Robert Biedroń o polityce
– Pamiętasz moment, w którym odkryłeś, że chcesz być politykiem?
Chyba nie chcę być politykiem…
– To po co zawracałeś nam głowy kandydowaniem do Sejmu?! A teraz swoim posłowaniem!?
Żeby coś zmienić, nie trzeba być politykiem! Jestem bardziej działaczem społecznym i wszedłem do Sejmu, żeby działać społecznie, a polityka jest tylko tego narzędziem.
– Polityk też jest narzędziem. Będziesz musiał na przykład równocześnie podnosić rękę i naciskać przycisk. Ćwiczysz już w domu tę synchronizację obu rąk?
Tak, mąż mówi mi, że mam już od tego złamany nadgarstek.
– No, wreszcie jakiś poważnie podchodzący do pracy polityk…
Żartuję! Nie ćwiczę, bo chyba sobie poradzę. Ale nie mogę się przyzwyczaić do czegoś innego… Wracam właśnie z sejmu i przed chwilą straż marszałkowska powiedziała do mnie: „Panie pośle”.
– I?
Cholernie źle to znoszę.
– Czujesz się działaczem, ale jesteś panem posłem. Chociaż raz stanąłeś w domu przed lustrem i powiedziałeś, patrząc na siebie: „Pan poseł Biedroń”?
Nie! Oszalałeś?
– Nie, chciałbym, żebyś Ty oszalał.
To świat oszalał! Przecież idzie się do Sejmu rozwiązywać problemy ludzi, a nie po to, żeby ktoś cię nazywał „panem posłem”.
– Innych nie wpuszczają na salę
obrad.
Słyszałem, to też jest jakąś patologią i należy to zmienić. Jeżeli ktoś chce przyjść i zabrać głos, może powinniśmy mu pozwolić zrobić taki Hyde Park…
– Parlament to nie Hyde Park, Panie pośle. Ale przejdźmy do anatomii władzy… Zawsze, rozmawiając z politykami, urzędnikami, pytałem ich, czy istnieje afrodyzjak władzy, czy ktoś, kto ma władzę, jest atrakcyjniejszy erotycznie. I wreszcie, po latach, mogę o to zapytać geja. Czuje Pan, że mężczyźni zaczęli inaczej na Pana patrzeć, Panie pośle, mandat przydał atrakcyjności?
Nie tylko czuję, przeżywam to teraz codziennie!
– Czyli?
Robert Biedroń i (nie)moralne propozycje
Jak idę w jakieś miejsce publiczne, widzę, że więcej osób się mną interesuje, nie tylko jako posłem, ale też w ten „inny” sposób. Dostaję różne propozycje mailowe…
– Jakie?
Seksualne. Wiedzą, że jestem zamężny, więc matrymonialnych już raczej nie składają, ale seksualne tak. I tych ofert jest zdecydowanie więcej.
– Czyli jest afrodyzjak władzy…
Jest, naprawdę to działa, zostań posłem!
– Jak już będę naprawdę stary i brzydki, i zdesperowany. A Twój mąż nie jest zazdrosny?
Dowie się z Vivy!, jeszcze mu nie mówiłem o tym, jakoś nie było okazji.
– A w jego oczach zyskałeś?
Myślę, że jest bardzo dumny. On też jest bardzo zaangażowany, działa. To też dodaje skrzydeł, takie wsparcie merytoryczne, nie tylko osobiste. Będzie mi doradzał, wspierał, i to jest fajne.
– Ale doświadczenia heteroseksualnych polityków są raczej takie, że rodziny na tym tracą, że poseł znika właściwie z życia rodzinnego, widuje się go w niedzielę albo jak jest kampania i trzeba się pojawić z rodziną…
Robert Biedroń o związku partnerskim
My tak mamy od początku naszego związku. Jesteśmy już dziewięć lat ze sobą i też się rzadko spotykamy, dużo pracuję. Chyba jesteśmy do tego przyzwyczajeni.
– Pojawi się teraz tak zwany ciężar odpowiedzialności, politycy wykorzystują to w domach. Jak nie chcą o czymś gadać albo jak są zmęczeni, mają dosyć, to mówią: „Ty nie rozumiesz, przez co ja muszę przejść…!”.
Ale ja już dzisiaj to mówię!
– „Gdybyś poniósł przez chwilę tę odpowiedzialność, którą ja noszę, to… byś ode mnie tyle nie wymagał…”?
Oczywiście…!
– Padalcu…
Mam taki – draniu – wentyl bezpieczeństwa również w drugą stronę. Mój mąż też dużo pracuje i kiedy przychodzi zmęczony, to od razu mu mówię: „Biedaku, tyle masz na głowie…”. I się rozumiemy.
– A kiedy odkryłeś swoją seksualność?
A ty, kiedy ty odkryłeś swoją seksualność?
– W wieku jakichś 11 lat.
Ja też w wieku jakichś 11 lat. Zacząłem dojrzewać, jak zainteresowałem się ludźmi w trochę innym kontekście niż wspólna gra w warcaby czy w kolarzyki.
Robert Biedroń o seksualności
– Widziałeś, że jesteś trochę inny niż wszyscy, to był problem? Gdzie się wychowywałeś?
W Krośnie na Podkarpaciu… tragedia.
– Bolało?
Bardzo. To jest trauma do końca życia i to przechodzi każdy gej, każda lesbijka. Bo żyjesz w państwie, społeczeństwie, które cię kompletnie nie rozumie. Dzisiaj to się zmienia, ale ja to odkrywałem w latach 80.
– Myślałeś wtedy o sobie, że jesteś chory?
Na początku nic nie pomyślałem, ale zacząłem odkrywać, że podobają mi się chłopcy. I myślę: Kurde, coś jest nie tak, bo przecież to są te pedały, to są te cioty, a ksiądz mówi, że to grzech… Zacząłem szukać w encyklopediach i odkryłem, że jest to choroba i zboczenie! I wtedy chciałem popełnić samobójstwo.
Myślałem, że chciałbym sprawdzić, czy jest jeszcze taki ktoś jak ja i… nikogo nie znałem. Rodzice wysłali mnie do szkoły z internatem w Ustrzykach Dolnych…
– I w internacie nikogo podobnego?
Nikogo! I straszna homofobia! Widziałem, jak koledzy się przezywają, jak traktują każdego, kto jest zniewieściały. I pomyślałem: Jeżeli to mnie spotka, to lepiej popełnić samobójstwo, po co żyć…
– Spróbowałeś?
Spróbowałem.
– Jak?
Nie chcę o tym rozmawiać… Spróbowałem raz i potem poszedłem do psychologa. Pani psycholog powiedziała, że to w końcu minie.
– Homoseksualizm czy myśli samobójcze?
Że minie orientacja seksualna.
– Powiedziała kiedy?
Nie powiedziała…
– Próbowałeś się „leczyć” dziewczynami?
Tak, wiele razy… Fuj!
– To nie działa?
Nie. Kiedy próbowałem, musiałem się najpierw porządnie upić, a następnego dnia czułem straszny niesmak, pewnie taki niesmak czułbyś, gdybyś próbował robić to z facetem. Czułem takie obrzydzenie, taką niechęć, bo próbowałem wiele razy.
– Znam gejów, którzy mają słabość do kobiecych piersi…
Ja też.
– I lubią je dotykać.
Uwielbiam to! Przytulać się, wtulić, całować cycuszki! I robię to. To taki powrót do łona matki, próba „pierwszego kontaktu” z piersią. Pozaerotyczny, bo mnie nie podnieca, jak całuję cycuszki.
– Biedaku… Kiedy po raz pierwszy poczułeś, że jest Ci z homoseksualizmem dobrze?
Nie czujesz tego finalnie, to jest taki proces, przychodzi etapami. Najpierw zaczynasz sam żyć w zgodzie z sobą, przynajmniej minimalnie… W Polsce tego procesu nie przechodzi większość osób, gejów i lesbijek.
– A co to znaczy „minimalnie”?
Że mówisz: „Jestem gejem, lesbijką i jest okej. Nic z tym już nie zrobię, tak jest, muszę się z tym pogodzić”. To jest najtrudniejszy proces.
Później jest etap mówienia o tym najbliższym, rodzinie, przyjaciołom, później nieznajomym osobom. Do dzisiaj przechodzę ten proces. Są chwile, kiedy udaję, że jestem hetero, a to jest bardzo trudne w moim przypadku…
– Bo jesteś dyżurnym, publicznym gejem.
Robert Biedroń aktorem
Ale są sytuacje, kiedy muszę udawać.
– Na przykład?
Na przykład ostatnio w urzędzie celnym, jak kupiłem samochód. Pani celniczka mnie na szczęście nie rozpoznała, cliłem samochód, musiałem donieść jakieś dokumenty, a nie mogłem donieść ich ja osobiście. I pani celniczka mówi: „No to niech pana żona je przyniesie”.
Mówię, że nie mam żony, a ona: „To niech dziewczyna przyniesie”. Wtedy zaświeciła mi się czerwona lampka i myślę sobie: Ona mnie nie rozpoznała, zakłada, że mam dziewczynę, więc lepiej się może nie przyznawać, że jestem gejem.
I powiedziałem: „Nie, to ja już sam załatwię”. I wolałem sam to załatwić, niż przyznać, że mój partner może to przynieść. Jest mnóstwo takich momentów! Na przykład ciemna ulica, idę ze swoim partnerem i wtedy zrobiłbym wszystko, żeby udawać, że jestem hetero, bo się bardzo boję.
Już raz zostałem pobity, zresztą z moim partnerem. Nie chciałbym przeżywać tego jeszcze raz! Wtedy „modlę się” w ateistyczny sposób do „latającego spaghetti”, żeby przyleciało i zabrało mnie z tej ulicy…
Nie jestem taki odważny, jak się wydaje, jestem tak naprawdę – jak to kiedyś nazwał Urban – dupotrząsem.
– A Twoi rodzice, jak przeżyli Twoje samookreślenie?
Bardzo źle, bo nikt ich na to nie przygotował.
– Jesteś jedynakiem?
Nie, mam dwóch braci i siostrę, nie są gejami, a siostra nie jest lesbijką. Dla rodziców to był straszny cios. Mieli wizję, że będę miał rodzinę, dzieci, a tu nagle okazuje się, że syn jest homoseksualny.
Moja mama powiedziała, że umrę na AIDS, że będę samotny, „co sąsiedzi powiedzą?”… Ale dzisiaj jest bardzo wspierająca, pomagała mi zresztą w kampanii, bardzo mi kibicuje.
– Próbowali Cię wyleczyć?
Nie, jestem zbyt silną osobowością, nie pozwoliłbym na to.
– A rodzeństwo jak zareagowało?
Cudownie! To młodzi ludzie, siostra w wieku 13 lat pomagała mi robić ankietę o homofobii w szkołach, to jest już inne pokolenie, jestem gejem i koniec, tak jak jestem politologiem, brunetem.
Tak samo z moimi braćmi, nie odczułem promila homofobii, w przeciwieństwie do rodziców, którzy musieli to „przerobić”, dla których było to bardzo trudne.
Robert Biedroń marzy heteroseksualnie
– A czasem – zadam Ci teraz głupie pytanie – miewasz taką myśl, że może jeszcze będziesz heteroseksualny?
Może się to zmieni. Mam czasami takie marzenia erotyczne.
– Jakie?
Na przykład nie oglądam homoseksualnych filmów pornograficznych, tylko hetero, bardziej mnie podniecają…
Wydaje mi się, że takie łatki homo, hetero to mogą być jakieś „nalepki”, które dajemy, a które wcale nie muszą się zawsze sprawdzać, natura seksualności może być dość płynna.
– Sam mówiłeś o swoich nieprzyjemnych doświadczeniach z kobietami, wiec to nie są „łatki”.
Ale to nie znaczy, że jestem w 100 procentach gejem, bo na przykład te piersi, bo te filmy pornograficzne… I tak samo jest z heterykami.
Jest taka teoria, że podobno większość kobiet jest biseksualna, ale nie wiem, jak to jest w praktyce.
Robert Biedroń – jedyny gej w sejmie?
– Marzysz o zabraniu głosu po Jarosławie Kaczyńskim i polemizowaniu z nim? Mam taką teorię, że wasz Ruch, a głównie Ty i pierwsza transseksualna posłanka spowodujecie wykluczenie z polityki Jarosława Kaczyńskiego – wystarczy, że parę razy będziesz przemawiał przed nim, ona po nim i on już nigdy nie wejdzie na mównicę, bo ten rodzaj godności, którą w sobie nosi…
Zostaje zaburzony.
– Tak.
Nie myślałem o tym, ale na pewno nie mogę się już doczekać, żeby na mównicy wyrzucić z siebie tę wściekłość, że tak wiele problemów jest marginalizowanych, niedyskutowanych, bo są konwenanse parlamentarne.
Do tej pory bywałem w sejmie, ale to ja musiałem słuchać, bo byłem gościem i obrażano nas, poniżano, porównywano do sodomitów, zboczeńców…
– Nadal tak będzie.
Okej, ale będę mógł zabrać głos! I on nie będzie ignorowany!
– Nie wiadomo.
Bo jeśli ja wejdę po Kaczyńskim, to wszystkie media to pokażą, choć może się okazać, że mimo to, że mówimy po Jarosławie Kaczyńskim, to nie ma praktycznego przełożenia… I to jest coś, co mnie najbardziej przeraża.
– Jesteś jedynym zadeklarowanym gejem w Sejmie…
Żadnej deklaracji nie wypełniałem.
– Ale wszyscy o Tobie to wiedzą. Myślisz, że Twoja obecność może przyspieszyć wśród posłów homoseksualne coming outy, że dodasz im odwagi?
Mam nadzieję. Tam są moi koledzy, którzy są gejami. Marzę o tym, żeby się ujawnili, żeby w końcu też osoba, która zbudowała wokół siebie taki mur i atakuje innych gejów, miała odwagę być sobą. Bo to musi być straszna tragedia marnować życie na bycie kimś, kim się tak naprawdę nie jest.
Domyślam się, jakie to może być, bo miałem tak przez pewien czas, jak dojrzewałem i nie mogłem się z tym pogodzić. To była tragedia. I myślę, że wszelka frustracja, nienawiść może wynikać też z tego, że ma się w tym sensie nieuporządkowane życie.
Jak się ma takie problemy ze sobą, to się będzie nienawidziło cały świat, ten świat będzie się wydawał wrogi i nieprzyjazny. A warto być sobą!
– Z mównicy sejmowej zaapelujesz do posłów i posłanek o takie deklaracje?
„Wychodźcie z szafy!”?
– Tak.
Jak będzie okazja, to tak. Bo czy my chcemy takich polityków, którzy nawet ze sobą nie są szczerzy? Zmienia się społeczeństwo, członkowie PO czy PiS będą zmieniali te partie oddolnie, bo coraz więcej jest gejów i lesbijek, którzy mówią o tym publicznie.
Ja mam w Platformie Obywatelskiej kolegów, którzy są gejami. A dzisiaj bycie gejem, nawet członkiem parlamentu w parlamencie brytyjskim, nie jest żadnym problemem.
– Czym Cię uwiódł Janusz Palikot, że porzuciłeś dla niego SLD?
Stworzeniem ruchu, który miał realne szanse wejść do polityki. To musiało być oparte na silnym, charyzmatycznym wodzu, a my mamy to szczęście, że jest to wódz nowoczesny, który jest erudytą i który ma pieniądze.
– Może byś kogoś w parlamencie naprawdę uwiódł i przełamał kolejny stereotyp?
Seksualnie?
– Tak.
Mąż by mi łeb urwał.
– Ale to dla Polski byś zrobił, dla Polski nowoczesnej!
A, to dobra wymówka.
– Panie pośle, zmieni Pan swój rozrywkowy styl życia? Pamiętam te opowieści o nocnych klubach w Warszawie, słuchałem ich z szeroko otwartymi ustami, że takie miejsca w ogóle istnieją…
Zawsze będę sobą.
– Czyli będziesz tam chodził?
Tak długo, jak będą mi sprawiały przyjemność, będę chodził, nie zamierzam żyć w hipokryzji.
– I te „jaskinie sodomitów” nadal Cię będą gościć?
I podniecać, oczywiście.
– Ale tam Cię mogą sfotografować, a jesteś posłem.
To będziesz miał co oglądać! Nie chciałbym stracić swojej osobowości dla parlamentu, nie warto.
– Ale może coś za coś? Jesteś parlamentarzystą…
I? Ludzie mnie wybrali jako Roberta Biedronia, dostałem 17 tysięcy głosów – prawie tyle samo co Leszek Miller – i wiedzieli, na kogo głosują.
Teraz będę w parlamencie, a za cztery lata mogę nie być, a sobą warto pozostać zawsze. Nie, zamierzam tam chodzić, niech robią zdjęcia, będą mieli o czym pisać.
Rozmawiał PIOTR NAJSZTUB