Walka ze stalkerami, depresja, utrata ciąży i śmierć męża... Justyna Kowalczyk przeszła wiele
Tak dotychczas potoczyło się jej życie
Liczba przykrych i trudnych momentów w życiu Justyny Kowalczyk-Tekieli musi być już wykorzystana. Wielbiciele mistrzyni olimpijskiej wspierali ją w wielu chwilach, po których trudno się podnieść. Dziś dotarła do nas informacja o kolejnej. Podczas wyprawy w góry zginął mąż sportsmenki – Kacper Tekieli. Poprzednie lata też nie były dla niej prywatnie łatwe.
Justyna Kowalczyk – kontuzje i niebezpieczni stalkerzy
Gdy kochasz sport, jesteś w stanie wiele dla niego poświęcić. Gdy w jakiejś dyscyplinie okazujesz się najlepszy na świecie, zapewne jeszcze więcej jest się jej oddać. Wie o tym Justyna Kowalczyk, która kilkukrotnie pobijała globalne rekordy i stawała na najwyższych miejscach podium najważniejszych imprez sportowych na Ziemi.
CZYTAJ TEŻ: Mąż Justyny Kowalczyk nie żyje. Kacper Tekieli zginął w Alpach. Miał 38 lat
Przyszedł jednak moment, w którym medyk przekazał bilans zdrowotnych strat. Kilka przepuklin w kręgosłupie, zrypane kolana, achillesy, pościerane chrząstki, zwyrodnienia stawów... Tyle zapłaciła za swoje zwycięstwa. „Ostatnio lekarz ortopeda stwierdził, że moje ciało to wrak. […] Oczywiście z bólem już przyzwyczaiłam się żyć, ale odkąd zmniejszyłam obciążenia treningowe, on też jakoś złagodniał. My, zawodowi sportowcy, tak po prostu mamy. Większą krzywdą dla nas by było nie spróbować, niż stracić zdrowie. Wiemy, co ryzykujemy", opowiadała kilka lat temu Gazecie Wyborczej.
Kariera to też tysiące fanów. Niestety kilku z nich okazało się niebezpiecznymi. „Spod domu moich rodziców w Kasinie Wielkiej policja zabrała oszołoma z nożem. Oszołom ów już niejedną noc przespał na pobliskim przystanku autobusowym. Przyjeżdżał z drugiego końca Polski, gdy dowiadywał się, że mogę być z rodziną. Od kilku lat twierdzi, że broni mnie przed szatanem i że moje życie do niego należy. Rzeczy, które wypisywał do mnie na Facebooku, nie nadają się do publikacji. Bałam się go od dawna. Bo nikogo nie boję się tak bardzo jak fanatyków”, mówiła Justyna Kowalczyk-Tekieli w 2016 roku dla ekstra.sport.pl.
Ale to nie był niestety pojedynczy przypadek. „Był już jeden od białych róż, co regularnie przybywał w białym garniturze. Był ten, który nazywał mnie najjaśniejszą panienką. Był od trzech pierścionków zaręczynowych. Był ten, co pod mostem spał i ostrzegał przed szatanem, który mnie podobno opętał. Było też kilku nienachalnych, kulturalnych. Wszystkim przechodziło. Ale jemu nie. Pan zaczął regularnie bywać w Ramsau, Santa Caterinie, w Strbskim Plesie. O Jakuszycach i Zakopanem nie wspomnę”, dodawała.
Aż w końcu zgłosiła sprawę odpowiednim organom. Mimo że jeden z fanatyków, którego widziała wszędzie, sam byłym policjantem… „Miarka się przebrała. Już nie żyję na świeczniku. Układam swój świat na uboczu. Pragnę spokoju. Czuję się bardzo niekomfortowo, gdy ten człowiek, kontrolując i śledząc mnie, poznaje moje życie prywatne. Zaczął grozić bliskiej mi osobie. Zdecydowałam: idę na policję. Póki jeszcze nikomu nic nie zrobił”, pisała w felietonie dla Wyborczej.
Justyna Kowalczyk, 2022
Poronienie i depresja Justyny Kowalczyk
Gdy chciała być szczęśliwą mamą, los także jej nie sprzyjał. Justyna Kowalczyk doświadczyła utraty ciąży. „Byłam w ciąży, poroniłam rok temu w maju, na obozie treningowym. Na samym początku obozu. Właśnie wtedy, gdy się szykowałam do wyprostowania swoich ścieżek. Wiadomo, że gdybym donosiła tę ciążę, dość zaawansowaną, nie wystartowałabym w Soczi. Miałam już w planie inne życie, przynajmniej na najbliższy rok”, mówiła w wywiadzie z Pawłem Wilczowiczem w 2017 roku.
Doświadczenia te miały na biegaczkę dalszy wpływ: „Od ponad roku mam zdiagnozowane stany depresyjne. Od ponad półtora roku walczę z bezsennością. Może by się zebrało kilkadziesiąt nocy, które w tym czasie normalnie przespałam. Walczę ze swoim organizmem, z ciągłymi nudnościami, zasłabnięciami, gorączkami po 40 stopni, lękami. Z problemami, które mi się wcześniej nie zdarzały. W pewnym momencie byle posiłek bywał wystarczającym powodem do wymiotowania. Teraz jest trochę lepiej. Łączyć to wszystko z treningiem jest bardzo trudno. Bywały takie dni, gdy jedynym moim widokiem był sufit w pokoju. Gdy nie miałam siły ani chęci wstać z łóżka, a jedynym pytaniem było: po co?”, wyjaśniała. Dodawała też, że boi się nawrotu choroby i wciąż bierze silne leki na bezsenność, ale jej stan jest coraz lepszy.
Justyna Kowalczyk w VIVIE!, 2011
Odwołany ślub i śmierć męża. Smutne losy Justyny Kowalczyk-Tekieli
Wszystko zaczynało się układać, gdy olimpijka poznała miłość życia. Kacper Tekieli wniósł w jej codzienność nadzieję na lepsze jutro, uśmiech i obietnicę wiecznej miłości. Humorów nie psuł parze nawet fakt, że musieli przesunąć zaplanowane już wesele. „Mieliśmy zaplanowany z Kacprem ślub na maj tego roku. Nie jestem jednak jeszcze mężatką. Ze względu n sytuację związaną z pandemią koronawirusa ślub został przełożony”, mówiła Onetowi latem 2020 roku.
Ostatecznie zakochani pobrali się we wrześniu tego samego roku, a już dwanaście miesięcy później na świecie pojawił się ich syn Hugo. Chłopiec ma dziś niemal dwa lata i towarzyszył rodzicom w każdej małej i większej podróży.
Zobacz także: Olaf Lubaszenko o śmierci mamy: „Miała udar. W szpitalu żegnałem się z nią codziennie”
Trudno w to jednak uwierzyć, że z dnia na dzień, życie tej rodziny ponownie dosięga koszmarny scenariusz. Jak dziś potwierdził agent Justyny Kowalczyk-Tekieli, mąż mistrzyni nie żyje. Kacper Tekieli zginął podczas zdobywania kolejnego szczytu szwajcarskich Alp. Jego ciało miało zostać odnalezione po przejściu lawiny. Jeszcze kilka dni temu zarówno on, jak i jego żona obecna w Szwajcarii dzielili się na Instagramie pełnymi radości chwilami…
Nie mamy słów, które oddałyby smutek, który czujemy. Przesyłamy kondolencje wszystkim bliskim wspinacza.
CZYTAJ TAKŻE: Pasja odebrała mu życie, miał tylko 38 lat. Tak kochali się Justyna Kowalczyk-Tekieli i Kacper Tekieli