Reklama

Tomasz Raczek na co dzień najczęściej i najchętniej wypowiada się o filmach. Krytyk dał się jednak namówić na ponad godzinną rozmowę o swoim życiu, której można wysłuchać w podcaście Rozmowy na pełnej. Z odcinka opublikowanego 15 grudnia dowiedzieliśmy się między innymi, jakim był dzieckiem oraz ile włożył pracy w to, by jego 30-letni związek wciąż trwał.

Reklama

Tomasz Raczek i Marcin Szczygielski – jak zmienił ich związek?

Krytyk filmowy zapytany o to, co jest najważniejsze, by po 30 latach bycia razem wciąż mocno się kochać, odpowiedział niemal bez zastanowienia. „Długoletni związek wymaga dużo pracy, to pierwsze, co mi się kojarzy. Bo nie da się uniknąć trudnych momentów, wątpliwości, pokus, zwątpienia. I żeby to pokonać, potrzebna jest wiara, że to warte jest tego, ale też potrzebna jest praca nad sobą i nad partnerem. W moim przypadku pracowałem wiele lat nad rezygnacją narzucania różnych swoich wizji danych sytuacji. To było u mnie odruchowe. Jestem jedynakiem, przyzwyczajonym do rządzenia od młodości. Tak byłem silną osobowością od dziecka, że nawet rodziców sobie podporządkowywałem”, wyznał w rozmowie z Wojciechem Gilem.

CZYTAJ TEŻ: „Nasz związek przechodził różne koleje”. Oto historia miłości Tomasza Raczka i Marcina Szczygielskiego

Dodał też, że gdyby nie miłość, może byłby innym człowiekiem. „Po 30 latach, w wyniku codzienności z Marcinem, ja jestem innym człowiekiem. On wkładając dużo wysiłku, zmieniał mnie. A ja z kolei wiedziałem, że Marcin jest wart każdej pracy nad sobą”, usłyszeliśmy.

Tomaszowi Raczkowi nie podoba się przesłanie, jakie płynie z jednej z popularnych reklam. Hasło – odczytywane w kontekście związków - raczej nie ma na nie dobrego wpływu. Zdaniem krytyka dobrze więc trzymać się pewnej zasady. „Myślę, że trzeba też odrzucić najbardziej zgubną teorię współczesności, mianowicie to straszne zdanie: jestem tego warta/y. To zabójcza teza, bo ona mówi, że nie trzeba się starać, że coś się nam należy. Myślisz wtedy, że nie musisz pokonywać trudności, naprawiać związku, bo jesteś wart tego, by być szczęśliwym”, powiedział w podcaście.

Tomasz Raczek o czasach szkoły

Był bardzo dobrym uczniem nagradzanym za osiągnięcia w języku polskim i matematyce. Ale zawsze miał też swoje zdanie i nie bał się go wyrażać. Swoim kolegom udowodniał też, że nie jest od nich słabszy. Tylko ta siła pozwoliła mu przetrwać wszystkie klasy z podniesioną głową.

Zanim jednak teatrolog i publicysta dotarł do najlepszych możliwych sposobów walki o siebie, musiał odbyć pewną lekcję. „W pierwszej albo drugiej klasie szkoły podstawowej byłem takim grzecznym chłopcem z dobrego domu. Oczywiście byli tam tacy przywódcy, którzy byli silniejsi, szybciej rozwinięci i podporządkowywali sobie innych. Jeden z ich próbował mnie ustawić, więc raz mnie pobił, drugi raz mnie pobił. Poszedłem z płaczem do mamy, zapytałem, co ja mam zrobić, a ona: jak on Cię bije, to ty też go pobij. Tłumaczyłem, że ja nie mam tyle siły i nie umiem się bić. A mama powiedziała, że muszę coś wymyślić i mu oddać, bo jeśli nic nie wymyślę, to on zawsze będzie chciał dominować”, powiedział w tym samym podcaście. „Wtedy do worka na kapcie włożyłem buty z łyżwami, potem zacząłem tym workiem kręcić i walnąłem go w łeb. Pokrwawiłem mu głowę i odwieźli go do szpitala. Miałem oczywiście rozmowę, dlaczego się tak zachowałem, ale od tego momentu nikt mnie nie zaczepiał”, dodał.

SPRAWDŹ: Urszula Sipińska i Seweryn Krajewski. Nie było ślubu, ale był romans? Historia relacji artystów

Szymon Szcześniak/LAF AM

Ale dumny z wymyślonego wtedy sposobu, dziś nie jest. „Potem, gdy byłem starszy, nauczyłem się, że nie trzeba się posługiwać łyżwami, a można słowem. Na łobuzów najlepiej działała złośliwość i to była moja broń, że publicznie ośmieszałem ludzi, którzy próbowali zrobić mi krzywdę. Bali się tego potwornie, bo nie ma dla takiego przywódcy nic gorszego, niż zostać ośmieszonym i stracić autorytet”.

Nauczyciele wiedzieli, że Tomasz Raczek zawsze mówi to, co myśli. Głośno np. napisał w wypracowaniu, że jego ulubioną artystką jest hitlerowska aktorka Marika Rökk. Grono pedagogiczne było oburzone, ojciec pana Tomasza został nawet wezwany do szkoły. Ale on po prostu oceniał walory artystyczne i swoich upodobań nie zamierzał kryć.

„Od zawsze miałem tendencję do ściągania na siebie uwagi i wchodzenia w różne awantury. Ponieważ byłem olimpijczykiem i w szkole podstawowej i w średniej, zawsze byłem też gospodarzem klasy, czułem się pewnie. Nie miałem więc obaw, że ktoś mi może skoczyć. Tylko, że to nigdy nie szło pod rękę z moją układnością”, podsumował siebie z czasów szkolnych Tomasz Raczek.

Reklama

Całej rozmowy wysłuchacie w podcaście Rozmowy na pełnej.

Szymon Szcześniak/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama