Reklama

Reklama

Wstrząsające wyznanie Jagny Marczułajtis o opiece nad niepełnosprawnym dzieckiem poruszyło internautów. Jagna Marczułajtis, 14-krotna złota medalistka mistrzostw Polski w snowboardzie, mistrzyni i wicemistrzyni Europy, udzieliła poruszającego wywiadu dla Sportowych Faktów WP, w którym opowiedziała, jak w ciągu ostatnich kilku lat zmieniło się jej życie. Los nie oszczędzał znanej sportsmenki...

Polecamy: Z dzienników księżnej Diany: „Cięłam piersi i uda nożem do cytryn. Zawsze po kłótniach z Karolem”

Dramatyczne wyznanie Jagny Marczułajtis o dziecku

Dwa lata temu na świat przyszło trzecie dziecko Jagny Marczułatis. Chłopiec ma na imię Andrzej, choć wraz z mężem Jagna nazywa go pieszczotliwie „Kokos”. Początkowo młodym rodzicom wydawało się, że wszystko jest w porządku, nie posiadali się ze szczęścia, że ich rodzina się powiększyła. Szybko zorientowali się, że coś jest nie tak. Chłopczyk miał problemy ze snem, często płakał, a po trzech miesiącach wciąż nie trzymał główki. Sportsmenka zaniepokojona stanem zdrowia syna, zaczęła z nim chodzić po neurologach.

Okazało się, że syn Marczułatis ma wadę migracji kory mózgowej, czyli pachygyrię: „Zatrzymał się w rozwoju fizycznym na poziomie piątego miesiąca. Nie ma leku na tę chorobę, możemy tylko liczyć na efekty codziennej rehabilitacji. Na początku nie wiedzieliśmy, że coś mu dolega. Urodził się upragniony syn, wszystko było świetnie, przychodziła położna, nic nie widziała. Ale mnie się nie podobało, że dziecko jest płaczliwe, że ma kłopoty ze snem, a jak śpi, to niespokojnie. Moje córki już w drugiej dobie życia spały nocą po kilka godzin, pielęgniarki kazały mi je budzić do karmienia. A ja mówiłam: „Jak dziecko śpi, to nie ruszać" (...). Karmiłam piersią, jak wcześniej córki. Ale jemu coś nie pasowało. Jak nie trzymał główki po trzech miesiącach, to zaczęłam się martwić. Z trzymiesięcznym bobasem to się biega po domu na ręku, w drugim trzymając chochlę i mieszając zupę. A Kokos leciał przez ręce. Zaczęłam szukać informacji, chodzić po neurologach. W końcu w rezonansie magnetycznym stwierdzono pachygyrię. Zaczęłam się uczyć, co to w ogóle jest. A teraz staram się z tym żyć, wytłumaczyć sobie wszystko”, opowiada Jagna w rozmowie z Rzeczpospolitą.

Zobacz również: Dramatyczne dzieciństwo, gwałt, śmierć syna... Trudne doświadczenia przekuła w spektakularny sukces. Czy Oprah Winfrey zostanie prezydentem USA?

Codzienne życie Jagny Marczułajtis: „Kiedy byłam sportowcem, miałam pasmo sukcesów. Teraz los to wyrównuje

Codzienne zmagania się chorobą dziecka, próba odnalezienia się w nowej sytuacji, brak snu i ogólne wycieńczenie organizmu sprawiły, że sama sportsmenka podupadła na zdrowiu. „Dla mnie to wszystko jest świeże, mam rozdrapaną ranę. Przeżyłam depresję, przez pół roku było mi bardzo ciężko psychicznie to wszystko wytrzymać. Niewyspanie, moje problemy z chorobą Hashimoto i stres spowodowały, że się rozsypałam. Długo próbowałam ratować się sama. Wydawało mi się, że jako sportowiec muszę po prostu stoczyć kolejną walkę i wygrać. Ale to nie był sport”, wspomina Jagna Marczułajtis. Teraz, życie byłej sportsmenki wygląda kompletnie inaczej. Snowbordzistka mówi wprost, że życie z niepełnosprawnym dzieckiem nie jest normalne: „To jest wyzwanie i trzeba się wszystkiego nauczyć, zaakceptować chorobę, oswoić z nią siebie i innych członków rodziny”.

Obecnie, by móc w pełni poświęcić się opiece nad dzieckiem, Jagna Marczułajtis nie pracuje, na opiekę dla syna zarabia tylko mąż. „Kiedy byłam sportowcem, miałam pasmo sukcesów. Teraz los to wyrównuje. Jestem w życiowym dołku. Najpierw odszedł mój tata, później zmarła teściowa, z którą byłam bardzo zżyta (...). Nastąpiła jakaś kumulacja nieszczęść, stałam się osobą niepracującą, żyjącą z 500+, zasiłku opiekuńczego i świadczenia pielęgnacyjnego na niepełnosprawne dziecko. Pracuje i zarabia na nas tylko mąż. Mam inne życie i inne priorytety”, mówi Jagna Marczułajtis w rozmowie z Michałem Kołodziejczykiem.

Ciągłe zmęczenie odbiera jej radość z życia, ale Jagna stara się cieszyć każdym, nawet najmniejszym sukcesem, zwłaszcza gdy rehabilitacja odnosi skutki: „Tak musiało być, biorę to wszystko na siebie. Przez pierwszy rok byłam zdruzgotana, nie mogłam się pogodzić z losem, dzisiaj jestem w innym miejscu. Zaczynam cieszyć się życiem, synem, każdym jego małym postępem. Wiem, że jesteśmy pod wspaniałą opieką terapeutów, trafiliśmy w najlepsze ręce i obraliśmy dobry kierunek w rehabilitacji. Andrzejek uwielbia basen, wodę, kocha się kąpać. Ma niecałe dwa lata, a sam leży na wodzie, utrzymuje się. To są takie małe sukcesy, nasze radości (...). Bóg rozdaje karty, wie co robi”.

East News

Zobacz również: Porzucenie przez ojca, przedwczesna śmierć matki... Jak Joanna Koroniewska poradziła sobie z traumą z młodości i stworzyła szczęśliwą rodzinę?

Reklama

oraz: Smutne życie bohatera „Skazanego na śmierć”: depresja, myśli samobójcze, ukrywanie orientacji seksualnej. Czy Wentworth Miller powróci na szczyt?

Reklama
Reklama
Reklama