Reklama

Zdzisław Beksiński dbał o bezpieczeństwo. Dlatego zamontował drzwi antywłamaniowe i kamerę, nie wpuszczał obcych. Mimo to zginął we własnym mieszkaniu... Mordercy otworzył w samej podkoszulce i szortach. Znał go, ufał mu. Życie malarza wyceniono na trzy tysiące złotych – tyle bowiem wynosiła wartość skradzionych z jego mieszkania aparatów fotograficznych oraz płyt. Co było przyczyną tragedii, czy musiało do niej dojść i czy rzeczywiście nad rodziną Beksińskich ciążyło fatum?

Reklama

Czy nad rodziną Beksińskich ciążyło fatum?

Niektórzy byli przekonani, że nad rodziną Beksińskich ciążyło fatum śmierci. Na początku zmarła teściowa i matka Zdzisława Beksińskiego, później, z powodu tętniaka aorty, zmarła jego żona, a w następnej kolejności malarz musiał pożegnać syna, który popełnił samobójstwo. Tomasz Beksiński, dziennikarz muzyczny, zaplanował swoją śmierć na antenie radia, w którym pracował. Dla niego zjawy, duchy, wampiry i inne mroczne historie były niczym najzwyklejsza codzienność.

„Gdybym kilka lat wcześniej oceniał jego zachowanie, po śmierci Tomka, to w sposób naiwny powiedziałbym, że jest bez serca i jest egoista. Tę relację oceniałbym naiwnie. Zdzisław doskonale rozumiał, że Tomek żyjąc, męczył się”, wyznał Andrzej Seweryn w Dzień Dobry TVN. W końcu fatum dotknęło także Zdzisława Beksińskiego. Wieczorem 21 lutego 2005 roku znajomy malarza, Krzysztof, zaniepokoił się nieodbieranym przez niego telefonem, ponieważ artysta zawsze zostawiał wiadomość. Wraz ze szwagrem pojechał do jego mieszkania, gdzie dokonał makabrycznego odkrycia...

Czytaj też: Marian Glinka miał być „polskim Schwarzeneggerem”. Zmarł krótko po tym, jak usłyszał diagnozę

Michal Sadowski / Forum

Zdzisław Beksiński w swoim domu, Warszawa, 15.03.2001

Zdzisław Beksiński – śmierć po 17 ciosach nożem

Był wybitnym fotografem, rysownikiem, ale przede wszystkim: szalenie utalentowanym malarzem. 21 lutego 2005 roku Zdzisław Beksiński, otrzymawszy 17 ciosów nożem, zmarł w swoim mieszkaniu na warszawskim Ursynowie przy ulicy Sonaty. Krzysztof, kolega, który pomagał mu w remontach znalazł jego zwłoki na balkonie. Życie artysty wyceniono na trzy tysiące złotych, tyle bowiem wynosiła wartość skradzionych mu dwóch aparatów fotograficznych oraz kolekcji płyt. Od początku policja podejrzewała o zbrodnię kogoś z jego bliskiego kręgu znajomych. W 2001 roku Zdzisław Beksiński mieszkał już sam. Starał się dbać o bezpieczeństwo, dlatego zamontował antywłamaniowe drzwi oraz kamerę, nie wpuszczał nikogo obcego. To jednak nie pomogło mu uniknąć tragedii. Swojemu zabójcy otworzył w samej podkoszulce i szortach. Znał go więc, ufał mu.

Podejrzenia mundurowych okazały się jak najbardziej słuszne. Zabójcą był Robert, nastoletni syn Krzysztofa. Artysta dobrze więc znał chłopaka. Co popchnęło młodego mężczyznę do tak strasznego czynu? Okazało się, że przyszedł do mieszkania Zdzisława Beksińskiego, ponieważ chciał pożyczyć 10 tysięcy złotych. Ten mu odmówił i zdenerwowany zadzwonił do ojca Roberta. Nie spodziewał się, że ta odmowa będzie dla niego tragiczna w skutkach... Rozsierdzony chłopak przystąpił wówczas do ataku.

„Uważam, że ten chłopak wyrastał w takiej aurze, gdzie musiało się mówić w domu "My tutaj tak tyramy, a on sobie w domu namaluje obraz na jakiejś dykcie". Chłopak bywał w domu Zdzisława, kiedy jego matka tam sprzątała. Obserwował to wszystko i dobrze znał mistrza. Pamiętam zresztą, że państwo Beksińscy, kiedy ten chłopak był dzieckiem, pojechali do Wołomina zawieźć im jakieś prezenty. Ale to była premedytacja - miał ze sobą nóż i zabrał ze sobą młodszego kuzyna”, wyjaśnił w Dzień Dobry TVN Grzegorz Gajewski, przyjaciel rodziny Beksińskich. Sprawca zbrodni i jego kuzyn próbowali zacierać ślady swojego czynu, ostatecznie schwytano ich dzień po morderstwie. Roberta skazano na 25 lat więzienia, wspólnika, który mu pomagał na 5 lat.

Zobacz także: „Byłam chuda i śpiewałam smutne piosenki”. Joanna Rawik wypełniała największe sale koncertowe na całym świecie

Krzysztof Serafin / Forum

Zdzisław Beksiński

Zdzisław Beksiński – jaki był naprawdę?

Wokół Zdzisława Beksińskiego narosło zresztą wiele legend. Spora popularność malarza nie ułatwiała mu również pozyskiwania sympatii innych. Pogłoski, które w rzeczywistości nie były prawdziwe sprostował Grzegorz Gajewski w Dzień Dobry TVN. „Był antytezą tego, co mówili o nim ludzie, którzy go nie znali. Mówiono, że tak jak straszne miał obrazy, takie miał też życie. Mistrz w obrazach prawdopodobnie wypluwał swoją podświadomość. Na co dzień był człowiekiem bardzo życzliwym, inteligentnym i obdarzonym autoironią. Był człowiekiem z którym chciało się rozmawiać i być”, wyjaśnił przyjaciel Zdzisława Beksińskiego.

„Nyczek wczoraj po dziennikarsku zapytał, w jakim celu nadal maluję i właściwie nie umiałem mu na to pytanie odpowiedzieć, poza stwierdzeniem, że coś trzeba robić, bo nie robienie nic jest gorsze do zniesienia od robienia czegokolwiek”, pisał w swoim dzienniku 20 lutego 2005. „Czuję się tak, że najchętniej wlazłbym powtórnie do łóżka (…) Może jednak mimo wszystko uda mi się dziś skończyć obraz”, zanotował chwilę przed śmiercią, 21 lutego 2005 roku.

Reklama

Czytaj również: Agnieszkę Kotulankę i Jacka Sas Uhrynowskiego połączyła miłość, lecz ich związek był skazany na porażkę…

Reklama
Reklama
Reklama