Wielka miłość zakończona ogromną tragedią... Oto niezwykła historia Uli Dudziak i Jerzego Kosińskiego
Ich romans odbił się w mediach szerokim echem...
On sprawił, że poczuła się piękna. Stał się dla niej natchnieniem. Ona była powierniczką jego sekretów. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Zauroczenie? Na pewno. I to obustronne. Urszula Dudziak i Jerzy Kosiński mieli romans, który odbił się w mediach szerokim echem. Niestety, wielką miłość zakończyła ogromna, bolesna tragedia, do której doszło ponad trzy dekady temu... Jak się poznali? Poznajcie historię tej niezwykłej, nietuzinkowej i wyjątkowej relacji...
[Artykuł aktualizowany 03.05.24 r.]
Urszula Dudziak i Jerzy Kosiński — jak się poznali?
„Mój mąż rzucił mnie dla młodszej aktorki, która akurat miała w Ameryce swoje pięć minut, o mnie mówił per stara żona. Tam w USA istnieliśmy jako duet i rozstanie też przyczyniło się do tego, że coraz mniej mieliśmy pracy”, mówiła Urszula Dudziak w rozmowie z magazynem VIVA! przed laty. Wraz z mężem Michałem Urbaniakiem w 1978 roku mieszkali w Stanach Zjednoczonych. To właśnie tam po raz pierwszy spotkała pisarza, Jerzego Kosińskiego.
CZYTAJ TAKŻE: Z drugim mężem doczekała się jedynego syna. Po latach Monika Olejnik żałowała, że nie miała więcej dzieci
Choć zrobił na niej ogromne wrażenie, wówczas nie zamienili ze sobą słowa. „Znałam go przedtem z telewizji. Przyglądałam mu się z zaciekawieniem, wręcz ekscytacją i tak sobie pomyślałam: ale jest przystojny, jakie ma oczy, jaką ma niezwykłą twarz. Był coraz bliżej, a ja w panice mówiłam do siebie: muszę go zaczepić, tylko co mu powiem. Już sobie układałam, co mu powiem, ale on w ostatniej chwili spuścił głowę i nie miałam śmiałości go zaczepić. Przeszłam obok (walk on by) bardzo, bardzo rozczarowana. To był pierwszy moment, kiedy byliśmy bardzo blisko, ale poznaliśmy się dopiero dziesięć lat później”, mówiła w wywiadzie dla Kuriera Porannego.
Po rozstaniu z mężem na jej drodze znów pojawił się Jerzy Kosiński. Po raz kolejny zachwyciła się pisarzem, ale on miał wtedy żonę, Katherinę von Fraunhofer. Szybko okazało się, że zauroczenie jest obustronne, a pisarz tłumaczył, że jego relacja z żoną istnieje tylko na papierze. „Jurek nazywał to małżeństwem biurokratycznym. Od początku mieli osobne sypialnie. Ona była jego najbliższą przyjaciółką, siostrą. A on miał zawsze drugie życie, przyjaciółki, kochanki. Nie weszłam tam jako ktoś, kto nagle zburzył harmonię, wiedziałam o podwójnym życiu Jurka. Nie bardzo rozumiałam, na czym polega ten związek, i nie chcę za dużo na ten temat mówić. Czasami sama siebie nie rozumiałam i może w trakcie pisania książki zrozumiem więcej, ale jedno wiem — że Jurek był o wiele bardziej skomplikowany i niezwykły, niż się przypuszcza”, tłumaczyła Urszula Dudziak w wywiadzie dla Gazety Wyborczej.
Pierwsza randka Urszuli Dudziak i Jerzego Kosińskiego potoczyła się bardzo szybko. W swojej biografii Urszula Dudziak wspomina, że pisarz przyprowadził ją do domu, a ona... została na noc. Obok w pokoju cały czas siedziała jego żona. Wokalistka słynie z tego, że nie boi się tematów uznawanych za tabu. W rozmowie z Gazetą Wyborczą mówiła wprost o seksie z Kosińskim: „To była tęcza takich doznań, których nigdy wcześniej nie miałam i nigdy już pewnie nie będę mieć... Nie wiem, czy to można wyrazić słowami. Nie wiem, czy to można wyśpiewać. Arthur Miller mówił o Marilyn Monroe, że go dusiła, pożerała, że czuł się przy niej sparaliżowany. Ja też się czułam z Jerzym jak sparaliżowana. Ciągle czekałam na jego telefon, żyłam nim. To mnie dławiło, wiązało, a jednocześnie uskrzydlało”, wyznała.
Urszula Dudziak i Jerzy Kosiński: historia miłości
To on sprawił, że znów poczuła się atrakcyjna. W dzieciństwie nabawiła się wielu kompleksów, które on leczył zaledwie kilkoma słowami. „Miałam piękne blond loki, a na czubku głowy zawiązaną dużą lśniącą białą kokardę. Nazywano mnie gubińską Shirley Temple. Jako 14-latka byłam chudą tyczką (mówiono na mnie Duda lub Tyczka), miałam krzywe zęby (wada zgryzu), długi nos (a nie piękny i malutki jak u Bardotki), a na twarzy kilka czarnych pieprzyków (wtedy według mnie znamiona wątpliwej urody), poza tym męczące zajady w kącikach ust, liszaje na powiekach, przegubach rąk i pod kolanami”, pisze w biografii Urszula Dudziak.
Wszystko zmieniło się, gdy była z nim. Na nowo pokochała siebie: „Jest z kolei rok 1989, restauracja Jeana Lafitte'a na 58. Ulicy przy 6. Alei. Naprzeciwko mnie siedzi Jerzy Kosiński. Mówi: „Uleńko, masz najpiękniejszą szeroką twarz na świecie. Moja tycjanowska piękność”. Przyglądam mu się uważnie. Wiem, że nie musi się już starać, kocham go i wierzę, że jest autentycznie zachwycony moją urodą. Musiałam czekać 42 lata, żeby się znowu poczuć jak Shirley Temple”, pisze w biografii.
Urszula Dudziak: „To uczucie było za mocne”
„Komplementy — wiadomo, jeszcze od mężczyzny, którego się kocha — chyba nie ma nic piękniejszego. Chłonęłam je, miałam oczy, buzię otwartą, proszę o jeszcze, jeszcze. A z drugiej strony — byłam podejrzliwa. Miałam o sobie zupełnie inne zdanie i nie wiedziałam, czego ode mnie chce. Przecież wiadomo było, że się kochamy, że będziemy razem nie wiadomo jak długo. A tak było na przestrzeni naszego całego czteroletniego związku z Jerzym. Czasami mnie krytykował, zauważył, że coś mu się nie podobało. Był bardzo czujny — miał taki peryskop jak łódź podwodna i wszystko widział”.
ZOBACZ TAKŻE: Przed laty odbił żonę synowi premiera. Ten wówczas wdał się w romans z Marylą Rodowicz
Byli tak pochłonięci sobą, że twórczość i rozwój osobisty zeszły na dalszy plan. „Przy Kosińskim nie nagrałam nowej płyty i on też nie napisał niczego nowego. To uczucie było za mocne, myśmy się nawzajem spalali”, mówi Urszula Dudziak w rozmowie z Wojciechem Staszewskim dla Gazety Wyborczej. Mimo to łączyło ich niezwykłe uczucie: „Jerzy był moją miłością życia i czuję, że cały czas jest ze mną. Z Michałem Urbaniakiem jesteśmy jak brat i siostra, troszczymy się o siebie. A Kosiński jest ze mną w takim metafizycznym wymiarze. Bardzo często z nim rozmawiam, proszę go o pomoc, szczególnie kiedy muszę coś napisać”, mówiła w rozmowie z Jerzym Doroszkiewiczem dla Kuriera Porannego.
„Nasz związek cechował teatr. Bawiliśmy się razem. W 80 procentach nasz związek to była radość, wygłup, reagowanie na wszystko, co się dzieje dookoła. Cały czas to był teatr życia i bardzo możliwe, że Jurek miał na myśli moją wyobraźnię. I to nie znaczy, że zaraz za nią idzie czyn. On raczej zdefiniował moją wyobraźnię, niż coś, co się działo”, mówiła w jednym z wywiadów. Ta miłość skończyła się jednak tragicznie.
Urszula Dudziak i Jerzy Kosiński: miłość zakończona tragedią
3 maja 1991 roku Jerzy Kosiński popełnił samobójstwo. Położył się w wannie w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku. Wcześniej zażył śmiertelną dawkę barbituranów i nałożył na głowę plastikowy worek. Nie miał szansy przeżyć. Byli tacy, którzy twierdzili, że jego zamiarem nie było odebranie sobie życia. Ale inni przekonują, że wcześniej pieczołowicie przygotował się do tego aktu. Miał m.in. sprawdzić, jaka metoda samobójstwa jest z jednej strony najskuteczniejsza, z drugiej najmniej bolesna. Jedna z najbardziej sensacyjnych interpretacji dowodzi, że pisarz po prostu... uległ nieszczęśliwemu wypadkowi w trakcie seksualnych zabaw z sobą samym.
„Jak sześć lat później lider australijskiego zespołu INXS Michael Hutchence znaleziony w hotelowym pokoju z paskiem zaciśniętym na szyi — podobno tzw. podduszanie zwiększa intensywność doznań seksualnych”, pisał Leszek Bugajski. „Kładę się teraz do snu na trochę dłużej niż zwykle. Nazwijmy to wiecznością”, napisał w pożegnalnym liście, co eliminuje wszelkie wątpliwości dotyczące tego, czy był to akt zamierzony...
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Ta decyzja złamała mu serce, dziś zaczyna wszystko od nowa. Paweł Małaszyński ma za sobą trudny czas
Urszula Dudziak długo nie mogła otrząsnąć się po jego śmierci. „Kochałam Jurka Kosińskiego do obłędu! Zwariowałam na jego punkcie. Jestem zupełnie inną kobietą przez tę miłość i przez to, że Jurek mnie odkrył”, mówiła w rozmowie z Dzień Dobry TVN. Ich szalona i namiętna miłość trwała cztery lata. „Seks był niesamowicie ważną częścią naszego związku. A nie ma nic piękniejszego od kombinacji: wielka miłość i genialny seks. On był miłością mojego życia, potrząsnął mną, zmienił mnie kompletnie. Byliśmy dla siebie stworzeni. Byłam w nim bardzo zakochana i dzięki niemu czuję się atrakcyjną, dającą sobie świetnie radę w życiu kobietą”, mówiła w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Dziś, choć jest szczęśliwa u boku nowego partnera, Bogdana Tłomińskiego, to wciąż czuje obecność byłego ukochanego: „Szkoda, że nie widzi mnie dzisiaj. Myślę, że bardzo by się ucieszył”.
Źródła: Gazeta Wyborcza, Kurier Poranny, Urszula Dudziak Wyśpiewam Wam wszystko