Reklama

Szczepan Twardoch pisze męską prozę. I ma męskie pasje. W najnowszym wydaniu magazynu VIVA! MODA opowiada o tym, co podnosi mu adrenalinę. Przy pisaniu ostatniej powieści, „Król”, o przedwojennym bokserze i gangsterze, sam złapał bakcyla boksu. Więc poci się na ringu.

Reklama

Polecamy też: „Strasznie drę mordę!”, TYLKO NAM pisarz Szczepan Twardoch zdradza, jakim jest ojcem

- Bije pan ludzi?
Boks to nie jest „bicie ludzi”. To przede wszystkim ciężki trening, wymaga siły, szybkości i wytrzymałości. Sparingi to tylko ułamek czasu.

- Ale Pana pięść ląduje na czyjejś twarzy?
Częściej czyjaś na mojej. Zacząłem się bawić w boks jako człowiek 37 letni, w tym wieku trudno mówić o prawdziwym boksowaniu. Więc zwykle muszę się bardzo starać, żeby dotrwać do końca rundy.

- Jako pisarz ma Pan korzyść z bicia ludzi?
Można postraszyć krytyka. Jako człowiek mam wielką satysfakcję, jak już mi się uda celnie trafić. A zwłaszcza, gdy przeciwnik po tym usiądzie na ringu. Boks jest bezpieczną, ograniczoną i ustrukturalizowaną przemocą. Na ringu czegoś się o niej dowiaduję jako pisarz. Ale dużo więcej o przemocy mówi sytuacja walki poza kompleksem sportowym.

- Zdarza się Panu?
Od paru lat już nie. Wcześniej parę razy się zdarzyło.

Spitzbergen Szczepana Twardocha

Oprócz boksu i szybkich samochodów, pisarz Szczepan Twardoch ma inną męską „zajawkę”. To strzelanie.

- Powiedział Pan kiedyś, że strzelanie Pana uspokaja?
Prawda. To przyjemne hobby. Strzelam w lesie pod Rybnikiem. Mój klub ma tam strzelnicę.

Umiejętność strzelania przydaje mu się w innej pasji. Od wielu lat jeździ na Spitsbergen. A tam nie wolno się poruszać bez ciężkiej broni.

Polecamy też: TYLKO U NAS Nie uwierzycie, jak wygląda jej garderoba! Co kryje szafa Margaret? EKSKLUZYWNE VIDEO

- Co Pana tam ciągnie?
Surowy, bezdrzewny krajobraz, połączenie morza i lodowców. Nie widziałem w życiu nic bardziej umniejszającego człowieka niż czoło lodowca schodzącego do morza. Biało zielona ściana wysoka na kilkadziesiąt metrów. Nie można podejść za blisko, bo lodowiec się cieli. Odgłos cielącego się lodowca to coś zupełnie niesamowitego. Brzmi jak grzmot, słychać go z wielu kilometrów. Ale jak grzmot, który trwa parę minut.

- Na Spitsbergen jeździ Pan z bronią?
Tam nie można poruszać się bez broni poza Longyearbyen. I to takiej broni, która w wypadku spotkania niedźwiedzia daje możliwość efektywnej obrony.

- Spotkał Pan niedźwiedzia?
Nie i bardzo dobrze. Jasne, że świetnie byłoby niedźwiedzia zobaczyć w naturalnym środowisku, ale to piękne i zagrożone wyginięciem zwierzęta, więc gdyby z mojej nierozwagi doszło do sytuacji w której musiałbym do niedźwiedzia w obronie własnej strzelić, to nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Mam nadzieję, że nigdy nie będę zmuszony się z tym wspaniałym zwierzęciem skonfrontować. Arktyka to jego królestwo, nie nasze, że tak banalnie powiem.

Reklama

Więcej o życiu niekonwencjonalnego pisarza, Szczepana Twardocha, w najnowszym magazynie VIVA! MODA.

Mateusz Stankiewicz/AF Photo
Reklama
Reklama
Reklama