Joanna Kos-Krauze, "Viva!" grudzień 2015
Fot. Maciej Zienkiewicz
Tylko u nas

Joanna Kos-Krauze wyznaje, że Afryka jest w niej od lat. "Ruanda jest też dobrym miejscem na żałobę"

Weronika Kostyra 22 grudnia 2015 12:04
Joanna Kos-Krauze, "Viva!" grudzień 2015
Fot. Maciej Zienkiewicz
Joanna Kos-Krauze, reżyserka i scenarzystka, pracuje właśnie w Ruandzie nad nowym filmem "Ptaki śpiewają w Kigali", który zaczęła jeszcze wspólnie z mężem, Krzysztofem Krauze, przed jego śmiercią w 2014 roku. Tam znalazła swoje miejsce na Ziemi, w którym, zajęta pracą, chce przeżyć żałobę. W szczerym wywiadzie dla "Vivy!" opowiedziała o miłości do Afryki, pracy nad filmem poza Polską oraz o tym, co potrafią tylko kobiety.
Afryka jest we mnie od lat. Nie boję się jej. Najpierw to były podróże czysto turystyczne: Maroko, Egipt, Kenia, Tanzania. Fascynacja pojawiła się wiele lat później. Z Afryki się nie wyjeżdża. To inny rytm, jasność, światło i co za tym idzie: otwartość, plany, nadzieja. Każdy nawet podprogowo szuka światła. Ja też. Lubię Ruandę, dobrze się tutaj czuję. Mam też wrażenie, że Ruanda jest dobrym miejscem na żałobę. Nabieramy tu odpowiednich proporcji. Film będę montowała również w Ruandzie, w Afryce dostałam też kilka propozycji pracy. Będę je rozważała. 
Obecnie Ruanda jest bezpiecznym krajem i trudno uwierzyć, że 20 lat temu Kigali, jej stolica, spłynęło krwią. W ciągu 100 dni zamordowano tutaj milion osób. Pamięć tamtych wydarzeń jest ciągle świeża, ale mimo to, ludzie starają się żyć normalnie i odbudować swój kraj.
Kto by przypuszczał, że w 1994 roku, zaledwie trochę ponad pół wieku po Holokauście, wydarzą się i Ruanda, i Bałkany. Dalej Somalia czy Syria, której tragedią żyjemy od wielu miesięcy. Ludobójstwo w Ruandzie to było Jedwabne w skali hekatomby. Sąsiedzi mordowali sąsiadów. 
Dzisiaj kraj jest biedny i liczy na finansową pomoc z zewnątrz, m.in. od Stanów Zjednoczonych.
Niestety, nie chodzi o żaden altruizm. Ameryka, Chiny mają tutaj potężne plany biznesowe. Ruanda jest maleńka, ale ma ogromne znaczenie strategiczne. Sąsiaduje z Kongiem, krajem najbogatszym w złoża, a w interesie wszystkich koncernów jest stabilizacja polityczna, którą w znacznym stopniu zapewnia obecna władza w Kigali.
Joanna Kos-Krauze,
Fot. Ewa Łowżył / Kosfilm
 
Kos-Krauze opowiada, że mieszkając w Ruandzie od miesięcy, "nie ma ochoty i prawa oceniać tych ludzi". Ma natomiast refleksje dotyczące nas, białych.
Zachowaliśmy się wtedy potwornie, najgorzej, jak było możliwe. Po prostu uciekliśmy z Ruandy, pozwalając na wykrwawienie się całego narodu. Teraz – z wyrzutów sumienia, a może z kompleksów – staramy się pomagać. Słusznie, ale za późno. Nie wrócimy życia setkom tysięcy zamordowanych.
Cały kraj się odradza i szybko zmienia – nowe hotele, banki, nowe życie.
Oni tego bardzo pilnują. Chcą udowodnić, że Ruanda jest krajem, w którym można żyć. Nie ma tu kieszonkowców. Za kradzież natychmiast idzie się do aresztu. Jako biała kobieta nigdy nie czułam się zagrożona. A mieszkałam długo w RPA, mam porównanie. Wszystko wszędzie zostawiam, portfele, laptopy – nigdy nic mi nie zginęło. Drobna przestępczość w zasadzie została wyeliminowana. Ludzie chcą się rozwijać, kształcić, walczą o pracę. To jest bardzo pracowity kraj. Raz w miesiącu wszyscy wychodzą do sprzątania swoich miast i wsi. Wszyscy, z prezydentem Kagame na czele. Zobacz, jak wszędzie jest czysto.
W Ruandzie w parlamencie dominują kobiety, co jest ewenementem na światową skalę. Wszystko, za co biorą się dziewczyny, Ruandyjki, jest załatwiane od ręki. Inaczej niż w wielu afrykańskich krajach kobiety są tutaj dobrze traktowane.
Żeby rozpocząć zdjęcia, musiałam zdobyć tonę zezwoleń, autoryzacji. Spędziłam kilka miesięcy w urzędach. Ruandyjczycy są poranieni, nieufni, nigdy nie zaakceptowali większości filmów o ludobójstwie, które powstały na terenie ich kraju, dlatego uważnie wszystko sprawdzają, ale w przeciwieństwie do urzędników w Polsce, nigdy nie miałam poczucia, że jestem gorzej traktowana ze względu na płeć. Oni zawsze chcą rozmawiać z „bossem”, a kiedy dowiadywali się, że szefem jest kobieta, nikogo to nie dziwiło.
Co oznacza tytuł fimu – "Ptaki śpiewają w Kigali"?
Populacja sępów, którymi zajmuje się główna bohaterka, Anna, była na początku lat 90. w Afryce równikowej i w Indiach na wyginięciu. Odbudowała się po ludobójstwie w Ruandzie. Sępy żerowały na ludzkich zwłokach. Jeszcze jeden ornitologiczny fenomen, naukowo odnotowany. Sępy i inne drapieżne ptaki wyeliminowały w Ruandzie ptaki śpiewające. Cisza panowała w sensie metafizycznym i dosłownym. Cisza po ludobójstwie. Ale po kilku latach śpiewające ptaki wróciły. Życie wróciło.
Joanna Kos-Krauze,
Fot. Ewa Łowżył / Kosfilm
 
"Ptaki śpiewają w Kigali” to chyba najbardziej sfeminizowany polski film. Poza operatorami niemal wszystkie kluczowe role – od reżyserii po oświetlenie – pełnią w nim kobiety. 
Zawsze walczyłam o równouprawnienie w zawodzie. W Polsce pracowała trochę inna ekipa, ale do Kigali część facetów po prostu bała się przyjechać, musiałam to zrozumieć… Tymczasem dziewczyny wysiadały z samolotu, o nic nie pytały i natychmiast zabierały się do roboty.
Joanna Kos-Krauze na planie filmowym jest, jak to określa, prawdziwym „bossem” – panuje nad wszystkimi szczeblami produkcji.
Dbam o to, żeby każdy dzień był dobrze zagospodarowany. Produkcja filmu, zwłaszcza poza Polską, to ciężka praca. Nie zawsze współpraca się udaje, czasami trzeba się rozstać. Są emocje, pojawiają się konflikty. Ja to rozumiem i biorę na siebie, film jest ważniejszy. A ja muszę i chcę być odpowiedzialna. I myślę, że ci, którzy się sprawdzili, wiedzą, że nawet jeżeli film się nie spodoba, będzie o czymś. Że „Ptaki śpiewają w Kigali” to produkcja, której nie będą musieli się wstydzić. Wiem, co chcę osiągnąć. Nauczył mnie tego Krzyś. Zawsze staraliśmy się być przygotowani na planie. A jeśli jesteś przygotowany, wtedy możesz improwizować. Wtedy film jest rzeczywistym procesem twórczym.
W Ruandzie była realizowana tylko część filmu, większość zdjęć powstała jednak w Polsce.
To było świadome z mojej strony. Krzyś był z nami na planie przez pierwszą część zdjęć. Źle się wtedy czuł, zaczął tracić wzrok, ale zachowywał się heroicznie, walczył do końca. Jako producent zabroniłam zapraszania prasy na plan. Nie chciałam, żeby ktokolwiek, poza ekipą, oglądał męża w takim stanie. Drugą transzę zdjęć kręciłam już sama, Krzysztof był wtedy w szpitalu. Celowo tego nie nagłaśnialiśmy, chcieliśmy spokoju.
Joanna Kos-Krauze,
Fot. Ewa Łowżył / Kosfilm
 
Premiera „Ptaków śpiewających w Kigali” najwcześniej na wiosnę 2016. Znając polskie realia, można być niemal pewnym, że jeżeli film się uda, będzie się mówiło, że to zasługa Krzysztofa Krauze, jeżeli się nie spodoba – będzie to wina Joanny. 
Zdaję sobie z tego sprawę. Na to też przygotował mnie Krzysztof. Bardzo poważnie o tym rozmawialiśmy. Zresztą przewidział wiele rzeczy, które zdarzyły się po jego śmierci. Wiele zawdzięczam Krzysiowi w życiu, ale nie wszystko. W ogóle wiele zawdzięczam mężczyznom w moim życiu. Dziękuję za to.
Cały wywiad z Joanną Kos-Krauze w najnowszej "Vivie!", już w kioskach.

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Maciej Musiał zadzwonił do Dagmary Kaźmierskiej z przeprosinami. Wcześniej zamieścił w sieci niestosowny komentarz

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MAŁGORZATA ROZENEK-MAJDAN: czy tęskni za mediami, kiedy znowu… włoży szpilki i dlaczego wpada w „dziki szał”, gdy przegrywa. MICHAŁ WRZOSEK: kiedyś sam się odchudził, dziś motywuje i uczy innych, jak odchudzać się z głową. EWA SAMA swoje królestwo stworzyła w… kuchni domu w Miami. ONI ŻYJĄ FIT!: Lewandowska, QCZAJ, Steczkowska, Chodakowska, Klimentowie, Jędrzejczyk, Danilczuk i Jelonek, Paszke, Skura…