Reklama

Niebawem miną dwa lata od tragicznej śmierci Pawła Adamowicza. W obszernym wywiadzie o ostatnich chwilach prezydenta Gdańska opowiedział jego brat. Piotr Adamowicz poruszył również bulwersującą kwestię, dotyczącą teorii spiskowych. Według nich, zmarły... wciąż żyje.

Reklama

Piotr Adamowicz o teoriach spiskowych wokół śmierci brata. „Niektórzy nie do końca wierzą, że Adamowicz nie żyje”

Ta tragedia wstrząsnęła Polską. Paweł Adamowicz został zaatakowany przez nożownika w trakcie finału WOŚP 13. stycznia 2019 roku. Zadano mu trzy ciosy. Niestety, okazały się śmiertelne... Prezydent Gdańska zmarł dzień później w jednym z miejscowych szpitali. Do końca czuwał przy nim brat Piotr. Niestety, niektórzy podważają tę tragedię i twierdzą, że... Paweł Adamowicz wciąż żyje.

„Pół roku temu zadzwonił do mnie znajomy ksiądz z Gdańska mówiąc, że właśnie przebywa u znajomych na Podkarpaciu i wywiązała się dyskusja, czy Adamowicz żyje. Mówię: „Jezus Maria, czyś ty zwariował?!”. Okazało się, że oni nie do końca wierzą, że Adamowicz nie żyje. To tak jak z Janem Kulczykiem, też się o tym mówi w pewnych środowiskach. On zadzwonił, żebym to ja im potwierdził, że Adamowicz został zamordowany, gdyż byłem przy tym, jak umierał”, zwierzył się brat zmarłego w rozmowie z Mają Fenrych dla „Faktu”.

„Cisnęły mi się na usta straszne słowa, ale uspokoiłem się, poprosiłem, by dał im słuchawkę i powiedziałem: „Drodzy państwo nazywam się tak i tak”, i z detalami zacząłem opowiadać o respiratorach, maszynerii, o tym co było na OIOM-ie, zapytałem, czy może jeszcze mam coś opowiedzieć...”, relacjonował poseł i dziennikarz.

Prowadząca rozmowę zapytała, jaka była reakcja rodziny, która podważała śmierć prezydenta Gdańska.

„Przeprosili mnie, że oni tak to odebrali, ale podkreślili, że niektóre media o tym mówią i w Internecie pisze się, że on żyje. Chciałem odpowiedzieć: „Tak żyje, razem z Kulczykiem na wyspie Hula Gula...”. Ja wiem, że ta teoria, że Paweł żyje, dalej krąży. W pewnym momencie już bardzo zaczęło mnie to męczyć, to celowo ktoś rozpowiada, hejterzy piszą w Internecie, bo przecież trzeba być niespełna rozumu, żeby takie rzeczy opowiadać. No ale są też opłacane stajnie hejterów. W pewnym momencie zacząłem wyjaśniać, że te Kanary i Madera, na których niby miałby Paweł przebywać, to nie, gdyż to Unia Europejska i każdego można namierzyć. Dlatego raczej Galapagos, Jamajka, Aruba”, stwierdził gorzko Piotr Adamowicz.

„Czytałam jeszcze, co innego: że żyje, bo przecież trumna była za krótka...”, odpowiedziała dziennikarka. „Tego akurat nie słyszałem. Dziękuję, że mi pani to powiedziała”, przyznał brat zmarłego.

Jak rodzina reaguje na tego typu plotki i insynuacje?

„To jest bardzo bolesne. Staram się sprowadzić te wredne legendy do absurdu, żeby wykazać idiotyzm rozumowania. Mówię, nie żadna Madera czy Kanary, bo to łatwo skontrolować, ale właśnie Bermudy. I Kulczyk też tam żyje, w wielkiej wilii z dwoma basenami”, podkreśla.

Paweł Adamowicz przeczuwał własną śmierć? Dziwne zachowanie w dniu zamachu

Zdradził również, że jest jedna rzecz, która nie daje mu od dwóch lat spokoju. Chodzi o specyficzne zachowanie Pawła Adamowicz w dniu ataku...

„Kilka tygodni po śmierci Pawła skontaktowała się ze mną osoba, która opowiedziała mi o pewnym dziwnym, symbolicznym zdarzeniu. Było to w niedzielę, rano 13 stycznia (wieczorem Pawła zaatakowano). Paweł był w kościele. Ta osoba go tam widziała. I było tam coś dziwnego, zastanawiającego. Skończyła się msza i on zamiast wyjść z tego kościoła, poszedł przed krzyż. Stał przez kilka minut i wpatrywał się w ten krzyż... To było coś nienaturalnego”, twierdzi Piotr Adamowicz.

W związku z tą sytuacją wciąż powraca do niego wiele pytań. Czy prezydent Gdańska przeczuwał własną śmierć?

„Msza się skończyła, to może jeszcze chwilę się modlisz i wychodzisz z kościoła. On miał jeszcze sporo zajęć. Spieszył się. Miał zjeść śniadanie. Msza się skończyła. Po co poszedł przed ten krzyż, po co tam stał tych kilka minut? Prawie wszyscy wyszli, a on tam stał i tak się patrzył. Co ja mogę na to powiedzieć? Mogę tylko zadawać pytania, czy się dodatkowo modlił? Dlaczego? Czy coś przeczuwał, coś nad nim wisiało, nad czymś trudnym się zastanawiał? Tego typu pytania można mnożyć. On nie postępował tak jak zazwyczaj postępował, to było coś wyjątkowego i ta osoba zwróciła na to uwagę to nie była minuta, czy 30 sekund, to było dobrych kilka minut”, podkreśla.

Brat o ostatnich chwilach Pawła Adamowicza. Tak się żegnali

Piotr Adamowicz zdradził również, jak wyglądały ostatnie chwile prezydenta Gdańska przed śmiercią. Nie ukrywa, że cała rodzina czekała w napięciu na jakiekolwiek informacje, dotyczące stanu zdrowia polityka.

„Przez cały dzień, do tej godziny 14.03 intuicyjnie czułem, że on umrze. Początkowo nie miałem pełnej wiedzy co do obrażeń, ale teraz jak analizuję moje zachowanie, działanie, to dochodzę do takiego wniosku. W szczególności utwierdziła mnie w tym jedna rzecz. Kiedy po tej niemal 5-godzinnej operacji przyszedł do nas zespół lekarzy, którzy mówili różne rzeczy i objaśniali zadałem pytanie o charakter obrażeń. Jeden z lekarzy powiedział wtedy, że tego typu obrażenia zadane nożem spotyka się w czasie działań wojennych albo w podręcznikach. On to mówił z pełnym przekonaniem”, wspomina brat Pawła Adamowicza.

„To było mocne potwierdzenie, że jest bardzo źle. Pewną nadzieję, wzbudzała odpowiedź na pytania o rokowania, ale to była złudna nadzieja. Mianowicie lekarz powiedział, że jeśli przeżyje do rana to będzie cud i należy się o ten cud modlić. To było ostatnie stwierdzenie, które budziło pewną nadzieję, ale podświadomie wisiały te słowa wcześniejsze, o tych obrażeniach. Potem dochodziły do mnie informacje, wtedy kompletnie nie wiedziałem, co to znaczy, mówiono o przetoczeniu 40 jednostek krwi, a to jest 20 litrów, tymczasem zdrowy, dorosły człowiek ma w sobie od 4 do 6 litrów”.

Pamięta również doskonale moment pożegnania z bratem.

„14 stycznia tuż po godzinie 8. postanowiłem porozmawiać z ordynatorem OIOM-u. Mnie te mrugające wskaźniki, ten bardzo nieprzyjemny widok nic nie mówiły. Przyjął mnie, a chwilę po tym zebrało się konsylium. Było wielu lekarzy, także minister zdrowia. Byłem przygotowany na to, że będzie koniec, ale zawsze jest jakaś nadzieja. Sens tej rozmowy był taki, że to raczej jest już koniec. Więc zapytałem, czy można coś jeszcze sprawdzić, bo zrobić to co można to oni zrobili, ale być może można coś jeszcze sprawdzić, czy jednak coś zaskoczy, zacznie działać. Wyjaśnili, że sytuacja jest bardzo zła, ale jest jeszcze pewna metoda, która nie uratuje, ale pokaże, czy w ogóle można mówić o jakiś szansach. Poprosiłem, by to zrobili”, opowiada w rozmowie z „Faktem”.

Efekt był niestety opłakany...

„Oni mi mówili, że to nie działa, to nie funkcjonuje i tak dalej, że w zasadzie to on prawie nie żyje. Więc wtedy poprosiłem, żeby jeszcze to sprawdzili. Wówczas padło pytanie, czy wyrażę zgodę na odłączenie... Powiedziałem, o nie nie, tego proszę ode mnie nie wymagać, żebym ja wydał zgodę na odłączenie mojego brata. Jak ma umrzeć, niech umrze naturalnie. Później, po jakiejś godzinie dostałem informację, że niestety ta metoda wykazała, że nie ma szans”, zwierzył się.

Nadszedł więc moment pożegnania z Pawłem Adamowiczem. Uczestniczyli w nim najbliżsi prezydenta Gdańska, m.in. jego rodzice.

„Poprosiłem, by przywieźć rodziców. Następnie zadzwoniłem do córki, by przyjechała z mężem. Uprzedziłem też teściów. Przyjechali moi rodzice. Weszliśmy do tej sali, on tak leżał, wszystkie monitory mrugały. Matka dotknęła czoła, ojciec dotknął czoła, ja nie chciałem tego przeciągać, bo to przecież był OIOM, leżały tam inne osoby w stanie krytycznym, on co prawda leżał z boku tej długiej sali, zaraz przy wejściu, ale to jednak zakłóca. To trwało 2-3 minuty”.

„Potem wyszliśmy do takiego pokoiku, rodzice usiedli. Starałem się w sposób możliwie delikatny uzmysłowić im, że to już jest tak naprawdę koniec. Nie mówiłem, że mają przyjechać się pożegnać, lecz zobaczyć go, starałem się być delikatny, ale jednak w sposób sugestywny wyjaśnić, że to jest de facto koniec. Tak im to mówię, a na to lekarz, który z nami był przerwał stanął przed nami i powiedział: „Panie Piotrze, pan powinien powiedzieć rodzicom, że syn już nie żyje”, relacjonuje.

Ojciec Pawła Adamowicza stwierdził, że w takiej sytuacji chce jeszcze raz zobaczyć syna. I tak też się stało...

Pełny wywiad z bratem zamordowanego pod tym linkiem.

Paweł Adamowicz zmarł 14. stycznia 2019 roku w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku:

Beata Zawrzel/REPORTER
Reklama

Do końca czuwał przy nim brat, Piotr Adamowicz:

Jan KUCHARZYK/East News
Reklama
Reklama
Reklama