Reklama

„Często z nim rozmawiam: „Tomek, Tomek”. I nie przeszkadza mi, że nie odpowiada. A jego kombinezon… ciągle nim pachnie”, mówi żona tragicznie zmarłego rok temu podczas wyprawy na Nanga Parbat himalaisty, Tomka Mackiewicza. Co dało jej siłę, by wytrwać w trudnej miłości, strachu przed utratą i życiu bez Tomka Anna Solska-Mackiewicz opowiada Krystynie Pytlakowskiej.

Reklama

Krystyna Pytlakowska: Nie był katastrofistą.

Anna Solska-Mackiewicz: Nie, z różnych opresji wychodził cało. Nawet kiedy wpadł do szczeliny, to tylko wybił sobie biodro, miał silne ciało. Z wypadku samochodowego też wyszedł cało.

A jednak przechodziłaś piekło, kiedy był w górach.

Tak, i trzymały mnie dzieci, za które jestem odpowiedzialna. Ale cały czas miałam w sobie coś takiego, że muszę Tomka ratować, robić coś dla niego. Dlatego walczyłam z hejtem, jakiemu go poddawano. Dyskutowałam z tymi, którzy twierdzili, że Tomek jest tylko amatorem. Walczyłam z zawiścią. On bardzo boleśnie jej w życiu doświadczał. Miałam siłę do walki o jego dobre imię, ale dostawałam też bardzo dużo dobra.

Byli ludzie, którzy rozumieli, że Tomek, tam w górach, odnajdywał siebie i że uciekał tam od przymusów, jakie stwarza życie. On w te góry uciekał w wolność. I przecież nikomu nie wyrządzał tym krzywdy, a jeżeli już, to tylko mnie i dzieciom. Tyle tylko, że ja nie czuję się skrzywdzona. Jakim prawem więc ktoś pisze, że Tomek to niedobry ojciec i niedobry partner?

A teraz masz poczucie krzywdy?

Nie, jestem tylko bardzo zmęczona.

Czułaś, że w tych górach umiera i się z Tobą żegna?

Dostałam wiele znaków, myślę, że od niego. Zakwitł kwiat, który nie kwitnie. Szukałam znaków, że on odchodzi i nie chce, żebym się bała, żebym nikogo po niego nie wysyłała, bo już przechodzi na drugą stronę. Myślę, że nie bał się śmierci. On był jej ciekawy jako czegoś nieznanego. Do dziś natomiast nie mogę sobie poradzić z myślami, że był tam sam, choć nie wiem, czy dotarło do niego, że Elizabeth schodzi, a on zostaje. Wiem, że tracił przytomność i ją odzyskiwał.

Najgorszy chyba moment nastąpił, gdy stracił nadzieję. Pytałam lekarzy o śmierć wskutek choroby wysokościowej. Otrzymałam odpowiedź, że takie odchodzenie nie jest bolesne, że to przejście w błogi sen. Elizabeth też potwierdziła, że to przyjemne uczucie, bo ona również zaczęła zamarzać i zapadła w półsen. Nie cierpiał, to jest dla mnie najważniejsze.

Ale ty cierpiałaś za dwoje. Jak przeżyłaś ostatnie dni, gdy wierzyłaś, że Tomek jeszcze żyje?

Czułam rozpacz bezradności, nie umiem ci tego opisać. Cały czas się z nim żegnałam, mając przeczucie, że nie wróci. Wiedziałam, że umrze i wiedziałam też, że Eli ocaleje. Nie wiem, skąd miałam w sobie taką pewność.

Odszedł szczęśliwy, bo dokonał tego, o czym marzył. Wszedł na szczyt Nagiej Góry.

Tak, ale nie zobaczył go i to mnie strasznie uwiera. Wiedział, że jest na szczycie, ale nie zdążył się tym szczytem ucieszyć. Od razu poczuł, że dzieje się z nim coś złego. Były tak gęste chmury, że niewiele mogli zobaczyć.

Aniu, jak będziesz teraz żyć? Martwię się o Ciebie.

Nie wiem, na to pytanie nie ma odpowiedzi. Tomek wypełniał cały mój świat, był jego treścią. Ale mam też swoje światy, są dzieci. Nasza córka Zoja ma prawie siedem lat, dużo mówi o ojcu, tęskni za nim, ciągle go wspomina. A ja utwierdzam ją w tym, że on na nią patrzy i nad nią czuwa. To daje jej siłę.

A Ty? Co Tobie tę siłę daje?

Mam przyjaciół. Jednocześnie jednak dobrze się czuję sama ze sobą. Czasem nawet brakuje mi tej mojej samotności. A Tomek często mi się śni i mnie uspokaja. Niedawno miałam piękny sen, w którym byliśmy z dziećmi na wycieczce. Śniło mi się, że się obudziłam i zaczęłam strasznie płakać, opowiadając, że zginął na Nandze. A on mnie objął i powiedział: „Dobrze, to już minęło, to tylko sen, przecież nic się nie stało”. Ja wierzę, że gdy umieramy, to zmieniamy tylko rodzaj energii. Pozbawieni materii przechodzimy w inny stan. Często z nim rozmawiam: „Tomek, Tomek”. I nie przeszkadza mi, że nie odpowiada. A jego kombinezon… ciągle nim pachnie.

Pełny wywiad z Anną Solską-Mackiewicz przeczytasz w nowym numerze magazynu VIVA!, dostępnym na rynku od czwartku 21 lutego

Facebook @tomaszmackiewicz
Reklama

Marlena Bielinska/Move
Reklama
Reklama
Reklama