Gerard Wilk to było objawienie w polskim balecie lat 60. i 70. Był wybitnym solistą Teatru Wielkiego, tańczył wspaniale m.in. role „Spartakusa”, Alberta w „Giselle”, Romea w „Romeo i Julii”. Ale tańczył też w teledyskach Ireny Santor czy Piotra Szczepanika, to jego wielkiego przeboju „Kochać, jak to łatwo powiedzieć”. Do piosenek Beatlesów. Baletmistrz w rozrywce? To było w latach 60. coś nowego i nie wszystkim się podobało.

Reklama

Występował w duecie z Krystyną Mazurówną, uważano ich za parę, choć Gedi – jak go nazywano, był wtedy z młodym aktorem Markiem Barbasiewiczem. Zmarł przedwcześnie 28 sierpnia 1995 roku, chorował na HIV, co wtedy oznaczało wyrok śmierci. Co w sobie miał, że stał się gwiazdą i zrobił niezwykłą karierę, również międzynarodową?

Gerard Wilk: dorastanie. Jak został tancerzem?

Gerard Wilk urodził się w 1944 roku w Gliwicach. Był bardzo utalentowanym dzieckiem, wszyscy widzieli w nim plastyka, bo rysował całymi dniami. O balecie nie miał pojęcia, taniec kojarzył mu się z oberkiem, czy kujawiakiem, wykonywanym np. w okazji dożynek. Do szkoły baletowej trafił przypadkowo. Mama koleżanki zobaczyła, że dobrze się rusza i zawiozła ich oboje do Bytomia na egzamin do szkoły baletowej. Tancerz, który po latach stał się niemal ikoną polskiego baletu, został przyjęty… próbnie. Na rok.

Miał 13 lat i był absolutnie spóźniony z nauką tańca, musiał nadrobić trzy lata. Na egzaminie sprawdzano nie tylko jego słuch, ale przede wszystkim to, czy ciało jest na tyle sprawne fizycznie, że da sobie radę z tańcem. Zaległości nadrabiał pod okiem słynnej Haliny Hulanickiej, która była uczennicą Isadory Duncan. Nie tylko sobie poradził, ale odkrył życiową pasję. Gdy powiedział rodzicom, że chce tańczyć, ojciec zapytał go: „Ale jaki będziesz miał zawód?”. Dopiero po latach docenił umiejętności syna.

W 1968 roku trafił do zespołu Teatru Wielkiego, w 1970 został solistą. Doceniali go krytycy, kochała publiczność. Spektakle z jego udziałem stawały się wydarzeniami. Był indywidualnością, przyciągał uwagę, pisano, że można podziwiać maestrię, z jaką wykonuje taniec, a zarazem żywiołowość, umiejętność przekazania emocji.

Zobacz także

Zobacz też: Irena Santor: była zakochana dwa razy. Osobista tragedia zakończyła jej małżeństwo

Krystyna Mazurówna wypatrzyła Gerarda Wilka i zaprosiła go do współpracy w telewizji, podobały jej się jego kocie ruchy. Fot. ANDRZEJ WIERNICKI/FORUM

Gerard Wilk: kochały go kobiety i mężczyźni

Podobał się też jako mężczyzna. Był piękny, męski, bardzo seksowny. „Wszystko można było w nim podziwiać, nawet sposób chodzenia” – napisała w biografii Gerarda Wilka „Tancerz” jego przyjaciółka, tancerka i choreografka Zofia Rudnicka. Świetnie się ubierał, czasem szokował. Nosił na przykład z upodobaniem skórzany, ciężki płaszcz, który należał kiedyś do oficera Wermachtu. Albo był ekstrawagancki, jak gwiazda rocka. Tak było na ślubie kuzyna w Gliwicach w 1968 roku: „Przyszedł w hipisowskiej koszuli rozpiętej do pępka, z długimi włosami, w okularach lenonkach. Urzędniczka straciła głos z wrażenia, ale doprowadziła uroczystość do końca”, pisze Rudnicka.

W Teatrze Wielkim był słynny krawiec, pan Młynek, który szył najmodniejsze wtedy biodrówki bez zaszewek. Oczywiście zamawiał je również Gerard Wilk. Występował w sesjach modowych w słynnej rubryce Barbary Hoff w „Przekroju”, lansował tam odważne kwieciste marynarki. Żaden polski tancerz nie miał chyba takiego wzięcia.

Zobacz też: Krystynę Mazurównę i Piotra Szczepanika połączył w latach 60. przelotny romans

Gerard Wilk i Krystyna Mazurówna: byli taneczną parą

Był gwiazdą Teatru Wielkiego, ale tańczył też w rozrywkowych programach telewizyjnych. Pojawiał się w filmach Andrzeja Wajdy i Stanisława Barei — z Krystyną Mazurówną wystąpili m.in. w „Przygodzie z piosenką”. Oboje interesowali się tańcem jazzowym i nowoczesnym, tańczyli do muzyki Komedy, Trzaskowskiego i Kurylewicza. Ich etiudy taneczne spodobały się w Europie, dostali zaproszenie do Paryża, ale wyjazd został odwołany przez Ministerstwo kultury.

Podobno „życzliwi”, a byli to koledzy - weterani sceny baletowej napisali pod właściwy adres, że Wilk i Mazurówna są „za młodzi i niedojrzali ideologicznie na zagraniczne występy”. Opowiadała o tym po latach Krystyna Mazurówna w „Wysokich Obcasach”. Podobno, kiedy przyszła propozycja zatańczenia w klipie do piosenki Piotra Szczepanika „Kochać, jak to łatwo powiedzieć", Krystyna Mazurówna pomyślała: „Co tam, jednak taka chałtura". Zapomnieli z Gerardem Wilkiem o nagraniu, poprzedniej nocy bawili się w Hotelu Europejskim, on uczył ją pić whisky. Pobiegli, tak jak stali, w prywatnych ciuchach. I w nich zatańczyli, robiąc tym nagraniem furorę.

Zobacz też: Słynna tancerka i wybitny pianista – Krystyna Mazurówna i Wacław Kisielewski wydawali się idealną parą. Ale to były pozory...

Gerard Wilk: występował dla telewizji

To Mazurówna wypatrzyła go jako partnera do występów w telewizji. Podobały jej się jego kocie ruchy i mocno zarysowana szczęka. Telewizja wtedy nęciła, dawała pieniądze i ogromną popularność. Była też odskocznią od codziennych, żmudnych prób w teatrze. Zofia Rudnicka w książce „Gerard Wilk. Tancerz" pisze, że taniec Gerarda Wilka, również ten jazzowy, czy rozrywkowy przykuwał wzrok. Wspaniale kołysał biodrami, co było u niego organiczne. „Jego ruchy wypełniają muzykę, są nasycone zmysłowością i harmonią. Widzę wspaniale zbudowanego mężczyznę, który tańczy z gibkością Latynosa", pisała w swojej książce.

Sam Gerard Wilk wspominał, że jego wycieczki w kierunku rozrywki bardzo nie podobały się jego profesorom. Pytali: „To po co tyle lat chodziłeś do szkoły baletowej?”. Fani, którzy znali go z telewizji, nie mogli uwierzyć, że ich idol tańczy w „Jeziorze Łabędzim”. Publiczność baletowa była zdegustowana, że tancerz klasyczny zniża się do telewizyjnej rozrywki. Mówili: „To nie ten człowiek, którego chcemy i oglądamy w Teatrze Wielkim” (podaję za filmem Bogdana Łoszowskiego „Kilka razy zaczynałem od zera", zrealizowanym w roku śmierci tancerza, 1995 ). Wilk łączył różne światy, trochę tak, jak dzisiaj robi to Jakub Józef Orliński, który śpiewa wielkie arie operowe i tańczy breakdance.

Gerard Wilk i Marek Barbasiewicz: historia relacji

Jak pisał Krzysztof Tomasik w „Krytyce politycznej” o Gerardzie Wilku i środowisku baletowym „W PRL-u nie było takiego drugiego zawodu, w którym niemal jawnie można było być homoseksualistą. Giganci tacy jak Witold Gruca czy Stanisław Szymański nie musieli się ukrywać, a mówiąc językiem dzisiejszej prawicy, wręcz „obnosili się”. Dość powiedzieć, że gdy w 1974 roku Szymański otrzymał wysokie odznaczenie państwowe z okazji XXX-lecia PRL-u, przybył do Pałacu Namiestnikowskiego w kreacji w kolorze lila z pozłacanymi guzikami, czym wywołał niemałe poruszenie”. Do tej grupy należał też Gerard Wilk. Jakim był człowiekiem? Witold Sadowy wspominał: „Był dużym dzieckiem. Dowcipnym, inteligentnym, cieszącym się życiem i duszącym w ówczesnej rzeczywistości.”

Czytaj także: Nigdy nie pogodził się ze śmiercią żony, uciekał przed sławą... Jak wyglądało życie Piotra Szczepanika?

Gerard Wilk w balecie Maurica Bejarta. Fot. ARCH. PRYWATNE ZOFII RUDNICKIEJ/DZIĘKI UPRZEJMOŚCI WYD. KRYTYKA POLITYCZNA

Romansował wówczas z młodym aktorem Markiem Barbasiewiczem. Po raz pierwszy spotkali się na Festiwalu w Sopocie w 1968 roku. W książce „Gerard Wilk. Tancerz” aktor tak o tym opowiada: „To było przedpołudnie, czekaliśmy w holu na artystów i nagle z półpiętra «spłynął» Gerard! Jak cudne zwieńczenie szczęśliwego czasu. Zobaczyłem go po raz pierwszy. Zjawiskowy, opalony, w piaskowych spodniach i fioletowawej, bardzo rozpiętej koszuli”. Dwa dni później spotkali się na Monciaku. Szli w swoich grupach i minęli się jak gdyby nigdy nic, w końcu się nie znali. Ale już wymienili numer telefonu. Podczas tego spotkania Gerard włożył niepostrzeżenie karteczkę z numerem do ręki przystojnego, wtedy nieznajomego mężczyzny. Ale w Polsce nie związał się z nikim na dłużej, choć ważny był dla niego związek z hiszpańskim scenografem Fabianem Puigserverem, z którym po rozstaniu przez wiele lat się przyjaźnił.

Gerard Wilk: wyjazd do Paryża

W roku 1970, będąc u szczytu swojej kariery w Polsce, wyjechał do Paryża. Wielki Maurice Bejart, twórca słynnego „Baletu XX Wieku” z siedzibą w Brukseli zaproponował mu współpracę i stanowisko solisty w swoim zespole. Bejart miał niebieskie oczy i słynne chłodne, przekuwające spojrzenie. Gerard Wilk wspominał, że czuł się sparaliżowany, choć miał już wielki dorobek. U Bejarta przetańczył 11 lat, co było rzadkością w historii tego baletu. Zarabiało się tam niewiele, za to dużo podróżowało. Zjeździł praktycznie cały świat.

Sam Gerard Wilk wspominał: „Zarabialiśmy znacznie mniej niż tancerze w innych zespołach. Ale nikt o tym nie myślał, po prostu pracowało się dla Bejarta”. Nie był już taką gwiazdą, jak w Polsce, ale był solistą w zespole, który w tamtych latach uważany był za najlepszy na świecie. Tańczył w “Romeo i Julii”, w “Święcie wiosny”, w “Ognistym ptaku”. Z dużym sentymentem wspominał „Fausta” – bardzo rozbudowaną choreograficznie rolę, do której muzyką były tanga argentyńskie i utwory J.S. Bacha.

Czytaj także: Nieznany romans Gabrieli Kownackiej i Krzysztofa Janczara. Przez cztery lata byli nierozłączni

fot. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Gerard Wilk: choroba

W roku 1981 postanowił odejść z baletu. Mówił, że dopiero w wieku 37 lat zaczął normalnie żyć jak dorosły człowiek. Przeprowadził się wówczas do Paryża, tam związał się z malarzem Jean-Jacquesem Le Corre. Był bardzo uznanym pedagogiem, uczył m.in. w Paryżu, Monachium. Jesienią 1994 roku wspólnie z partnerem przyjechali do Polski, Wilka zaproszono, by w Teatrze Wielkim wyreżyserował operę „Werther”, do której Le Corre zrobił scenografię. Okazało się, że było to swego rodzaju pożegnanie, 28 sierpnia 1995 roku Gerard Wilk zmarł w wyniku powikłań związanych z HIV. Nawet przed dobrymi znajomymi ukrywał, że od kilku lat choruje na HIV, co wówczas oznaczało wyrok śmierci. Pożegnanie odbyło się na cmentarzu Père-Lachaise. Ale pochówku nie było. Urnę z prochami zabrał do swojej podparyskiej posiadłości przyjaciel Gerarda Jean-Jacques Lecorre. Podobno tancerz chciał, żeby tak właśnie było.

Fot. mayeriały prasowe
Reklama

Kliknij tutaj po szczegóły książki Zofii Rudnickiej o słynnym tancerzu.

Reklama
Reklama
Reklama