Bliscy bali się mu powiedzieć, że to koniec. Roman Wilhelmi nie był gotowy na śmierć
Nie tolerował przemijania i nie znosił faktu, że się starzeje
Stworzył niezapomniane kreacje w Karierze Nikodema Dyzmy, Alternatywach 4, Czterech pancernych i psie, Ćmie, Zaklętych rewirach czy Dziejach grzechu. Roman Wilhelmi był świetnym aktorem, a prywatnie człowiekiem trudnym w relacjach. O sobie mówił bezpośrednio: "niefajny facet". I rzeczywiście, bliscy aktora potwierdzali, że nie odnajdywał się on w roli partnera, ojca i przyjaciela, ale mało kto wiedział, jak mu pomóc. Swoje zagubienie aktor starał się przykryć używkami i zabawą do rana. Kiedy nagle poważnie zachorował, nie dopuszczał do siebie myśli, że umrze.
Roman Wilhelmi: choroba, ostatnie chwile
O tym, że jeden z najbardziej popularnych w Polsce aktorów zmaga się z poważną chorobą, wiedzieli tylko najbliżsi, dlatego gdy 3 listopada 1991 roku "Teleexpress" przekazał informację o śmierci Romana Wilhelmiego, większość widzów i sympatyków aktora była w dużym szoku. Zmarł on w wieku zaledwie 55 lat.
"Choroba zaatakowała nagle. To był rak wątroby z przerzutami do płuc. Kiedy byłem u Romka w szpitalu trzy dni przed jego odejściem, nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji", opowiadał brat Romana Wilhelmiego, Adam, w rozmowie z "Super Expressem".
Kiedy aktor usłyszał diagnozę, zachowywał się, jakby nie dopuszczał do siebie myśli o odchodzeniu i odciął się od tego co bolesne i trudne. Starał się żyć tak, jakby choroba wcale nie stała się nagle dużą częścią jego rzeczywistości. Wciąż miał wiele planów — nawet dzień przed śmiercią aktor próbował zorganizować sobie angaż we Francji. Podobno pozazdrościł Wojciechowi Pszoniakowi i Andrzejowi Sewerynowi tego, że mieszkają i pracują w Paryżu i sam chciał to przeżyć. Niestety nie zdążył, a bliscy Romana Wilhelmiego bali się mu powiedzieć, że umiera...
Czytaj też: Muniek Staszczyk zdradzał żonę, jego małżeństwo wisiało na włosku. W końcu przeżył nawrócenie
"W kalendarzu wciąż notował daty spotkań. Opowiadał mi, co będzie robił po 15 listopada, gdy wyjdzie ze szpitala", wspominał brat filmowego Nikodema Dyzmy.
Tak ostatnie chwile Romana Wilhelmiego wspominał jego przyjaciel, Henryk Talar: „Do tej pory traktował życie, jakby nigdy nie miało się skończyć. Otwarty kalendarzyk i jego słowa znaczyły, że jeszcze walczy, upewnia się, że to jeszcze nie koniec i daje sobie jeszcze jedną szansę. Po wyjściu od niego straciłem przytomność. Następnego dnia rano Romek nie żył ”.
Roman Wilhelmi do końca wierzył, że wyjdzie ze szpitala i wcieli się jeszcze w niejedną postać. "Często podkreślał, że twardym facetem bywa tylko na ekranie i na scenie, lecz kiedy walczył ze śmiertelną chorobą, miał dość siły, by do samego końca kryć to przed światem", napisał Andrzej Zieniewicz w przedmowie do książki Marcina Rychcika "Roman Wilhelmi. I tak będę wielki!".
Zobacz również: Pogrzeb Matthew Perry'ego. Podczas kameralnej uroczystości pożegnała go obsada "Przyjaciół"