Profesor Krzysztof Simon, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu oraz ordynator oddziału zakaźnego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu, od początku jest na froncie walki z Covid-19. Właśnie został odznaczony Medalem 75-lecia misji Jana Karskiego za wkład w walkę z pandemią. Słynie z ciętego języka i tego, że nie owija w bawełnę. Co nas czeka? Czy z tej walki wyjdziemy zwycięsko? Czy czegoś ta pandemia nas nauczy?

Reklama

Profesor Krzysztof Simon o walce z pandemią koronawirusa i śmierci

Ilu pacjentów dzisiaj Pan przyjął?

Pośrednio ja, a bezpośrednio moi asystenci. Czworo. Niestety, miejsc powoli zaczyna brakować. Dzisiaj zmarła jedna pacjentka, więc mieliśmy miejsce dla kolejnego chorego.

Każdą śmierć Pan przeżywa?

Jak umiera pacjent, nigdy to nie jest przyjemne i każda śmierć jest smutna. Ale trafiają się pacjenci wyjątkowo niemili, ale także ich rodziny, i to coraz częściej, którzy są agresywni, nieprzyjemni, obrażający wszystkich naokoło, ba! kierujący groźby karalne (ale nikt za to nie ponosi konsekwencji). Zdecydowanie dobrze psychicznie czułem się na położnictwie, gdzie miałem staż. Każdy poród
to było wielkie przeżycie. Pod względem estetycznym to beznadzieja, przecież dzieci rodzą się brzydkie, pomarszczone, oblepione. Ale nowe życie to jest coś wspaniałego.

Pan tymczasem ma wciąż do czynienia ze śmiercią, bo przecież zajmuje się Pan pacjentami chorymi na

Covid-19, a wcześniej leczył dolegliwości związane z wątrobą i z AIDS.
Nadal leczę, bo staram się na człowieka patrzeć holistycznie. Ale to prawda, jestem zakaźnikiem, internistą i hepatologiem i muszę przyznać, że lubię sobie w wątrobach podłubać. Po prostu za tym przepadam. Gorzej jest, gdy dostaję wątróbkę na talerzu. Wtedy mam kłopot. Ona mi nawet smakuje. Ale jak tak zaczynam się przyglądać temu, co tam leży, dłubać w tym widelcem, to wiem, że innym apetyt odbieram.

Czytaj też: Kuba Sienkiewicz przeszedł Covid-19. „Byłem w szpitalu w ciężkim stanie”

Zobacz także
Szymon Szcześniak

Profesor Krzysztof Simon w sesji dla „VIVY!”, kwiecień 2021

Mieliśmy o poważnych sprawach rozmawiać, a tymczasem Pan mnie rozśmiesza.

Zwariowałbym, gdybym do wszystkiego podchodził poważnie.

Ale pandemia to poważna sprawa.

Mamy wojnę. Wojnę wirusa ze społeczeństwem.

Historia zna przypadki, kiedy upadły wielkie mocarstwa właśnie przez pandemię – na przykład Cesarstwo Bizantyjskie.

To prawda. Cesarstwo Bizantyjskie poległo od pandemii. W średniowieczu wybuchła epidemia ospy i trwała w Europie 300 lat. Ostatnie przypadki zanotowano zresztą tu, we Wrocławiu. Oczywiście ta będzie krótsza i sądzę, że na jesieni już będzie trochę lepiej. Jednak historia pokazuje, że wygaszanie epidemii nie jest proste.

Co powinniśmy zrobić, żeby pandemia się skończyła?

Musimy się zmienić jako społeczeństwo. Nie możemy stać i wykrzykiwać, że żądamy otwarcia wszystkiego, bo nam się kasa nie zgadza. Oczywiście tragiczny jest los przedsiębiorców. Mój syn przed pandemią też miał swoją firmę. I już jej nie ma. Ale nie możemy uważać, że wszystko jest wymysłem nie wiadomo kogo, koronawirusa nie ma, w szpitalach leżą statyści, a my, lekarze, jesteśmy mordercami. Ot, choćby nagonka, że szczepimy i podajemy zbrodnicze leki. Musimy w końcu zacząć myśleć nie tylko o sobie, ale też o innych, a więc mieć poczucie jakiejś wspólnoty narodowej.

Co odpowiada Pan, gdy słyszy, że szczepionka zmienia mRNA?

Że kotlet też zmienia, bo w nim jest masę mRNA, ale też DNA. Już nie wiem, jak walczyć z głupotą.

A zakrzepica, którą rzekomo wywołuje szczepionka AstraZeneca?

Ależ Covid-19 właśnie się objawia tendencją do zatorowości i powstawaniem zakrzepów. Wynika to z patomechanizmu choroby. Problem rozwiązałoby pojawienie się skutecznego leku przeciwwirusowego na SARS-CoV-2/Covid-19, ale niestety takiego jeszcze nie ma. Będzie, nie ma cudów, ale kiedy?

Latamy w kosmos, używamy kosmicznych technologii, a nie umiemy sobie poradzić z koronawirusem.

To dlatego, że nikt nie wie, co w przypadku tej pandemii jest idealnym rozwiązaniem. Dlatego na początku byłem za wprowadzeniem lockdownu. Wydawało się to konieczne, bo nie wiadomo było co nas czeka. Nowy wirus zawsze jest zagadką. Najlepszą obroną jest oczywiście sprawny układ odpornościowy. Dawniej osoby słabe, obarczone wadami genetycznymi, jeśli nie umarły przy porodzie, to nie dożywały momentu, kiedy mogłyby mieć potomstwo. Teraz większość ludzi, nawet słabszych osobników, rodzi dzieci. Również słabsze genetycznie.

Do tego dochodzi tempo życia, zatrucie środowiska, „shit”, który często jemy. Wydaje nam się, że odżywiamy się zdrowo, bo jemy sałatę. Ale ten produkt tylko wygląda jak sałata. To wszystko sprawia, że nasze organizmy nie są w stanie radzić sobie sprawnie z zakażeniami. Wszystko ma wpływ. Wie pani, ile toksycznych mikrośladów, pomijając ślady biologiczne, wirusy, resztki bakterii, grzybów, mają na sobie pracownicy służby zdrowia? Opary różnych leków, ozon uwalniany ze wszystkich instalacji. To wszystko wpływa negatywnie na nasz układ odpornościowy, na zachowania i starzenie się organizmu (...)

Czytaj też: Dzięki temu możesz zmniejszyć ryzyko zakażenia koronawirusem! Sensacyjne wyniki badań

Szymon Szcześniak

Profesor Krzysztof Simon od początku walczy z pandemią koronawirusa na pierwszej linii frontu

Skoro mamy kiepskie układy odpornościowe, ze szczepionkami idzie nam tak sobie, a leku nie ma, na razie pozostaje nam izolacja?

Niech pani nie zapomina jeszcze o słabej lub średniej służbie zdrowia, która ledwo zipie. Musimy stosować się do wytycznych. Nosić maseczki, zachowywać dystans społeczny. Nie panujemy nad epidemią. Mamy trzecią falę, choć jest to raczej naturalny przebieg tego zakażenia. Jeśli się nie zmienimy, a raczej w to wątpię, Covid-19 z nami zostanie.

Dlaczego?

Dlatego, że zawsze znajdą się osoby, które się nie zabezpieczą, nie będą nosić maseczek, które będą się popisywać, że są odważni i nie muszą się szczepić. Teraz będzie nasilenie, potem się uspokoi trochę. Proszę pamiętać, że robi się coraz cieplej, ludzie będą więcej wychodzić, chodzić na spacery, jeździć na wczasy. Program szczepień kuleje, bo kuleje, ale jakoś tam idzie. Niestety, na razie nie wiemy, czy szczepionka uchroni nas przed zachorowaniem przez rok, czy może przez trzy lata. Przynajmniej na razie zmniejszy ryzyko zakażenia. Jest też grupa ludzi całkowicie odporna na zachorowanie. No i największa grupa, która przechoruje Covid-19. Objawowo lub bez. I to akurat jest najgorsza droga do odporności stadnej.

Covid-19 zostanie z nami jak grypa?

Tak jak pozostałe koronawirusy. Oby nie był tak agresywny. Może zmieni się na bardziej przyjazny, czyli zaraźliwy, ale nie tak patogenny.

I musimy się szykować na kolejne pandemie?

Jasne!

Jakie?

Podobne do tej. W samym Wuhan przechowuje się ponad 400 podobnych koronawirusów. Bóg da, że one się nigdy stamtąd nie wydostaną. Ale co, jeśli znajdzie się ktoś, kto w imię Boga czy czegoś innego nie zechce wytłuc pół Afryki albo Europy?

Mamy przeludnienie, katastrofę ekologiczną. Może to jednak natura się za nas wzięła?

Uważam, że ten cały cyrk jest jednak winą człowieka. Epidemia zaczyna się nagle, w jednym miejscu i stopniowo się rozprzestrzenia. Jest czas na reakcję, by ją powstrzymać. Tak jak w przypadku dużo bardziej zjadliwego SARS. W miarę szybka reakcja zapobiegła katastrofie. Teraz władze chińskie nie były wobec reszty świata uczciwe i ukrywały, co się dzieje.

Kiedy Pan się zorientował, że jest naprawdę źle?

Byłem wtedy z żoną na wycieczce w Indiach. Cały rok zbieramy pieniądze na taki wyjazd i tym razem pojechaliśmy do Radżasthanu. Wspaniałe miejsce. Jak lecieliśmy, to już coś przebąkiwano o nowym koronawirusie, ale nikt nic tak naprawdę nie wiedział. Maseczki? Nikt o tym wtedy nie myślał. My też. Przecież nie mogliśmy zwiedzać Tadż Mahal w maseczce na głowie. Myślałem nawet o tym, żeby polecieć stamtąd do Chin, żeby zobaczyć na własne oczy, co się tam tak naprawdę dzieje. Ale jak zobaczyłem na lotniskach dziesiątki tysięcy Chińczyków, wszystkich w maseczkach, wracających do kraju, już wiedziałem, że będzie źle. Jednak takiej katastrofy, jaką mamy, nie spodziewałem się. A wszystko to wynik niezablokowania granic w odpowiednim momencie. (...)

A tymczasem…

A tymczasem, jak mi żona każe, nadal będę wynosił śmieci w maseczce. Żona mi wszystko rozpisuje, bo ja się w tym nie orientuję. Mam inne sprawy na głowie. Wie pani? Wychodzę wynieść śmieci, a mieszkam w dzielnicy willowej, i próbują mi zdjęcie zrobić, że jestem bez maseczki. To wychodzę w maseczce, chociaż oprócz tych śmieci niczego ani nikogo nie ma w okolicy. Ale będę dawał przykład. Ciągle mijam na ulicach ćwierćinteligentów bez maski, którzy na tych w masce patrzą z pogardą. Niech patrzą. Jak będą mieli szczęście, nie zachorują. A jak nie będą mieli, wylądują na oddziale covidowym i tylko prawdopodobnie przeżyją chorobę.

Ogląda Pan filmy o epidemiach? Ostatnio w telewizji leciała „Epidemia strachu”.

Jak muszę, to oglądam, ale epidemię strachu to ja mam codziennie w pracy. Jak patrzę na te zalęknione twarze, jak słyszę pytania: „Panie profesorze, czy ja przeżyję?”, to mi wystarczy. Nie muszę się jeszcze filmem dobijać.

Nie ma Pan czasem dość?

Nie. Bardzo lubię to, co robię. Oczywiście jestem, jak cała służba zdrowia, zmęczony, ale chyba wybrałem zawód, w którym czuję się najlepiej. Poza tym jestem bardzo twardym facetem. Ani pandemia, ani ci, co w nią nie wierzą, mnie nie zniszczą.

Cały wywiad z Profesorem Krzysztofem Simonem w najnowszym numerze dwutygodnika VIVA!

Reklama

Bartek Wieczorek

Reklama
Reklama
Reklama