Reklama

Miała rodzinę, pieniądze i sławę, ale gdy w lipcu jej syn Patryk zginął w wypadku samochodowym w Krakowie, świat runął jej na głowę, a czas zatrzymał się w miejscu. „Umarłam razem z moim dzieckiem”, wyznaje Sylwia Peretti Wiktorowi Krajewskiemu. Po raz pierwszy od wydarzeń tragicznej nocy zdecydowała się opowiedzieć o dramacie, który przeżywa każdego dnia, i słodkim życiu, które niespodziewanie nabrało smaku goryczy.

Reklama

Sylwia Peretti w najnowszym numerze magazynu VIVA! opowiedziała między innymi o życiu po śmierci syna.

W życiu wszystko dzieje się po coś?

To stwierdzenie jest wyświechtanym banałem. Śmierć mojego syna Patryka wydarzyła się po nic i nie widzę w niej żadnego sensu. Nie będę na siłę tłumaczyć sobie, że potrzebuję czasu, że czas wyleczy moje rany, że gdzieś w tle doświadczenia, jakim jest strata dziecka, ukryta jest wielka życiowa lekcja. Tam nie ma nic poza bólem, który rozrywa mnie od momentu, kiedy otwieram rano oczy, aż do chwili, kiedy zasypiam wieczorem.

Jak wygląda teraz Twoje życie?

Dziękuję – w sumie to nie wiem komu! – może Bogu, że w tej chwili mogę pozwolić sobie, żeby nic nie robić. Nie muszę, ale nawet jeśli musiałabym, nie jestem w stanie. Do chwili śmierci Patryka wszystko układało się pomyślnie, odhaczałam kolejne spełnione plany zawodowe, płynęłam na fali wznoszącej. Teraz nic nie ma już dla mnie znaczenia. Strefa zawodowa, emocjonalna, psychiczna straciły dla mnie wartość, bo zabrakło kogoś, kto był w moim życiu najważniejszy. Nachodzą mnie myśli, że jak na kobietę, która ma 42 lata, spotkało mnie dużo. Za dużo. Gdy życie rzucało mi kolejne kłody, a było ich wiele, zastanawiałam się, co mnie jeszcze spotka i skąd mam brać siłę, żeby pokonać przeciwności losu. Nigdy – przysięgam! – nigdy w najczarniejszych snach nie przyszło mi do głowy, że najgorsza tragedia jest jeszcze przede mną. I stało się. W nocy z 14 na 15 lipca mój jedyny syn zginął w wypadku samochodowym. A ja? Ja umarłam razem z nim. Mnie nie ma. Nie istnieję. Nie jestem w stanie żyć, funkcjonować normalnie. To wydarzenie nie dociera jeszcze do mnie i chyba nigdy nie dotrze. Teoretycznie jestem świadoma, że mój syn zmarł, ale czuję, jakby wszystko działo się poza mną.

Zostałaś matką w bardzo młodym wieku, bo miałaś tylko 18 lat. Duża odpowiedzialność spadła na Ciebie. Pamiętasz pierwszą myśl, gdy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży?

Patryk był owocem szaleńczej miłości z moim pierwszym mężem. A że były to czasy, w których źle odbierane było brać ślub w tak młodym wieku, zdecydowaliśmy się na dziecko, bo była to jedyna opcja, żeby nasi rodzice wyrazili aprobatę i pozwolili nam stanąć na ślubnym kobiercu. „Chwilo, trwaj!”, mówiliśmy wtedy do siebie, a szczęście wypełniało nasze serca. Od razu udało mi się zajść w ciążę. A gdy Patryk przyszedł na świat, przeżyłam najcudowniejszą chwilę, jaką było mi dane przeżyć.

CZYTAJ TEŻ: Trwała przy jego boku w chorobie. Wojciecha Kordę i jego ukochaną żonę rozdzieliła śmierć

Olga Majrowska

Życie przygotowało Cię wcześniej do roli matki?

Wychowywałam się w przemocowym domu, a sytuacje, w których broniłam mamę przed moim ojcem, uczyniły mnie dojrzalszą. Całe życie broniłam siebie i innych, żeby nie dostać wymierzonego ciosu. Naturalne więc było dla mnie, że gdy pojawił się Patryk, moim zadaniem jest otoczyć go opieką i poświęcić mu cały swój czas oraz energię, żeby wychować go na dobrego człowieka. Koleżanki zamieniłam na pieluchy, ale dostawałam coś najdroższego na świecie: uśmiech mojego dziecka. Nigdy nie żałowałam, że zostałam matką tak wcześnie. Wiesz, czego żałuję? Że nie mam więcej dzieci.

Kiedy to zrozumiałaś?

Właśnie teraz, gdy zabrakło Patryka. Wcześniej uważałam, że on i ja to jedność i nikt więcej nie jest nam potrzebny do szczęścia. Mężowie zmieniali się, a ja z synem byliśmy zawsze razem. Obawiałam się, że moja miłość do Patryka jest tak silna, że nie będę w stanie pokochać drugiego dziecka z równie mocną siłą. Dziś wiem, patrząc z dość krótkiej perspektywy, ale jakże brutalnej, że żyłam wyłącznie dla niego, że był moim celem, najważniejszym punktem mojej codzienności. Dziś tego punktu zabrakło, a ja straciłam sens życia. Zabrzmi to bardzo egoistycznie i jestem tego świadoma, ale możliwe, że jeśli miałabym drugie dziecko, przelałabym teraz wszystkie uczucia na nie i choćby przez chwilę potrafiłabym odnaleźć się w sytuacji, w której tkwię i z którą nie potrafię sobie poradzić. Dziś bycie Sylwią Peretti jest dla mnie przekleństwem.

Rozmawiał Wiktor Krajewski.

Cały wywiad z Sylwią Peretti przeczytasz w najnowszym numerze magazynu VIVA!, który dostępny będzie w punktach sprzedaży od czwartku, 26 października.

Reklama

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Jarosław Bieniuk i Zuzanna Pactwa chronią swoją prywatność. Kadry z urodzin modelki zaskakują

Olga Majrowska
Reklama
Reklama
Reklama