Reklama

Odwiedzam ją w Instytucie MSWiA, gdzie 16 października 2023 r. przeszła operację embolizacji tętniaka, którego nosiła w głowie od dłuższego czasu. Do krwotoku doszło podczas pracy na planie „Klanu”. Leży w sali dwuosobowej, bladziutka, powoli składająca zdania, ale przytomna. Krystynie Pytlakowskiej o operacji i stanie zdrowia Aldony Orman opowiada również Artur Zaczyński, kierownik kliniki oddziału neurochirurgicznego i wicedyrektor Państwowego Instytutu Medycznego MSWiA.

Reklama

Aldona Orman w szczerej rozmowie o operacji

Nie wiedziałam, co mi jest - mówi- ale nagle zaczęło mi przeszkadzać światło. Nie przejęłam się tym i grałam dalej swoją scenę w „Klanie”. Po skończeniu pracy pomyślałam, że pójdę zobaczyć, jak ta scena wyszła. Dotarłam na drugi koniec hali filmowej, tam, gdzie stały monitory, usiadałam na krześle i nagle przerażający wybuch rozwalił mi głowę na kawałki. To był ból, którego nie da się opisać. Zrobiło mi się czarno przed oczami, nic nie widziałam. Koleżanki przyniosły mi wodę, nie byłam w stanie utrzymać szklanki. Ręce i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Przestałam też mówić.

Bałaś się, że umierasz?

Nie miałam takich myśli, był tylko ogromny ból głowy i całego ciała, a właściwie kręgosłupa. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu, ciało zrobiło się sztywne. Krzysztof Puchała, kierownik planu, zadzwonił po karetkę pogotowia, przyjechała bardzo szybko. Ratownicy dali mi leki przeciwbólowe. Po krótkim czasie znów mogłam normalnie mówić i widzieć. Przenieśli mnie - siedzącą na krześle - do karetki. Nie chciałam jechać do szpitala, przekonywałam, że na pewno zaraz mi przejdzie i wrócę do domu. Wtedy kierownik planu powiedział: Aldona, jedź do szpitala, zbadaj, co się dzieje. Wszyscy byli przerażeni. Sądziłam, że to pokłosie wypadku, który miałam 21 lutego tego roku na planie filmu ,,Dom wybranych” w reżyserii Wojtka Nowaka w Tiranie. Spadłam wtedy z dużej wysokości z nieoznaczonej sceny na oczach wszystkich na planie. Tymczasem podczas tomografii w szpitalu okazało się, że w mojej głowie jest świeża krew. Miałam szczęście trafić pod opiekę wybitnego neurochirurga wewnątrznaczyniowego Michała Zawadzkiego, artystę wśród lekarzy. Operował mnie z Vadimem Matsiborą. Operacja trwała prawie sześć godzin, gdyż tętniak znajdował się w bardzo trudnym miejscu, tuż pod okiem.

Koledzy uratowali ci życie.

Życie uratowali mi lekarze, ale gdyby nie moi koledzy – ukochana rodzina z „Klanu” – to pewnie już by nie było mnie wśród żywych i nie mogłabyś ze mną rozmawiać. To wyjątkowa produkcja, przyjaźni i bardzo pomocni ludzie. Dostałam wielkie wsparcie od producenta Pawła Karpińskiego i szefowej produkcji Teresy Maleszewskiej, za co jestem dozgonnie wdzięczna.

Zmienili scenariusz serialu?

Tak, aby można było gotowe odcinki oddać do emisji.

Podobnie zresztą było, gdy zachorowałam na sepsę w 2001 r., bo w „Klanie” gram od ponad dwudziestu lat. Wtedy byłam tuż po castingu, a od poniedziałku miałam wejść na plan, ale zasłabłam na sesji zdjęciowej. Pojechałam więc do domu.

Mieszkałaś sama.

Tak. W domu straciłam przytomność, uratowała mnie koleżanka, która zadzwoniła do mnie, a ja wydawałam jakieś dziwne dźwięki. Przyjechała do mnie z mężem i kolegą. Drzwi otworzyli siłą i chwilę później znalazłam się w szpitalu. Wtedy Paweł Karpiński też czekał aż wrócę.

Czytaj też: Ewa Szykulska trafiła do szpitala, nie pojawiła się na premierze najnowszego filmu. „Zostanę tutaj tak długo, jak będzie potrzeba"

Gałązka/AKPA

Aldona Orman, nagranie teledysku do piosenki "Nie jesteśmy najważniejsi" akcji Kupując-pomagasz, 2013 rok

Skąd wzięła się ta sepsa?

Nie wiedziałam, że choruję na celiakię. Jadłam więc gluten i przez to doszło do wyjałowienia organizmu, a do tego doszło jeszcze zakażenie. W ciągu czterech lat wciąż wracałam do szpitala. Wtedy wielokrotnie pomagał mi i leczył mnie znakomity endokrynolog prof. Edward Franek, również z MSWiA.

Myślisz, że ludzie rodzą się z takim przeznaczeniem, z taką karmą?

Jednoznacznie nie umiem powiedzieć, jak pisane są ludzkie losy i co kogo czeka. Nie wiem, czy moje zdrowotne doświadczenia to kwestia karmy, czy zbiegu okoliczności. Jednak wiem, że trzy razy pan Bóg w bardzo trudnych i dramatycznych momentach podawał mi rękę i podsuwał poduszkę, żeby nic zlego się nie wydarzyło.

Masz piętnastoletnią córkę i chyba stabilizację życiową.

Jestem bardzo dumna z Idalki. Ona jest bardzo zdolna. Chodzi do szkoły polsko-niemieckiej. Mówi biegle w trzech językach, ponieważ poszczególne przedmioty wykładane są w niemieckim, angielskim i polskim. Osiąga najwyższe noty, w czym zapewne pomaga jej doskonała pamięć. Większość materiału przyswaja na lekcjach.

A teraz jest twoim oparciem?

Owszem, ale to przede wszystkim ja jestem dla niej oparciem, bo ona ma dopiero 15 lat, jest w fazie dojrzewania i bardzo tego potrzebuje. Jesteśmy ze sobą silnie związane i możemy na siebie liczyć w każdej sytuacji. Jednak ostatni rok był dla mnie bardzo trudny. Prześladował mnie pech, choćby z tym nieszczęśliwym wypadkiem w Tiranie, co odbiło się na moim zdrowiu. Jego konsekwencje ponoszę do dziś. Być może tętniak pękł mi z powodu stresujących sytuacji, jakie przeżywałam.

Trudne przeżycia osłabiają. Ale ten tętniak pojawił się chyba u ciebie znacznie wcześniej.

Bardzo możliwe. Nawet wczoraj pytałam lekarzy, czy on tworzy się szybko i z jakiego powodu. Powiedzieli, że bywa różnie. Niektórzy mają go całe życie i o nim nie wiedzą. Ja już tylko chcę wyjść do domu, choć cały czas mnie przeraźliwie boli głowa. (Nie chcę przedłużać tej rozmowy, bo widzę, że Aldona jest zmęczona. Pocieszam ją, że teraz już wszystko będzie dobrze, ale za kilka dni okazuje się, że musi mieć kolejną operację, bo wykryto trzy kolejne tętniaki i natychmiast trzeba je operować. Będzie operowana za godzinę. A jest późny wieczór)

Rozmawiamy następnego dnia po twojej drugiej operacji. Znowu cię uratowano.

Tak. Wszystko odbyło się w błyskawicznym tempie, kiedy rezonans magnetyczny wykazał, że następny tętniak może pęknąć w każdej chwili i trzeba natychmiast go zabezpieczyć. Mimo soboty, w sali operacyjnej pojawiło się czterech lekarzy - Michał Zawadzki, Artur Zaczyński, Bartosz Czapski i Vadim Matsibora. Mój przypadek okazał się wyjątkowo skomplikowany, ale operacja się udała. I teraz za kilka dni naprawdę wyjdę do domu. Mam jeszcze jednego tętniaka, którego pozbędę się w najszybszym możliwym terminie. (po trzech tygodniach pobytu w szpitalu Aldona jest już w domu i nasze rozmowy prowadzimy przez telefon)

Myślisz, że wrócisz teraz na plan?

Myślę, że potrzebuję jeszcze trochę czasu, by wrócić do pełni zdrowia.

Twoja kariera aktorska cały czas się rozwija. Ty nie musisz czekać na role.

Cały czas czekam na rolę życia w filmie kinowym, bo nie narzekam na brak pracy w telewizji. Mam swój "Klan", w tym roku zagrałam gościnnie w "Jagiellonach", "Komisarzu Aleksie", "Ojcu Mateuszu", „Czasie niedokonanym” i serialu Canal+ - "Prosta sprawa" .

Mimo wszystko masz w sobie dużo siły.

Mam siłę wewnętrzną i przekonanie, że - mimo wszystkich przeciwności losu - wyjdę na prostą i będzie dobrze. Gdyby nie miało tak być, już by mnie nie było.

Mówiłaś o swoim Bogu. Czy wierzysz w tego Boga, który opiekuje się całą ludzkością?

Wierzę w Boga i wierzę w aniołów. Ciągle z nimi rozmawiam. Nie na głos, ale w duchu i po swojemu. Jak się z nimi rozmawia, to pomagają, a jeśli nie, to tylko pilnują, żeby człowiek nie popełniał błędów. A ja dziękuję im za wszystko, za rzeczy ważne i za drobiazgi. Za miejsce na parkingu, za ludzi, których spotykam na swojej drodze, za to, że dostałam rolę, a teraz im dziękuję za życie. I za to, że się czuje już dużo lepiej. To daje mi optymizm. Poza tym wiem, że jestem pod najlepszą opieką lekarską, jaka może być w Polsce. Lekarze z Instytutu MSWiA są po prostu cudotwórcami. Artur Zaczyński, dyrektor MSWiA a zarazem ordynator neurochirurgii, sprawił, że jest to placówka na światowym poziomie. Została wyposażona w najnowocześniejszy sprzęt, a pracujący w niej lekarze szkolą się w najlepszych uniwersytetach medycznych w Europie i USA, skąd sprowadzają najnowsze metody operowania i leczenia pacjentów. Na przykład ja nie musiałam mieć wykonanej trepanacji czaszki. Przeszłam zabieg embolizacji, po którym nie mam na ciele śladu. Nie wiem, co mnie jeszcze czeka, ale jestem przekonana, że tak jak zawsze, pokonam wszystkie trudności.

Zobacz także: Wybaczyła mu zdradę, była przy nim do samego końca. Dzisiaj Maria Pakulnis mówi wprost: „Żyliśmy w wolnym związku"

Katarzyna Czajka

Aldona Orman z córką w szpitalu

Artur Zaczyński, kierownik kliniki oddziału neurochirurgicznego i wicedyrektor Państwowego Instytutu Medycznego MSWiA.

Aldona Orman trafiła do Pana na oddział. W jakim była stanie?

Miała krwotok podpajęczynówkowy z powodu pękniętego tętniaka. Natychmiast SOR, tomografia, arteriografia i decyzja o zabiegu wewnątrznaczyniowym. Musieliśmy obejrzeć, jak wyglądają naczynia krwionośne i tętniak ,oraz czy nie ma innych zmian. Najpierw zabezpieczyliśmy krwawiący tętniak. Musieliśmy przy tym wyłączyć emocje, bo to trudny zabieg, tym bardziej, że pani Orman miała zrywne bóle głowy. Był jeszcze drugi tętniak na krwawiącej tętnicy. Teraz został już tylko jeden, a właściwie tylko uwypuklenie tętnicy, której ściana jest cieńsza.

Czy to choroba genetyczna?

Z pewnością. Diagnostyka pójdzie w kierunku uwarunkowań genetycznych.

Aldona nie pali, nie pije, prowadzi higieniczny tryb życia. Od czego to się więc wzięło?

Kobiety są predysponowane do takich krwawień i tego nic nie zmieni. Genetycznie posiadanie dwóch X w DNA ucina wszelkie dyskusje. Na dyżurze był doktor Bartosz Czapski, ale pozostali lekarze zostali zawiadomieni przez komunikator wewnętrzny. Bo jeżeli jeden lekarz ma wątpliwości, to musi na to spojrzeć kilku innych i wybrać najlepszą opcję. A taką opcją było powiadomienie zespołu naczyniowego, który 24 godziny na dobę pełni dyżur. Przeważnie podchodzimy do każdego pacjenta kompleksowo.

Dysponujecie podobno bardzo nowoczesnymi metodami?

Podążamy z duchem czasu, ścigamy się sami ze sobą. Staramy się wprowadzać najnowsze standardy światowe i w nie inwestujemy. Przeprowadzamy operacje w pełnym zakresie neurochirurgii a szczególnie z zakresu onkologii i neuroonkologii. Teraz będziemy mieć dodatkowe narzędzia do operowania glejaków mózgu, dzięki którym będziemy mogli obserwować tkankę mózgową bez konieczności badań śródoperacyjnych.

Zabieg, który zastosowali pańscy lekarze w przypadku Aldony, nazywa się embolizacja.

Tak, to zabieg znany od lat. Odkrył go Portugalczyk Egaz Monitz. Technologia ta dostępna jest w nielicznych szpitalach. Dlatego współpracujemy z innymi placówkami, które proszą o wsparcie. Dzielimy się nim z innymi szpitalami, które często dostarczają nam swoich pacjentów. Ten zabieg pozwala na wprowadzenie poprzez tętnicę spiral do tętniaka bez konieczności trepanacji czaszki.

Tylko wasz zespół przeprowadza takie operacje?

Na Mazowszu jesteśmy jednym z trzech ośrodków, który działa w systemie 24-godzinnym i siedem dni w tygodniu. Krwawienie podpajęczynówkowe to stan nagłego zagrożenia życia. Nie można z takim zabiegiem czekać. Każda godzina tu się liczy.

Gdyby Aldona Orman dłużej z tym czekała, mogłaby już nie żyć?

Tak. Krwotok to taki stan, w którym 99 procent pacjentów trafia do szpitala z powodu silnego bólu głowy. A pani Aldona wcześniej miała bóle prawdopodobnie przepowiadające pęknięcie tętniaka. Trzeba zwracać uwagę też na bóle migrenowe.

Na czym dokładnie polega embolizacja?

To wykrzepianie tętniaka przy pomocy mikroskopijnych sprężyn. Chodzi o to, żeby w jego wnętrzu doszło do zakrzepu krwi, takiego mikroudaru. Wkłada się więc do tętnicy udowej cewnik prowadzący, a potem do tętniaka tak zwaną ramową sprężynę.

I cały czas zabieg się obserwuje ? Jak?

Robi się badanie rentgenowskie przy pomocy angiografu. Widzimy drzewo naczyniowe mózgu, a potem wytyczamy drogę bezpośrednio nakierowana na tętniaka. Można zrobić zabieg bardzo precyzyjnie.

Pana zespół cały czas się dokształca?

Tak, pojawiają się nowe metody, ale trzeba miesięcy praktyk w laboratoriach na symulatorach, żeby można je było zastosować u ludzi. A my mamy młody i prężny zespół, który chce się rozwijać w wielu kierunkach. Doktorzy Zawadzki i Czapski cały czas śledzą te nowinki, a także wysyłamy lekarzy na szkolenia do Niemiec, do Ameryki. Teraz wprowadziliśmy najnowszy system neuronawigacji. To jeden z doskonalszych na świecie, a jednocześnie zachwyca prostotą.

Zawsze Pan chciał być lekarzem?

W szkole w dniu wagarowicza spodobał mi się bardzo czepek chirurgiczny. Pomyślałem więc, że może zostanę lekarzem, choć najpierw chciałem być ginekologiem.

Co Pan czuje, kiedy uda się uratować komuś życie?

Dla lekarza nie ma nic wspanialszego. Jesteśmy po to kształceni, żeby pomagać. Jeżeli uda się, to wszyscy mają największą satysfakcję.

Aldonę Orman po pierwszym zabiegu bardzo bolała głowa. Czy to normalne?

Dlatego właśnie cały czas trzymaliśmy ją w szpitalu. Nie podobał nam się ten ból. Uważaliśmy, że zapewne drugi tętniak się rozwarstwia i może być ponowny krwotok, a to już byłby problem.

Pan nazywa to problemem, a pacjentka mówi, że przywróciliście ją do życia.

Ma rację, bo to dobry szpital i nawet podczas pandemii stanął na wysokości zadania. Trzeba obdarzyć szacunkiem pracę lekarzy. Chociaż w pewnym momencie pacjenci odwrócili się od nas, bo był to szpital jednoprofilowy. A przywrócić z powrotem wiele profili, to jak z wielkim okrętem: gdy się go wyhamuje, potem trzeba go rozruszać, a to trwa. Ale powoli przywracamy go do życia.

A jak z pieniędzmi? Wiele placówek narzeka na ich brak.

Na działalność podstawową mamy środki. Niektóre procedury są dobrze płatne, inne deficytowe, ale jesteśmy dużym szpitalem, więc możemy to kompensować. Chociaż przepisy obowiązują nas takie same. Jesteśmy szpitalem ogólnopolskim.

Do was trafiają też pacjenci zawiadujący tymi funduszami.

Przepisy wszystkich obowiązują takie same. Nie ma wyjątków. Wszyscy pacjenci mają do nas dostęp.

Zobacz także: Był nauczycielem siedmiu przedmiotów i dyrektorem szkoły. Teraz w Sejmie walczy o przyszłość młodych Polek i Polaków

Archiwum prywatne

Artur Zaczyński

Jak to się stało, że aktorka Aldona Orman została tak ekspresowo operowana po raz drugi?

Jej bóle głowy nie ustawały, to nas niepokoiło. Byłem przy tej operacji. Z doktorem Zawadzkim tworzymy silny zespół, a lekarze u nas wykształceni pracują teraz też w innych ośrodkach. Nie ma tu animozji jak w niektórych placówkach.

Utrzymuje Pan kontakt z pacjentką, podobno bardzo serdeczny. Dlatego, że to znana aktorka?

Wiem, że gra w dwóch tasiemcowych serialach, ale ja ich nie śledzę. Nie mam na to czasu. Po prostu ratowaliśmy życie nie znanej aktorki, tylko człowieka. Tak jak w przypadku innych chorych.

Dużo zdarza się przypadków tętniaka?

Niewiele, to odsetek od dwóch do siedmiu procent. U Japończyków i Finów zdarzają się częściej, bo ta rasa ma zwiększoną tendencję do takiej choroby.

Na co należy zwracać uwagę, żeby zapobiec niebezpieczeństwu?

Na permanentnie pojawiający się co jakiś czas ból głowy. Zawsze warto wtedy zapytać lekarza, co z tym zrobić, zwłaszcza, że dostępność do badań diagnostycznych jest spora. Ale wiele osób chodzi z tętniakiem, żyje z nim i umiera, nie wiedząc nawet, że go miała.

Jak powinna teraz dbać o siebie Aldona Orman?

Ona ma problem naczyniowy w drugiej tętnicy, ale nie można było założyć dwóch stentów w jednym czasie. Najpierw zakłada się stent na jedno naczynie, a potem na drugie drugie. Ma jeszcze mały tętniak. Wykorzystamy moment, gdy pierwszy stent zagoi się w trakcie leczenia przeciwpłytkowego.

Ale może już wrócić do pracy?

Dajmy jej chwilę odpocząć. Mózg też ma swoją moc, którą można obliczyć. Po tak ciężkim zachorowaniu do aktywności wraca się powoli. Nie chcemy, żeby mózg jak procesor uległ przegrzaniu. I mówię tu o pracy intelektualnej, jak zapamiętywanie roli, a nie o podróży do ciepłego kraju. Pani Aldona musi powoli adaptować się do pracy na planie. Nie powinna brać na siebie zbyt wiele.

Czytaj również: Gdy zachorował na raka prostaty, mógł liczyć na ich wsparcie. Tak wyglądała relacja Macieja Damięckiego z dziećmi

Jacek Kurnikowski/AKPA

Aldona Orman, jesienna ramówka TVP, 2023 rok

Rozmawiała:

Reklama

KRYSTYNA PYTLAKOWSKA

Reklama
Reklama
Reklama