Reklama

Wszystko stało się jasne. Po tygodniach oczekiwań i niepewności w poniedziałek 19 lutego Telewizja Polska ogłosiła wyniki głosowania pięcioosobowej komisji jurorskiej, która była odpowiedzialna za wybór piosenki i wykonawcy na nadchodzący Konkurs Piosenki Eurowizji. Zwyciężczynią okazała się Luna i jej utwór „The Tower”, który uzyskał w głosowaniu 34 punkty, o jeden punkt wyprzedzając Justynę Steczkowską i jej „WTICH-ERa Tarohoro”. Na trzecim miejscu ex aequo uplasowały się piosenki „Jesień - Tańcuj!” w wykonaniu Kayah i zespołu Dagadana oraz „Midnight dreamer” w wykonaniu Marcina Maciejczaka (po 23 punkty). Jak wyglądał sam proces wyboru? Kto znalazł się w komisji?

Reklama

Eurowizja 2024: Luna kontra Justyna Steczkowska. Preselekcje wewnętrzne nie są dobrym formatem wyboru

Wszelkie rankingi fanowskie wskazywały na to, że to właśnie między nimi rozegra się bój o reprezentowanie Polski na tegorocznej Eurowizji, która już w maju odbędzie się w szwedzkim Malmo. I tak też się stało. Ostatecznie pięcioosobowa komisja jurorska dokonała wyboru: na pierwszym miejscu w jej głosowaniu uplasowała się właśnie Luna z utworem „The Tower”, która o włos – bo o zaledwie jeden punkt – wyprzedziła Justynę Steczkowską z „WITCH-ER-em Tarohoro”.

O tym, jaka piosenka wybrzmi w biało-czerwonych barwach w Szwecji, decydowała pięcioosobowa komisja, w której skład weszli:

  • Łukasz Pieter – Dyrektor Muzyczny Radia ZET,
  • Michał Hanczak – dziennikarz muzyczny Radia Eska,
  • Kasia Moś – wokalistka, reprezentantka Polski na Eurowizji 2017,
  • Piotr Klatt – dziennikarz muzyczny związany z Radiem Dla Ciebie i producent programów muzycznych, zastępca dyr. Agencji Kreacji Rozrywki i Oprawy TVP
  • oraz ja, Konrad Szczęsny – dziennikarz serwisu viva.pl, Prezes Stowarzyszenia Miłośników Konkursu Piosenki Eurowizji OGAE Polska

Do siedziby nadawcy nadesłano 212 zgłoszeń. Wśród nich byli zarówno wykonawcy nieznani, jak i Ci z ugruntowaną pozycją na rynku. Większość publicznie ogłaszała swoje deklaracje, dotyczące chęci wyjazdu na Eurowizję 2024. Byli jednak i tacy, którzy woleli pozostać w cieniu.

Czy wybór był prosty? Nie. I potwierdza to końcowa klasyfikacja. Każda z kandydatur miała swoje plus oraz minusy. Najwięcej zastrzeżeń budzi sam format, który Telewizja Polska wybrała, aby wyłonić reprezentanta. Mimo że jest stosowany w kilku krajach (takich jak choćby Holandia, Austria czy Szwajcaria) jest obciążony pewnymi konsekwencjami. Po pierwsze nie publikuje się listy zgłoszonych utworów, ani szczegółowej punktacji jurorskiej. Dlaczego? Ma to związek z życzeniem samych artystów_ek, szczególnie tych o ugruntowanej pozycji. Nie chcą oni w razie przegranej czytać nagłówków i komentarzy, że zostali pokonani przez mniej doświadczonych twórców. Po drugie nie daje on możliwości weryfikacji tego, jak poszczególne osoby radzą sobie z wykonaniami na żywo zgłoszonych utworów. Co prawda w krajach takich jak wymienione wyżej Austria i Szwajcaria wyselekcjonowani artyści prezentują swoje piosenki w studio telewizyjnym, na scenie, z wykorzystaniem półplaybacku, by dać pogląd o swoich możliwościach wokalnych. Nagrania te są poddawane później ocenie poszczególnych gremiów. No właśnie: gremiów, bo grono oceniające jest rozszerzane tak, aby wybór był w miarę możliwości najbardziej sprawiedliwy. Samo głosowanie jest wieloetapowe, czasem dosyć skomplikowane, przyjmujące różne kryteria. Wszystko po to, by mieć pewność, że wyselekcjonowano najlepszy utwór oraz wykonawcę_czynię.

A jak było w przypadku Polski? Regulamin preselekcji, ogłoszony 9 stycznia, kryteriów właściwie nie precyzował. W punkcie dziewiątym przeczytać jedynie mogliśmy, że „zaleca się, by Wykonawcy zgłoszeni do Konkursu brali udział w pisaniu tekstu oraz komponowaniu zgłoszonego utworu”. I to tyle.

Gdy zaproszono mnie do dołączenia do grona jurorów, usłyszałem jedynie, że mam ocenić nadesłane utwory zgodnie z przyjętymi preferencjami. Tylko tyle. Jest to oczywiście z jednej strony dobre, z drugiej rodzi wiele pytań. Jak potraktować zgłoszenia od artystów mniej znanych, których możliwości wokalnych nie jestem w stanie zweryfikować? Wszak oglądalność widowiska jest imponująca, wiąże się z ogromną presją i stresem. Postanowiłem więc, że wezmę pod uwagę doświadczenie sceniczne tych osób, które zgłoszenie wysłały. W miarę możliwości starałem się znaleźć jakiekolwiek nagrania, m.in. w serwisie Youtube czy w mediach społecznościowych. Żeby mieć jakikolwiek ogląd sytuacji.

Reprezentowałem również społeczność fanowską, dlatego miałem na uwadze rankingi i zestawienia stworzone przez sympatyków Konkursu Piosenki Eurowizji. Wiedziałem, że jestem ich głosem i że takie kryterium jest zasadne i potrzebne. Chciałem również zwrócić uwagę na tych wykonawców, którzy byli swoistym objawieniem tego sezonu preselekcyjnego. Bo przecież to ważne, aby mieć na uwadze emocje, które wzbudzają w odbiorcach.

Czytaj także: Inspiruje się Księżycem, często lunatykuje. Kim jest Luna, polska reprezentantka Eurowizji 2024?

materiał prasowy

Luna, reprezentantka Polski w 68. Konkursie Piosenki Eurowizji

Bycie jurorem trudne jest

Żałowałem, że w tym roku Telewizja Polska nie zorganizowała preselekcji publicznych, w których głos mieliby również widzowie. Z tej stawki spokojnie dało się wyłonić około 20 utworów, które zostałyby zaprezentowane na żywo. Dlaczego na takie rozwiązanie się nie zdecydowano? Po pierwsze ze względu na skandal wokół formatu „Tu bije serce Europy! Wybieramy hit na Eurowizję 2023”. Po drugie z uwagi na czas, którego zabrakło po zmianie ekipy na Woronicza. Po trzecie zaś ze względu na aspekt finansowy.

Preselekcje wewnętrzne to format na wskroś niedoskonały, będący jednocześnie formą kompromisu. Osobiście wolałbym, by grono oceniające było szersze, by kandydaci i kandydatki mieli okazję zaprezentować swoje umiejętności w trakcie przesłuchań na żywo. Dałoby to pełen obraz tego, jak dana kompozycja wybrzmi na eurowizyjnej scenie.

Jak było w tym roku? Komisja Konkursowa w pięcioosobowym składzie, by dokonać ostatecznego wyboru, spotkała się w siedzibie Telewizji Polskiej we wtorek 13 lutego 2024. Do tego momentu nie wiedzieliśmy, kto jest jej członkiem – w pierwszym etapie utwory odsłuchiwaliśmy i ocenialiśmy samodzielnie. Nasze obrady trwały ponad 2,5 godziny, bazowaliśmy na tzw. shortliście, która została stworzona po pierwszym etapie głosowania. Rozważaliśmy wszystkie za i przeciw, dyskusja była rzeczowa i merytoryczna. Zgodnie podkreśliliśmy, że stawka dawała możliwość zorganizowania koncertu telewizyjnego nawet z jednym półfinałem, że żałujemy, że do tego ostatecznie nie doszło. Potem głosowaliśmy raz jeszcze: w tej fazie każdy z jurorów niezależnie ułożył swoją punktację od 1 do 10 (gdzie najwyższa nota przyznawana była najlepszej w naszym odczuciu piosence). Suma dała ostateczny wynik.

Pragnę również w tym miejscu zaznaczyć, że jako gremium jednogłośnie zgodziliśmy się na publikację naszych pełnych rankingów. Prawo do tego ma jednak przede wszystkim Telewizja Polska, jako organizator całego procesu. Nadal uważam, że taki krok byłby właściwy, aby wyniki można było nazwać w pełni transparentnymi. W tym miejscu pragnę zaapelować do nadawcy publicznego, by to zrobił w trosce o dobrą atmosferę wokół tego wyboru.

Czytaj także: Mówiła, że wyrwała się ze szponów sekty. Dla Sixteen Eurowizja była początkiem końca kariery

Jak poradzi sobie Luna?

Trudno stwierdzić. Biorąc pod uwagę skład państw w pierwszym półfinale (obecność m.in. tych z aktywną diasporą, jak Irlandia, Wielka Brytania, Islandia, Szwecja oraz sąsiadów: Litwy, Niemiec, Ukrainy) i przy 100% televotingu, awans do finału wydaje się dosyć pewny. Zastrzegam jednak, że wiele zależy od samej prezentacji, w tym koncepcji występu, jak i od formy wokalnej Luny.

Reklama

Tegoroczna stawka obfituje w utwory i prezentacje nieszablonowe, według niektórych dziwne, według innych przyciągające oko i oryginalne. Kompozycja „The Tower” może się na tym tle wyróżnić swoją przebojowością. Czy tak się stanie? Przekonamy się już w maju.

Reklama
Reklama
Reklama