Jego walkę z chorobą śledziła cała Polska. Taki był Mariusz Sabiniewicz
Sympatię widzów zdobył jako Norbert Wojciechowski w serialu „M jak miłość”
Początkowo jego postać w „M jak miłość” była czarnym charakterem. Później jednak przeszła przemianę, która przysporzyła jej wielu fanów. Serialowy Norbert długo walczył z chorobą nowotworową... Niestety okazała się silniejsza i mężczyzna zmarł 26 kwietnia 2007 roku w wieku 44 lat. Choć w tę śmierć trudno było uwierzyć przyjaciołom, rodzinie i kolegom z planu Mariusza Sabiniewicza, on sam mówił w jednym z wywiadów, że jest gotowy odejść. Jakim człowiekiem był aktor? Bliscy nie szczędzili mu ciepłych słów... Ulubieniec widzów odszedł prawie 17 lat temu.
[Ostatnie odświeżenie: 21.01.2024]
Mariusz Sabiniewicz: kariera, rola Norberta w „M jak miłość”
Przyszedł na świat 21 stycznia 1963 roku w Poznaniu. Z tym miastem związany był przez lata: ukończył jedno z miejscowych liceów, a po maturze przeniósł się do Łodzi. Tam rozpoczął edukację na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej im. Leona Schillera, którą ukończył w 1986 roku. Debiutował już rok wcześniej rolą Mariusza w „Marii i Woyzecku” Georga Buchnera w reżyserii Adama Hanuszkiewicza na deskach Teatru Studyjnego im. Juliana Tuwima w Łodzi. Podobno już od dziecka wymarzył sobie karierę aktorską... Te plany udało mu się zrealizować.
Po studiach otrzymał angaż w Teatrze Polskim w Poznaniu, w którym pracował przez cztery lata, a od 1990 roku aż do śmierci związany był z Teatrem Nowym im. Tadeusza Łomnickiego w tym samym mieście. Gościnnie grywał również w innych placówkach, jego talent dostrzegli najbardziej uznani reżyserzy. Wystąpił w spektaklach Krzysztofa Warlikowskiego, Krystyny Jandy, Agnieszki Glińskiej czy Eugeniusza Korina. Środowisko wiedziało, że Mariusz Sabiniewicz jest pasjonatem, człowiekiem niezwykle zaangażowanym w to, co robi oraz profesjonalnym w każdym calu.
Występował również na dużym i małym ekranie. I tak w 1988 roku zadebiutował w serialu „Pogranicze w ogniu” Andrzeja Konicy, później zaś pojawił się w polsko-niemieckim dramacie obyczajowym „Deszczowy żołnierz” (1996 rok), „Bożej podszewce” Izabeli Cywińskiej (1997 rok) oraz w kultowym „Na dobre i na złe” (1999). Regularnie grywał również w spektaklach Teatru Telewizji. Jednak serca widzów podbił przede wszystkim rolą Norberta Wojciechowskiego, partnera Marty Mostowiak (granej przez Dominikę Ostałowską) w serialu „M jak miłość”. Co ciekawe, na początku, zgodnie ze scenariuszem, był czarnym charakterem. Jednak przeszedł wewnętrzną przemianę i szybko stał się ulubieńcem fanów.
Czytaj także: Leczył złamane serce, kiedy jeden konkurs odmienił jego życie. Zygmunt Chajzer odnalazł wtedy miłość
Mariusz Sabiniewicz, Dominika Ostałowska, plan serialu „M jak miłość”, 19.06.2005 rok
Mariusz Sabiniewicz, plan „M jak miłość”, 18.06.2004 rok
Mariusz Sabiniewicz: diagnoza zabrzmiała jak wyrok. Od 2002 roku walczył z rakiem
W 2002 roku usłyszał potworną diagnozę. Rak. Podjął natychmiastową walkę o zdrowie i życie, którą udało mu się wygrać. Odetchnął z ulgą... Wydawało się, że zyskał drugie życie. Nie na długo. W 2005 roku rak zaatakował ze zdwojoną siłą. Mariusz Sabiniewicz nie był w stanie grać ani w serialu, ani w teatrze. Całą uwagę skupił na walce o zdrowie. Scenarzyści podeszli do tego z empatią i zrozumieniem. Zmienili fabułę tak, by mógł toczyć ten nierówny bój. Gdy on poddawał się zabiegom chemioterapii, grana przez niego postać została wysłana do USA, by wykładać na jednym z tamtejszych uniwersytetów.
Z czasem jego stan zaczął się poprawiać. Na tyle, że po przerwie stawił się na planie. Wówczas Ilona Łepkowska zaproponowała, by serialowy Norbert Wojciechowski poruszał się na wózku inwalidzkim. Mariusz Sabiniewicz zgodził się.
„Nie tylko nie miałem oporów, ale pomysł przyjąłem z radością. Przed paru laty życie mnie mocno doświadczyło, przeżywałem ciężkie chwile, musiałem brać chemię. Wtedy nie poradziłbym sobie, gdyby nie rodzina i koledzy z teatru. Tego typu doświadczenia uwrażliwiają człowieka na innych. Po tamtych przeżyciach serialowy Norbert stał mi się znacznie bliższy...”, podkreślał w jednym z wywiadów (cytat za swiatseriali.pl). Twierdził, że praca jest dla niego formą terapii.
W tym niezwykle trudnym czasie mógł liczyć na najbliższych oraz kolegów z branży. Oni wiedzieli i czuli, że to zaciekła walka nie tylko o zdrowie, lecz także o życie. „Czasem wydawał mi się nawet zbyt pokorny. Nie chciał nikomu sprawiać kłopotu, nie chciał być ciężarem. Pracowaliśmy razem siedem lat, a w ciągu tego czasu nie zdarzyła się nam ani jedna kłótnia czy choćby drobne spięcie. Ciężko pracował, ale umiał się też śmiać, wypić, zapalić, pożartować. Nawet wtedy, kiedy już walczył o życie”, wspominała na łamach „VIVY!” Dominika Ostałowska, która na szklanym ekranie tworzyła z nim związek małżeński.
Sam Mariusz Sabiniewicz ze swojej heroicznej walki uczynił swoisty manifest. Chciał przełamywać tabu, nadać jej głębszy sens. Pokazać innym, że cierpienie nie jest porażką. Że może dawać nadzieję innym i być formą terapii. „Choruję po raz drugi i już za pierwszym razem podjąłem taką decyzję, aby swoimi przeżyciami podzielić się z innymi. Mam poczucie, że dla ludzi chorych jest to być może pewien rodzaj terapii. Że można i trzeba walczyć z cierpieniem, bólem. Jeśli w ten sposób mogę innym jakoś pomóc przejść przez to piekielne doświadczenie, jakim jest choroba i dać choć cień nadziei, to naprawdę warto”, zwierzał się w rozmowie z „Głosem Wielkopolskim”, krótko przed śmiercią.
Czytaj także: Jej uroda była zawsze podziwiana. Po latach Anna Dymna mierzy się z bolesną krytyką
Mariusz Sabiniewicz, plan M jak miłość, 2002 rok
Mariusz Sabiniewicz, Warszawa, Pałac Sobańskich, 09.05.2005 rok
Mariusz Sabiniewicz: życie prywatne, żona, dzieci. Co stało się z jego postacią po śmierci?
Co dała ta walka? Stwierdził, że w trakcie pobytu w szpitalu uświadomił sobie, że wszyscy są równi wobec choroby i jej konsekwencji. Popularność nie zmienia absolutnie niczego.
Ostatnie tygodnie życia spędził na oddziale intensywnej terapii w jednym ze szpitali w Poznaniu. Zmarł 26 kwietnia 2007 roku po długiej walce z rakiem trzustki. Miał zaledwie 44 lata... Jego pogrzeb odbył się 2 maja tego samego roku. Został pochowany na Cmentarzu Miłostowo w Poznaniu na polu urnowym. Pozostawił pogrążoną w smutku żonę, Ilonę Sabiniewicz, oraz dwójkę dzieci: córkę Darię i syna Tomasza. Koledzy z planu nie ukrywali smutku i zaskoczenia.
„To się stało tak szybko… jeszcze kilka tygodni temu był z nami na planie. Mariusz zaczął chorować w tym samym czasie, kiedy mój mąż, obu odwiedzałam w szpitalu. Potem kiedy mój mąż odszedł, to miałam nadzieję, że Mariuszowi uda się pokonać raka, przecież był młody… Cieszyliśmy się, kiedy wrócił do pracy. Był po autoprzeszczepie, czuł się znakomicie, rozpierała go energia. Coś złego zaczęło się dziać trzy tygodnie temu. Wczoraj jeszcze Dominika (Ostałowska) mówiła, że rozmawiała z żoną Mariusza. Było z nim źle, ale nikt nie myślał, że tak źle. To ogromna strata, był wspaniałym człowiekiem, miał tyle planów…”, podkreślała wstrząśnięta Teresa Lipowska, serialowa Barbara Mostowiak. „Wierzyliśmy, że mu się uda. Przeżyliśmy dwa nawroty jego choroby, ale mieliśmy, tak jak on, nadzieję, że śmierć można odegnać”, dodawała Ilona Łepkowska, główna scenarzystka „M jak miłość”.
Mówił, że czuje się człowiekiem sukcesu. Co to dla niego oznaczało? Po prostu... życie. Zgasł zbyt wcześnie. W jego odejście nie mogli uwierzyć najbliżsi, przyjaciele, koledzy z planu. Wszyscy podkreślali, że był niezwykle ciepłą, empatyczną osobą, cudownym kolegą, dobrym człowiekiem. Po raz ostatni widzowie zobaczyli go na szklanym ekranie w odcinku wyemitowanym 8. maja 2007 roku. Później postać grana przez Mariusza Sabiniewicza została uśmiercona w katastrofie lotniczej.
Jego mottem życiowym były słowa z poezji Horacego „Carpe diem”, czyli „chwytaj dzień”. Nigdy się nie poddawał. „Do końca trzeba walczyć. Przynajmniej się starać. Rozkleić się, rozmazać jest najłatwiej”, zaznaczał w rozmowie z „Galą”.
W jednym z ostatnich wywiadów przyznał, że choć na swoją śmierć człowiek nigdy nie jest w stanie się całkowicie przygotować, on jest gotów do „dalekiej podróży”. „W razie czego mam spakowane walizki”, deklarował. Do końca jednak walczył i miał nadzieję, że chorobę uda mu się spacyfikować. Stało się jednak inaczej...
Czytaj także: Mieli być razem na zawsze, rozstali się po latach. Joanna Przetakiewicz ujawniła, co było powodem
Mariusz Sabiniewicz, pogrzeb, Poznań, 02.05.2007 rok