Wojewódzki, Szpak, Wiśniewski. Czy polskie roasty są w ogóle potrzebne?
- Konrad Szczęsny
Wczoraj TVN wyemitował długo zapowiadany roast Michała Szpaka. Nie zabrakło mało śmiesznych żartów, które - zgodnie z opiniami, które przeczytać można w Internecie - bardziej wprawiały w zażenowanie niż bawiły. Dlaczego? Być może dlatego, że goście poszli po linii najmniejszego oporu, więc rdzeniem ich dowcipów był wygląd i styl młodego piosenkarza, jego udział w tegorocznej Eurowizji oraz zawód, który wykonuje. Najgorsze jednak były żarty skierowane pod adresem nieobecnego Michała Figurskiego. Bo czy ktokolwiek uśmiechnął się, gdy usłyszał przekraczający granice dobrego smaku tekst o rzekomej śmierci dziennikarza, jego rehabilitacji czy samym wylewie?
Oczywiście nie mogło zabraknąć insynuacji dotyczących orientacji Kuby Wojewódzkiego, domniemanego romansu łączącego go z Tomaszem Kammelem oraz niedawnych medialnych doniesień o ślubie samozwańczego "króla TVN" z Renatą Kaczoruk. Tej ostatniej oberwało się zresztą m.in. od samej Karoliny Korwin Piotrowskiej, która podsumowała wydarzenie na Facebooku słowami: "A i tak wszystko przebija cotygodniowy roast Renulki w "Azja Express". To oczywiście aluzja do jej niehonorowego zachowania w ostatnim odcinku show (w którym obiecała współpracę Agnieszce Włodarczyk i jej partnerce, po czym z obietnicy się nie wywiązała).
Czy roast w polskim wydaniu jest śmieszny? Przykład Dawida Podsiadły
Co prawda formuła roastu zakłada mniej lub bardziej wybredne żarty, często balansujące na granicy dobrego smaku i nie szczędzące gorzkich słów bohaterom. Jednak w polskim wydaniu one nie tylko te granicę przekraczają, lecz także trącą myszką, wydają się banalne, oczywiste, mało odkrywcze i skupione na osobach je wygłaszających, nie zaś na samym bohaterze.
Dotychczas głośno było o jeszcze dwóch roastach: tym Kuby Wojewódzkiego z lutego tego roku (po którym jedna z roastujących - Anna Dereszowska - rozpłakała się, gdy jej koledzy wygłaszali żenujące żarty dotyczące jej domniemanego romansu z Kamilem Durczokiem i gry aktorskiej) i Michała Wiśniewskiego (w którym nie oszczędzono nawet zmarłej prawie dwa lata temu na raka trzustki Anny Przybylskiej.
Z socjologicznego i kulturowego punktu widzenia formuła roastu odwołuje się do karnawalizacji, świata na opak (tymczasowego zawieszenia reguł rządzących relacjami międzyludzkimi, hierarchii i porządku, z elementami bluźnierstwa, profanacji, parodii i groteski): ma być formą żartu, który jest przeciwieństwem benefisu, zasadza się na wyolbrzymieniu i wulgarności, nieoczywistym łączeniu faktów z życia roastowanego z tymi z codziennej rzeczywistości.
Na zachodzie przyjęło się, że bycie roastowanym to wielki zaszczyt. Nikogo nie rażą nawet ostre żarty, pełne niedwuznacznych i wulgarnych aluzji i odniesień. Natomiast w polskim wydaniu króluje dosłowność, żarty są nudne, pełne bardzo niskiego, jarmarcznego wręcz poczucia humoru, które może bawić co najwyżej przez chwilę. Jednak da się roastować w sposób wysmakowany, dosadny, a jednocześnie pełen klasy. Udowodnił do Dawid Podsiadło w trakcie roastu Kuby Wojewódzkiego. Internauci nie szczędzili mu ciepłych słów i pochwał podkreślając, że jako jedyny nie tylko rozbawił publiczność, lecz także podniósł poziom wygłaszanych żartów. Gdy dodać do tego, że był bodaj najmłodszym uczestnikiem wydarzenia, dla reszty obecnych była to nie lada potwarz. Być może jednak w przyszłości to właśnie z tego wystąpienia zostaną wyciągnięte wnioski i będziemy mogli zobaczyć wreszcie roast na zdecydowanie wyższym poziomie, dzięki któremu nikt nie będzie się zastanawiał, jak niski poziom prezentuje polski show-biznes? W obecnej formie są one bowiem nijakie, miałkie i służą bardziej wylansowaniu uczestników niż tworzeniu świetnej rozrywki najwyższych lotów.
Polecamy też: Ekstrawaganckie stroje, pomalowane paznokcie, buty na koturnach. Wszystkie prowokacje Michała Szpaka