Reklama

Czy Jan Paweł II wiedział o przypadkach molestowania i pedofilii, do których dochodziło za czasów jego pontyfikatu? – to pytanie zadaje sobie wielu. Cieniem na życiorysie Karola Wojtyły położyła się znajomość z Marcialem Macielem Degollado. Meksykański duchowny przez wielu nazywany jest zbrodniarzem i „demonem w Watykanie”. Miał dwie żony, kłamał, wykorzystywał seksualnie nieletnich, w tym własne dzieci i... założył zgromadzenie Legion Chrystusa. Ta postać wciąż budzi odrazę i ciekawość. Kim był naprawdę? I jakie miał relacje z papieżem Polakiem?

Reklama

Marcial Maciel Degollado: ojciec nim gardził, był molestowany

Przyszedł na świat w małym miasteczku Cotija de la Paz w Meksyku 10 marca 1920 roku. Pochodził z zamożnej katolickiej rolniczej rodziny. Ze strony matki było w niej aż czterech biskupów, zaś jeden z wujów Marciala – Jesus Degollado Guizar, z zawodu aptekarz – wziął w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku udział w walkach z reżimem prezydenta Plutarca Eliasa Callesa, który karał torturami i więzieniem „za samo posiadanie symboli chrześcijańskich”. Kościół był w tamtym czasie w Meksyku prześladowany. Przeprowadzano obławy w wioskach, ludność cywilna była krwawo represjonowana przez wojsko, miały miejsce zbiorowe egzekucje. Rękę przykładali do tego przede wszystkim lokalni gubernatorzy. Zaś ci, którzy zdecydowali się walczyć o wolność, zyskali miano cristeros - prześladowanych katolików.

Wojnę domową wielokrotnie potępiał m.in. papież Pius XI. „Antyklerykalna fala miała niszczycielskie oddziaływanie. Księża i zakonnice karani byli grzywnami za noszenie sutann i habitów, likwidowano gazety diecezjalne, zamykano szkoły katolickie i seminaria, działalność parafii ograniczano do tego stopnia, że zamieniały się one w tajne stowarzyszenia. Jeden z ministrów narzucił nawet limit dla liczby księży. W praktyce pracować mogli tylko ci, których nazwiska figurowały na liście uprawnionych. Dla rządu księża byli wywrotowcami, należało więc ich kontrolować i zwalczać”, przypomina w książce „Demon w Watykanie. Legioniści Chrystusa i sprawa Maciela” włoska dziennikarka Franca Giansoldati.

W atmosferze kultu wobec cristeros wzrastał mały Degollado. I te doświadczenia miały ogromny wpływ na zgromadzenie Legionistów Chrystusa, które założył. W niektórych interpretacjach mieli oni być przedłużeniem tych walecznych katolików, którzy bronili religijnych wartości. Tak narodził się ich wielki mit... I od początku budowany był na kłamstwie. Marcial Maciel miał m.in. mówić, że był świadkiem makabrycznej sceny w trakcie wojny domowej, gdy na placu w miasteczku wieszano młodych chłopców. Owszem, taka sytuacja wydarzyła się, ale daleko od miejsca, w którym mieszkał przyszły duchowny. Sam również miał brać udział w walkach czy też dostarczać hostie księżom, którzy ukrywali się i działali w partyzantce. Nie trzeba dodawać, że założyciel zgromadzenia twierdził, że to sam Bóg wybrał go, by tego dzieła dokonał.

Miał dziewięcioro rodzeństwa, w tym przyrodnich braci z poprzedniego związku ojca. Podobno uchodził za najbardziej słabego i bezbronnego. Za przyzwoleniem ojca, który miał nim gardzić, nad Marcialem Macielem znęcali się starsi bracia. Nazywać go mieli prześmiewczo „guerito”, czyli blondynek, szydząc w ten sposób z koloru jego włosów oraz niebieskich oczu. Wszystko po to, żeby „zmężniał”. Chłopiec był również wysyłany do pomocy kolegom ojca, farmerom, którzy mieli dopuszczać się względem niego nadużyć seksualnych, w tym gwałtów.

„Według wszelkiego prawdopodobieństwa on sam padł ofiarą seksualnego wykorzystywania lub maltretowania ze strony jednego z zarządców pracujących w gospodarstwie ojca. O doznanych w dzieciństwie krzywdach ojciec Maciel nigdy nie wspominał, choć kilkakrotnie dał do zrozumienia, że okres ten był dla niego bardzo trudny i smutny”, przypomina w książce Giansoldati.

Czytaj także: Prawdziwa przyjaźń czy romantyczna miłość. Co łączyło Jana Pawła II z arystokratką?

Mauro Paola/Zuma Press/Forum

Jan Paweł II, Karol Wojtyła, Marcial Maciel Degollado, Watykan, Rzym

Marcial Maciel Degollado: dwa razy był wyrzucany z seminarium

Gdy miał zaledwie 14 lat, ogłosił rodzinie, że chce zostać księdzem. Oczywiście to zdarzenie również opisywał później w kategoriach „znaku”: miał zostać wybrany i namaszczony przez Boga. Być może dlatego nie kwapił się, by przestrzegać zasad i przykazań. Jednym z jego ulubionych powiedzeń miało być to, że „zasady są dobre dla ludu”. Dla ludu, czyli nie dla niego...

Już od czasu pobytu w seminarium ciągnęła się za nim zła sława. Dwa razy miał być z placówek wydalany: najpierw z tego w stolicy Meksyku, później z tego prowadzonego przez jezuitów w Montezumie w Nowym Meksyku. Dlaczego? To przez lata pozostawało tajemnicą. On sam ograniczał się do stwierdzenia, że była to „zmowa i zazdrość wśród innych duchownych, wynikająca z rozwoju projektu narodzin Legionistów Chrystusa”. Pojawiały się również takie słowa, jak „spisek” czy „unicestwienie”.

Tę wersję obaliło dopiero pół wieku później dwóch amerykańskich dziennikarzy: Jason Berry oraz Gerald Renner. Przeprowadzili szczegółowe śledztwo, sięgające czasów młodości duchownego.

Odkryli, że już pod koniec lat trzydziestych i w latach czterdziestych snuto insynuacje na temat dwuznacznych zachowań Maciela. Mówiono, że z jego pokoju dochodziły czasem dziwne hałasy, być może stłumione krzyki niektórych dzieci przychodzących do seminarium na lekcje katechizmu. Plotki te dotarły do uszu wuja, Jego Eminencji Rafaela Guizara y Valencia, przykutego wówczas do łóżka z powodu ataku serca. Nie dając do końca wiary tym pogłoskom, wezwał on jednak natychmiast do siebie ulubionego siostrzeńca, by wysłuchać jego wersji wydarzeń. Mówiono, że rozmowa przeobraziła się w ostrą dyskusję, do tego stopnia, że prałat, którego serce było już osłabione, doznał kolejnego ataku, co spowodowało jego zgon kilka dni później, 6 czerwca 1938 roku”, przytacza autorka książki „Demon w Watykanie...”.

Jak było naprawdę? Ojciec Maciel stanowczo zaprzeczał, by powodem decyzji o wydaleniu było pogwałcenie szóstego przykazania – „nie cudzołóż”. „Rektor wyjaśnił mi to, zanim mnie pożegnał. Zwierzchnicy obawiali się sprzeciwów meksykańskich biskupów, zaniepokojonych tym, że niektórzy seminarzyści mogliby powołać nowe zgromadzenie religijne i tym samym przysporzyć problemów samemu seminarium”, bronił się.

A więc i ta plama na jego życiorysie – na skutek kłamstw – stała się w gruncie rzeczy zaletą. Po śmierci wuja, który był jego protektorem, udało mu się znaleźć drugiego opiekuna, kolejnego członka rodziny, tym razem Jego Ekscelencję Antonia Guizara y Valencię, drugiego brata mamy, biskupa Chihuahua. On postanowił wysłać Marciala do placówki prowadzonej przez jezuitów w Montezumie w Nowym Meksyku. Z racji trudnej sytuacji w rodzinnym kraju, przygraniczne, sąsiadujące z nim amerykańskie stany służyły pomocą duchownym z Meksyku.

Młody Degollado działał przebiegle. Na miejsce przybył z rekomendacją wuja oraz pokaźną sumą pieniędzy, zebranych w rodzinie. Została przeznaczona na stypendia dla najbardziej potrzebujących i ubogich seminarzystów. A że placówka zmagała się wówczas z problemami finansowymi, przyjęto go (oraz przywiezione przez niego pieniądze) z otwartymi ramionami.

Mimo tego, że szybko się w tej wspólnocie zadomowił, nie porzucił chęci założenia własnego zgromadzenia. Opowiadał o tym pomyśle innym seminarzystom, co zaczęło wzbudzać mieszane uczucia. Oczywiście wszystko było ubrane w słowa, dotyczące „Boga, który pragnął zjednoczyć grupę duchownych” oraz „Ducha Świętego, który wpływał bezpośrednio na niego, by [...] mimo trudności parł naprzód”.

Ale po kilku miesiącach i z tej placówki Marcial Maciel Degollado zostało wydalony. „Pewnej nocy jeden z księży z seminarium obudził się gwałtownie. Maciel spał w jego pokoju. Polecenie, jakie otrzymał, było kategoryczne: miał natychmiast się ubrać i spakować walizki. Maciel dostał pół godziny na bezzwłoczne opuszczenie seminarium. Był oszołomiony i natychmiast poprosił o rozmowę z rektorem, nalegał, aby pozwolono mu zostać, ale powiedziano mu, że to niemożliwe. Polecenie okazało się nieodwołalne i miał się bezdyskusyjnie do niego zastosować. Na dole czekał już samochód z zapalonym silnikiem, by odwieźć go na stację. Wydarzyło się to 17 czerwca 1940 roku”, wylicza Franca Giansoldati.

Autorka nie ma wątpliwości, że tak nagła i szybka decyzja mogła być podyktowana poważnymi czynami, jak „akty seksualne popełnione z innymi seminarzystami”. Oczywiście i tutaj na dekady zaległa cisza, zaś sam zainteresowany twierdził, że to spisek i „jezuici chcieli uniemożliwić mu założenie własnego zakonu”. Ćwierć wieku później, w 1965 roku, do wydarzeń tych powrócił przy okazji rozmowy z biskupem diecezji Papantla, Alfonsem Marią Sanchezem Tinoco. Okazało się, że w trakcie wymiany zdań wyszło na jaw, że powodem wydalenia było... nakrycie Degollado z innymi młodzieńcami w trakcie stosunku.

Ostatecznie, po drugim wydaleniu z seminarium, wrócił do Meksyku, gdzie znalazł kolejnego protektora. Został nim daleki krewny, Gonzalez y Arias. Dzięki niemu Marcial ukończył studia z zakresu teologii i filozofii i przyjął święcenia kapłańskie 26 listopada 1944 roku w bazylice w Guadalupe. Biskup był pod wrażeniem charyzmy Maciela, nie miał wątpliwości, że ma on wielki talent i z powodzeniem zrealizuje obrane cele. Dlatego też załatwił mu prywatnych nauczycieli, by uzupełnić braki w wykształceniu. I aby zrealizował to, o czym marzył...

Czytaj także: Sinead O'Connor podarła zdjęcie papieża na wizji. „Niczego nie żałuję”

EAST NEWS

Jan Paweł II, Karol Wojtyła, Marcial Maciel Degollado, Watykan, Rzym

Marcial Maciel Degollado: ślub milczenia, by tuszować zbrodnie

Zgromadzenie zakonne Legion Chrystusa założył w styczniu 1941 roku. Osiem lat później powołał również do życia ruch Regnum Christi. Doskonale wiedział, jak działać. Szybko zorientował się, że jest niezrównany w pozyskiwaniu ogromnych funduszy. Utrzymywał bliskie relacje z majętnymi osobami, elitami. Grecki bogacz, Arystoteles Onassis, który był m.in. związany z Jackie Kennedy i Marią Callas, miał o nim powiedzieć: „całe szczęście, że jest on księdzem, bo gdyby był bankierem, wszystkich by nas oskubał”. Według różnych źródeł, miał m.in. uwodzić bogate, samotne kobiety, które przeznaczały bajońskie sumy na konta, które podał im Marcial Maciel Degollado.

Zgromadzenie, które założył, było wyjątkowe. Jego początki – jak w przypadku każdej szanującej się opowieści – miały być trudne. Meksykanin miał początkowo spać na podłodze, za poduszkę służyły mu spodnie owinięte wokół butów, zaś jadał coś jedynie z rzadka. Degollado był przy tym autorytetem dla młodych ludzi, przyciągał ich do siebie charyzmą i jasno określonymi wartościami. Chciał gromadzić pieniądze, by budować szkoły, kształcić nowe pokolenia księży, zależało mu na walecznych, posłusznych duchownych, wyznających konserwatywne wartości. Miał przy tym jeszcze jedną nieocenioną zdolność: manipulacji. Dopiero po latach wyszło, że do zgromadzenia przyjmował określony typ młodych chłopców, którzy przypadli mu do gustu powierzchownością.

Już trzy lata po założeniu Legionu Chrystusa został oskarżony przed biskupem w Cuernavace przez pewnego chłopca, Francisca de la Islę, o dopuszczanie się molestowania. Miał prosić, by młodzieniec go masturbował i zapewniał, że w akcie tym nie ma nic moralnie nagannego. Degollado wmówił również chłopcu, że „dostał zezwolenie od papieża, aby rozgrzeszać tego rodzaju przypadki”. Francisco zrobił to, o co go poproszono. Inny były seminarzysta, który również padł ofiarą Marciala Maciela w tamtych czasach stwierdził jedynie, że „wszystko odbyło się podstępnie”.

Członkowie zakonu musieli pozdrawiać go „nuestro padre” za każdym razem, gdy mijali się na korytarzach w siedzibach zgromadzenia. W przeciwnym razie groziły im kary. Poza tradycyjnymi trzeba ślubami: ubóstwa, posłuszeństwa i czystości, członkowie Legionów Chrystusa składali także czwarty ślub - milczenia. Nie wiedzieli, że w ten sposób przez lata będą musieli patrzeć z niedowierzaniem na kolejne haniebne występki charyzmatycznego założyciela. I że w jego rękach będzie to narzędzie bezwzględnej, okrutnej manipulacji. A on nie miał żadnych skrupułów. „Z czasem dzięki niezwykłej zdolności do pozyskiwania wsparcia bogatych sponsorów rozbudował zgromadzenie do rozmiarów międzynarodowej potęgi mającej filie w 21 krajach, blisko 1 tys. księży, setki alumnów seminariów duchownych i ponad 120 tys. uczniów szkół podstawowych i średnich”, wylicza Gazeta.pl.

Ujawniony dopiero w 2019 roku, po 11 latach od śmierci Marciala Maciela Degollado raport, będący wynikiem wewnętrznego śledztwa Legionistów Chrystusa ponad wszelką wątpliwość udowodnił, że „33 księży zgromadzenia zgwałciło co najmniej 175 dzieci w wieku od 10 do 16 lat. Sam Marcial Maciel gwałcił, molestował i masturbował co najmniej 100 dzieci. W szkołach Legionistów uczniowie i seminarzyści byli gwałceni przez kolegów i przełożonych. Co najmniej 90 alumnów padło ofiarą kolegów. Raport stwierdza, że wszystkie przypadki zostały dowiedzione „ponad wszelką wątpliwość”, tzn. np. przyznali się do nich sami winni”, cytat za Gazeta.pl. Są jednak i tacy, którzy twierdzą, że liczba ofiar meksykańskiego duchownego była znacznie wyższa i sięgnęła nawet 200 młodych chłopców (według przewodniczącego Stowarzyszenia Ofiar Legionistów Chrystusa, Emilia Bartolome).

„Ale spośród 33 opisanych w raporcie pedofilów tylko jeden został skazany, sześciu nie żyje, ośmiu odeszło z zakonu, a osiemnastu wciąż jest członkami kongregacji. Piętnastu spośród tych ostatnich spotkały różne drobne kary kościelne. Tylko 45 ofiar dostało jakiekolwiek zadośćuczynienie”, przypomina Wyborcza.

Czytaj także: Ali Agca dopuścił się zamachu na papieża Jana Pawła II. Jak potoczyły się jego losy?

Laski Diffusion/Laski Diffusion/East News

Jan Paweł II, Karol Wojtyła, Marcial Maciel Degollado, Watykan, Rzym, 30.06.2000 rok

Marcial Maciel Degollado był bigamistą. Założył dwie rodziny, molestował dwóch swoich synów

Założyciel zgromadzenia był również bigamistą. Założył dwie rodziny i doczekał się trójki dzieci z dwiema różnymi kobietami (co do ogólnej liczby potomstwa informacje są jednak sprzeczne). Pierwszą żoną duchownego była Blanca Estela Gonzalez. Byli razem przed ponad dwadzieścia lat. Spotkali się w meksykańskiej Tijuanie. On miał wówczas 56 lat, ona 19. Miała już na koncie nieudane małżeństwo, którego owocem był synek. Degollado oczarował ją swoją pewnością siebie, charyzmą. „Powiedział, że szuka kobiety, by stworzyć dom i wreszcie założyć rodzinę. W takim sposób go poznałam; nie wiem, czy na szczęście, czy na nieszczęście”, mówiła 30 lat później w wywiadzie telewizyjnym, gdy opowiadała o tym, co przeszła.

Jej synek o imieniu Omar od początku lgnął do Marciala. Został w kolejnych latach usynowiony przez duchownego, oczywiście pod fałszywym nazwiskiem. Blance 56-latek przedstawił się jako Jose Rivas. Miał pracować w Shell International, gdzie został zatrudniony na stanowisku inżyniera, specjalizującego się w dziedzinie energii, pracującego na platformach wiertniczych w Zatoce Meksykańskiej. Wersja ta wydawała się co najmniej prawdopodobna: wszak wielkie koncerny paliwowe wydobywają ropę właśnie tam.

Opowiadał jednocześnie, że jest to praca niezwykle opłacalna, ale i wymagająca. Stąd jego liczne wyjazdy i nieobecność w domu. Na tym jednak nie koniec. Według słów kobiety, mąż miał twierdzić, że jest... tajnym agentem, zmuszonym występować co jakiś czas pod przykryciem. Ona nie zadawała pytań. On mieszkał z rodziną przez nawet dwa tygodnie, po czym znikał. W tym czasie nie zapominał jednak o bliskich: do żony pisał romantyczne listy, wysyłał również pocztówki. Regularnie też dzwonił i pytał, co u jego synów (doczekali się z Blanką chłopca, któremu nadali imiona Jose Raul). To ten ostatni w 2008 roku, już po śmierci ojca, przerwał milczenie i potwierdził, że zarówno on, jak i jego przyrodni brat, padli ofiarami molestowania ze strony zakonnika.

Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej panowała cisza. On mówił z trudnem i mozołem, od czasu do czasu łamał mu się głos. Widać było, że przywoływanie wspomnień jest bolesne. Ale był również przekonany, że nie chce ukrywać tego, co się stało. Do bulwersującego zdarzenia miało dojść między 1987 a 1988 rokiem, podczas podróży do Madrytu, gdzie zatrzymali się w hotelu Holiday Inn. „Ojciec mówił nam, że jego wuj kazał mu, żeby go masturbował, i on teraz chce, żebyśmy zrobili to samo. Chciał też, byśmy zrobili zdjęcie polaroidem. Nie wiem po co. Może pokazywał to zdjęcie innymi jako materiał pornograficzny”. Chłopcy spełnili to, o co prosił ojciec.

Później zażądali od Legionistów Chrystusa zawrotnej sumy 26 milionów euro tytułem odszkodowania. Odwoływali się przy tym do obietnic ustnych, które za życia złożył im ojciec. Ale pewnym jest, że zaznanego cierpienia nic im nie wynagrodzi...

Drugą rodzinę Degollado założył w stolicy Hiszpanii i wyszło to na jaw po jego pogrzebie. Norma Hilda Banos poznała partnera – podobnie jak Blanca – przypadkiem. Pracowała wówczas jako kelnerka w Acapulco. Miała nieco ponad 20 lat. On przedstawił się jako... Jose Rivas (ponownie użył tej tożsamości): majętny biznesmen, który w interesach przemierza cały świat. Oczywiście dodał, że właśnie w tym momencie życia poczuł, że chce założyć rodzinę. Zamieszkali w luksusowym, 300-metrowym apartamencie w Madrycie w reprezentacyjnej dzielnicy. Doczekali się córki Normy Hildy Rivas, która przez ojca była czule nazywana Normitą. Przyszła na świat w 1987 roku.

Dziewczynka miała być jego ulubienicą. Nie dość, że zabierał ją w swoje długie, niekończące się podróże, to jeszcze... bywała na papieskich audiencjach! Zachowały się nawet zdjęcia, na których pozuje z gwardią szwajcarską i braćmi (!) w auli Pawła VI.

„Również ksiądz z Cotija de la Paz, podobnie jak uczyniłby każdy rozwiedziony ojciec, który musi dbać o potomstwo z różnych związków, starał się sprzyjać spotkaniom rodzeństwa, organizując nawet podróże do Rzymu ze wszystkimi swoimi dziećmi”, potwierdza Franca Giansoldati.

Dziś Normita jest dorosła. Ukończyła studia, wyszła za mąż za chłopaka poznanego w hiszpańskim uniwersytecie legionistów. Wykształcenie zdobyła w najlepszych szkołach Legionu. Ta „hiszpańska rodzina” była zdecydowanie bliższa Macielowi. Zabierał je w podróże (m.in. po Włoszech), okazywał miłość oraz serdeczność. One także były jedynymi, które czuwały przy jego łóżku do końca, gdy umierał na raka trzustki w jednej z amerykańskich klinik. Pozwolono im również uczestniczyć w odprawionych w niezwykłej ciszy uroczystościach pogrzebowych, które miały miejsce w Cotija de la Paz w lutym 2008 roku.

Po powrocie di Hiszpanii Norma Hilda Banos wybrała milczenie. Nie udzielała wywiadów, nie komentowała, nie wypowiadała się na temat skandalu z udziałem jej zmarłego partnera. Wiadomo, że wraz z córką żyje nadal w luksusowym apartamencie w Madrycie, który Degollado pozostawił jej w spadku. Wiele wskazuje na to, że podpisała z Legionem Chrystusa pozasądową umowę (być może nawet przed śmiercią męża!), gwarantującą jej dożywotnią rentę i możliwość użytkowania kilku posiadłości. Zadbała w ten sposób o przyszłość swoją i córki...

Z kolei meksykańska rodzina duchownego wybrała drogą ujawnienia prawdy i publicznego opowiedzenia o tym, co ich spotkało. „Nie można wykluczyć, że Maciel spłodził po drodze jeszcze inne dzieci”, mówiono po śmierci duchownego na watykańskich korytarzach. Pojawiały się spekulacje, dotyczące jeszcze jednej córki, która miała umrzeć za młodu. Według różnych źródeł, duchowny miał doczekać się łącznie... szóstki dzieci z „co najmniej dwiema kobietami”.

Czytaj także: Wstrząsający reportaż o kardynale Stanisławie Dziwiszu. Jak wiele ujawnia?

Beata Zawrzel/REPORTER

Marsz przeciwko ukrywaniu pedofilii przez Jana Pawła II i kościół katolicki, Kraków, 29.06.2019 rok

Marcial Maciel Degollado i Jan Paweł II: jak demon okłamał papieża

Karol Wojtyła po tym, jak został wybrany na głowę Kościoła Katolickiego, chciał pierwszą pielgrzymkę odbyć do swojego ojczystego kraju. „Ale Moskwa, poprzez swoje kanały dyplomatyczne, interweniowała, by pohamować ten entuzjazm. KPZR była bardzo zaniepokojona: efekty działania papieża, który jako kardynał ośmielił się rzucić wyzwanie reżimowi komunistycznemu w Warszawie, były nie do przewidzenia. Oczywiste „niet” nie kazało na siebie czekać”, przypomina Giansoldati.

Pielgrzymka do Meksyku była niejako spadkobierstwem po Pawle VI. A polecenie przygotowania jej w tym kraju Ameryki Łacińskiej otrzymał... właśnie Marciel Macial Degollado. I wiedział, że zadanie to wykonać musi perfekcyjnie. Dlatego też użył wszelkich swoich kontaktów, by przedsięwzięcie okazało się spektakularnym, niepodważalnym sukcesem. Uruchomił medialną machinę, usuwał z drogi wszystkie problemy (miał w końcu kontakty z elitą kraju), kierował całością zza kulis. Na ulicach papieża witały tłumy. Pozdrawiali go, płakali. Gdy przemawiał, ich oczy płonęły. Czuł, że ta wizyta odmienia oblicze Meksyku. I że jest wielkim sukcesem.

„W oczach Jana Pawła II założyciel Legionistów Chrystusa przemienił się szybko w męża opatrznościowego. Z kolei dla ojca Maciela była to okazja, którą należało jak najszybciej wykorzystać. Wyróżnić się w taki sposób oznaczało zdobyć uznanie i zaufanie w najbliższym otoczeniu papieża, żeby stać się potem głównym współtwórcą meksykańskiego sukcesu Jana Pawła II”.

Wiedział, że dzięki temu w Watykanie będzie traktowany priorytetowo, z należnymi przywilejami. Że te kontakty zaprocentują w przyszłości. A to było mu niezbędne, by mógł „neutralizować wszelkiego rodzaju niechęci czy wrogość”. A tych wokół niego było naprawdę wiele. W jego sprawie było prowadzone m.in. dochodzenie dotyczące narkomanii! Co prawda umorzone, ale położyło się ceniem na reputacji duchownego. I tak oto rozpoczęła się długoletnia, serdeczna relacja Ojca Świętego z Marcialem Macielem Degollado.

I w tym miejscu należy przejść do pytania: czy papież Jan Paweł II wiedział o zbrodniczej działalności założyciela Legionów Chrystusa? Wszyscy w Watykanie zgodnie twierdzą, że nie. „Kiedy Ojciec Święty go poznał, nic nie wiedział. Absolutnie nic. Dla niego był on założycielem wielkiego zgromadzenia religijnego. Nikt mu o niczym nie powiedział. Nawet o krążących pogłoskach”, przekonywał Stanisław Dziwisz

Wiele wskazuje również na to, że nikt z zaufanych współpracowników nie poinformował Karola Wojtyły o dokumentacji, która w drugiej połowie lat 90. XX wieku (w 1998 roku) wpłynęła do Stolicy Apostolskiej dzięki inicjatywie byłych księży legionistów: Jose Barby, Juana José Vacy i sześciu innych ofiar Maciela. Wysyłali oni listę zbrodni i ofiar założyciela. Trafiła wówczas na stół prefekta Kongregacji Nauki Wiary – Josepha Ratzingera. Rok później wszczęto śledztwo, które w tym samym roku zostało jednak zawieszone. Wątek ten został poruszony w październiku 2020 roku w głośnym wywiadzie Piotra Kraśki ze Stanisławem Dziwiszem w „Faktach po faktach” na antenie TVN24. „Pierwsze słyszę. Nie wiem, kto by mógł (dochodzenie - red.) wstrzymać. Na pewno nie papież”, podkreślał hierarcha.

I dodał, że „papież spowodował rozeznanie tej sprawy i potem ustanowił również delegatów, którzy mieli zbadać tę sprawę na miejscu”. „Te sprawy nie przechodziły przez sekretariat prywatny papieża. Rozmowa była między kardynałem Ratzingerem, (ówczesnym - red.) szefem Kongregacji Doktryny (Nauki - red.) Wiary, a także na pewno Sekretariatem Stanu (Stolicy Apostolskiej - red.). To była sprawa bardzo poważna, zatem rozmowy były na najwyższym szczeblu”, wyjaśniał.

Zapewnił również, że temat ten nie przewijał się w rozmowach Jana Pawła II z przyjaciółmi. „Z przyjaciółmi papież nie rozmawiał na te tematy, powiedzmy, służbowe". I dodał, że papież „sam nie mógł wszystkiego robić, bo od tego są urzędy watykańskie”. Dlaczego więc sprawa utknęła wówczas w martwym punkcie? „Więc od razu wskazywał i przesyłał do urzędów, żeby tymi sprawami się zajmowali. A urzędy, jak urzędy, jedne działają sprawnie, drugie powoli. W każdym razie ta sprawa szła, nie została odłożona”, odparł Stanisław Dziwisz.

Ostatecznie śledztwo kanoniczne Watykanu w sprawie ojca Marciala Maciela Degollado, uruchomione w 2005 roku, dało wstrząsające rezultaty. Z tego też względu zostało utajnione. Przesłuchano setki świadków: byłych legionistów, ofiary i ich rodziny. Dało pełen obraz tego, kim naprawdę był meksykański duchowny. „Zgwałcił wielu seminarzystów, „ożenił się” z dwiema kobietami, przyjmując za każdym razem fałszywą tożsamość inżyniera, agenta CIA, menedżera, w zależności od potrzeb; wykorzystywał dwoje ze swoich nieślubnych dzieci; jako menedżer zarządzał zawrotnymi kwotami, oszukując wielu dobroczyńców i dopuszczając się korupcji; zażywał narkotyki”, podsumowuje w „Demonie w Watykanie”... Franca Giansoldati. „Dziś wiadomo, że w archiwach Watykanu jest 200 dokumentów na temat zbrodni Marciala Maciela i innych legionistów. Wszystkie skargi były tuszowane m.in. przez sekretarza stanu kard. Angela Sodano, zaufanego papieża”, czytamy w artykule na Gazeta.pl. Jeszcze w 2004 r. Jan Paweł II osobiście odprawia uroczystą mszę z okazji 60-lecia kapłaństwa Maciela, na której składa mu podziękowania za posługę.

Ostatecznie dopiero gdy Joseph Ratzinger został wybrany na Stolicę Piotrową, „nakazał zakonnikowi rezygnację z działalności publicznej i spędzenie reszty dni na modlitwie i pokucie” (było to w 2006 roku). Rok wcześniej Degollado rezygnuje z kierowania Legionem Chrystusa i jedzie z jedną z partnerek i córką na wycieczkę po Europie (m.in. do Polski). Spekuluje się, że na krótko przed śmiercią Jana Pawła II jego następca dostarczył mu niezbite dowody na zbrodniczą działalność meksykańskiego duchownego. Ale było już za późno...

30 stycznia 2008 roku Marcial Maciel Degollado umiera w szpitalu w Houston na raka trzustki. Ponad dwa lata później, 1 maja 2010 roku Watykan wydaje oficjalne oświadczenie na temat tej bulwersującej sprawy. Pisze, że „duchowny dopuścił się skandalu najcięższego i niemoralnego zachowania, licznych przestępstw i prowadził życie pozbawione skrupułów. Najcięższe i obiektywnie niemoralne zachowania ojca Maciela, potwierdzone przez niepodważalne świadectwa, jawią się niekiedy jako prawdziwe przestępstwa i ukazują życie, pozbawione skrupułów i autentycznych uczuć religijnych”, podkreślono.

Dlaczego przez ponad pół wieku udawało mu się ukrywać te wszystkie zbrodnie? Kłamał, manipulował i używał wszystkich środków, w tym materialnych, by tuszować swoje haniebne czyny. Wiedział również, że Jan Paweł II, mając doświadczenie związane ze Służbami Bezpieczeństwa w PRL-u, łatwo uwierzy mu, gdy stwierdzi, że wszystkie oskarżenia to jedynie pomówienia, mające na celu zdyskredytowanie założyciela Legionu Chrystusa i całego Kościóła. Prawda wyszła jednak w końcu na jaw, ale nikt nie ma wątpliwości, że zdecydowanie za późno. Większość jego ofiar nie otrzymała zadośćuczynienia.

Czytaj także: Oświadczenie kardynała Dziwisza. „Pragnę odrzucić złośliwe sugestie i zniesławiające oskarżenia”

Źródło: Książka Franki Giansoldati „Demon w Watykanie. Legioniści Chrystusa i sprawa Maciela”, wydana nakładem wydawnictwa WAB, Wyborcza.pl, Natemat.pl

Laski Diffusion/Laski Diffusion/East News
Reklama

Marcial Maciel Degollado prywatnie, Meksyk, około 2000 roku

Reklama
Reklama
Reklama