Joanna Krupa o rozpadzie małżeństwa
Mieliśmy swoje plany – kariera, potem dzieci. Zamroziłam swoje jajeczka, żeby się nie martwić upływającym czasem, bo przecież biologia ma swoje prawa. Wszystko było fantastycznie. Do końca listopada byliśmy razem, później pojechałam na finał programu „Top Model”. Wróciłam do Los Angeles, a Romain przyjechał z Miami niedługo przed świętami. Chcieliśmy, jak zawsze, wybrać się w góry, spotkać się z rodziną, wynająć tam dom i pobyć razem.
Jednak on zachowywał się inaczej niż zwykle. To nie był Romek, którego znałam przez 10 lat. Myślałam, że jest zmęczony, że coś się dzieje u niego, gorzej się czuje. Kiedy jednak pojechał na zajęcia z jujitsu, zaczęłam analizować sytuację i napisałam SMS, pytając, czy jest jakaś inna kobieta.
Zadzwonił: „Nie ma innej kobiety, ale chcę rozwodu”. Słuchawka wypadła mi z ręki, myślałam, że zemdleję. Nigdy przecież między nami nie było takich rozmów, że się rozejdziemy, że weźmiemy rozwód…
– Ale w prasie pisano, że kilka razy zrywaliście i wracaliście do siebie.
To były plotki, bo media przecież muszą o czymś pisać. Nigdy ze sobą nie zerwaliśmy, kochaliśmy się i układaliśmy naszą wspólną przyszłość. Poza tym to bardziej Romain dążył do ślubu niż ja. Ślub nie wydawał mi się tak konieczny – najważniejsza dla mnie jest miłość pomiędzy dwojgiem ludzi, a nie dokument.
Zawsze mówiłam, że nie ma gwarancji w związku, nawet małżeńskim. Ale kiedy w końcu się pobraliśmy, zdałam sobie sprawę, dlaczego ten mały dokument sprawia, że małżeństwo jest dużą sprawą zarówno dla nas, jak i oficjalnie.
– Co się więc stało między Wami?
Nie wiem. W każdym związku są problemy, zdarzają się kryzysy, ale ja uważałam, że nas to nie dotyczy, że jesteśmy wyjątkowi. Romain nie chciał rozmawiać o przyczynach swoich decyzji. Ani o terapii małżeńskiej, którą proponowałam.
Powiedział: „Koniec” i to było wszystko, co od niego usłyszałam. Wiem jednak, że przechodził trudne chwile, jakiś osobisty kryzys. Sądziłam jednak, że w takich momentach nikt nie chce być sam i nie wystawia za drzwi swojej żony.
– Ja myślę, choć to tylko przypuszczenia, że ktoś go nastawił przeciwko Tobie, bo nigdy takiej decyzji nie podejmuje się z dnia na dzień.
Nie wiem tego na sto procent, ale też mam wrażenie, że był ktoś inny. Kiedy usłyszałam zarzut, że „ciągle wyjeżdżam, że tylko praca i ciągle te pieski, a ja w twoim życiu jestem na samym końcu”, powiedziałam, że przecież wiedział o tym przez 10 lat.
Nie ukrywałam przed nim, że zamierzam ustawić się zawodowo. „Nawet dzieci nie możemy mieć, bo ciebie ciągle nie ma”. „Przecież od dawna rozmawialiśmy o naszych planach”, broniłam się. „I nagle wszystko ci się odmieniło?”.
– Od razu się wyprowadził?
Nie, jeszcze chcieliśmy zachować pozory. Myśleliśmy, żeby pojechać razem na święta, żeby nie zepsuć świąt rodzinie, ale trudno było ukryć, że coś złego dzieje się między nami. Byliśmy w Sundance Utah, w domu wynajętym na dwa tygodnie, z bratem Romaina, moją mamą i siostrą.
Udawaliśmy, że nic się nie stało, ale każdy widział, że czegoś między nami brakuje. Moja mama pierwsza się zorientowała, że Romek zapytał o rozwód. Siostrze nie chciałam się zwierzać, by nie zrujnować jej Bożego Narodzenia. Ale moja twarz nie kłamała. Te święta, takie radosne, dla mnie były gehenną. Codziennie płakałam, przeżywałam, zastanawiałam się, co będzie dalej.
– Jak sobie poradzić, kiedy Twoje życie rozpada się na kawałki?
Tak naprawdę pomógł mi program w TVN „Misja Pies”. Już podczas poprzedniego pobytu w Polsce i nagrań do programu „Top Model” miałam spotkanie w sprawie nagrań do „Misji Pies”. Ja pomagam zwierzętom, a teraz one pomogły mnie.
Myślę, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny, a ja zyskałam trochę czasu tylko dla siebie, żebym mogła to wszystko przemyśleć. Czułam, że Bóg jest ze mną, i to On dał mi nie tylko ten program, lecz także teraz pięć miesięcy dla samej siebie. Żebym mogła się wypłakać, przetrawić to wszystko i nie zadawać sobie pytań, co się stanie z moim życiem. Jak wstawałam rano, byłam naprężona jak struna, bóle brzucha, napięte mięśnie. To wszystko powodował stres.
Czułam, że mój świat został odwrócony do góry nogami, i nie widziałam pozytywnego zakończenia. W tamtej chwili koncentrowałam się na pracy i wierzyłam, że wszystko będzie w porządku. Wtedy miałam nadzieję, że wrócimy z Romkiem do siebie, że ten kryzys minie i wszystko będzie jak dawniej.
– Zadawałaś sobie jakieś pytania?
Gdzie się podziała ta pasja, ta chemia między nami? Gdzie zniknął ten człowiek, w którym kiedyś się za- kochałam? Jest nadal przystojnym mężczyzną, ale czegoś między nami zabrakło. Dlaczego? – uporczywie pytałam samą siebie.
– Nie było już namiętności w Waszym związku?
Nie było, jak powinno być, i jak było na początku. Nawet myślałam, że już tak się dzieje, że ludzie po kilku latach żyją ze sobą z przyzwyczajenia. Ale ja tak nie chciałam. Pomyślałam, że żądam od życia czegoś więcej. Kiedy wracam do domu, chcę, żeby ktoś mnie pragnął, patrzył na mnie z błyskiem w oku. A tego już nie mieliśmy.
Joanna Krupa w obliczu kryzysu
– Szkoda życia?
Teraz dziękuję Bogu, że nie mamy dzieci i one nie muszą tego przeżywać.
– I naprawdę nigdy nie wydobyłaś z męża powodów ochłodzenia uczuć?
Pytałam. Mówił, że dla niego wszystko się zmieniło i już nie chce mieszkać między Miami a Los Angeles, tylko mieć stały dom, w którym rodzina powinna być najważniejsza. A u nas tak się nie dzieje. Uważał, że to moja wina.
Nie mam zamiaru stawiać mu zarzutów, bo to dobry człowiek i przez tych 10 lat przeżyliśmy naprawdę wspaniałe momenty. Miał prawo się odkochać. Ale niedawno zadzwonił: „Spotkajmy się, przyjadę, wszystko naprawimy. Może pojedziemy razem na wakacje?”. A mnie zamurowało.
– Jednak zwyciężyłaś.
Nie traktuję miłości w kategoriach wygranej czy przegranej, po prostu każde z nas znajduje się teraz na innym etapie. Przez tych kilka miesięcy, kie- dy już zaakceptowałam fakt, że nie będziemy razem, poczułam się wolna i szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Otworzyły mi się oczy i zobaczyłam wszystko we właściwym świetle.
Powiedziałam mu więc, że już za późno, że miał czas, żeby to naprawić, a nie skorzystał. „Może miałeś zły moment i teraz żałujesz? Mogłeś przyjść do mnie dużo wcześniej, ale tak naprawdę moje uczucia cię nie obchodziły. Nie myślałeś o tym, że mnie krzywdzisz, że taki kawał naszego życia wyrzucasz jak zniszczony mebel. Dla mnie nie ma już powrotu. Teraz kochasz, a przedtem?”, powiedziałam mu.
Myślę, że wtedy ktoś o złym sercu za dużo mu pomieszał w głowie, choć nie sądzę, żeby wdał się w romans. Zagubił się, a teraz chciałby wszystko cofnąć. Popatrz, wysłał mi zdjęcie z moimi pieskami – opiekuje się nimi w Los Angeles, bo ja jestem znowu w Polsce.
– Te zdjęcia, ten telefon. Twój mąż znowu Cię uwodzi?
Być może, ale ja nie chcę go na razie widzieć. Wiem, że kocham go jako człowieka, i dla mnie wiele znaczy, ale myślę też, że między nami była głównie przyjaźń, a nie to, co łączy kobietę i mężczyznę.
Joanna Krupa o przyjaźni
– A czy przyjaźń nie jest ważniejsza? Etap zakochania trwa dość krótko.
Rozumiem to, tylko że jego „chcę rozwodu” tak mnie zabolało, że teraz już nie widzę innego wyjścia. Powiedziałam mu więc: „Weźmy ten rozwód i co ma być, to będzie. Jeżeli miłość się nie skończyła, to może wrócimy do siebie”. Ludzie nieraz pobierają się ponownie.
– Tak jak Elizabeth Taylor i Richard Burton?
Masz rację. Nigdy nic nie wiadomo, ale wiem teraz jedno, że muszę na trzeźwo zastanowić się, co czuję i co dalej chcę w życiu robić. Na razie jestem tak zraniona, że jest we mnie pustka. Nie myślę o Romku: To mój mąż.
Być może od dawna wiedziałam, że to nie jest związek, o jakim marzyłam. I myślę też, że gdybyśmy naprawdę chcieli mieć dzieci, tobyśmy je mieli bez względu na wszystko.
– Wiele kobiet zazdrościło Ci Romaina.
To niech go sobie wezmą. Gdyby dzisiaj powiedział mi: „Poznałem kogoś”, byłabym szczęśliwa. Bo chcę, żeby mu w życiu było dobrze. Mówię to szczerze, bo nie czuję zazdrości i uważam, że to też w miłości nie jest normalne.
– Teraz piszą, że kłócicie się o majątek.
Bzdura, nie ma między nami żadnej wojny. Gdybyśmy dzielili wszystko na pół, to ja jeszcze musiałabym mu dopłacić. Chcemy, żeby ten rozwód przeszedł gładko. Podpiszemy papiery i koniec. Mam nadzieję, że to nastąpi w ciągu najbliższych trzech tygodni.
– A co dalej? Przecież nie jesteś kobietą, która pozostanie singielką. Każda, tylko nie Ty.
A dlaczego? Przez całe życie byłam niezależna. Pracuję, mam swoje zdanie. Nie należę do tych kobiet, które myślą: O Boże, jak ja sobie teraz poradzę. Nigdy nie chciałam taka być.
Koncentruję się na swoim zdrowiu, chodzę na fitness, zajmuję się programem „Misja Pies”. Ostatnio pracuję wspólnie z marką NeoNail nad autorską kolekcją lakierów hybrydowych. Naprawdę czas mam zapełniony. Przede mną dużo kolejnych zadań. A to daje mi szczęście.
– A jednak wyczuwam, że nadal przeżywasz szok.
Już nie. Gdybyśmy rozmawiały dwa miesiące temu, byłabym jeszcze niezdecydowana – odejść czy zostać. Ale teraz już nie muszę dokonywać takiego wyboru.
Nie tęsknię za moim mężem i tak naprawdę już mu nie ufam, wolę się skoncentrować na przyszłości. To, co się stało, jest dla mnie ważną lekcją. Ale codziennie rozmawiamy tak, jakby się nic nie stało, bo przyjaźń między nami nadal istnieje, i to jest super.
Joanna Krupa o zdradzie
– Czego Cię ta lekcja nauczyła?
Że nigdy nie ma na nic gwarancji. Wiem, że to banał, ale z drugiej strony wiele kobiet myśli: Jestem piękna, robię karierę, osiągam sukcesy, co więc może mi się złego przytrafić? A tymczasem w ciągu godziny ich świat może stanąć na głowie.
Ja już zresztą swoje w życiu przeszłam, miałam kiedyś faceta, który mnie zdradzał. Dowiedziałam się o tym dopiero po zerwaniu. Dziś więc myślę, że z mężczyznami nigdy nic nie wiadomo na pewno. Każda kobieta powinna więc mieć swoje życie. Bo wtedy jest łatwiej odejść.
– A Ty zdradzałaś? Czytałam o scenie zazdrości, jaką Ci Twój mąż zrobił o jakiegoś aktora.
Przez 10 lat byłam lojalna, na- wet nie popatrzyłam erotycznie na innego faceta. Jak jestem z kimś, nigdy nie zdradzam, bo to za bardzo boli. Zresztą gdy kogoś kochasz, nikt inny cię nie interesuje.
– Ale bardzo podobasz się mężczyznom!
I co z tego? Oświadczano mi się, dostawałam płomienne SMS-y, ale dla mnie małżeństwo było sprawą świętą.
– A teraz masz poczucie, że straciłaś 10 lat?
Na początku tak właśnie mu wykrzyczałam: „Straciłam przez ciebie 10 najpiękniejszych lat mojego życia! Gdy cię poznałam, nie miałam jeszcze trzydziestki, moja kariera dopiero się zaczynała, byłam na topie, gdyby nie nasz związek, nabrałaby większego rozpędu. Może powinnam powiedzieć, że wszystko rzucam i jadę do Miami, by być z tobą?”.
– Twoje psy nie będą za nim tęsknić?
Będą, ale przecież nie ma zakazu ich odwiedzin. Wczoraj napisał do mnie, że Darla, najmłodsza sunia, szalała z radości, gdy go zobaczyła. Psy go kochają.
– Jeżeli się z kimś zwiążesz, musi – podobnie jak Ty – uwielbiać zwierzęta?
Musi. Ale ja chcę mieć przede wszystkim taki związek, w którym można się spokojnie razem zestarzeć. Chcę być szczęśliwa po prostu.
Joanna Krupa o powrocie do Polski
– A może przeniesiesz się do Polski? Masz tutaj swoje drugie życie i programy telewizyjne. Polska publiczność Cię kocha.
I ja kocham Polskę. Ale też kocham Los Angeles, tu jest moje miejsce, mój dom i moje zwierzaki. Nie lubię już niczego planować, bo nigdy nie wiadomo, jak się życie potoczy. Chcę tylko pracować i chodzić z podniesioną głową. Uśmiechać się i myśleć pozytywnie.
– Kto jest teraz dla Ciebie oparciem?
Mama. Tylko ona wiedziała, czym dla mnie jest to rozstanie. I moja siostra. To one słuchały mojego płaczu. Chociaż próbowałam się nie załamywać, myślałam: Rozwiodę się, postarzeję, nikt mnie nie zechce. A mama mówiła: „Głupstwa opowiadasz”.
– Wyglądasz piękniej niż kiedykolwiek przedtem. Może rozwód to dobry kosmetyk?
Może (śmiech). Na pewno stałam się mocniejsza. Przestawiłam się na inne tory myślenia. Nie jestem warta jego? Nieprawda, to on nie jest wart mnie. A później zaczęłam pracować nad „Misją Pies”, która dała mi mnóstwo pozytywnej energii.
Joanna Krupa o pracy w Misja Pies
– Kto wymyślił ten program?
Pedigree, producent karmy dla zwierząt, bardzo chciał zrobić taki program w TVN ze mną. Zaczęliśmy nagrywać go w połowie stycznia. Powiedziałam sobie: „Przechodzę kryzys, mam ciężki moment, ale stresy zostawię w domu, teraz skoncentruję się tylko na pomocy psiakom ze schroniska i rodzinie, która ma problemy ze swoim psem”.
I tak się w to wciągnęłam, że życie znowu stało się super. Myślałam tylko o tych pieskach. Kiedy zadzwoniła mama, że jeden z moich psiaków nie żyje, dopadło mnie kolejne smutne wydarzenie, ale zdałam ten test. I wiedziałam już, że trudności mnie nie pokonają. A w dodatku program się spodobał. Sponsorzy są bardzo zadowoleni. Z tego, co wiem, zrobimy drugą serię.
– Widzowie zobaczyli Cię inną niż dotychczas.
Tu nie jestem piękną, wystylizowaną modelką. W dresie i w kurtce wchodzę do schroniska, rozmawiam z ludźmi, mogę być taka jak na co dzień. I to wspaniałe, że stanowię inspirację dla osób, które jeszcze nie mają psa i wahają się, czy go adoptować. Dzięki tej akcji i programowi sporo piesków znalazło swój dom.
– Jest coś, o czym marzysz teraz?
Nie lubię marzyć, ale chciałabym mieć w Stanach swój program i grać w filmach. Teraz, kiedy w prasie amerykańskiej piszą, że się rozwodzę, różni ludzie próbują się ze mną skontaktować. Wydzwania do mnie bardzo znany producent, chce się spotkać, ma dla mnie jakieś oferty.
– Ale Ty jesteś ostrożna, prawda?
Na pewno nie ulegam pięknym słówkom, a zwłaszcza pozorom, że ktoś coś zrobi dla mojej kariery, a tak naprawdę chce mnie wciągnąć do łóżka. Jeżeli wychodzę z domu, to tylko z koleżankami. I tak się trochę czuję, jakbym wróciła do samej siebie sprzed tych 10 lat, jakbym dopiero wszystko zaczynała. To fajne uczucie.
Wiem też jednak, że ostrożność ostrożnością, ale trudno jest kontrolować miłość. Jeżeli więc się zdarzy, nie będę się przed nią bronić. Nie chciałabym, żeby moje zamrożone jajeczka się zmarnowały (śmiech).
Rozmawiała Krystyna Pytlakowska