Urszula Dudziak przeżyła rozwód, samobójczą śmierć kochanka i nowotwór złośliwy, ale nigdy się nie poddała!
Życie niejednokrotnie rzucało artystce kłody pod nogi
- Kamila Geodecka
Nie ukrywa swojego wieku i chce garściami czerpać z życia. Utalentowana, spełniona, ciekawa świata i pełna energii – taka jest Urszula Dudziak. Jak potoczyło się jej życie?
Urszula Dudziak: dzieciństwo i młodość
Urodziła się 22 października 1943 roku w Straconce. Była chłopczycą, strzelała z łuku, bawiła się z bratem nieopodal pól minowych. Gdy miała cztery lata, znalazła pod choinką akordeon i od razu zaczęła przygrywać kolędy, które wcześniej wystukiwała sobie na pianinie. „Gołąbeczku, chyba mamy zdolną córkę” – powiedział ojciec utalentowanej 4-latki do jej matki. Święta się skończyły, ale akordeon pozostał w rękach dziewczynki. Występowała na akademiach szkolnych, jasełkach, przedstawieniach.
Wychodziła na scenę ubrana w prześliczną sukieneczkę, w blond loki miała wpięte kokardy, a na akordeonie zaczynała nagle grać „Siekiera, motyka, bimber, szklanka...”. Jej brat w tym samym czasie opowiadał historie. Wspólnie tworzyli wspaniały duet nie do pokonania. Prawdziwe gwiazdy szkolnych występów. Gdy Urszula Dudziak chodziła do liceum, mieszkała z rodziną w Zielonej Górze. Uwielbiała śpiewać i każdego dnia słuchała audycji amerykańskiego producenta jazzowego Willisa Conovera.
Urszula Dudziak, Zielona Góra 21.04.1989 r.
Marzyła o tym, by być jak Ella Fitzgerald. Nie znała angielskiego, ale teksty piosenek zapisywała sobie fonetycznie. Wyćwiczone w domu utwory potem śpiewa na szkolnych potańcówkach. Starała się śpiewać nisko, chciała mieć głos jak Ewa Demarczyk. Wtedy jeszcze tego nie wiedziała, ale w przyszłości będzie grała z największymi i najwspanialszymi muzykami, nagra parędziesiąt płyt, odniesie międzynarodowy sukces i stanie się inspiracją dla wielu kobiet.
Czytaj też: „Nieważne, skąd przychodzisz, ważne dokąd zmierzasz”, mówiła Ella Fitzgerald, pierwsza dama jazzu
Urszula Dudziak: pierwsze przesłuchanie
Był 1958 rok. Pewnego dnia w Zielonej Górze pojawił się Krzysztof Komeda razem z żoną – Zofią Komedową. Słyszą, że w mieście jest dziewczyna, która podobno świetnie śpiewa jazz. Muzyk nie chce przesłuchiwać kolejnej nastolatki, której wydaje się, może być piosenkarką, ale Zofia Komedowa nie była z tych kobiet, które tak łatwo by rezygnowały.
Jeszcze tego samego dnia do brata Urszuli Dudziak zadzwonił telefon. „My tu jesteśmy w restauracji Piastowskiej i słyszeliśmy, że w Zielonej Górze jest dziewczyna, co dobrze śpiewa” – usłyszał w słuchawce głos Krzysztofa Komedy. Nazajutrz dziewczyna, co dobrze śpiewa, symulowała ból zęba, zerwała się ze szkoły i w mundurku poszła na przesłuchanie.
Zaproponowała, że zaśpiewa „Stompin’ at the Savoy” albo „A Foggy Day”. W jakiej tonacji? Było to dla niej bez znaczenia. „Byłam stremowana, trzęsłam się. Zaśpiewałam jak ktoś inny, nie Ula. Kiedy skończyłam, Komeda mnie zapytał: „Co robisz w wakacje?”. Zorientowałam się, że coś się szykuje” – mówiła w rozmowie z Magdaleną Grzebałkowską, autorką książki „Komeda. Osobiste życie jazzu”.
Urszula Dudziak: początki kariery
Decyzja zapadła kilka dni później. Nastoletnia Urszula Dudziak jedzie do Warszawy, by grać w Hybrydach – klubie muzycznym oraz prawdziwej kuźni talentów. Bała się jechać sama, więc wzięła ze sobą starszego brata. Zofii Komedowej to było na rękę – nie musiała tak bardzo zajmować się młodą wokalistką. Dbała jednak o jej wizerunek. Zabrała ją do fryzjera, któremu kazała ściąć gęste włosy nastolatki. „Teraz jest moda na Sagankę” – mówiła.
Miała zastrzeżenia także do jej imienia i nazwiska – imię jest szwabskie, nazwisko może być trudne do wymówienia dla osób spoza Polski. Teraz Urszula Dudziak ma być Dorotą Cedro. Szybko okazało się, że tak nazywa się znana pływaczka. Niech będzie więc Urszula, ale May. To też jest już zajęte. „Zostałam więc sobą” – mówiła Urszula Dudziak.
W Warszawie śpiewała całe wakacje. Platonicznie podkochiwała się w Krzysztofie Komedzie, widywała pijackie szaleństwa jazzowej Warszawy. Sama w libacjach nie brała udziału. W końcu musiała wrócić do Zielonej Góry, przed nią była jeszcze matura.
Czytaj także: Mika Urbaniak o walce z chorobą: „Dwubiegunówka sprawia, że człowiek ma ochotę uciec przed światem”
Urszula Dudziak i Michał Urbaniak – partner życiowy i muzyczny
W 1964 roku nawiązała współpracę z Michałem Urbaniakiem, który szybko stał się nie tylko jej partnerem muzycznym, ale także życiowym. Byli w sobie szaleńczo zakochani. To z nim podbiła świat polskiego jazzu i nagrała pierwsze płyty. On namówił ją także na to, by zrezygnowała z konwencjonalnego śpiewu i zaczęła eksperymentować. Razem wyjechali do Szwecji, by wspólnie grać i śpiewać, głównie w knajpach. Niektórzy powiedzieliby, że muzycy grali do kotleta, ale sama Urszula Dudziak mówiła o „jazzie w pięknych restauracjach”.
W Szwecji muzycy grali, śpiewali, zarabiali na życie. Jak pisała Urszula Dudziak w swojej książce, Michał Urbaniak nie skąpił sobie alkoholu. Denerwowała się, gdy przychodził do domu na chwiejnych nogach. Do przeprosin dołączał biżuterię. Wszystkie te prezenty wkrótce się przydadzą.
Urszula Dudziak: wyjazd do USA
11 września 1973 roku Urszula Dudziak razem z Michałem Urbaniakiem wylądowali na lotnisku nieopodal Nowego Jorku. W paskach mieli zaszyte 2 tys. dolarów, między ubraniami pochowane pół kilo złota. W Stanach mieli zostać tylko kilka miesięcy – to miał być ich „american dream”. Początkowo zatrzymali się u znajomych w New Jersey. Później zamieszkali na Manhattanie i kupili sobie samochód. Do amerykańskiego snu było jednak daleko.
Ich auto skradziono, a mieszkanie na Manhattanie było brudne, miało zaplute okna, z każdego kąta wychodziły karaluchy. Sąsiadami byli bezdomni. Jedna z mieszkanek budynku co jakiś podpalała windę. Dodatkowo muzycy zostali obrabowani niemal ze wszystkiego – złodzieje zostawili jedynie instrumenty. 30-letnia Urszula Dudziak płakała, bała się złodziei, strzelanin, ciągłych syren radiowozów. Michał Urbaniak powtarzał jej tylko, że nie przyjechali do Stanów na wakacje.
Przetrwali. Na duchu podtrzymywała ich polska inteligencja mieszkająca w Nowym Jorku. Michał Urbaniak dawał lekcję gry na pianinie i tak udało im się przejść najtrudniejszy czas. W końcu zachwyciła się nimi także wytwórnia płytowa Columbia, ale jej reprezentanci bardzo długo zwlekali z propozycją współpracy. Pieniądze wciąż się kurczyły.
Wtedy znajomy pary – dziennikarz Roman Ważko przebywający akurat w Nowym Jorku – powiedział, że może załatwić Urszuli Dudziak spotkanie z Hiltonami. „Może ty pójdziesz do Hiltonów, tam się zaczepisz, coś tam przypilnujesz, coś ugotujesz” – powiedział. Na spotkaniu okazało się jednak, że umiejętność gotowania rosołu i smażenia kotletów schabowych nie jest tak ceniona w ekskluzywnym hotelu. Muzykom zaproponowano jednak, by występowali przed hotelowymi gośćmi. Michał Urbaniak zarzekł się, że więcej do kotleta grać nie zamierza.
Czytaj też: Urszula Dudziak nie może wrócić do USA. „Powoli brakuje mi Nowego Jorku, choć kocham Warszawę”
Urszula Dudziak: solowa kariera
Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Małżeństwo poszło do siedziby wytwórni Columbia, by porozmawiać o ich muzycznej przyszłości. Michał Urbaniak w trakcie spotkania powiedział, że oprócz płyty „Fusin”, którą nagrali wspólnie jako małżeństwo, Urszula Dudziak może się także pochwalić swoimi solowymi utworami. Dyrektor programowy wytwórni wysłuchał piosenek wokalistki i się zachwycił. „Przepraszam Michał, płyta Urszuli wyjdzie pierwsza” – powiedział po kilku minutach. I to był przełom.
Urszula Dudziak dostała zaliczkę, a niedługo potem małżeństwo w końcu wyprowadziło się z obskurnego mieszkania. „Michał marudził, ale ja byłam przeszczęśliwa i skakałam z radości” – mówiła wokalistka w audycji Polskiego Radia. Wkrótce ukazała się jej płyta, która okazała się wielkim sukcesem i była chwalona w prestiżowych czasopismach muzycznych. Kolejna płyta, nagrana z zespołem, także była wychwalana, a wśród recenzji próżno było szukać nieprzychylnych głosów.
W końcu nowojorska elita jazzowa przyjęła młodych artystów z otwartymi ramionami i ogromną serdecznością. Małżeństwo zaczęło jeździć po całych Stanach Zjednoczonych oraz Kanadzie, dając koncerty. 460 stacji radiowych grało ich muzykę. Mogli kupować najnowsze i najnowocześniejsze sprzęty muzyczne. W 1976 roku Urszula Dudziak nagrała piosenkę „Papaya”, która stała się hitem. Była szczególnie lubiana w Meksyku, we Włoszech, na Hawajach. Sprzedało się pół miliona płyt zawierających ten utwór.
Czytaj także: Urszula Dudziak o ukochanym: „Dla mnie facet musi mieć ładne pośladki!”
Urszula Dudziak i Michał Urbaniak: rozstanie
W Stanach Zjednoczonych małżeństwo odnosiło kolejne sukcesy muzyczne. W końcu zdecydowali się na założenie rodziny i Urszula Dudziak urodziła dwie córki: Katarzynę i Mikę. Po narodzinach dzieci pojawiły się jednak problemy. „Nastąpił taki rozłam osobisty między Michałem a mną” – mówiła w audycji Polskiego Radia.
W połowie lat 80. Michał Urbaniak zdradził Urszulę Dudziak z młodszą aktorką. „Czułam się sponiewierana, odrzucona, przegrana. [...] Nic dziwnego, że mąż mnie zostawił, myślałam, przecież ona taka piękna, zdolna, cały świat stoi przed nią otworem, a ja? Brzydka, niedouczona, stara, jazz to niszowa muzyka” – pisała Urszula Dudziak w swojej książce.
Została sama w sercu Manhattanu. Musiała zajmować się dwiema małymi córeczkami, a sama była kompletnie zagubiona. „Samotna matka dwojga dzieci w wieku 5 i 7 lat. Okaleczona inwalidka, bo przez te 15 lat Michał organizował koncerty i wiedział, jak szukać pracy. Teraz musiałam radzić sobie sama. Nie miałam nawet konta w banku. To była właściwie nauka życia” – wspominała w rozmowie z „Galą”.
Problemy w życiu prywatnym odbiły się także na ich życiu zawodowym. W świecie jazzu małżeństwo funkcjonowało jako duet muzyczny, a gdy ten się rozpadł, nagle propozycji koncertów było coraz mniej. Urszula Dudziak była załamana. „Miałam do wyboru: żyć albo nie żyć. Wybrałam życie” – mówiła dla „Vivy!”.
Wielka miłość i genialny seks
Pod koniec lat 80. Urszula Dudziak poznała pisarza Jerzego Kosińskiego. Adorował ją, prawił jej komplementy. „Musiałam czekać 42 lata, żeby się znowu poczuć jak Shirley Temple” – napisała w swojej biografii. Ten związek był dla wokalistki prawdziwym snem na jawie. Kochała go do obłędu, przepadła w nim, była jak zaczarowana.
„Seks był niesamowicie ważną częścią naszego związku. A nie ma nic piękniejszego od kombinacji: wielka miłość i genialny seks. On był miłością mojego życia, potrząsnął mną, zmienił mnie kompletnie. Byliśmy dla siebie stworzeni. Byłam w nim bardzo zakochana i dzięki niemu czuję się atrakcyjną, dającą sobie świetnie radę w życiu kobietą” – powiedziała w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Czteroletni związek z Jerzym Kosińskim zakończył się jednak tragedią. 3 maja 1991 roku pisarz popełnił samobójstwo. To był kolejny ogromny cios dla Urszuli Dudziak. Wtedy wiedziała jednak, że jest kobietą, która może poradzić sobie sama w życiu. „Kosiński jest ze mną w takim metafizycznym wymiarze. Bardzo często z nim rozmawiam, proszę go o pomoc, szczególnie kiedy muszę coś napisać” – powiedziała w rozmowie z Jerzym Doroszkiewiczem.
Czytaj także: Wielka miłość zakończona ogromną tragedią. Oto niezwykła historia Uli Dudziak i Jerzego Kosińskiego
Urszula Dudziak: choroba
Po raz kolejny się nie poddała. Wróciła do Polski i rozwijała swoją karierę. Gdy nagrywała, koncertowała i zdobywała kolejne nagrody muzyczne, myślała, że wszystko powoli zaczyna się układać. Koleżanka poradziła jej, by zajęła się swoim zdrowiem i zrobiła badania. W 2008 roku zdiagnozowano u niej złośliwy nowotwór piersi. Guz usunięto, ale wciąż istniała szansa na nawrót choroby. Wtedy Urszula Dudziak zdecydowała się na usunięcie lewej piersi.
„Wszystko działo się szybko, podjęłam decyzję błyskawicznie, prowadzona przez instynkt i palącą potrzebę pozbycia się przeszkody i zagrożenia... Każdy rak jest inny. Kombinacja mojego raka, mojej decyzji i postawy okazała się słuszna, uratowała mnie, ale nie musi tak być w przypadku innej osoby” – pisała w swoje książce. Dla wokalistki choroba była dzwonkiem alarmowym. Wiedziała, że musi zmienić swoje życie. Postawiła na dietę makrobiotyczną opierającą się na zasadach starożytnej medycyny chińskiej.
Pozytywne nastawienie
„Trzeba wypielęgnować swój optymizm na przekór wszelkim trudnym doświadczeniom” – pisze gwiazda w swojej książce. We wszystkich wywiadach podkreśla, że wiek nie ma dla niej żadnego znaczenia. Jest jedną z najbardziej pozytywnych postaci polskiego show-biznesu. Kilka razy w tygodniu gra w tenisa i wciąż bierze udział w turniejach sportowych. Nie zwalnia ani na chwilę, wciąż nagrywa płyty, a koncerty, które daje, są przepełnione piękną muzyką i energią.
Kariera, zabezpieczenie finansowe, zdrowe ciało i ciekawy umysł. W tym zestawie brakowało tylko jednego. W 2013 roku w telefonie swojej koleżanki zobaczyła zdjęcie Bogdana Tłomińskiego, emerytowanego kapitana żeglugi. Spodobał się jej (a szczególnie jego pośladki, jak wspominała na łamach „Vivy!”) i niebawem postanowiła się z nim spotkać. Zachowywali się jak nastolatkowie, którzy właśnie wkraczają w swój pierwszy związek. Nieśmiało, ale z pełną energią, wzajemną fascynacją, oddaniem, zaciekawienim. „Ujął mnie swymi SMS-ami. A kilka tygodni później zaprosił mnie na wyjazd do Lizbony. Powiedział: »W podróży wszystko się okaże«. Wspólna wyprawa to dobry test dla nowo poznanych par. My zdaliśmy go śpiewająco” – mówiła w rozmowie z „Vivą!”. Dwa lata później przyjęła jego zaręczyny.
Wspólnie chcą walczyć ze stereotypami i pokazywać wszystkim, że miłość nie jest zarezerwowana dla młodych, bo serce nie ma zmarszczek i nie siwieje. Bez owijania w bawełnę mówią o swojej namiętności: „Kochamy seks i jest on nieodłączną częścią naszego szczęśliwego związku. Jest dużo takich par, tylko ludzie wstydzą się o tym mówić. Bo jak to? Ma 75 lat i uprawia seks? Nie wypada. Ale ja cały czas mówię, że nie wypada mówić słów »nie wypada«. Przecież to jest piękne mieć seks z osobą, którą się kocha i szanuje” – mówiła.
Zobacz także: Urszula Dudziak ma 78 lat i mnóstwo pięknych planów: „Rozkwitłam na nowo po menopauzie”