Plany Beaty Kozidrak
Prorocy mówią, że ten rok będzie bardzo burzliwy. I obfity w zmiany.
A dla mnie zaczął się bardzo pracowicie. Rozpoczynamy wielką trasę koncertową. W tym roku ukaże się moja nowa solowa płyta. Uwielbiam nowe wyzwania. Taka dynamika życia mi odpowiada, w tym się odnajduję od wielu lat. Staram się nieustannie spełniać swoje kolejne marzenia, które tak do końca nie są tylko moje.
– Nowy dom, nowa płyta, nowy mężczyzna?
Dom, płyta – tak. Dom pod Warszawą, w którym teraz rozmawiamy, aranżowałam od podstaw. Lubię to robić, urządzanie domów to moja kolejna pasja. Płyta – bo nadszedł czas, w którym chcę się podzielić swoimi emocjami i dźwiękami, które noszę w sobie od jakiegoś czasu. Ale z mężczyzną przesadziłaś…
– A teraz znowu wybierasz się w trasę – walizki, hotele. Lubisz to?
Kocham, to sens mojego zawodu. Wymiana energii z tysiącami ludzi to chyba największy przywilej, który mnie spotkał w życiu. Tym razem szykujemy większą produkcję niż zwykle, ludzie zobaczą nową Beatę. Zamierzam zaskoczyć, opowiedzieć wiele piosenek obrazem. Zapraszam!
– Słucham Twojej piosenki „Bingo”. Naprawdę śliczna. Sama napisałaś słowa?
Tak jak zawsze od lat. Słowa to nieodłączny element mojej artystycznej duszy. W moim przypadku dźwięki niosą za sobą słowa.
Nowa płyta Beaty Kozidrak
– To Twoja trzecia płyta solowa?
Tak.
– I bardzo osobista podobno.
Każda moja płyta jest osobista. Ale nie piszę wszystkich piosenek o sobie, jestem obserwatorką życia, ludzi i ich niezwykłych historii. Zbieram informacje, wchodzę w klimat i o tym piszę. Każda moja piosenka to jakby opowieść o różnych odcieniach miłości. Dziennikarze zbyt pochopnie utożsamiają moje bohaterki z moim własnym ja. W przypadku „Bingo” ja miałam piękne dzieciństwo i młodość.
– Ale śpiewasz w niej, że nie chcesz być sama, że on może być samotny, ale Ty nie, i że ktoś nowy może już wjeżdża windą. A potem dziwisz się, że plotkują.
To nie o mnie. Ale z drugiej strony kto chce żyć w samotności? To najgorsze, co może nas w życiu spotkać. „Bingo” to piosenka o kobiecie, która została w dzieciństwie zraniona i by zapomnieć o swoich problemach, pije, gra, przepuszcza pieniądze.
– Ty nie pijesz, nie grasz i nie przepuszczasz?
Nie, nie przepuszczam. Znam wartość pieniądza. Ale są ludzie, którzy grają przez całe swoje życie i mają różne problemy. Dla mnie hazard może nie istnieć. Alkohol też. I nie rozwiązuję swoich problemów zmianą partnera.
Beata Kozidrak prywatnie
Mimo że jestem bardzo wrażliwą artystką, kobietą i czasem bujam w obłokach, przysięgam, że na ogół znajduję się blisko ziemi. Na pewno nie zrobię sobie krzywdy. Odróżniam to, co dla mnie dobre, od tego, co dla mnie złe. I dzięki temu mam normalne życie. Po trasie koncertowej wracam do domu, idę do sklepu, kupuję pieczywo, mleko. Zwyczajnie. Mam duży dystans do samej siebie, ale znam swoją wartość.
– Lubisz wracać z trasy do domu?
Lubię. Ale gdy posiedzę w nim dłużej, mam ochotę znowu gdzieś pojechać. A nie wszyscy bliscy to rozumieją. Jak widzisz, moje życie jest wystarczająco zakręcone, więc każda próba aranżacji mojej prywatności jest nie tylko dla mnie, ale i dla moich bliskich krzywdząca.
– Ale w każdej plotce jest cząstka prawdy?
Kryzys w życiu Beaty Kozidrak
To są nasze sprawy. Nie potrzebuję skandali czy pokazywania się nieustannie na „ściankach”. Na moje koncerty i koncerty zespołu Bajm przychodzą ludzie, którzy chcą posłuchać przebojów i mojego głosu, którzy chcą wraz ze mną udać się w podróż emocjonalną, muzyczną. I ja ich ze sobą zabieram. To ma dla mnie największą wartość – nie pozwolę nikomu tego zniszczyć i zagłuszyć wyssanymi z palca plotkami.
Wszyscy jednak mamy kryzysy, zwłaszcza w długoletnich związkach. I jeżeli gwiazda przez coś takiego przechodzi, zwykli ludzie chcą czytać o tym, jak pokonuje trudności, co i kto jej w tym pomaga. Potrzebują azymutu, jak oni mają żyć. Oczywiście, będąc osobą znaną, jestem obserwowana i oceniana przez innych. To miłe, jak ludzie angażują się w moją twórczość i przede wszystkim w moich piosenkach znajdują ukojenie, odnajdują siebie. Prywatnie jestem normalną kobietą, która ma swoje gorsze i lepsze momenty. Jestem optymistką i do tego namawiam moich odbiorców, do radości życia. Jak nie pokonam trudności, idę dalej, nie zatrzymuję się.
– Jak nie pokonasz, to trudno? Wszyscy wtedy gwieździe współczują.
Nie jestem pewna, czy dotyczy to moich fanów. Prasa brukowa na pewno chce wzbudzić w odbiorcy takie uczucia; kryzysy, rozwody, to podnosi rankingi sprzedaży. Według nich miałam już wiele kryzysów (śmiech). Ale nie martwcie się, moi drodzy, ja sobie ze wszystkim poradzę.
Mąż Beaty Kozidrak
– Jesteś bardzo silną kobietą. To widać, słychać i czuć. Ale nie zapewniaj mnie, że 35 lat przeżytych z jednym facetem to nieustanna sielanka. Znam to z autopsji.
No pewnie, że są różne momenty, gorsze i lepsze, jak w każdym związku, który można porównać do linii życia. Jak jest prosta, następuje koniec. Uwierz mi, że czuję się tak, jakby ktoś obcy właził do mojego domu, wchodził pod moje łóżko lub chował się do filiżanki z kawą, którą sobie spokojnie piję. Pracuję z moim mężem nieustannie. I powiem więcej, bardzo lubię z nim pracować.
My po prostu uprawiamy zawód artystyczny, w którym ciągle coś się zmienia, coś iskrzy. Nasze życie jest bardzo barwne. Nie powiem, że całe usłane różami, bo skłamałabym. Jesteśmy normalnymi ludźmi. Kłócimy się, godzimy, po prostu żyjemy. Ale to naprawdę tylko nasza sprawa. A poza tym cały czas idziemy do przodu. Andrzej ma duszę artysty i jest urodzonym menedżerem.
– Czytałam jednak, że ma do Ciebie żal, bo wymykasz mu się spod kontroli, nagrywasz płytę, której on jest przeciwny. A żaden mężczyzna nie lubi, gdy kobieta zaczyna iść swoją drogą.
Dobrze, że o to pytasz, bo to kolejna bzdurna plotka. Sama powiedz, czy jeśli kogoś się kocha przez całe życie, to pragnie się jego niepowodzenia? Przecież Andrzej, cokolwiek by się nie działo, życzyłby mi wszystkiego dobrego, a ja jemu. A ta płyta bardzo mu się podoba! Wiesz, jak trudno być artystą? Chcesz po prostu tworzyć, a to bardzo odpowiedzialny zawód, żyjesz w stresie.
– Jak Beata Kozidrak radzi sobie ze stresem?
Stres wyładowuję na scenie, złą energię zamieniam na dobrą. Oddaję ją ludziom. Na przykład w sylwestra oglądało mnie pięć milionów Polaków, śpiewałam dla nich na żywo.
– Straszna odpowiedzialność.
Tak, bo mogłam się przewrócić na scenie, skręcić nogę, stracić głos. Całkiem normalne obawy (śmiech). Wszystko się mogło zdarzyć, ale wiedziałam, że gdzieś blisko sceny jest Andrzej, który mnie uratuje. Kobieta to czuje. Na szczęście nic złego się nie stało, a potem balowaliśmy ze znajomymi. Było bardzo wesoło. Lubię spędzać czas z przyjaciółmi, którzy mnie dobrze znają i wiedzą, jak bardzo jestem wesoła i jak lubię się bawić. Tylko czasami dopada mnie chandra, popłaczę sobie i tyle.
– Płaczesz wtedy Andrzejowi w klapy marynarki?
Różnie to bywa. Czasem płaczę sama i wtedy nastawiam muzykę, która zawsze mnie ratuje. Teraz jednak pracuję głównie nad płytą, odsłuchuję, sprawdzam teksty. Czasem zamieniam jakieś słowo na inne i tekst jest o wiele piękniejszy. Teraz już kończę ją nagrywać i mam nadzieję, że „Bingo” będzie strzałem w dziesiątkę. To na pewno da mi szczęście.
– Bywasz nieszczęśliwa?
Sens życia według Beaty Kozidrak
Nie, bo mam na to wytłumaczenie – uważam, że wszystko, co mnie spotyka, ma jakiś sens i cel. Od dziecka zresztą czułam, że czegoś w życiu dokonam, że ono nie będzie zwykłe.
– Gdy miałaś dziesięć lat…
…wtedy myślałam, że będę baletnicą. Chodziłam do ogniska baletowego i to było dla mnie najważniejsze. Bardzo chciałam, żeby wszyscy na mnie patrzyli, starałam się być perfekcyjna. Teraz już wiem, że życie artysty i muzyka nie na tym polegają.
– A jednak jesteś perfekcyjna. Myślę, że we wszystkim, nawet w gotowaniu?
Ty się nie śmiej, ja naprawdę czasem gotuję i wtedy chwalą moje potrawy.
– Wróćmy do muzyki. Nowa płyta to taka zmiana w życiu jak nowy mężczyzna?
To trochę tak jak nowe dziecko. Później ten proces twórczy trzeba odreagować. Czasem krócej, czasem dłużej. Odpoczywam, ale już myślę nad nowymi piosenkami, w które chcę włożyć nowe myśli i energię. To są takie moje małe opowiadania o życiu.
Rodzina Beaty Kozidrak
– Piszesz dla kogoś konkretnego? Dla męża, córek?
Nie. Tylko niektóre fragmenty dotyczą mnie i moich bliskich. Już ci mówiłam, że nie mogę pisać cały czas o sobie, bo przede wszystkim tworzę dla innych ludzi.
– Twoje piosenki się zmieniają tak jak Ty. Myślisz o tym, jaka byłaś 10–15 lat temu?
Nie, bo dla mnie ważne jest tylko to, co tu i teraz. Teraźniejszość jest w życiu najważniejsza.
– Ale 15 lat temu miałaś małe córki, a teraz są duże. Masz wnuki.
I kocham je jak własne dzieci. Ich korzenie są we mnie i w Andrzeju.
– A Ty czujesz się kochana?
Bardzo, pod każdym względem. Wszyscy się o mnie martwią. Jak gdzieś jadę, ciągle dostaję SMS-y, żebym uważała na siebie, jechała ostrożnie i tak dalej. I to nie tylko od rodziny, lecz także obcych ludzi. Mówią, że jestem dobrym człowiekiem, a dobro podobno wraca.
Siła Beaty Kozidrak
– Jesteś dobra, ale trudna?
To prawda, trudno mną kierować. Pamiętam słowa nauczycielki tańca. Podsłuchałam jej rozmowę z moją mamą: Beatka jest bardzo zdyscyplinowana, bardzo utalentowana, ale krnąbrna. Pomyślałam, czy to jakaś choroba? Co to znaczy? Miałam wtedy siedem lat i sądziłam, że to coś bardzo złego. Bałam się mamy zapytać, bo myślałam, że to słowo oznacza dla mnie coś krzywdzącego i że stwarzam jakiś problem. A chodziło o to, że od początku miałam swoje zdanie i nie godziłam się na układy. Teraz myślę, że krnąbrność u siedmiolatki to po prostu pewność siebie.
– To niełatwo z Tobą żyć?
Niełatwo, ale ja też nigdy nie szukałam łatwego partnera. Mój facet musi być wariatem jak ja. Poszukiwać razem ze mną nowych smaków życia.
– Andrzej taki jest?
Tak jak wcześniej wspomniałam, my się lubimy i czubimy. Jest fajnie, czyli normalnie. Czubimy się przez miesiąc, przez następny kochamy i tak jest w porządku. Nie lubię nudnego życia.
– Bo jesteś za młoda na nudę. Masz zdrowie, piękne ciało, gładką twarz, talent. Twój mąż musi być o Ciebie strasznie zazdrosny?
Jest zazdrosny, ale w zdrowy sposób. Dzięki temu czuję się przez cały czas adorowana. Mimo to pojawiło się dużo zmyślonych historii, które dotykają Andrzeja i nie tylko.
– A Ciebie?
Publiczność Beaty Kozidrak
Ja jestem odporna na takie rzeczy. Poza tym mam swoje lekarstwo, odskocznię – moją muzykę, moje piosenki i ludzi, którzy masowo przychodzą na moje koncerty. Przede mną wielka trasa, koncerty telewizyjne dla ogromnej widowni. Gdy śpiewam, to tak jakbym rozmawiała z tymi, którzy mnie słuchają. Wzruszają się. Patrzę na twarz dziewczyny w drugim rzędzie, której po policzkach płyną łzy i która razem ze mną zaczyna śpiewać: „Rośniesz jak młody bóg”. Nikogo nie muszę zachęcać do śpiewania. Ludzie sami tego chcą.
– To piękna piosenka. Zawsze kojarzyła mi się z erotyką.
O, to dla mnie całkiem nowa interpretacja. Ta piosenka powstała po urodzeniu się naszej pierwszej córki Kasi. Byłam bardzo przejęta macierzyństwem. Poczucie, że jestem matką, rozsadzało mnie od wewnątrz i rosłam jak młody bóg.
Kariera Beaty Kozidrak
– Nie boisz się spadku popularności, odchodzenia w cień? Dużo artystek to przeżywa.
Nie myślę o tym. W tej chwili jestem w pełni rozkwitu, ale jeśli będę chciała kiedyś odejść, zrobię to z klasą. Tylko że mój zawód jest jak narkotyk, bardzo trudno się z nim pożegnać. Gdybym odeszła, brakowałoby mi bardzo tego tempa, tych ludzi wokół mnie, tych świateł, rozmów do świtu i tego uszczęśliwiania innych moim śpiewem. Moje życie to cudowna przygoda.
– Mówisz jednak, jak kobieta od nowa zakochana…
Masz rację, codziennie zakochuję się na nowo – w moim mężczyźnie, w dźwiękach, obrazach.
– To ja już nie chcę słyszeć o żadnych kryzysach! Promieniejesz i tak ma być zawsze.
Tak, bo na samą myśl o koncertach, nowych utworach, kolejnych planach ogarnia mnie radość. Radość życia. Moje życie to bingo.
Rozmawiała Krystyna Pytlakowska