Reklama

Już od dziecka wystawiony był na widok nałogi, które zawładnęły życiem jego ojca. Miał zaledwie kilkanaście lat, gdy po raz pierwszy poczęstowano go czymś mocniejszym. Alkohol, papierosy, narkotyki — te rzeczy były dla niego kiedyś priorytetem. Dziś Patryk Galewski w ogóle nie przypomina zagubionego chłopaka, którym był przed laty. Jego droga do wyzdrowienia nie była jednak prosta.

Reklama

Dzieciństwo Patryka Galewskiego było przepełnione alkoholem i przemocą.

Patryk Galewski urodził się w nadmorskiej miejscowości Puck. Już od małego jego życie nie wyglądało kolorowo. Wspomniał, że jego siostra, Monika, bardzo ucieszyła się, że w końcu ma młodszego brata. Miała wozić go w małym wózeczku dla lalek. Inne podejście do narodzin nowego członka rodziny miał jego ojciec, który od lat był uzależniony od alkoholu. Gdy urodziło się jego pierwsze dziecko, przyszedł do szpitala pod wpływem alkoholu. Z drugim dzieckiem miało być podobnie.

Dom rodzinny Patryk Galewski wspomina z dozą nostalgii. Jednym z jego pierwszych wspomnień była kłótnia rodziców o brak pieniędzy na jedzenie. Wtedy podbiegł do szuflady w pokoju, chwycił banknot stuzłotowy (wartość przed denominacją, późniejszy 1 gr – przyp. red.) i przekazał mamie. „Chciałem jej dać ten banknot, żeby pomóc”, mówił w rozmowie z Piotem Żyłką w książce „Synek księdza Kaczkowskiego”.

Żaneta Galewska

Patryk Galewski, książka „Synek księdza Kaczkowskiego”

Problemy finansowe były w ich domu codziennością. Rodzice kucharza nigdy nie wzięli ślubu – żyli na tzw. kocią łapę w małym mieszkaniu. Jego ojciec nie pracował zawodowo: łapał się jedynie dorywczych prac fizycznych, np. na budowie. Gdy okazyjnie coś zarobił, większość pieniędzy przeznaczał na alkohol. Patryk Galewski opisał jeden z takich dni: „Razem z Moniką, moją starszą siostrą, siedzimy przy starym blacie i jemy korzeń suchej pietruszki. Nic innego nie mieliśmy. W końcu pojawia się ojciec. Tyle że nie wchodzi normalnie do środka, ale dosłownie wpada do mieszkania i ląduje na posadzce w korytarzu, tak bardzo jest pijany. Mama zbiera z podłogi pieniądze, które się tacie wysypały z kieszeni, i idzie nam kupić chleb i kawałek pasztetowej. Pamiętam dokładnie smak tej pasztetowej, dla nas to był wielki rarytas” mówił. Bardzo często zdarzała się także sytuacja, w której zaledwie kilkuletni wtedy Patryk Galewski chodził po okolicznych sklepach i piekarniach, żebrząc o jedzenie lub zbierał to, co znalazł: „Kiedy kończyły się godziny handlu na pobliskim targowisku, chodziłem tam i zbierałem stare warzywa, które zostawały w śmietnikach, i przynosiłem je do domu”. Wtedy również rozpoczęły się jego kradzieże. Robił to głównie, by pomóc mamie.

Zobacz także: Nazywa go swoim przyjacielem. To po ojcu Barbara Nowacka odziedziczyła ścisły umysł

Patryk Galewski popadł w nałogi

Patryk Galewski wspomina ojca głównie przez pryzmat jego uzależnienia. „Prawie w ogóle nie pamiętam go trzeźwego” przyznał. Jego ojciec spędził część swojego życia w więzieniu. Pod okiem wytatuowaną miał „cynówkę”, czyli kropkę pod lewym okiem, którą miał się dumnie obnosić. Jest to symbol osób grypsujących. Jeśli przynosił do domu jedzenie czy prezenty, ich źródło było jedno: kradzieże. „Wszystko było ukradzione w dużych sklepach, które w tamtych czasach zaczęły być otwierane w okolicy. Jednak on był z siebie dumny. I jeszcze miał się za króla przedsiębiorczości, bo część kradzionych rzeczy – na przykład kiełbasy – sprzedawał po sąsiadach. I ja tym wszystkim nasiąkałem. A potem – można chyba tak powiedzieć – jakoś kopiowałem jego zachowania” opowiadał Patryk Galewski.

Kolejną rzeczą, którą ojciec w nim zaszczepił, była skłonność do nałogów. Jeszcze gdy jego syn był mały, częstował go piwem z cukrem. Nie minęło dużo czasu, by Patryk Galewski zaczął sam sięgać po alkohol. Jako nastolatek zaczął brać też różnego rodzaju narkotyki. Jako nastolatek obracał się w szemranym półświatku, nie miał więc większych problemów, by zorganizować cokolwiek, co chciał spróbować, czym się odurzyć. A próbował wiele.

Czytaj też: Anna Dymna musiała słuchać upokarzających komentarzy: „Zrobiła się Pani wstrętna i gruba”

Żaneta Galewska

Piotr Żyłka i Patryk Galewski, książka „Synek księdza Kaczkowskiego”

Patryk Galewski przez lata był uzależniony. Dziś już nie przypomina dawnego siebie

Jego pierwszą przygodą z narkotykami była amfetamina na jednej z imprez, na którą poszedł z dużo starszym kolegą. Miał wtedy zaledwie trzynaście lat. Niewiele czasu zajęło mu, by zupełnie się uzależnić. Gdy jemu i jego paczce brakowało pieniędzy, sięgali po tańsze sposoby zaspokojenia „głodu”: rozpuszczalniki, benzyna czy kleje. „Przy kiraniu – czy butaprenu, czy rozpuszczalnika, czy bezołowiówki – jest tak, że w pewnym momencie, jeśli nie przestaniesz, całkowicie tracisz świadomość. [...] Bo to jest taki strzał, że zupełnie tracisz kontrolę nad swoim ciałem i umysłem” opowiadał.

O tym, że brał narkotyki, wiedziała jego mama. Bardzo ją to martwiło. Kilkukrotnie wzywała karetkę do ledwie przytomnego syna. „Mama nie miała ze mną lekko. Często wieczorami kładła się przy mnie na łóżku i sprawdzała, czy oddycham. Wiedziała, że ćpam, i bardzo się o mnie bała” możemy przeczytać.

Żaneta Galewska

Patryk Galewski, książka Synek księdza Kaczkowskiego

Na szczęście z czasem, po długiej walce i oczywistej pomocy z wielu stron, w tym ogromnej pomocy księdza Jana Kaczkowskiego i wielkiej przemianie, której doświadczył po wolontariacie w hospicjum, Patrykowi Galewskiemu udało się wyjść z nałogów. Dziś w ogóle nie przypomina dawnego siebie: jest ojcem, mężem i kucharzem. Głośno powiada swoją historię, by dać świadectwo, że „nikt nie rodzi się zły” i zasługuje na kolejną, kolejną i kolejną szansę...

ŹRÓDŁO: „Synek księdza Kaczkowskiego”, Piotr Żyłka i Patryk Galewski

Zobacz także: Anna Maria Jopek chciała „być dobra ze wszystkiego, żeby go nie zawieść”. Jakie relacje łączyły ją z ojcem?

Pawel Wodzynski/East News
Reklama

Patryk Galewski, Żaneta Galewska, 20.10.2022

Reklama
Reklama
Reklama