Pochodzenie Dawida Kwiatkowskiego
Jesteś chłopakiem z Gorzowa. Jeszcze nie tak dawno niewiele młodych ludzi przyjeżdżało do Warszawy z tak daleka. Szczytem marzeń był Poznań. Jak to się stało, że Ty jesteś tu, gdzie jesteś?
Myślę, że nadal tak jest. Wszyscy moi przyjaciele z liceum w Gorzowie studiują w Poznaniu, nikt w Warszawie. Może to strach przed wielkim miastem, chociaż Poznań też nie jest mały. A jak zacząłem? Kształciłem się w szkole muzycznej.
– Miałeś talent od dziecka? Rodzice to zauważyli?
Kariera brata Dawida - Michała Kwiatkowskiego
Wszyscy podglądaliśmy karierę mojego brata Michała, który od najmłodszych lat był moim najlepszym przyjacielem. Ja jego może nie, bo między nami była duża różnica wieku – 12 lat, więc mnóstwa jego spraw nie rozumiałem. Ale to on pociągnął mnie w stronę muzyki, zobaczył, że razem z nim łapię za szczotki babci przy lustrze…
– On wtedy już śpiewał?
On już wtedy powygrywał wszystko, co mógł. Miał 20 lat, ja miałem 8, więc kiedy ja udawałem, że szczotka jest mikrofonem, to on wylatywał na studia na Sorbonę i zaczynał karierę. Zostałem sam. To była dla mnie trauma, nie chodziłem do szkoły przez dwa czy trzy tygodnie, dlatego że go zabrakło przy mnie. Rodzice, widząc, co przeżywam, postanowili coś z tym zrobić.
Mama jest laborantką, a tata lakiernikiem samochodowym. W naszej rodzinie z kasą było okej, ale tak od pierwszego do pierwszego. Kiedy Michałowi dobrze poszło we Francji, zaczął finansować moją szkołę muzyczną, bo widział we mnie siebie kilka lat wcześniej.
Edukacja muzyczna Dawida Kwiatkowskiego
– I zacząłeś się uczyć śpiewać?
Tak. I grałem na fortepianie, później trochę na gitarze, ale moja przygoda z muzyką skończyła się, kiedy w wieku 13 lat zdiagnozowano u mnie guzki śpiewacze. Mogłem stracić głos na amen. Pamiętam, że pojechaliśmy z rodzicami do Szczecina do lekarza, który powiedział, że mogę śpiewać, ale będę miał głos jak Rod Stewart. Nie miałem pojęcia, kto to jest, więc rodzice puścili mi jego piosenki.
– Spodobało Ci się?
Nie! Bardzo mi się nie spodobało i trochę się podłamałem. Ale lekarz powiedział, że są szanse, że podczas mutacji to mi przejdzie samo. Tylko trzeba czekać. Czekałem trzy lata. Po mutacji pobiegłem do foniatry i okazało się, że wszystko jest w porządku. I wtedy znów zacząłem chodzić na castingi.
Początki kariery Dawida Kwiatkowskiego
– Gdzie się chodzi na castingi w Gorzowie?
Do domu kultury, do teatru, do musicali. Było takie przedstawienie „Romeo i Julia” dla młodzieży. Strasznie chciałem zagrać Romea. Chodziłem przez trzy miesiące na casting, aż w końcu odpadłem. Spektakl wszedł na afisz, kiedy już byłem sławny, i dowiedziałem się, że reżyser pluje sobie w brodę, że mnie nie zaangażował. Tak to wyglądało.
Moje życie zmienił konkurs młodych talentów w galerii handlowej Askana. Kilka etapów, stresy. W jury Piotr Cugowski, Anna Wyszkoni. Naprawdę fajne nazwiska. Strasznie się jarałem i stresowało mnie to, że muszę przed nimi zaśpiewać. Ale udało mi się wygrać. Nagrodą było 10 tysięcy złotych.
– Na co je wydałeś?
Marzyłem o gitarze, bo wiedziałem już, że fortepian to nie mój instrument, i ją sobie kupiłem. Uczyłem się grać z internetu, bo już mi nie wystarczyło pieniędzy na lekcje. Nauczyłem się śpiewać i akompaniować sobie. Śpiewałem Bruno Marsa, Erica Claptona…
Po lekcjach chodziłem w swoje ulubione miejsce, siadałem na murku z gitarą, a koleżanka, która zajmowała się fotografią, kręciła filmiki. Wstawiałem to na YouTube, dostawałem coraz więcej komentarzy, aż w końcu znalazł mnie mój menedżer Igor.
Blog Dawida Kwiatkowskiego
– Wtedy miałeś już swojego bloga?
Tak. Bloga miałem od 12. roku życia. Teraz leci ósmy rok.
– Po co go założyłeś?
Nie mam pojęcia. Przez pierwsze trzy lata opisywałem swoje życie. Nic oryginalnego – szkoła, znajomi, spędzanie wolnego czasu. Po kilku latach stało się to po prostu nudne. Miałem potrzebę dania z siebie więcej.
– Po prostu miałeś parcie na szkło!
Na internet. Nie na szkło, bo nigdy nie przypuszczałem, że to się aż tak rozwinie. Byłem zafascynowany portalami społecznościowymi, odkrywałem kolejne aplikacje, które pomagały mi w kontakcie z odbiorcami. Na YouTube prawie nie było jeszcze takich rzeczy, jakie ja robiłem. I dobrze, bo gdybym teraz zaczynał, nikt by mnie nie zauważył w tym natłoku. Wstrzeliłem się w lukę.
– Koledzy i koleżanki ze szkoły oglądali Cię na tym YouTube?
Tak i to było najgorsze. Nie mieli pojęcia, po co ja to robię, i ja też nie umiałem im tego wytłumaczyć. W szkole nie akceptowało się wychodzenia przed szereg i robienia czegoś poza programem szkoły. Bo po co?
– A nauczyciele?
Oni chyba nie widzieli tych pierwszych prób. Gorzej było, gdy zacząłem już być znany i po powrocie ze szkoły widzieli mnie w telewizji.
– I co się działo?
Dawid Kwiatkowski nie skończył szkoły!
Podzielili się na dwie grupy. Jedna mówiła: „Dawid, rób to, bo jest super”. A druga uparcie przekonywała, „żebym z tym poczekał”. Tylko że ja wiedziałem, że „to” na mnie czekać nie będzie. Ale nie dało im się tego wytłumaczyć i musiałem uciec ze szkoły dwa lata przed jej zakończeniem.
– Później w wywiadach mówiłeś, że chciałbyś mieć maturę, skończyć szkołę.
Próbowałem. Miałem 18 lat, mieszkałem już w Warszawie i po roku przerwy chciałem wrócić do nauki. „Chodziłem” do szkoły przez internet. Wysyłano mi codziennie materiały, a ja musiałem odesłać odpowiedzi. Po roku miałem się zjawić na egzaminach.
Dostałem na e-maila terminy egzaminów i okazało się, że pokrywają mi się z koncertami. Nie dało się tego odwołać, umowy były już podpisane, a w szkole nie rozumieli, jak to jest, że skoro nie ma mnie przez cały rok, to nie mogę przyjść w ten jeden jedyny dzień. Ale tak właśnie było. Nie mogłem nic z tym zrobić. To była moja ostatnia próba.
– Wtedy byłeś już gwiazdą. Ale wcześniej zdecydowałeś się wyjechać z Gorzowa i robić karierę. A byłeś jeszcze dzieckiem. Nie bałeś się postawić wszystkiego na jedną kartę?
Kiedy dostałem e-maila od Igora, najpierw w ogóle na niego nie odpisałem. Dla mnie było to dziwne, że zgłasza się do mnie ktoś spoza Gorzowa. Byłem tak zamknięty w tym mieście, że myślałem, że spędzę tam resztę życia. Ale dostałem plan na cały rok, krok po kroku. Igor miał na mnie pomysł, wiedział, czego nie ma w Polsce i co chce zrobić.
Poprosiłem brata, który miał już kontakty w show-biznesie, żeby poradził mi, co robić. Michał powiedział: „Leć, rób to, bo moi znajomi mówią, że to dobry menedżer i dobry człowiek”. Więc wziąłem ośemkę przyjaciół, jeden z nich miał już prawo jazdy, wsiedliśmy do busa i pojechaliśmy do Warszawy. Bez nich bym nie przyjechał. Bałbym się tego miasta.
Debiut Dawida Kwiatkowskiego
– Pierwszy raz byłeś wtedy w Warszawie? Pamiętasz wrażenia?
Pamiętam. To było niesamowite. Mieliśmy półtora dnia, wykorzystaliśmy każdą chwilę. Chodziliśmy po Starówce do trzeciej w nocy. Nie wierzyłem w to, co się dzieje, myślałem, że na jednym spotkaniu z Igorem się skończy. Ale wróciłem do Gorzowa, a po dwóch tygodniach pojechałem do Warszawy nagrać swoją pierwszą piosenkę. I już zostałem.
– Rodzice to zaakceptowali?
Oczywiście były wielkie spory. Miałem 17 lat i najważniejsze dla rodziców było, żebym kontynuował naukę. Starałem się to robić. Wiem, że miałem wielkie szczęście, bo nie każdy rodzic by tak zdecydował. Nasi od początku wierzyli w talent mój i Michała.
Sukces pierwszej płyty Dawida Kwiatkowskiego
– Twoja pierwsza płyta była złota, jeszcze zanim się ukazała.
Na trzy tygodnie przed premierą. Przede mną żaden debiutant jeszcze tego w Polsce nie osiągnął. Później, przy drugiej płycie, udało mi się pobić swój rekord i „Pop & Roll” osiągnął status platynowej. Sprzedaliśmy jej wtedy ponad 30 000 sztuk, a mój ostatni album „Element trzeci” już jest złoty. To piękne, bo ja sprzedałem to wszystko fizycznie, to nie są odtworzenia na YouTube, tylko ktoś musiał po moją płytę ruszyć się do sklepu. A w tych czasach, uwierz mi, to nie jest coś oczywistego.
Fanki Dawida Kwiatkowskiego
– Kiedy zauważyłeś, że masz dużo fanek?
To zaczęło się już od bloga. Dziewczyny czytały go, a potem, gdy zająłem się muzyką, zrobiło się ich więcej. Gdyby to wszystko wydarzyło się nagle, mógłbym doznać szoku. Ale dzięki blogowi wszystko działo się stopniowo i zacząłem się przyzwyczajać do tego, że bardzo dużo ludzi, dziewczyn, fanów interesuje się tym, co robię, co śpiewam. Mam takie fanki, które już wiele lat są ze mną, kojarzę je z imienia i nazwiska. Oczywiście cały czas staram się zachować zdrowy dystans.
– Trudno Ci przychodzi zachowanie tego dystansu?
Trudno, dlatego że jestem człowiekiem, który najchętniej zakumplowałby się z każdym. Ale nie można pozwolić sobie wejść na głowę. Ja mogę chcieć kumplować się z każdym, ale nie każdy jest osobą, z którą można się kumplować. Nie znam tych ludzi, nie wiem, jak będą reagować na moją bliskość.
– Ale na pewno zdajesz sobie sprawę, że wiele z tych dziewcząt marzy o Tobie. Chcą wyjść za Ciebie za mąż! Wyobrażają sobie nie wiadomo co, kiedy tylko podpiszesz im płytę.
Moi fani to taka trochę subkultura, obecnie chyba największy młodzieżowy ruch w Polsce (śmiech). Dlatego na razie wolę podpisać płytę, niż się żenić.
Tatuaże Dawida Kwiatkowskiego
– Co to jest „fleur rebel”?
To jest mój tatuaż na prawej ręce. Taki tatuaż ma też Rihanna, którą wielbię i cenię. Niestety, Rihanna była chyba pod wpływem czegoś, gdy go robiła, dlatego ma błąd – „rebel fleur” nie znaczy nic. Dwa rzeczowniki. Ale ja byłem trzeźwy i zrobiłem to poprawnie. To znaczy „zbuntowany kwiat”. Jestem zakochany w języku francuskim, w ogóle we Francji.
– Ale tak też się nazywa Twój blog, to słowo pojawia się często w tym, co piszesz.
Miałem taki czas, że byłem „rebelem”. Miałem 14 lat i byłem emo, miałem kolczyki, teraz mam po nich blizny. Włosy farbowałem na czarno. Robiłem wszystko, co złe. Ten czas minął i teraz mój blog to jestemdawid.com. Po prostu. Ostatnio nie mam czasu na myślenie o szaleństwie. Musiałem szybko dorosnąć.
Dawid Kwiatkowski nie przepada za imprezami
– Co to jest „wszystko, co złe”? Piłeś, paliłeś, ćpałeś?
Nie ćpałem, ale na pewno pojawił się pierwszy alkohol. Nie byłem takim buntownikiem do końca. To był raczej efekt mody. Ale jakieś fajeczki koło szkoły, jak najbliżej, żeby było to ryzyko, pojawiły się. Każdy nastolatek przechodził okres buntu. Ja też.
– A teraz już nie jesteś „rebelem”? Kupiłeś camper, żeby nie jeździć razem z zespołem w trasy, bo oni za dużo imprezują… Ciebie to nie kręci?
Fizycznie nie dałbym rady. Oni mają swój fach w ręku i w razie czego zawsze strunę sobie zmienią. Ja nic nie zmienię i muszę mieć czas na regenerację. Lubię robić rzeczy, których nie powinienem, ale naprawdę się uspokoiłem.
Pięć miesięcy temu zdarzyła się taka sytuacja. Miałem wszystko zaplanowane na cały tydzień, wywiady, jakieś imprezy, pamiętam, że nie był to koncert, bo koncertu bym nie odwołał. Pomyślałem: kurczę, dawno już nie zaszalałem. Pojechałem na lotnisko i wyjechałem na tydzień sam, nie mówiąc nikomu, nawet Igorowi. I to jest mój rebel.
– Można pomyśleć: Wielkie mi co. Wsiadł i pojechał. Ale Ty jesteś właściwie przedsiębiorstwem, firmą. Dzięki Tobie ludzie mają pracę.
Tak. Dlatego konsekwencje były duże.
– Czujesz się szefem?
Nie. Pracuję z przyjaciółmi i to da się połączyć. Oczywiście ostatnie zdanie mam ja, ale ci ludzie tak pracują, że nie muszę wiele poprawiać.
Zarobki Dawida Kwiatkowskiego
– Zacząłeś zarabiać duże pieniądze, gdy miałeś 17 lat. To dość wcześnie. Co wtedy zrobiłeś?
Pierwsze pieniądze, które zarobiłem, nie wygrałem, to było 10 tysięcy złotych. Kupiłem skuter. I zostało mi zero. Po prostu nic. Jeszcze pożyczyłem tysiąc od Igora, bo skuter kosztował 11 tysięcy. I tak robię do teraz. Za każdym razem, kiedy na konto wpływa mi konkretna suma, spełniam swoje marzenia.
Tylko teraz to są większe rzeczy. Na przykład mieszkanie. Kupiłem, bo marzyłem o mieszkaniu. Zrobiłem prawo jazdy w wieku 18 lat i dzień później mogłem już jechać swoim autem. Chciałem zwiedzić Azję i za tydzień to zrobię. Wylatuję zwiedzać Azję. Nie wstydzę się tego, że zarabiam. Zarabiam legalnie i naprawdę ciężką pracą. Te moje pieniądze to po części cena za moje trochę stracone szczenięce lata (śmiech).
– Jesteś człowiekiem bogatym?
Nie wiem, co to znaczy być człowiekiem bogatym. Nie przepieprzam pieniędzy, ale je wydaję. Oczywiście zawsze mam swój backup na drugim czy trzecim koncie.
– Pomagasz rodzicom?
Pomagam. Ale moi rodzice mają taki charakter, że piszą tylko wtedy, kiedy naprawdę nie mają skąd wziąć czy pożyczyć.
Rodzina Dawida Kwiatkowskiego
– Rodzice są z Ciebie dumni?
Bardzo. Tata ma okładki moich płyt i nazwę mojego bloga przyklejone na aucie. Robi mi promocję!
– Często jeździsz do Gorzowa?
Tak. Jestem bardzo rodzinny. To jest najlepszą odskocznią od tego, co się dzieje tu, w Warszawie.
– Na blogu piszesz o chodzeniu ze święconką, o kiełbasie… Spokojnie chodzisz tam po ulicach?
W Gorzowie jest jeszcze gorzej, jeśli chodzi o moją popularność. Pojawia się zazdrość. Do klubu bym nie poszedł, bo było kilka takich sytuacji, kiedy przyjaciele musieli stawać w mojej obronie. Ja nie jestem osobą, która się kłóci, ja to olewam, ale jeśli człowiek idzie w zaparte i w kółko powtarza: „O, przyjechała gwiazda, teraz wykupi pewnie cały bar”, to w końcu można stracić cierpliwość.
Dawid Kwiatkowski nie przejmuje się hejtem
– Przejmujesz się tym, co o Tobie myślą i piszą?
Nie. Musiałbym schować się w domu, gdyby z każdego złego komentarza coś we mnie uderzało. Teraz to już jest nic. Ci, co mnie hejtowali przez te trzy lata, kiedy piąłem się coraz wyżej i wyżej, zrozumieli, że swoimi pustymi, okropnymi słowami nie są w stanie spowodować, żebym zniknął. I to się skończyło. Jestem odporny, a nie wszyscy są. Zdarzają się prawdziwe tragedie.
– W tym, co mówisz, jesteś bardzo dorosły, odpowiedzialny. A piszesz, że nie chcesz dorosnąć.
No właśnie. Jak pogodzić to, że ja nie chcę dorosnąć, a całe moje otoczenie wymaga ode mnie, żeby tak było? Mówiąc, że nie chcę dorastać, pewnie stałem w kolejce w urzędzie skarbowym. Pamiętam, że modliłem się, żeby pojawiła się mama, która załatwi wszystko za mnie, tak jak dawniej.
– Czyli tak naprawdę nie boisz się, że będziesz miał dwadzieścia parę lat i Twoje 12-letnie fanki powiedzą, że nie chcą już takiego „dziada”?
Ale one też będą miały o parę lat więcej. Zależy mi, żeby moi fani dorastali z moją muzyką. Wiem, że każda moja następna płyta jest coraz lepsza. Może nie jest to jakiś przewrót, ale nie ma w tym nic złego. Mówi się, że pop jest najłatwiejszym gatunkiem muzyki. Gówno prawda. Zrób piosenkę, którą pokochają miliony!
Miłość w życiu Dawida Kwiatkowskiego
– Ciebie kochają. A co z tą jedną, najważniejszą osobą? Mówiłeś, że jest ktoś taki.
Tak mi się zdawało, ale wystarczył tydzień po tym, jak to powiedziałem, żeby tej osoby nie było. Teraz myślę, że nawet gdyby w moim życiu pojawiła się dziewczyna, chciałbym zachować to dla siebie. Nie wiem nawet, czy powiedziałbym fanom. Bo zależy mi na tym, żeby oni skupili się na muzyce, na kampaniach, w które ich wciągam, a nie na tym, ile waży moja dziewczyna.
– Myślisz, że Ci się to uda?
Zobaczę, jak będę miał dziewczynę.
Dawid Kwiatkowski organizuje obozy dla fanów
– Głośno jest o obozach, które organizujesz dla swoich fanów. Jeżdżą tam tłumy dziewcząt. Co tam się dzieje?
Nic strasznego, to najwspanialsze obozy na świecie! Dzieciaki uczą się tańczyć, grać, ale wiadomo, że czasem dziewczyny nie przyjeżdżają, żeby uczyć się śpiewać.
– A nie jest tak, że program to dodatek, a te dziewczyny przyjeżdżają dla Ciebie?
Może. I dlatego trzeba im coś zaproponować. Może aktorstwo, taniec, lekcje śpiewu z moim nauczycielem, zawsze się coś znajdzie. Moi fani to wielka grupa przyjaciół. Za organizację tych obozów dostaliśmy wiele nagród, wyróżnień.
– To jest trochę misja?
Ja się czuję misjonarzem. Każdy dzieciak dojrzewa, tak jak ja. Rok temu zacząłem się zmieniać, odkryłem w sobie wiarę w Boga, przestałem ludziom czegokolwiek zazdrościć. Czerpię z życia. Wcześniej nie znosiłem z pokorą sukcesów innych, jeśli mnie też się nie udało.
Sława Dawida Kwiatkowskiego
– A lubisz być sławny?
Są plusy i minusy. Ale lepiej być sławnym. Każdy ci to powie.
– Nieprawda. Większość mówi, że chce się rozwijać artystycznie.
Ściemniają. Sława jest fajna. Bardzo ją lubię.
Międzynarodowa kariera Dawida Kwiatkowskiego
– Osiągnąłeś już bardzo wiele. Co Ci się jeszcze marzy? Kariera międzynarodowa?
Gdyby się zdarzyła, brałbym. Ale nie jest to coś, o czym myślę.
– A mimo to już zaistniałeś na rynku międzynarodowym.
Tak. I właśnie to jest śmieszne. Ostatnio w Glasgow na Gali MTV reprezentowałem Europę Wschodnią. Grali tam Ozzy Osbourne, Alicia Keys. Stadion, 20 tysięcy ludzi, a na telebimach ja. To najwspanialsze momenty, jakie przeżyłem w życiu. Ze wzruszenia płakałem.
– Często płaczesz?
Tak, a na scenie praktycznie na każdym koncercie, ale to dlatego, że jestem wdzięczny za to, co widzę. Za ludzi, którzy stoją przede mną i śpiewają moje teksty. To jest wspaniałe.
– Wygląda na to, że masz wszystko. Czy jest coś, czego Ci brakuje?
Tak, ostatnio o tym myślałem, leżąc sam w łóżku, w nocy. Brakuje mi trochę samotności. Przez to, co dzieje się w moim życiu przez ostatnie trzy lata, spokój to coś, za czym czasem tęsknię. Jestem cały rok w trasie koncertowej, pracuję siedem dni w tygodniu, mam na sobie tysiące par oczu. Czasem brakuje mi takiej zwykłej, nastoletniej beztroski. Może mam taką karmę, że ten spokój będę mieć z nawiązką na emeryturze (śmiech).
– A co z tą maturą?
Nie wiem!
Rozmawiała KATARZYNA SIELICKA