Reklama

Czy erotyka w kinie jest w ogóle potrzebna? Takie pytania pojawiły się natychmiast, gdy z wielkiego ekranu powiało namiętnością. Zawsze są dwie strony medalu. Według psychoanalityka Carla Gustava Junga: „Kino daje możliwość bezpiecznego doświadczania podniecenia i pożądania, które muszą być tłumione w przyzwoitym życiu”. Więc mamy wytłumaczenie, dlaczego tak bardzo chcemy oglądać na ekranie to, czego albo nie mamy w życiu, albo nie do końca umiemy wprowadzić w czyn.

Reklama

Jeanne Moreau mówiła: „Większość ludzi nie ma siły na prawdziwą namiętność, więc rezygnują i idą do kina”. W pewnym sensie to smutne, ale mamy kino, więc jest też ta dobra strona. Poza tym w kinie jest piękniej niż w rzeczywistości – może być też dużo brzydziej – ale nie o tym tu mowa. Przecież gwiazdy kina są nazywane bogami i boginiami seksu. Są piękne, a nawet doskonałe, kamera potrafi dodać boskości, szalone w swoich fantazjach, nieokiełznane, niedoścignione. Marilyn Monroe, Brigitte Bardot, Sophia Loren, Elizabeth Taylor, Sharon Stone, Angelina Jolie… Clark Gable, Cary Grant, Richard Burton, Sean Connery, Pierce Brosnan, Brad Pitt… Czyż nie są ucieleśnieniem naszych pragnień?

Sceny, które rozpalają wyobraźnię

„Każdy chce być Carym Grantem, nawet ja chcę być Carym Grantem”, mawiał Cary Grant. I każdy z nas ma w głowie kilka takich scen, które rozpalają nasze namiętności. Clark Gable i Vivien Leigh w „Przeminęło z wiatrem”. On ją porywa na ręce i niesie do sypialni. Potem nie widzimy, co się dzieje, ale rano Scarlett się budzi i rozkosznie przeciąga. Więc musiało być dobrze. Burt Lancaster i Deborah Kerr na plaży w „Stąd do wieczności”.

Pocałunki na miarę Oscara i marzenie, że może kiedyś i ja tak na piasku… Podobno reżyser wymyślił scenę w ostatniej chwili, a bez niej, szczerze mówiąc, nie ma filmu. Patrick Swayze i Demi Moore przy lepieniu garnków w „Uwierz w ducha”. I ta muzyka, „Unchained Melody” – absolutny must-have udanego seksu. „Kochanie, jestem głodny, głodny twojego dotyku”. Albo Angelina Jolie i Antonio Banderas – jacy oni piękni – w „Grzesznej miłości”. Film taki sobie, ale dla „tych” scen warto 100 razy iść do kina. Ale już nie na Nicole Kidman i Toma Cruise’a w „Oczach szeroko zamkniętych”. To właśnie po tym filmie najsłynniejsze wówczas hollywoodzkie małżeństwo rozstało się na oczach tłumów.

Nieśmiertelne „9 i 1/2 tygodnia” (1986) Adriana Lyne’a nie zestarzało się wcale, wciąż stanowi inspirację i gwarantuje podniecający seans.
Nieśmiertelne „9 i 1/2 tygodnia” (1986) Adriana Lyne’a nie zestarzało się wcale, wciąż stanowi inspirację i gwarantuje podniecający seans. Magnum Photos/Forum

Jak się okazało, namiętności nie da się po prostu zagrać. Talent nie wystarczy. W ich sypialni wiało chłodem, co widać było na ekranie. Na szczęście w tym ostatnim filmie mistrza Kubricka erotyka nie opiera się jedynie na głównych bohaterach. Kodeks moralności Seks w filmie był od zawsze. I choć próbowano za wszelką cenę powstrzymać jego ekspansję na wielkim ekranie, rozpychał się tam coraz bardziej.

Pocałunek? To skandal!

Jest rok 1896. Dawno, prawda. Ale emocje takie same jak 100 czy 120 lat później. Aktor John C. Rice – kto dziś o nim pamięta – najpierw podkręca wąsa, a potem dotyka wargami warg May Irvin – kto dziś o niej pamięta – dopełniając przy tym pierwszej erotycznej sceny w historii kina w filmie zatytułowanym nomen omen „Pocałunek”. Zważywszy, że bracia Auguste i Louis Lumière 28 grudnia 1895 roku zorganizowali pierwszy publiczny pokaz filmowy w Paryżu, erotyka błyskawicznie wtargnęła na ekran. Nawet nie odczekała roku.

Pocałunek z filmu „Pocałunek” został uznany za skandal swoich czasów, a emocje mu towarzyszące daleko przewyższyły te, które wywołała premiera „Ostatniego tanga w Paryżu” ponad 70 lat później w zupełnie przecież już innej epoce. Szybko więc razem z kinem pojawiła się cenzura, która przyniosła odwrotny skutek, bo moraliści i cenzorzy tylko dolewali oliwy do ognia, a publiczność chciała igrzysk. „Taniec Fatimy” z 1896 roku był pierwszym filmem, który ocenzurowano ze względu na treść erotyczną. Na postaci tancerki wykonującej taniec brzucha umieszczono dwa poziome, białe paski. Przyciągały one uwagę do falującego brzucha, rozbudzając wyobraźnię. Więc cenzurze się nie udało.

Więzienie za słowo seks

W 1933 roku organ Katolicki Legion Obyczajowości potępił aktorkę Mae West, seksowną gwiazdę filmu „Nie jestem aniołem”. West zasłynęła jako aktorka teatralna, była też scenarzystką i dramatopisarką z Broadwayu, która lubiła w swoich sztukach sięgać po tematy erotyczne. Jeden z jej spektakli nosił tytuł „Seks”, za co West trafiła nawet do więzienia. Przeniesienie Mae z broadwayowskich desek na wielki ekran było kwestią czasu. Film „Nie jestem aniołem” przyniósł ponad dwa miliony dolarów zysku, zwłaszcza że im mocniej grzmiał Legion, tym publika chętniej waliła do kin. „Wierzę w cenzurę – powiedziała wtedy West – w końcu zbiłam na niej fortunę”.

Film pornograficzny „głębokie gardło” z czasów złotej ery porno był jedynym tego typu filmem wyświetlanym w kinie. Premiera odbyła się w czerwcu 1972 roku. Linda Lovelace, główna bohaterka filmu, stała się gwiazdą.
Film pornograficzny „głębokie gardło” z czasów złotej ery porno był jedynym tego typu filmem wyświetlanym w kinie. Premiera odbyła się w czerwcu 1972 roku. Linda Lovelace, główna bohaterka filmu, stała się gwiazdą / Bridgeman Images – RDA / Forum

Niestety, rok później na Hollywood spadło nieszczęście w postaci Kodeksu Haysa i kolejne filmy West już tak dobrze się nie oglądały, bo erotyki w nich nie było. Kodeks produkcyjny, zwany właśnie Kodeksem Haysa, stwierdzał: „Należy utrzymywać świętość instytucji małżeństwa i domu. Żaden film nie powinien sugerować, że przypadkowe związki seksualne lub związki z wieloma partnerami są czymś akceptowanym lub powszechnym. Namiętność należy ukazywać w taki sposób, by nie budzić niskich emocji”.

Fantastycznie spuentował to pisarz George S. Kaufman: „Kiedy dwoje ludzi leży w łóżku, muszą być albo po ślubie, albo po śmierci”. Ograniczenia nałożone przez kodeks pozbawiły kino na ponad 30 lat erotycznych obrazów i pikantnych dialogów. Kamienie milowe w historii kina erotycznego to te filmy, które jako pierwsze przełamały zakazy kodeksu dotyczące takich tematów jak: miłość lesbijska, związek z wieloma partnerami, cudzołóstwo, prostytucja i pedofilia.

O tych filmach – może z wyjątkiem „Lolity” – nikt już nie pamięta, ale wielbiciele erotycznego kina powinni być wdzięczni twórcom. Najtrudniejszy jest pierwszy krok.

Tłumy na filmach klasy X

W 1968 roku kodeks został zastąpiony przez system klasyfikacji pełniący wobec widza funkcję doradczą. Litera przy tytule obrazu od razu dawała znak, czego się spodziewać po filmie. Kobieca nagość i pieszczenie piersi były dopuszczalne w filmach klasy R, a erekcja, fellatio, cunnilingus i penetracja w filmach klasy X. Słynne „Głębokie gardło” z 1972 roku można było zobaczyć w zwykłych kinach, przed którymi ustawiały się niekończące się kolejki.

Podekscytowany tłum chciał sobie popatrzeć i odbić lata ograniczeń. Dokument o tym filmie, nakręcony wiele lat później, próbuje jakoś wyjaśnić ten fenomen. Ale tym, których nie było wtedy na świecie – czytaj ja – i którzy widzieli, że Kevin Costner w filmie „Bodyguard” nie przewalczył seksu z Whitney Houston, a gdy Julia Roberts robiła „coś” Richardowi Gere’owi w „Pretty Woman”, to kamera szybko powędrowała mu na twarz, w głowie się to nie mieści, że w kinach pokazywano takie kadry.

Reklama

Dalszy ciąg fascynującej historii erotyki w historii kina można przeczytać najnowszym wydaniu VIVA! MAN

a_okladka_karpiel_net_mala
Reklama
Reklama
Reklama