Wstrząsające wyznanie Andrzeja Saramonowicza: „Byłem molestowany przez księdza”
„Proboszcz wkładał rękę w spodnie...”
Na ten film nie mogą doczekać się wszyscy Polacy. Jutro do kin wejdzie wstrząsający film Wojciecha Smarzowskiego Kler, który pokazuje, co dzieje się w polskich kościołach. Po przedpremierowych pokazach, już jedno z miast w kraju zakazało nawet wyświetlania seansu u siebie. A Andrzej Saramonowicz właśnie włożył przysłowiowy kij w mrowisko przypominając, że był w dzieciństwie molestowany!
Andrzej Saramonowicz o molestowaniu
„Tak wyglądałem, kiedy w połowie lat 70. XX wieku byłem molestowany seksualnie - wraz z kilkudziesięcioma innymi chłopcami - przez proboszcza parafii Matki Bożej Królowej Polski na warszawskim Marymoncie, marianina księdza Olgierda N.”, napisał Andrzej Saramonowicz na swoim Facebooku publikując zdjęcie z dzieciństwa.
Reżyser pokazał też screeny tekstu, jaki opublikował w 2002 roku w Przekroju. „Milczenie jest grzechem”, tak wybrzmiewał wstrząsający artykuł Saramonowicza, w którym przyznał się, że był molestowany. „Ulubioną formą prowadzenia religii przez księdza N. było puszczanie slajdów z życia Świętej Rodziny. W salce katechetycznej gasło światło, a proboszcz przysiadał się do tego z nas, który siedział „po zewnętrznej” wkładając mu rękę w spodnie”, czytamy w artykule sprzed 16 lat.
„W roku 1976 Łysy (tak uczniowie nazywali księdza – przyp.red) zabrał nas na obóz do Lichenia. Któregoś dnia kazał mi przyjść do siebie do pokoju. Zamknął go na klucz i mówić, że musi sprawdzić, czy nie jestem chory, ściągnął mi spodnie i majtki. Ubrany w sutannę siedział przede mną, wpatrując się w moje genitalia”, pisał Saramonowicz.
Reżyser dodał, że wiedział, że sprawa nie jest „normalna”. Ale ta wyszła na jaw, dopiero po tym, gdy ksiądz zaczął odwiedzać jednego z uczniów w domu. Zachowanie księdza zauważyła matka. Ale rodzice uczniów nie chcieli wybuchu afery, wobec czego zataili informacje, które wiedzieli.
I choć od wstrząsającego artykułu Saramonowicza minęło dokładnie 16 lat okazuje się, że nikt nic z nim nie zrobił. Reżyser przypomniał na swoim Facebooku, że po publikacji doświadczył wielu przejawów hipokryzji, nie tylko od dziennikarzy, ale i od kościoła, jak i Rady Etyki mediów za „złamanie norm uczciwości dziennikarskiej”.
Saramonowicz przyznał, że po publikacji artykułu gotów był złożyć szczegółowe wyjaśnienia przedstawicielom kościoła, ale nikt nie był tym zainteresowany. „Teraz też nie bardzo wierzę, że znajdzie w sobie na tyle odwagi i prawości, by się z wielu podłości, których jest powodem lub świadkiem, oczyścić. Uważam, że polski Kościół w XXI wieku jest schizmatyczny i nie ma już prawie nic wspólnego z kościołem powszechnym. Z jego duchem miłości do człowieka. Polski Kościół - myślę tu o klerze - coraz silniej zamyka się w twierdzy kościoła narodowego, jest endemiczny i wsobny. Zainteresowany wyłącznie władzą polityczną, sferą materialną, wpływami, znalezieniem skutecznych metod kontrolowania społeczeństwa. Posługa wobec ludzi czy transcendencja nie interesują go już zupełnie. Owszem, są wyjątki, gdzie księża są prawi i naprawdę wierzący, ale to są już niestety, wyjątki”, ocenił reżyser w rozmowie z Wirtualną Polską.
I dodał, że film Smarzowskiego widział już dwa razy, jednak on „nie odnosi się do wiary czy religii jako takiej, a traktuje wyłącznie o hipokryzji w polskim Kościele”. „O zawstydzającej zgodzie na zakłamanie. Mówi krytycznie o prymacie interesu instytucji - rozumianej jako grupa wpływu - nad porządkiem moralnym. O swoistym pogaństwie polskiego Kościoła”, podkreśla w wywiadzie.
„Mam nadzieję, że dziś ani Kościół, ani „obywatelskie media”, ani żadne ciała mające słowo „etyka” w nazwie, nie ośmielą się już wejść w haniebny alians, gdy inne osoby w Polsce zechcą opowiedzieć o swojej krzywdzie, jakiej doznały ze strony polskich duchownych”, zakończył w mediach społecznościowych.