Małgorzata Potocka: "Islamscy terroryści chcieli mnie zabić"
W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych była jedną z największych polskich gwiazd. Małgorzata Potocka ze swoim zespołem Sabat podróżowała po całym świecie. Podczas jednej z takich podróży padła ofiarą terrorystów. Otarła się o śmierć. W 1985 roku Palestyńczycy porwali statek wycieczkowy Achille Lauro. Wzięli zakładników, zaczęli ich zabijać. Na pokładzie była wtedy Potocka z zespołem i Wojciechem Gąsowskim. W "Vivie!" po raz pierwszy zdecydowała się opowiedzieć o tamtych tragicznych wydarzeniach.
Grozę tamtych kilku dni chciałam wyprzeć z pamięci. Wrócił do mnie ten strach, który czułam, kiedy statek zaatakowali palestyńscy terroryści. Na pokładzie ustawiano ludzi w kolejce do zabijania. Co pięć minut miał zginąć jeden człowiek. Ja też byłam na tej liście, bo terroryści chcieli najpierw pozabijać artystów, a później Żydów i Amerykanów. Ciągle dziękuję Bogu, że wtedy mi się udało i dziewczynom z mojego zespołu, i Wojtkowi Gąssowskiemu, który był z nami.
Z Sabatem i Wojtkiem Gąsowskim na Achille Lauro. Rok 1985
- Jak znalazłaś się na tym statku? - pyta Krystyna Pytlakowska.
Podpisałam wtedy cudowny kontrakt na występy przez jedenaście dni z Sabatem i Wojtkiem na statku wycieczkowym po morzu śródziemnym, z finałem w Egipcie i powrotem do Włoch. Podróż marzeń. Wszyscy byliśmy szczęśliwi, mogąc choć na chwilę wyrwać się z szarego socjalizmu. Ale okazało się, że razem z nami podróżowali terroryści, którzy zaminowali cały statek. Kiedy część pasażerów wyszła na ląd oglądać piramidy i zostało tylko czterysta osób, zaatakowali. Pięćdziesiąt sześć godzin leżałam na podłodze, błagając Boga o ocalenie życia. 56 godzin umierania. Trzymałam w ręku święty obrazek, w którym znajdował się opłatek, a więc ciało Jezusa. Dostałam go od księdza Orzechowskiego, któremu pożyczyłam torbę na wyjazd do Watykanu. On w zamian dał mi portrecik Matki Boskiej z Jezusem w ramionach mówiąc: będzie cię strzegła.
- I wierzysz, że ten obrazek cię ochronił?
Myślę, że tak, że przede wszystkim pozwolił mi na nadzieję, że moje życie się nie kończy. W sytuacji ekstremalnej każdy przecież szuka pomocy u Boga. Wszystkie płakałyśmy, trzęsłyśmy się z zimna i lęku, a oni strzelali po ścianach, mieli w rękach granaty i za każdym razem szantażowali nas, że gdy coś pójdzie nie tak to podpalą zbiorniki z benzyną. Zabili przy nas Amerykanina krzycząc, że teraz kolej na nas.
Potocka z Iwo Orłowskim, gwiazdorem teatru Sabat
- Nie pomyślałaś, że jesteś piękna, młoda i to jeszcze nie pora na umieranie? Że cię oszczędzą, zgwałcą, ale nie zabiją?
Uroda nie miała żadnego znaczenia, ponieważ terroryści mają tylko jeden cel – raj po śmierci. A tutaj muszą wykonać zadanie, które zlecił im Allach. Kiedy wszyscy byliśmy już otumanieni rozpaczą, kiedy ja i moje dziewczyny stałyśmy na środku pokładu z rękami do góry, a oni celowali do nas z kałasznikowów, kapitan ogłosił, że za chwilę zejdą ze statku, bo dogadali się z Amerykanami, którzy obiecali wypuścić więźniów palestyńskich. Podpłynął holownik, opuścili Achille Lauro. A ja nawet nie poczułam ulgi, wszystkie mięśnie miałam napięte, cała się trzęsłam. Dopiero po kilku minutach dotarło do mnie, że niebezpieczeństwo minęło.
Ten rejs zmienił także życie osobiste Potockiej.
Żałuję tylko, że rozstałam się z Wojtkiem Gąsowskim, nie był moim mężem, ale wielką miłością. Łączyło nas 12 lat wspólnej pracy i podróże po całym świecie. Nigdy byśmy się nie rozeszli, gdyby nie Achille Lauro. Tak bardzo przeżyłam tamto wydarzenie, że postanowiłam odciąć przeszłość, zacząć wszystko od początku. I wtedy zerwałam z Wojtkiem, o którym zawsze mówię, że to dżentelmen i Europejczyk. Chcieliśmy od życia tego samego, ale po tym, jak stanęłam twarzą w twarz ze śmiercią, byłam już kimś innym. Już nie założylibyśmy rodziny. Nie miałam prawa mu tej szansy odbierać.
Lata 80. Ostatni taniec Witolda Grucy z Małgorzatą Potocką na deskach teatru Syrena
Cały wywiad z Małgorzatą Potocką w najnowszej "Vivie!", w kioskach.
Czytajcie także: Małgorzata Potocka szczerze o rozwodzie z Janem Nowickim. "Janek nie dostarczał mi..."