Joanna Przetakiewicz: „Kocham seks, jest cudowny. Jest coraz lepszy i coraz lepiej smakuje”
Takiego wywiadu jeszcze nie było!
Joanna Przetakiewicz właśnie ogłosiła, że razem z Rinke Rooyensem od kilku miesięcy pracowała nad programem telewizyjnym „Joanna Happy Hour Show”. Na swoim instagramowym profilu napisała, że stworzyła ruch Era Nowych Kobiet, by uczyć Polki samoakceptacji i wiary w siebie, bo tego im brakuje. Żeby dotrzeć do nich postawiła właśnie na telewizyjne show. Nam opowiedziała za to o miłości i seksie i związku z Rinke Rooyensem.
Zakochałaś się w Rinke Rooyensie od pierwszego wejrzenia?
Nie od razu. Związek to jest rodzaj start–upu. Trzeba zaufać i mocno uwierzyć. Z jednej strony jest to bardzo ekscytujące, ale z drugiej... Zabrało mi to trochę czasu.
Warto było czekać?
Bardzo! Nasz związek jest pełen czułości, miłości i zrozumienia. Nikt z nas nie jest ważniejszy, bo w stu procentach jesteśmy partnerami. Rinke jest szalenie zaangażowany w to, co robię. Interesuje się, radzi, dodaje mi odwagi i otwiera skrzydła. Ode mnie otrzymuje to samo.
Przeznaczenie?
I właściwy moment. Gdybyśmy zaczęli umawiać się wcześniej, nie udałoby nam się.
Dlaczego tak myślisz?
Przede wszystkim byłam na innym etapie życia. Poza tym, gdy poznałam go pierwszy raz, byłam w związku. Po latach spotkaliśmy się ponownie spojrzeniami na Balu Dziennikarzy. Rinke napisał mi potem, że mi się przyglądał, że moja energia jest jak magnes. Wysłaliśmy do siebie kilka wiadomości, ale na tym się skończyło. Potem jeszcze z serca radziłam przyjaciółce, żeby się nim zainteresowała (śmiech). Zaczęliśmy intensywnie korespondować tuż przed moimi 50 urodzinami. Zachowywaliśmy się jak nastolatkowie - wysyłaliśmy sobie tytuły ulubionych filmów, nagrania, teledyski, cytaty z książek, rozmawialiśmy na różne tematy. Dopiero trzy tygodnie później spotkaliśmy się na randce. Wcześniej nie było mnie w Polsce. Nazwałam to spotkanie „secret and champagne. Miało być pierwsze i ostatnie. A przynajmniej tak mi się wydawało ;)
Czuję, że teraz opowiesz mi o swojej żelaznej konsekwencji.
(śmiech) Jak to u kobiet! Później przyleciał do mnie do Londynu i tak już został. Powiedział mi wtedy słodką rzecz, którą powtarza cały czas: „Jesteś moją dziewczyną z plakatu, o której myślałem od wielu lat”. Daliśmy sobie nawzajem coś co nic nie kosztuje, a jest bezcenne. Troskę, przyjaźń, bliskość, czułość, zrozumienie, wsparcie. Paradoksalnie całe mnóstwo spokoju i ognia jednocześnie. Pasji i miłości. Poczucia bezpieczeństwa i ekscytacji. On się nie boi mówić bardzo szczerze. Nie wstydzi się też publicznego okazywania uczuć.
Ty też nie.
Ja musiałam się tego od nowa nauczyć. Kiedyś pojechałam do mojego średniego syna do San Francisco. Tam zobaczyłam, że wszyscy się całują i przytulają - na ulicy, w restauracji. Stanęliśmy w kolejce w jakiejś francuskiej super znanej piekarni. Przede mną stało małżeństwo - oboje byli mniej więcej w moim wieku. Z dorosłymi dziećmi. Cały czas się przytulali, obcałowywali, ani piękni, ani młodzi. Zachwyciło mnie to morze czułości. W Polsce, dookoła siebie tego nie widzę. Uważam, że nie ma bardziej męskiej cechy niż czułość. Rinke taki właśnie jest.
Nie boisz się mówić o uczuciach, o seksie.
To mnie ciągle zaskakuje, że mówienie o tak ważnych sprawach jest w naszym kraju tabu, ale na szczęście coraz mniejszym. Nowa era wkroczyła na dobre.
To jaki jest seks po pięćdziesiątce?
Kocham seks i nie wyobrażam sobie bez niego życia. Nie będę więc opowiadać bajek, że dopiero po pięćdziesiątce odkryłam, jaki to seks jest cudowny. Jest coraz lepszy i coraz lepiej smakuje. Nie ma znaczenia gdzie i jak. Ważne z kim i jak. Natomiast jak to w życiu - raz potrzebuje więcej czułości, więcej seksu, innym razem odwrotnie.
Żyjesz na full. Prowadzisz biznes, mieszkasz w Londynie, podróżujesz i masz milion pomysłów na minutę. Twoje życie „zaczęło się po 50”?
Jane Fonda powiedziała w wywiadzie: „Kilkadziesiąt lat zajęło mi nauczenie się jak czuć się młodą i atrakcyjną”. Doszła do tego mniej więcej, kiedy skończyła 52 lata. Ale to nie jest dowód na to, że życie zaczyna się po pięćdziesiątce, tylko na to, że nigdy nie jest na nic za późno i wszystkiego można się nauczyć. Ja na full żyję od kiedy zaczęły we mnie buzować kobiece hormony. Czyli jak miałam czternaście lat (śmiech). Wtedy poczułam, że wlało się we mnie paliwo rakietowe i tak jest do dzisiaj.
Szybko zostałaś matką. Dzisiaj Twoi synowie są już dorośli…
I to było zamierzone. Bardzo szybko zaczęłam żyć dorosłym życiem i od zawsze szybko chciałam mieć troje dzieci. Gdy moi synowie byli mali, studiowałam, prowadziłam już biznes i zajmowałam się domem. Zależało mi też, by być topową studentką, a nie jakąś przeciętną. Jako matka trójki dzieci zrobiłam też aplikację radcowską. My kobiety potrafimy robić wszystko naraz.
Coś cię ominęło?
Oprócz nocnego życia studenckiego? Nic! Ale to był mój świadomy wybór. Wybawiłam się wcześniej i nie miałam takiej potrzeby.
To się rzeczywiście nazywa życie na full!
Jeśli myślisz, że zwolniłam to nie. Wtedy żyłam szybko i nic się nie zmieniło. I wiesz co jest największym luksusem kobiety dojrzałej? W dalszym ciągu mnóstwo marzeń, ale już mam swoją przystań i bazę. Odchowane dzieci, dom, przyjaciół, pasje. Dzięki temu bycie w związku jest łatwiejsze - jesteśmy wolni od wszelkich obciążeń i przyszłych decyzji, które mogą być chybione. Dzięki swojemu doświadczeniu mogę wspierać inne kobiety. Wiem, jak trudno jest być matką i żoną, pracować jednocześnie na full time z pełnym zaangażowaniem. Będziemy nawzajem uczyć się jak być szczęśliwą kobietą nowej ery. Jak pozbyć się toksycznych i obciążających uczuć. Wątpliwości. Jak kochać i doceniać same siebie.