Reklama

Sukces spadł na niego jak grom z jasnego niego. Mimo że Krzysztof Antkowiak muzykę ma we krwi – jest synem współtwórcy Duetu Egzotycznego, zmarłego w styczniu 2022 roku Witolda Antkowiaka, nie był przygotowany na to, co go spotkało. W 1988 roku odniósł spektakularny sukces po opolskich „Premierach” dzięki utworowi „Zakazany owoc”. Nazywano go cudownym dzieckiem polskiej sceny. Z dnia na dzień stał się idolem. Jednak jego życie nie było bajką. Artysta zmagał się z wieloma uzależnieniami, które w ostateczności doprowadziły go do myśli samobójczych. Przed śmiercią uratował go prawdziwy cud. Jak potoczyły się jego losy?

Reklama

Krzysztof Antkowiak: droga do sławy

Kilka miesięcy temu Krzysztof Antkowiak udzielił poruszającego wywiadu. W intymnej rozmowie z Markiem Sekielskim na platformie YouTube opowiedział o demonach swojej przeszłości, o walce z uzależnieniami i wychodzeniu na prostą. Przyznał, że musiał sięgnąć dna, aby móc przejrzeć na oczy.

Zdobył sławę już jako dziecko. Miał okazję występować w programie telewizyjnym Jacka Cygana pt. „Dyskoteka Pana Jacka”. Później autor tekstów stworzył dla młodego Krzysia piosenkę „Zakazany owoc”, z którą zaprezentował się na festiwalu w Opolu. Publiczność w jednej chwili go pokochała. W 1988 roku za wykonanie tego utworu dostał wyróżnienie i nagrodę publiczności. Już rok później na rynku muzycznym pojawiła się jego debiutancka płyta pod tym samym tytułem.

Kariera nabierała rozpędu. Antkowiak występował nie tylko w Polsce, lecz także zagranicą. Nauczyciele i uczniowie byli zazdrośni o sukcesy piosenkarza, m.in. o jego wyjazdy do USA w stanie komunistycznym. Dlatego nie miał żadnej taryfy ulgowej w szkole. Po przyjeździe z trasy koncertowej musiał nadrabiać zaległe materiały, a było tego sporo. Nawet 1,5 miesiąca nieobecności. Aby radzić sobie z emocjami i popularnością, uciekał w sport - w piłkę nożną i tenis. W pewnym momencie podjął zaskakującą dla publiczności decyzję o wycofaniu się z występowania na scenie. „Wycofałem się świadomie z grania koncertów, bo bym nie skończył szkoły (…) Chciałem zniknąć, żeby sobie ulżyć, żeby stać się niewidzialnym”, przyznał w wywiadzie.

Czytaj także: Ostatnio zdradziła, że jest zakochana. Teraz Patrycja Markowska pokazała zdjęcie z partnerem

materiały prasowe

Krzysztof Antkowiak, okładka płyty pt. "Zakazany owoc", 1989 rok

Marek Szymański/Forum

1990, Warszawa. Od lewej: Majka Jeżowska, Krzysztof Antkowiak i Anna Jurksztowicz

Krzysztof Antkowiak: początki problemów

Wokalista szczerze wyznaje, że zaczął pić, gdy miał zaledwie 17 lat. „W wieku 17 lat zacząłem sięgać po alko, żeby się zagłuszać”, przyznał.

Aby przeżyć w szkole, pił alkohol, najczęściej było to wino. Nie było tego po nim widać, bo umiał dobrze się maskować. Raz na miesiąc, dwa miesiące potrafił się „zagłuszyć”, ale nikt się nie zorientował i nie zauważył, że młody artysta ma jakikolwiek problem.

Przyznaje, że sięgnął po alkohol z kilku powodów. Pierwszym traumatycznym przeżyciem był zawód miłosny, a drugim sława. Przez niespełnioną miłość podcinał sobie żyły we własnym domu. Również ogromna i niespodziewana popularność oraz cała otoczka z nią związana przytłoczyła młodego artystę. W konsekwencji zaczął pić na umór, co doprowadziło go do uzależnienia od alkoholu.

„Byłem weekendowym alkoholikiem. W tygodniu byłem w miarę spokojny, ale przychodził weekend, a ja musiałem odreagować. Tylko wtedy było już naprawdę grubo, czyli pijesz po to, aby zapomnieć, aby się zgłuszyć, pijesz do momentu, aż będziesz mógł zasnąć. A że miałem dosyć mocną głowę, to te ilości były dość konkretne. Często było tak, że zamykałem imprezę i jeszcze szedłem po flachę, żeby się dowalić”, wyznał.

Czytaj także: To koniec Katarzyny Cichopek i Macieja Kurzajewskiego w "Pytaniu na śniadanie". Zrozpaczeni fani komentują odejście prowadzących

Krzysztof Opaliński

Krzysztof Antkowiak, sesja dla magazynu „VIVA!”, 2015 rok

Krzysztof Antkowiak: uzależnienie od hazardu

Hazard w życiu Antkowiaka pojawił się zupełnie przypadkowo. W wieku 30 lat spędzał Sylwestra w USA. I to właśnie tam zasmakował go po raz pierwszy. A wszystko przez opóźniony lot... Taksówkarz zawiózł go do Atlantic City, zwanego Las Vegas Wschodu. Co ciekawe, kierowca sam był hazardzistą, ale nie wspomniał mu o tym przy pierwszym spotkaniu. Wziął ze sobą 200 dolarów i z początku zaczął wygrywać, passa trwała w najlepsze. „Mieliśmy być 2h, spędziliśmy tam dobę, wszystko jest zasłonięte, wpuszczają tam tlen i nie czujesz zmęczenia”, wspomniał. Ostatecznie wszystko przegrał, zostało mu jedynie 25 centów. Gdy wyszedł, usłyszał szum oceanu i wtedy pomyślał: „ty idioto! Przecież miałeś w pewnym momencie więcej pieniędzy, niż zarobiłbyś przez cały Sylwester. Mogłeś wiele rzeczy za to kupić”, opowiadał podczas wywiadu.

"Byłem w stanie tak tragicznym, że planowałem już odejść z tego świata. To była desperacja" — przyznał po latach.

Muzyk nie spodziewał się, że drzemie w nim tak duża fascynacja do grania za pieniądze. W szpony hazardu wpadł aż na 10 lat. „Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że mam tak dużą potrzebę i żyłkę hazardzisty, że jest we mnie potencjał na gracza, na bycie hazardzistą. Tak to się zaczęło i potem jak przyjechałem do Polski, trwało to 10 lat”, wspomina artysta początki uzależnienia.

„U każdego jest podobnie, zawsze za pierwszym razem wygrywasz. To wygląda tak, jak on chciałby Cię wciągnąć”. Według wokalisty większość ludzi i tak wraca do kasyna, bo czuje adrenalinę, która pojawia się przy grze. Gdy pierwszy raz poszedł do polskiego kasyna, to również wygrał. „Z perspektywy czasu wiem, że nie chodziło o pieniądze, które są wirtualne. Chodziło o to, że się odcinasz od rzeczywistości, że jesteś w matrixie. I że adrenalina jest tam dużo większa niż kiedy grasz sobie w grę w domu”, stwierdził.

Do kasyna potrafił jechać nawet o 4 nad ranem. Jednak po wyjściu z kasyna często nachodziły go refleksje, że źle postąpił, decydując się na ponowną grę. „Ja potrafiłem jechać o czwartej, piątej rano, bo ktoś mi dał cynka, że jest jakaś maszyna napakowana. Ja potrafiłem o czwartej w nocy jechać do kasyna i spędzić tam 3 godziny i wracać z takim poczuciem, że jestem totalnym debilem, kretynem i idiotą”, powiedział.

Krzysztof Antkowiak podczas rozmowy wskazał też różnicę pomiędzy uzależnieniem od alkoholu a hazardu. Według piosenkarza łatwiej jest wygrać z piciem niż z graniem. „Wódka jest namacalna, można odstawić kieliszek. Hazard jest chorobą duszy, nie da się go tak łatwo odstawić, bo jest nienamacalny”, stwierdził. Co do narkotyków, to brał je okazjonalnie, zazwyczaj na imprezach. Nie miał z tym problemu, nie wciągnęło go to.

Krzysztof Opaliński

Krzysztof Antkowiak, VIVA!, 2015 rok

Krzysztof Antkowiak chciał odebrać sobie życie

Uzależnienie od hazardu doprowadziło go na skraj wytrzymałości, w konsekwencji dopadły go myśli samobójcze. Zaczął czytać o różnych formach śmierci i planować własne odejście. „Czułem, że osiągnąłem dno i nie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Pomyślałem sobie, jesteś nic niewart. Jesteś kompletnym zerem. (...) Zacząłem czytać, jak to zrobić. Miałem wszystko zaplanowane”, zdradził podczas rozmowy z Markiem Sekielskim.

Wybawieniem dla Antkowiaka okazała się modlitwa. Podczas pewnego Sylwestra, zachęcony przez ówczesną dziewczynę, zaczął się z nią modlić. „Pomodliłem się. W tej modlitwie było wszystko: krzyk, pretensja, błaganie. Tam było tyle emocji we mnie. I było coś takiego: Panie Boże, jeżeli jesteś, to mi pomóż, (…) daj mi jakiś znak”, wspomina artysta.

Kolejnego dnia obudził się z zupełnie nowym nastawieniem. Nie chciał już widzieć ani słyszeć o kasynie. Następnym krokiem okazała się terapia. Po latach przyznaje, że to właśnie modlitwa i wiara w Boga uratowała mu życie, a przynajmniej wyrwała z nałogu hazardowego, do którego już nigdy nie wrócił.

Na początku ubiegłego roku Krzysztof Antkowiak musiał zmierzyć się z kolejną tragedią. Otóż zmarł jego ojciec, Witold Antkowiak współtwórca „Duetu Egzotycznego”.

„Z ogromnym smutkiem i żalem chciałbym was powiadomić, że dziś zmarł mój ukochany tato, Witold Antkowiak. Proszę, miejcie go w swojej pamięci”, napisał wokalista na swoim profilu na Facebooku, publikując przy tym jedną z piosenek sławnego niegdyś ojca.

Krzysztof Antkowiak: jak dziś wygląda jego życie?

Mimo że los go nie oszczędzał, Krzysztof Antkowiak nie porzucił muzyki i wciąż występuje. W 2020 roku zaśpiewał podczas 57. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Miał też okazję zagrać bezdomnego narkomana w serialu „Barwy szczęścia” oraz zgodził się na występ w muzycznym show Polsatu „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” (jesień 2017 rok), w którym zajął zaszczytne drugie miejsce, zdobywając nagrodę srebrnej twarzy.

W 2021 roku artysta otrzymał platynową płytę za sprzedaż co najmniej 30 tys. egzemplarzy swojego albumu. „Cześć Kochani!! Chcę Wam pokazać, co razem zrobiliśmy. Platynowa płyta to uczczenie relacji pomiędzy artystą i słuchaczami. Dziękuję Wam z całego serca, że jesteście i słuchacie. Mam nadzieję, że już niedługo będzie mi dane znowu Was spotykać na koncertach”, napisał wokalista na Facebooku.

Antkowiak wciąż podkreśla, że Bóg jest teraz dla niego na pierwszym miejscu. "Wkroczyłem na ścieżkę modlitwy, dbania o tę relację z Bogiem. Gdy nie jest się zniewolonym, zaczyna się na nowo żyć. I to jest piękne" — mówił w rozmowie z portalem misyjne.pl. "Człowiek ma jakiegoś ducha w sobie (...), mi pomaga modlitwa, rozmawiam z Bogiem. Dzieją się wtedy małe i wielkie cuda", wyznał w programie DDTVN w styczniu tego roku.

Artysta kończy dziś 51 lat. Media nie są dziś miejscem, w którym chce wyraźnie zaznaczać swoją obecność. W zasadzie nie udziela wywiadów. Życzymy wiele spokoju i sukcesów.

Tadeusz Wypych/REPORTER

Krzysztof Antkowiak, 57. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej, Opole 2020

AKPA

Reklama

Krzysztof Antkowiak, 57. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej, Opole 2020

Reklama
Reklama
Reklama