Vivienne Westwood i Malcolm McLaren: w latach 80. stworzyli siebie nawzajem
Jedno bez drugiego nigdy by nie zaistniało
- Redakcja VIVA!
Na początku lat 80. Vivienne i Malcolm są ludźmi sukcesu: zmieniają rzeczywistość, świat mody i rozrywki. Nie bali się niczego, gardzili konwenansami, uwielbiali prowokacje. Vivienne Westwood i Malcolm McLaren tworzyli modę, muzykę i historię. W uniesieniu balansowali na emocjonalnej huśtawce. Wyzwoleni i niezależni przeszli do historii kultury i obyczajów XX wieku.
Byli wyjątkowo niedobrani, ale jedno bez drugiego nigdy by nie zaistniało. Stworzyli siebie nawzajem. Przez wszystkie wspólne lata Malcolm udowadniał Vivienne, że ona jest nikim, że bez niego nie da sobie rady. Kiedy ją opuścił, robił wszystko, żeby ją zniszczyć, a mimo to właśnie ona została najbardziej kultową projektantką na świecie, on zaś dalej prowadził życie pełne chaosu i konfliktów. Największą sławę zdobył, kiedy byli razem; dziś pamiętają o nim nieliczni. Vivienne Westwood i Malcolm McLaren – to oni wykreowali estetykę anarchistycznej subkultury punka.
29 grudnia świat obiegła smutna wiadomość o śmierci Vivienne Westwood. Projektanka zmarła w Londynie w wieku 81 lat. Poniżej przypominamy historię relacji Vivienne i jej wieloletniego partnera, Malcolma McLarena.
Vivienne Westwood i Malcolm McLaren: historia miłości
W latach 70. byli najbardziej znaną i najbardziej ekstrawagancką parą londyńczyków. Ekscentrycznym wyglądem i anarchistycznymi akcjami wywoływali skrajne uczucia: u niektórych uwielbienie, u większości wrogość, a nawet nienawiść. Najbardziej znienawidzili ich skinheadzi. Wybijali szyby w ich domu, grozili śmiercią. Malcolm miał przewagę nad Vivienne. Przewagę intelektualną – przynajmniej na początku. Ona o tym wiedziała, dlatego tak bardzo ją fascynował. Miał wdzięk, wiedzę, inteligencję, poglądy, szalone pomysły, niekonwencjonalne podejście do życia. Chłonęła jego opowieści i uczyła się. Nadganiała dystans, ale on tego nie zauważał. Nie doceniał jej inteligencji, pracowitości.
Pochodzili z różnych światów. On, syn portugalskiej Żydówki i Szkota, z kosmopolitycznej rodziny, wychowany przez ekscentryczną babkę Rose Corré, która marzyła, by zostać aktorką, a utrzymywała się z wynajmowania pokoi. Matkę Malcolma, swoją córkę Emily, nazywała prostytutką i mawiała, że jej kariera była wielce horyzontalna. Emily synem się nie zajmowała, mieszkała w Monte Carlo, gdzie prowadziła wygodne życie u boku „dobrze urodzonego” kochanka. A babcia Rose nie była ciepłą babunią, miała charakterek i wpajała wnukowi, że w życiu „nie warto być dobrym”. Wziął sobie to do serca. Rose zadbała jednak o jego edukację. Malcolm chodził do renomowanych, artystycznych szkół.
Vivienne Westwood: dzieciństwo, początki kariery
Vivienne była prowincjuszką, urodziła się w Derbyshire w robotniczej, solidnej i kochającej się rodzinie. Wychowała się na wsi. W szkole lubiła literaturę, historię i zajęcia plastyczne. Była w tym naprawdę dobra. Ale o kulturze wysokiej nie miała pojęcia. Biegała na tańce, uwielbiała się bawić i stroić. Sama szyła sobie kreacje. Lubiła skupiać na sobie uwagę. Nie wiedziała, kim chciałaby być. Nauczyciel plastyki dostrzegł w niej talent, namawiał, żeby poszła do artystycznego college’u, ale nie była do tego przekonana. Wtedy, w latach 60., myślało się praktycznie, chodziło o to, żeby zarabiać pieniądze, a jakie to pieniądze ze sztuki? Dziewczyny zostawały pielęgniarkami, fryzjerkami, sekretarkami. Kiedy rodzice przenieśli się z całą rodziną do Londynu, Vivienne porzucała kolejne szkoły.
Skończyła jeden semestr college’u, w którym uczono jubilerstwa i tworzenia artystycznej biżuterii, ale to nie było to. Poszła do pracy w fabryce i opłaciła kurs dla sekretarek, ale sekretarką też nie została. W końcu zdecydowała się na dwuletnią szkołę artystyczną, w której kształcono nauczycielki najmłodszych klas. Chodziła do szkoły, szalała w salach tanecznych, kochała rock and rolla i modę. Zawsze była awangardowo ubrana. Wtedy poznała Dereka Westwooda.
Był duszą towarzystwa, świetnie tańczył, organizował występy zespołów, pracował w fabryce i marzył, żeby zostać pilotem. Wówczas, jeśli się z kimś dłużej chodziło, ślub był naturalną koleją rzeczy. Derek oświadczył się więc Vivienne, a ona zgodziła się wyjść za niego. Na ślub ledwo zdążyła, przybiegła w niedokończonej, pospinanej szpilkami sukni własnej produkcji. Już wtedy wiedziała, że to nie to, ale nie mogła wystawić Dereka do wiatru. Przecież był cudowny, tylko że nowa szkoła i nowa przyjaciółka rozbudziły w niej potrzeby intelektualne, a Derek nie mógł jej tego dać. Nigdy o niczym istotnym nie rozmawiali, a ona była głodna wiedzy. Zaczęła pracę w szkole.
Zobacz także: „Dla mnie jest wzorem”. Annę Lewandowską łączy z mamą wyjątkowa więź
Vivienne Westwood i Malcolm McLaren: jak się poznali?
W 1963 roku urodził się Ben, a ona kilka miesięcy później odeszła od Dereka. To nie była depresja poporodowa, Vivienne wiedziała, że musi coś zmienić w życiu. Nie miała wtedy pracy ani pieniędzy. Robiła biżuterię i sprzedawała na Portobello. Zamieszkała z rodzicami, a potem z młodszym bratem Gordonem. Wtedy poznała Malcolma, jego przyjaciela. Często do nich przychodził. Miał 20 lat, ona 25 i małe dziecko. Nie pociągał jej seksualnie, okazał się za to cudownym kompanem do rozmów, odkrywał przed nią nowe światy, był przy tym szalony i musiał olśniewać, nie potrafił inaczej. Podobało się jej to.
Kiedy zachorował i nie miał gdzie się wyleżeć, bo meble ze swojego mieszkania porąbał i zrobił z nich jakieś artystyczne dzieło, odstąpiła mu swoje łóżko, ale tylko na dzień. Na noc miał znikać, został jednak na dłużej i tak jakoś wyszło, że się ze sobą przespali. Była jego pierwszą kobietą. Nigdy nie chciał się do tego przyznać. Vivienne nie kochała go wtedy i nie planowała z nim związku, ale zaszła w ciążę. Pożyczyli od babci Rose pieniądze na zabieg i kiedy byli już w drodze do lekarza, Vivienne zmieniła zdanie. Pomyślała, że nie może pozbyć się dziecka tak fascynującego człowieka. Wysiedli z metra i poszli do sklepu. Pieniądze wydali na fantastyczny materiał, z którego uszyła sobie wystrzałowy kostium. Malcolm nie pojawił się w szpitalu, kiedy rodziła. Syna nazwali Joseph Ferdinand Corré, dali mu nazwisko portugalskiej prababci.
Zamieszkali razem. Vivienne wspomina, że Malcolm nie pozwalał synowi mówić do siebie „tato” i wmawiał Joemu, że jego ojcem jest stojący w kącie kaktus. Malcolm zajął się radykalną polityką, zafascynowany dziełem „Społeczeństwo spektaklu” Guya Deborda i ruchem sytuacjonistów. To z tych idei wywodził się późniejszy punk. Sytuacjoniści twierdzili, że artyści i myśliciele są zobowiązani do likwidacji rozdziału między sztuką a prawdziwym życiem. Odrzucali wszelkie normy i wartości, chcieli stworzyć nową kulturę niemającą nic wspólnego z tradycją.
To ich hasła widniały na murach ogarniętego studencką rewoltą Paryża w 1968 roku. „Nigdy nie pracuj”, „Władza w ręce wyobraźni”, „Pod brukiem jest plaża” czy „Zabrania się zabraniać”. Niektóre z tych haseł znalazły się potem na podkoszulkach szytych przez Vivienne. To była dopiero zapowiedź nadchodzącej subkultury punka. Sztuka miała wyjść na ulice, więc prowokowali absurdalne happeningi. Przed Bożym Narodzeniem Malcolm z kolegami artystami wpadli do Harrodsa w przebraniu świętych mikołajów i zaczęli rozdawać dzieciom zabawki. Ochrona zorientowała się, że coś jest nie tak, kiedy półki były niemal puste. To był protest przeciwko komercjalizacji dzieciństwa, a Malcolm upajał się zainteresowaniem mediów i powszechnym potępieniem. Był w swoim żywiole. Ale na prawdziwą eksplozję subkultury punka trzeba było jeszcze poczekać.
Zobacz także: Kilkanaście lat temu została zgwałcona, pobita, dźgnięta nożem i oblana kwasem. Co dziś robi Katie Piper?
Vivienne Westwood i Malcolm McLaren: burzliwy związek
Malcolm kończył artystyczny college, a Vivienne pracowała w szkole i zajmowała się dwójką dzieci. Ledwie wiązała koniec z końcem, a on nie pomagał jej w niczym. Zjawiał się wieczorem i prowadził długie, intelektualne monologi. Rano wylegiwał się w łóżku, a ona, nieprzytomna, gnała z jednym dzieckiem do żłobka, z drugim do przedszkola, potem do pracy. Jej zmęczenie nie robiło na nim wrażenia. W końcu nie wytrzymała, kiedy zauważyła, że mały Joe zaczyna mieć problemy emocjonalne. Brakowało mu opieki i uwagi zagonionej matki. Rzuciła pracę w szkole, spakowała dzieci i przeniosła się do Walii. Zamieszkała w malutkiej przyczepie kempingowej należącej do rodziców. Utrzymywała się z mikroskopijnych zasiłków socjalnych i nie dojadała. Malcolm rzadko tam przyjeżdżał. Zajęty był studiami i kolejnymi artystycznymi przedsięwzięciami.
W końcu poprosił, żeby wróciła. Vivienne dała mu szansę, zdecydowała, że go nie opuści i będzie mu wierna. Trzymała się tego do końca ich bardzo burzliwego związku. Wynajęli małe mieszkanie. Wróciła do pracy w szkole i chciała być szczęśliwa. Dała mu całkowitą wolność i wiarę w jego talent. Wiedziała, że dużo może się od niego nauczyć. A on przychodził i znikał. Chłopcy woleli, gdy znikał. Bali się jego porywczego charakteru, wybuchów złości i agresji. Ben przyznał po latach, że kiedy był dzieckiem, nie zmartwiłby się, gdyby ojczym zniknął z jego życia na zawsze.
Zobacz także: Yoko Ono obwiniano za rozpad The Beatles! Oto burzliwa historia jej miłości z Johnem Lennonem
Niech żyje anarchia
Malcolm wpadł na pomysł, by sprzedawać przedmioty związane z epoką rock and rolla. Po rozczarowaniu ideami hippisowskimi londyńczycy zwrócili się do przeszłości, do mody na rock and rolla. Najpierw były to płyty i jakieś drobne pamiątki. Nie myślał wtedy o odzieży. Potem dopiero przyszedł pomysł na ubrania. Kupowali z Vivienne na bazarach stare marynarki w dawnym stylu ted, a ona je przerabiała. Wszystko na dobre zaczęło się w 1971 roku. Vivienne rzuciła pracę w szkole, za ostatnią pensję kupiła maszynę Singera i skupiła się na szyciu, przerabianiu i dzierganiu swetrów. Sama była najlepszą reklamą swojego stylu. Przefarbowała włosy na blond i stawiała je na sztorc, a rok później David Bowie pojawił się z taką fryzurą na scenie. Fryzjerzy nazwali tę fryzurę „dzikie cięcie”. Była zjawiskiem, i nie chodziło tylko o ciuchy i ostry makijaż, ale o to, że jak szła, czuło się w niej siłę i pewność siebie.
Z Malcolmem zarejestrowali spółkę i urządzili sklep na Kings Road, ulicy alternatywnej mody młodzieżowej. To tu bywały i ubierały się gwiazdy popkultury. Rolling Stonesi, Rod Stewart, Freddie Mercury. Sklep nazwali Let It Rock. Wylewała się z niego głośna muzyka, odjazdowe wnętrze zaprojektował Malcolm. Vivienne zajmowała się sklepem i rachunkami, po nocach szyła podkoszulki z rewolucyjnymi hasłami, nabijała ćwieki na stare skórzane kurtki, przyszywała kapsle do bluzek. A Malcolm? On twierdził, że to wszystko jego robota. Na jednej maszynie nadawała kształt jego rzucanym od niechcenia pomysłom, przekładała je na konkret, wymyślała, jak to ma wyglądać, i szyła, szyła, szyła, dziurawiła, wypalała, postarzała. On nazywał ją szwaczką i nigdy nie przyznał, że coś jest jej dziełem. Był zazdrosny o jej sukcesy. Później nawet o sukcesy własnego syna.
To Malcolm miał błyszczeć, ale ona coraz gorzej to znosiła. Upokarzał ją i ranił. Sklep zmieniał nazwy i zawartość wraz ze zmieniającymi się poglądami jego właścicieli. Vivienne stawała się coraz radykalniejszą anarchistką, nie wierzyła politykom, przerażał ją skorumpowany, bezwzględny świat. To, co tworzyła, to był krzyk sprzeciwu, wrzask wściekłości. Wszystko miało związek z głębokim kryzysem ekonomicznym w Europie i Stanach Zjednoczonych. To był czas pogrzebania marzeń młodych ludzi o dobrym życiu. Punk wisiał w powietrzu. To wtedy na swoich ubraniach umieszczała literę A. A jak anarchistka, jak ona.
Przełomowy moment
Okazało się wkrótce, że Malcolma tak naprawdę nie interesuje polityka. Chodziło o wywoływanie kolejnych skandali, o zamieszanie, o rozgłos. Nienawidził całego świata i uwielbiał pokazywać mu środkowy palec. Przełomem był ich wspólny wyjazd do Nowego Jorku w 1973 roku i pobyt w zapuszczonym, ale słynnym w światku artystycznym hotelu Chelsea. To wtedy Malcolm postanowił zostać impresariem New York Dolls, zespołu szokującego i bawiącego się stereotypami płci.
Uwielbiali ciuchy Vivienne w stylu sado-maso. Były dokładnie tym, czego potrzebowali, idealnie współgrały z ich muzyką. Vivienne przywiozła kilka walizek ciuchów, McLaren sprzedawał je prosto z dużego vana. Szły jak świeże bułeczki. Zwłaszcza lateksowe ubrania, obroże nabijane ćwiekami, gorsety, staniki noszone na wierzchu. W Nowym Jorku chodzili do klubów, poznawali undergroundowe gwiazdy tamtejszej sceny muzycznej: Lou Reeda, Iggy’ego Popa, Patty Smith. To wtedy Malcolm postanowił definitywnie porzucić handel ubraniami i zająć się muzyką.
Współpraca z Dollsami nie trwała jednak długo, bo zespół się rozpadł, ale w Londynie Malcolm został menadżerem i twórcą wizerunku nowo powstałego zespołu Sex Pistols. Ich specjalnością stały się burdy na scenie, rynsztokowe słownictwo, obrażanie publiczności, wyśmiewanie wszystkiego, co dla innych było świętością. Słowa niektórych piosenek pisała im Vivienne, ona też ubierała ich na scenie i w życiu. Chętnie brała udział w urządzanych przez nich zadymach. Sid Vicious, wokalista Pistolsów, śpiewał, że nie ma przyszłości, a Malcolm był w swoim żywiole. Uwielbiał takie klimaty, chaos, który nakręcał zainteresowanie mediów, a zwłaszcza uwielbiał, kiedy przekładało się to na pieniądze.
Interes zaczął się rozkręcać. Ich mieszkanie przypominało zawalone po sufit składowisko, z którego wyłaniała się pochylona nad maszyną do szycia Vivienne. Brakowało czasu na zajmowanie się dziećmi. Chłopcy, za radą Malcolma, wylądowali więc w szkołach z internatem. Zmieniali je co semestr, bo rodzice, mimo że Vivienne pracowała jak szalona, nie mieli pieniędzy na czesne. Wiele lat później okazało się, że przemiły kierownik sklepu, którego darzyła zaufaniem i który w chwilach największego kryzysu pożyczał jej pieniądze, po prostu regularnie ją okradał, a to, co jej pożyczał, należało do niej. Jej synowie nie znosili internatów, byli najszczęśliwsi w domowym chaosie i w końcu wrócili do domu. Życie z matką było ciekawe. A Malcolm dalej się awanturował, bez tego nie umiał żyć. Ranił ją i doprowadzał do płaczu, aż zrozumiała, że chodzi mu o jej łzy.
Nauczyła się więc płakać na zawołanie, wtedy on wychodził i był spokój. Vivienne do tej pory ma wyrzuty sumienia, że nie potrafiła chłopcom stworzyć spokojnego domu, lecz oni, choć widzą jej błędy, o nic jej nie oskarżają i kochają bezwarunkowo. Są z niej dumni, obaj ją wspierają i z nią współpracują.
Vivienne Westwood i Malcolm McLaren: rozstanie
Pewnego dnia Malcolm po prostu nie wrócił do domu, tym razem na dobre. Nie byłoby w tym tragedii, gdyby nie wspólna firma. Wszystko, co robiła Vivienne, nosiło też metkę z jego nazwiskiem. Korzystał z tego i jeszcze miał pretensje, że jest nieudolna, że nawet zwykłego sklepu nie potrafi prowadzić i ma same długi. Ale to ona musiała je spłacać. Długo trwało, zanim pozbyła się go nie tylko z życia prywatnego, ale i zawodowego. A i później chciał jej zaszkodzić, podważając zdolności i starając się zniechęcić nowych kontrahentów.
Nie mógł dopuścić, żeby zwykła szwaczka odniosła sukces. A przecież już dawno nie była zwykłą szwaczką. Żyła w biedzie jeszcze przez wiele lat, aż w końcu, z pomocą synów, wyszła na prostą. Nie zaprzepaściła talentu. Wykładała w szkołach artystycznych Wiednia i Berlina. Od 29 lat jest szczęśliwą żoną Andreasa Kronthalera, swojego byłego, młodszego o 25 lat, studenta. Od królowej brytyjskiej dostała tytuł szlachecki, Muzeum Wiktorii i Alberta zorganizowało jej wystawę retrospektywną. Ma 81 lat i prezentuje dwie kolekcje rocznie, angażuje się w walkę z ociepleniem klimatu, walczy o ratowanie lasów tropikalnych. Dalej twierdzi, że jest anarchistką, a duch punka widać w jej kolejnych kolekcjach.
Zobacz też: Wcieliła się w filmową „Matyldę”, później zniknęła z ekranów. Jak potoczyły się losy Mary Wilson?
Sukcesy w spadku
Malcolm po rozstaniu z Vivienne rozstał się też, po procesie sądowym, z Sex Pistolsami. Potem zajmował się kolejnymi zespołami. Wydany przez niego album „Duck Roc” odniósł sukces, tak jak zaśpiewana z Catherine Deneuve piosenka „Paris”. Zajmował się też produkcją filmową i telewizyjną. Nie znalazł już nikogo, z kim mógłby stworzyć tak kreatywny duet jak z Vivienne. Zmarł w 2010 roku na raka.
Jego syn Joe Corré jest dziś milionerem. Dorobił się na ekskluzywnej marce bielizny Agent Provocateur. Kilka lat temu ogłosił, że spali wszystkie odziedziczone po ojcu i warte 7 milionów dolarów pamiątki po punku. Tak zbulwersowała go informacja, że 2016 rok, 40. rocznica ukazania się singla Sex Pistolsów „Anarchy in the U.K.”, został oficjalnie uznany przez samą królową i mera Londynu za „rok punka”. Chciał w ten sposób zaprotestować przeciwko wciągnięciu anarchistycznego punka do głównego nurtu kultury. „Idiota” – tak skomentował to „The Observer”. Syn Malcolma i Vivienne najwyraźniej wdał się w swoich rodziców, szalonego manipulatora mediów i anarchistyczną krawcową.
Vivienne Westwood zmarła 29 grudnia 2022 roku w Londynie.
***
TEKST Dorota Szuszkiewicz
Korzystałam m.in. z książki „Vivienne Westwood” autorstwa Vivienne Westwood i Iana Kelly’ego (tłum. Anna Rojkowska, wyd. Bukowy Las).