Marcin Meller przeszedł zawał serca i chorował na Covid-19. Szczere wyznanie dziennikarza
„Zawsze uważałem, że jestem nieśmiertelny”
Niedawno przeszedł zakażenie koronawirusem. Rok temu miał zawał serca. Marcin Meller przyznał, że uważał się za nieśmiertelnego, dopóki życie nie dało mu odczuć, że jest inaczej. Prowadzący „Drugie śniadanie mistrzów” zdobył się na szczere wyznanie dotyczące swojego zdrowia. Okazuje się, że wiele razy oszukiwał śmierć.
Marcin Meller – Nieśmiertelny
Swoja karierę dziennikarza zaczął od prasy, by następnie udzielać się w radiu i telewizji. Marcin Meller prowadził reality show „Agent”, później „Dzień Dobry TVN”, a obecnie w TVN 24 prowadzi własny program „Drugie śniadanie mistrzów”. Ostatnio 53-latek na swoim profilu w mediach społecznościowych zdobył się na szczerze wyznanie dotyczące swojego zdrowia. Wpis zatytułował „Nieśmiertelny”. Dziennikarz zaczął od tego, że przeszedł zakażenie koronawirusem, którym zaraził się od swojej żony, Anny Dziewit-Meller. „Zabrakło mi dwóch tygodni do trzeciej dawki, Anka, sama zaszczepiona dwukrotnie Pfizerem, złapała na mieście i jebut, miałem COVID. Teoretycznie miało być lajtowo, ale moja zaniepokojona kardiolożka nakłoniła mnie bym złożył swe sexy ciałko do warszawskiego szpitala zakaźnego na Wolskiej", pisał mężczyzna.
Rok wcześniej, w czerwcu 2020, Marcin Meller przeszedł także zawał serca. Dziennikarz trafił na Szpitalny Oddział Ratunkowy, gdzie zdiagnozowano u niego „przerzut zapalenia płuc na mięsień sercowy”. „Było nieśmiesznie. Dochodziłem do siebie pół roku. Ale żyję, jak widzicie”, wyznał szczerze. Parę miesięcy później mężczyzna ponownie zauważył u siebie objawy jasno sugerujące Covid-19. Wykonane przez niego testy były jednak negatywne, więc oficjalnie gospodarz „Drugiego śniadania mistrzów” borykał się z zapaleniem płuc. Wtedy Marcin Meller postanowił rzucić palenie, czego od trzech udaje mu się trzymać. „Zawsze uważałem, że jestem nieśmiertelny, że nie tyczą się mnie prawa przyrody. Umacniałem się w tym przekonaniu, jeżdżąc przez lata jako reporter na wojny, wychodząc z sytuacji, z których nie powinienem wyjść”, tłumaczył dalej w swoim wpisie.
„Kiedyś, akurat nie na wojnie, na prostej asfaltowej drodze w Kenii jechałem autobusem, który z obłędną prędkością zderzył się czołowo z tirem wiozącym samochody. Zginęło wielu współpasażerów, w tym rodzina, z którą tuż przed odjazdem zamieniłem się na siedzenia. Byłem poraniony w wielu miejscach, zbryzgany cudzą krwią, a to był szczyt epidemii AIDS i jeszcze nie znano na chorobą żadnych lekarstw. Gdybym się zaraził, oznaczałoby to wyrok śmierci. Miałem 26 lat”. Po tym traumatycznym wydarzeniu Marcin Meller z przerażeniem czekał na wyniki badań krwi. Na szczęście okazało się, że był zdrowy. Jak wspominał, wtedy po raz kolejny uwierzył we własną nieśmiertelność, zwłaszcza, że udało mu się rzucić palenie „po 33 latach, bez żadnego raka”.
Czytaj też: Anna Wendzikowska o trudach samotnego macierzyństwa podczas zakażenia koronawirusem
Marcin Meller, Gala bestsellery EMPIKu 2019, 04.02.2020, Warszawa
Marcin Meller, spotkanie "Koneserzy słów. Marcin Meller zaprasza" w Centrum Praskim Koneser, 20.10.2021
„Chyba jednak jestem śmiertelny”
Pierwszy raz Marcin Meller musiał zmierzyć się z tym, że jego zdrowie także jest kruche w 2019 roku, rok po rzuceniu palenia. Podczas jednego z wywiadów w Szczecinie nagle zaczął się źle czuć, jak opisywał: „słyszałem co mówię, ale miałem wrażenie, że słucham i obserwuję z oddali. Nie wiedziałem co się dzieje, nie mogłem zaczerpnąć oddechu i zacząłem się potwornie bać. Musiałem przerwać rozmowę (…) Pogotowie przyjechało błyskawicznie, ratownicy faszerując preparatami różnistymi zaczęli mnie uspokajać, że to klasyczny atak paniki, kumulacja upałów, przemęczenia, odwodnienia”, wyjaśniał dziennikarz. To jeszcze jednak nie był moment, w którym mężczyzna całkiem zmienił nastawienie do swojej śmiertelności.
Wszystko zmieniło się dopiero po kolejnej sytuacji, w której poczuł się tak samo źle, jak wtedy w Szczecinie. Dziennikarz zaczął wtedy sprawę traktować dużo poważniej i rzeczywiście obawiać się o swoje zdrowie. „Po prostu nagle w samochodzie miałem kopiuj wklej Szczecina. I stwierdziłem, że poddaję twierdzę. I, że mimo, iż głęboko się z tym nie zgadzam, to chyba jednak jestem śmiertelny. I trudno, przyjmę nawet do wiadomości, że leki na nadciśnienie to już będę musiał łykać do śmierci. (Lekarka: my lekarze wolimy określenie "bezterminowo"). I zadzwoniłem do kardiologa. Dzięki czemu mam nadzieję pożyć dłużej. I jak zawsze oddaję się w ręce rozumowi. Swój samochód powierzam mechanikom, swoje zdrowie lekarzom, nie czytelnikom internetu”, podsumował Marcin Meller.
Zobacz także: Piotr Gąsowski walczy z koronawirusem. Aktor trafił do szpitala. Jak się czuje?