Po stracie syna jej świat rozsypał się na kawałki. Sylwia Peretti o hejcie i mierzeniu się z medialną nagonką
"Tragedia w życiu jednego człowieka bywa komedią dla innych"
- Wiktor Krajewski
Miała rodzinę, pieniądze i sławę, ale gdy w lipcu jej syn Patryk zginął w wypadku samochodowym w Krakowie, świat runął jej na głowę, a czas zatrzymał się w miejscu. Wszystko, co miało dla niej wartość, straciła w ułamku sekundy. "Nachodzą mnie myśli, że jak na kobietę, która ma 42 lata, spotkało mnie dużo. Za dużo. Gdy życie rzucało mi kolejne kłody, a było ich wiele, zastanawiałam się, co mnie jeszcze spotka i skąd mam brać siłę, żeby pokonać przeciwności losu", zwierza się Wiktorowi Krajewskiemu.
W poruszającej rozmowie Sylwia Peretti mówi o medialnej nagonce, jaka wylała się na nią po tamtej lipcowej nocy. "Wiadomości od ludzi to nie tylko kondolencje, ale cała masa wyzwisk, agresywnych słów, groźby, które obcy mieli czelność napisać do mnie", dodaje. Oraz podkreśla, że "nie ma na świecie większego wroga niż matka, która straciła swoje jedyne dziecko"...
Media nie mają dla Ciebie litości.
Nagonka medialna jest straszna, choć od wypadku minęło już kilka miesięcy. Nie mam szansy przeżyć mojej żałoby w ciszy. Te nagłówki krzyczące: „Śmierć syna Sylwii Peretti” lub „Szok! Co ona wyprawia?!”. Bardzo szeroko komentowano moją liczbę punktów karnych sprzed prawie 10 lat, byłam przedstawiana jako wyrodna matka, która źle wychowała syna. Mało kto wie, że zebranie takiej liczby punktów nie było spowodowane moją brawurą, ale w dużej części chociażby wielokrotną jazdą bez tablic rejestracyjnych z przodu.
(...)
A ludzie? Wiem, że piszą do Ciebie bezpośrednio. To są same kondolencje?
Wiadomości od ludzi to nie tylko kondolencje, ale cała masa wyzwisk, agresywnych słów, groźby, które obcy mieli czelność napisać do mnie. Badania wykazały, że Patryk nie był pod wpływem narkotyków. Zabrakło im kolejnego gwoździa do trumny. Nagłówki mówiące o sąsiadach, którzy „bali się wyjść na spacer” z powodu brawurowej jazdy samochodem mojego syna. Tyle że nie dostrzegli faktu, że auto stało przez ponad rok u mechanika. Dwa dni po pogrzebie zdewastowano grób mojego syna. Na szczęście monitoring pomógł szybko namierzyć sprawcę. Jak tak można? Jak można było zrobić live w internecie z pogrzebu? Jak? Gdzie ci wszyscy prawowici obywatele mają serce i empatię? Film z ostatniej drogi mojego syna obejrzało już dwa miliony widzów! To są ludzie? To są hieny! Jeszcze do niedawna miałam wrażenie, jakby ktoś wsadził mnie do kiepskiego filmu i kazał grać główną rolę albo jakbym przyglądała się temu, co dzieje się dookoła mnie, z odległości, zza ściany.
A sam pogrzeb Patryka… Wyszłam z kaplicy i nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Z każdej strony otoczona byłam przez paparazzi, a ich aparaty wymierzone były we mnie. Niczym strzelby myśliwych w trakcie polowania na zwierzynę. Zwyczajnie mnie zarżnęli lub ukamienowali. Gdyby nie ochrona, która była wynajęta nie z obawy przed ludźmi, ale żeby utrzymać fotoreporterów w rozsądnej odległości, wtargnęliby nawet do kaplicy. Nie słyszałam słów księdza, nie słyszałam nic, tylko trzask fleszy aparatów fotograficznych i dźwięk zniczy, które roztrzaskiwały się na nagrobkach, bo te hieny przepychały się, żeby zrobić jak najlepsze zdjęcie. Kolejny szok? Nagle na moim Instagramie przybyło prawie ćwierć miliona followersów.
Brzmi jak farsa.
Tragedia w życiu jednego człowieka bywa komedią dla innych, cyrkiem, który oglądają z satysfakcją i dają upust swoim złym emocjom. A ja ledwo dałam radę przygotować się na ten dzień. Nie interesowało mnie, jak wyglądam. Moi bliscy pomagali mi w podstawowych czynnościach, bo ból fizyczny i psychiczny powodował, że ledwo dałam radę umyć się sama.
Planujesz odwet za brak poszanowania Twojej prywatności?
Nie ma na świecie większego wroga niż matka, która straciła swoje jedyne dziecko. Ja już nie mam nic do stracenia, więc każdy, kto w najmniejszy sposób podniósł rękę na pamięć i ducha Patryka, odpowie za to. Wydam wszystkie pieniądze, ale doprowadzę całą sprawę do końca. Na to są paragrafy. Prokuratura nie udziela nam żadnych informacji związanych ze sprawą do zakończenia śledztwa, ale jakimś cudem media docierają do wszystkich szczegółów, a my z internetu dowiadujemy się o wszystkich informacjach, również tych nieprawdziwych. Przykładem jest szeroko komentowany filmik, który miał pokazywać, jak chłopaki jeździły chwilę przed wypadkiem, a w rzeczywistości jest to film sprzed trzech lat, gdzie Patryk był pasażerem. Dowiem się, kto tak chętnie rozmawia z dziennikarzami i ile kosztowały informacje. Dowiem się, dlaczego jedyny świadek wydarzenia, który wtargnął na jezdnię w niedozwolonym miejscu, nie zareagował, nawet nie próbował udzielić im pomocy, dlaczego znikł. Potrzebuję czasu i dopóki nie dowiem się wszystkiego, nie spocznę.
A jak się już dowiesz?
Wtedy ci ludzie zapłacą za to. Jestem przygotowana na wszystko. Dosłownie. Na wszystko.
Rozmawiał Wiktor Krajewski.
Cały wywiad z Sylwią Peretti przeczytasz w najnowszym numerze magazynu VIVA!, który dostępny będzie w punktach sprzedaży od czwartku, 26 października.