Reklama

Nic nie jest w stanie przygotować dziecko na rozwód rodziców. Małgorzata Ohme dzieciństwo spędziła samotnie. Z mamą zawsze miała jednak dobre relacje. O tym, jak przez lata nadrabiała dzieciństwo, jaka więź łączyła ją z mamą i dlaczego została psychologiem opowiedziała w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.

Reklama

O ile wiem, Twoje dzieciństwo było samotne, a z mamą nigdy nie byłaś szczególnie blisko?

Wręcz przeciwnie! Byłam z nią bardzo blisko, może za bardzo… Miałyśmy skomplikowane relacje, jak wiele matek i córek. Mieściło się w niej wiele różnych uczuć, ale byłyśmy bardzo silnie związane i bardzo się kochałyśmy. Niełatwo było mi odejść z domu, tym bardziej że mama po rozstaniu z tatą z nikim się już nie związała. Całe życie tęskniła za moim ojcem i nie dziwię się temu, bo był uroczy, fantastyczny, ale nie spełnił się w tej miłości. To nie ja byłam samotna, tylko moja matka, choć bardzo dużo pracowała i w domu jej było bardzo mało.

Ile miałaś lat, gdy Twoi rodzice się rozwiedli?

Chyba 11. Pamiętam ten dzień, gdy tata przyszedł i powiedział, że się wyprowadza. Rozmawiał ze mną jak z dorosłą. Nie byłam w stanie tego unieść, a musiałam. W każdym razie wkroczyłam wtedy w dorosłość.

Trochę za wcześnie.

Tak i dlatego musiałam później nadrobić ten czas utraconego dzieciństwa. Stało się tak, gdy rozstałam się ze swoim mężem. Miałam już 30 lat, ale czułam, jakbym się znowu cofnęła do momentu, w którym chciałam poczuć się nastolatką. Gdy moi rodzice się rozeszli, dostałam najważniejsze zadanie – pilnowania bezpieczeństwa domu. Miałam na tym punkcie prawdziwą obsesję, nieustająco bałam się włamywaczy, zabójcy. Każdej nocy zasypiałam mokra od potu, zakryta kołdrą po głowę, dusząc się ze strachu. Pozornie byłam grzeczną, ułożoną, uspołecznioną dziewczynką, która nie tworzy problemów. Te problemy jednak tkwiły we mnie bardzo głęboko ukryte. Objawiały się może jedynie tym, że co wieczór sprawdzałam, czy drzwi są dobrze zamknięte. Uważałam, że jeśli zostaje się we dwie, to ktoś musi przejąć odpowiedzialność za wspólne życie. I ten obowiązek spadł na mnie.

Może dlatego zostałaś psychologiem?

Z pewnością, ale to przejmowanie odpowiedzialności odzywało się we mnie we wszystkich moich relacjach. Kolega kiedyś mi powiedział: „Tak bardzo lubisz się wszystkimi opiekować, a potem masz pretensje, że ciebie nikt nie wspiera i nie bierze za ciebie odpowiedzialności”.

Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu VIVA!, które w sprzedaży już od 22 grudnia.

Łukasz Kuś

Łukasz Kuś

Reklama

BARTEK WIECZOREK/VISUAL CRAFTERS

Reklama
Reklama
Reklama