życie” z 1969 roku, „Kolumbowie” z 1970, „Polskie drogi” z 1976 roku przeszły do historii polskiej kinematografii. On sam, już jako znany reżyser bardzo pomagał tym, którzy w jego świecie stawiali pierwsze kroki. Był producentem ich filmów, między innymi „Białej sukienki” z 2003 roku w reżyserii Michała Kwiecińskiego. „Zawsze starał się pomóc, tak by start był dla nich dobry, bo sam wiedział, jaka to jest trudna droga”, opowiada Krystyna Cierniak–Morgenstern. Nic dziwnego, że to właśnie debiutantowi powierzyła zrobienie filmu o jej zmarłym mężu. „Czy Pani mąż polubiłby Marcina Straucholda?”, pytam. „To jest bardzo dobre pytanie. Myślę, że tak, bo ja właśnie w ten sposób dobieram ludzi, gdy jest jakaś okazja. Myślę, czy mój mąż by polubił, czy spodobałoby mu się to co ten ktoś zrobił”, opowiada.

Krystyna Cierniak-Morgenstern, VIVA! 5/2020
Fot. Olga Majrowska

Nagroda dla debiutanta

W ten właśnie sposób ogląda też filmy, które mają szansę na nagrodę „Perspektywa”. „W Polsce nie było nagrody dla reżyserów debiutantów. Była dziura w tym miejscu. Więc wymyśliłam nagrodę imienia mojego męża. I wiem, że on by pomyślał tak samo, że skoro nie ma to trzeba wymyślić. Chciałam też, żeby pamięć o nim przetrwała. Mam nadzieję, że dzięki temu młodzi o nim nie zapomną”, opowiada Krystyna Cierniak–Morgenstern. Mówi, że dzięki tej nagrodzie młodzi filmowcy wciąż oglądają jego filmy, a jak mówiła Krystynie Pytlakowskiej w ubiegłym roku: „Dla mnie prywatnie to przedłużenie życia Kuby ze mną, jego obecności obok mnie i wszystkich przyjaciół, którzy go pamiętają”. „Sama chciałam dać na nią pieniądze, ale na szczęście Polski Instytut Sztuki Filmowej wyręczył mnie w tym względzie i co roku przeznacza na nagrodę trzydzieści tysięcy złotych”, opowiada Pani Krystyna i trochę żartuje, że woli nie prosić o podwyżkę, żeby nie powiedzieli "nie". Gdy jedenaście lat temu zgłosiła się do PISF-u ówczesna dyrektor Agnieszka Odorowicz wsparła jej pomysł, a obecny dyrektor Radosław Śmigielski z niego się nie wycofał. Pani Krystyna mówi, że nawet gdyby nie otrzymała pomocy z ich strony sama ufundowałaby tę nagrodę.

Ludzkie filmy

„Jakim kluczem wybiera Pani filmy, które mają szansę na to wyróżnienie?”, pytam. „Ludzkie”, po prostu odpowiada Krystyna Cierniak–Morgenstern. „Nigdy nie oglądaliśmy z mężem na przykład okrutnych kryminałów. Zawsze wybieraliśmy filmy ludzkie właśnie. Nie krwawe i wstrząsające. Po prostu dobre”. Na temat debiutów mówi: „W Polsce nie ma ich dużo, więc gdy muszę zdecydować komu przyznać nagrodę, wcale nie mam tak dużo filmów do obejrzenia. W tym roku było ich może sześć? Nie wybieram filmów groźnych, ani takich, których tytuł mi się nie podobał. Unikam też tych, w których jest wulgarny język. Mój mąż bardzo zwracał uwagę na język. Nigdy nie było u niego wulgaryzmów, a przecież bardzo dobre filmy robił”, opowiada. Przyznaje, że ogląda filmy analizując czy spodobałby się jej mężowi. Jest pewna, że „Sonata”, za którą w tym roku nagrodzono Bartosza Blaschke jej mężowi bardzo przypadłaby do gustu. „Ten film spodobał mi się nie tylko w swojej konstrukcji. Spodobało mi się jego przesłanie”, opowiada. To historia oparta na faktach. Grzegorz Płonka jest chłopcem, którego nie zdiagnozowano prawidłowo. Dopiero po czternastu latach okazało się, że chłopak nie cierpi na autyzm jak podejrzewano, ale ma niedosłuch. A przy okazji wielki talent muzyczny. „To film, który daje nadzieję. Film o tym, że każdy, choćby wszyscy w niego zwątpili, może zrobić coś wspaniałego, jeśli sam do tego wytrwale dąży”.

Bartosz Blaschke z nagrodą Perspektywa
Fot. Dariusz Gałązka/AKPA
fot. Bartosz Blaschke z nagrodą Perspektywa, którą otrzymał za film "Sonata"

Pięciu wspaniałych

Początkowo najlepsze debiuty wybierało pięcioosobowe jury pod przewodnictwem Krystyny Cierniak–Morgenstern. „Najpierw było nas pięcioro. Potem część z nas umarła, a część jest bardzo zajęta w swoich zawodach, dyrektorskich najczęściej. Wygląda na to, że zostałam z tym sama. Zrobiłam więc inny obieg. Oglądam filmy sama, część na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, część w domu. A potem dzwonię do osób, którym wierzę, i wiem, że mają dobry gust i są fachowcami, żeby się skonsultować. Najczęściej trafiam w dziesiątkę. Ten film, który wybierałam, wszyscy inni też by wybrali. Miałam dotychczas niebywałe szczęście”, opowiada. „Po prostu okazuje się, że jak coś jest najlepsze to jest najlepsze dla wszystkich”. I dodaje, że bardzo lubi wszystkie filmy, które przez te lata otrzymały nagrody, ale uważa, że teraz jest zły czas dla debiutantów. „Najczęściej nie ma pieniędzy. Była pandemia. Jest wojna. I parę lat tak nam właściwie już mija. To jest czas bardzo trudny dla wszystkich”, mówi.

Nadzieja na dobry film

To dlatego wciąż wspiera początkujących reżyserów, nie tylko przyznając im „Perspektywę”. „Powstaje film dokumentalny o moim mężu. Zgodziłam się na debiutującego reżysera, choć miałam chyba z pięciu doświadczonych kandydatów. Ale każdemu z nich byłam w stanie przypiąć jakąś łatkę. Aż porozmawiałam z naszym przyjacielem Filipem Bajonem. I on od razu powiedział, że zorientuje się w Szkole Filmowej, bo jest tam jeden zdolny chłopak, który robi doktorat. Zgodziłam się. Uważam, że Marcin Strauchold nie zrobi z tego nudnego dokumentalnego filmu. Widać, że kombinuje, że chce zrobić bardzo dobry film. Zależy mi, żeby był gotowy na 16 listopada, czyli na setne urodziny mojego męża. Chciałam, żeby zrobiła go dokumentalistka Marysia Koczanowicz, ale ona akurat robi film o Andrzeju Wajdzie, więc nie mogła sama podjąć się tego zadania, Obiecała więc, że roztoczy nad naszym filmem opiekę”, opowiada Krystyna Morgenstern o dokumentalnym filmie o swoim mężu.

Krystyna Cierniak-Morgenstern, VIVA! 5/2020
Fot. Olga Majrowska

Nieludzkie czasy

Zastanawiamy się razem jakie filmy powstaną w przyszłości. Przecież to co się teraz dzieje nie pozostawi nikogo obojętnym, a tym bardziej filmowców. „To jest bardzo trudny czas, dlatego, że to co się dzieje przekracza wszelkie normy ludzkie. To o czym czytamy w gazetach, oglądamy w telewizji jest powyżej myślenia każdego reżysera, scenarzysty. Ale może będą powstawały świetne filmy. Mój mąż też przeżył okropne rzeczy w czasie wojny, a został wspaniałym reżyserem. Na szczęście wojny, pandemia, polityka, wszystko mija, a sztuka jest zawsze, żeby nie wiem co z nią robiono”, mówi. I dodaje, że chciałaby, żeby reżyserzy nagrodzeni „Perspektywą” robili więcej filmów, żeby mieli więcej powodów, możliwości, pieniędzy i dobrych scenariuszy. „W czasach PRL, jak już ktoś dostał film do zrobienia to wszystko jakoś szło. Było taniej, było więcej ujęć filmowych, spośród których można było wybierać, ale za to cenzura była okropna. W tej chwili na wszystko trzeba patrzeć oszczędnościowo, co niestety nie zawsze filmom na dobre wychodzi”. Krystyna Cierniak–Morgenstern dodaje, że chciałaby oglądać po prostu dobre filmy. „Jak jest dobry film to często oglądam go z otwartymi ustami. I tego życzę moim reżyserom i sobie”. 

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Maciej Musiał zadzwonił do Dagmary Kaźmierskiej z przeprosinami. Wcześniej zamieścił w sieci niestosowny komentarz

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MAŁGORZATA ROZENEK-MAJDAN: czy tęskni za mediami, kiedy znowu… włoży szpilki i dlaczego wpada w „dziki szał”, gdy przegrywa. MICHAŁ WRZOSEK: kiedyś sam się odchudził, dziś motywuje i uczy innych, jak odchudzać się z głową. EWA SAMA swoje królestwo stworzyła w… kuchni domu w Miami. ONI ŻYJĄ FIT!: Lewandowska, QCZAJ, Steczkowska, Chodakowska, Klimentowie, Jędrzejczyk, Danilczuk i Jelonek, Paszke, Skura…